Do trzech razy sztuka. Triennale Rysunku Wrocław 2019
Triennale Rysunku, Think Thank Lab Triennale, Międzynarodowy Konkurs Rysunku… wrocławski festiwal miał już wiele nazw, i co najmniej dwa (ale raczej trzy) comebacki, które z jednej strony wydają się być próbą wypracowania nowej formuły, z drugiej powrotu do lat świetności. W 2019 r., niemal cztery lata po niezbyt udanej edycji Think Thank Lab Triennale 2015, podmioty odpowiedzialne za festiwal powracają z nową nazwą i odrobionymi lekcjami.
Pierwsza edycja Międzynarodowego Konkursu Rysunku odbyła się w 1965 roku z inicjatywy Andrzeja Willa i aż do 1999 roku impreza miała charakter spójnego instytucjonalnie, cyklicznego festiwalu poświęconego sztuce rysunkowej. Zaangażowanie takich postaci wrocławskiej sceny artystycznej jak Andrzej Lachowicz, Natalia LL, a także Jerzy Ludwiński sprawiło, że w latach 70. XX w. konkurs zyskał na popularności i prestiżu. Lata 70., a później 80. to we Wrocławiu czasy działalności galerii Pod Mona Lisą i PERMAFO a także aktywności wrocławskich artystów związanych z rozwijającą się, specyficzną dla tego miasta, sztuką konceptualną i performatywną. To chyba najbarwniejszy i najbardziej dynamiczny okres sztuki wrocławskiej, trudno się zatem dziwić, że organizowane wówczas kolejne edycje Międzynarodowego Konkursu Rysunku okazywały się, mniejszym lub większym, sukcesem. W 1999 r. festiwal zostaje jednak przejęty przez wrocławskie ASP. Już wtedy, jak można przeczytać na oficjalnej stronie tegorocznej edycji, chciano „nawiązać poziomem artystycznym i skalą do najlepszych lat wrocławskiego triennale”, jednocześnie zaś wraz z instytucjonalną egidą akademii, podjęto „zwrot w kierunku akademickiego definiowania rysunku”.
Kolejny comeback imprezy pod nową nazwą – Think Thank Lab Triennale – miał miejsce w 2015 r. Tym razem organizatorzy również postawili na rozmach i skalę. Przygotowano wówczas cztery wystawy główne i cztery towarzyszące. Organizatorom przyświecała „chęć zbadania kondycji współczesnego rysunku”, która była jedynym spoiwem programowym łączącym wszystkie wystawy i wydarzenia. Wobec tego mieliśmy prezentację sztuki rysunkowej artystów japońskich i polskich (w tym ciekawą realizację Kuby Wojnarowskiego) w Muzeum Architektury, gdzie znalazły się rysunki, ale także instalacje i fotografie (Natalia LL), wystawę skupioną na tradycyjnie rozumianym rysunku (m. in. Paweł Jarodzki w Ossolineum), performance’y z rysunkiem przestrzennym w roli głównej, instalacje multimedialne (Konrad Smoleński w galerii NEON)… Główna myśl, jaka jaka przychodziła mi do głowy uczestnicząc w Think Thak Labie brzmiała: za dużo.
Nic dziwnego, że w roku 2019 impreza ma już inną nazwę – Triennale Rysunku, a także znacznie zawężoną formułę (2 wystawy główne, 2 towarzyszące, 1 wydarzenie performatywne). To nie koniec zmian, które wydają się być wprowadzone w kontrze do poprzedniej – chyba powszechnie uznanej za nieudaną – edycji festiwalu. Wystawa konkursowa pt. Weltschmerz ma formułę problemową o jasno zarysowanej narracji, czego zabrakło podczas ostatniej edycji. Borderline zaś, wystawa główna prezentowana na dwóch piętrach MWW, w sposób konsekwentny koncentruje się na medium rysunku, a wizualnie i koncepcyjnie prezentuje się zacznie ciekawiej niż te sprzed czterech lat. Ponad to, zamiast lokalnych kuratorów i kuratorek, w 2019 r. zaangażowano dwa duże nazwiska: Stacha Szabłowskiego (kurator wystawy głównej) i Pawła Althamera, który w witrynach BWA Awangarda zorganizował trzeci w swej karierze Kongres Rysowników.
Tegoroczne Triennale rysunku to dwie wystawy główne, z czego jedna, Weltschmerz, to ekspozycja konkursowa, która od 1965 r. stanowiła trzon imprezy. Wyniki konkursu, zorganizowanego w trybie open calla, zaprezentowano w głównej galerii BWA, aktualnie antresoli Dworca Głównego. Kuratorką wystawy jest Patrycja Sap, trzeba jednak pamiętać, że to nie ona dokonywała selekcji prac, a jury. Jej rola polegała zatem na aranżacji prac i nadania ich zbiorowi linii narracyjnej. W tym przypadku punktem wyjścia było nie tylko myślenie o medium rysunku, ale przede wszystkim o temacie. Borderline, wystawa pokazywana w MWW, prezentuje zaś bardziej wachlarz formalnych możliwości, granic i interpretacji medium. Stach Szabłowski pokazuje na niej przede wszystkim prace rysunkowe, podczas gdy w BWA medium należy traktować raczej jako metaforę, trzy sale wypełniają wszelkiej maści instalacje przestrzenne, wideo, prace multimedialne, rzeźbiarskie etc. Dwóm głównym wystawom towarzyszą mniej spektakularne ekspozycje w Entropii (W nieporządku) czy w Arttrakcie (gdzie wystawę indywidualną ma zwycięzca z 2015 r., Filip Berte).
Tytuł ekspozycji a zarazem konkursu, weltschmerz, tradycyjnie rozumiany jest raczej jako neurotyczne i narcystyczne skupienie na sobie i swoim przeżywającym Ja. Tymczasem wyłonione w konkursie prace charakteryzuje niespodziewane zaangażowanie młodych twórców w bieżące problemy globalnego Zachodu. Pisząc „niespodziewane” mam w tyle głowy cały czas wspomnienie poprzedniej edycji festiwalu, który zwrócony był przede wszystkim ku kondycji medium, problemom abstrakcyjnym i uniwersalnym, a także tradycji awangardowej. Tegoroczną Nagrodę Główną zdobyło Stworzenie świata Moniki Drożyńskiej, praca, która wyznacza perspektywę możliwych narracji. To nieantropocentryczna wizja początku, takiego, w którym człowiek nie tylko nie stanowi centrum dla wszechświata, ale w ogóle go w nim nie ma. Na drugim biegunie narracji umieściłabym instalację New Order Jerzego Hejnowicza. Złożyła się na nią geograficzna mapa świata, z której powierzchni zostały wymazane niektóre obszary lądów. Na mapę należało spoglądać zza konstrukcji przypominającej teleskop, ale kojarzący się również z karabinem, wskaźnikiem, armatą… Ważne, że widz stał za jego sterem, a więc miał (złudną) władzę nad światem, który jest systematycznie wymazywany. I tak, choć konkurs wygrała afirmatywna, optymistyczna praca Drożyńskiej, prezentująca piękno i bogactwo świata nie-ludzkiego, większości artystów bliższa jest chyba perspektywie Hejnowicza. Wiele realizacji wskazuje na zagrożenia i cierpienie, ale także współodczuwanie. W końcu weltschmerz.
Tytuł ekspozycji a zarazem konkursu, weltschmerz, tradycyjnie rozumiany jest raczej jako neurotyczne i narcystyczne skupienie na sobie i swoim przeżywającym Ja. Tymczasem wyłonione w konkursie prace charakteryzuje niespodziewane zaangażowanie młodych twórców w bieżące problemy globalnego Zachodu.
Pojawiły się zatem wątki dotyczące kryzysu migracyjnego i uchodźców. Marta Bełkot pokazała Diasporę, Adam Nowaczyk 77 twarzy „innego”. Obok katastrofy ekologicznej i politycznej oraz kryzysu migracyjnego na wystawie pojawiły się także studia przemocy i historii. Marek Grzyb zaprezentował Zapis, instalację z pomalowanych na czarno zabawkowych żołnierzyków, roślin, śmigłowców, mebli, zwierząt. Każdy element był zapakowany w osobną plastikową saszetkę i zawieszony na podświetlonej tablicy, jak zabawki lub narkotyki. Radek Szlęzak zaś w Powidokach Historii podjął się tematu kolonizowania przestrzeni publicznej ideologicznie zorientowanych pomników, a później ich usuwania. Nietypowym studium przemocy, a także granic sztuki, była żywa instalacja Izabeli Łęskiej Zakręt zawiłych linii już zrealizowanego planu. Artystka użyła żywych ślimaków, które w czasie wernisażu były zraszane wodą. Podobno zadbano o to, by miały odpowiednie warunki, a po wernisażu, nadal żywe wyniesiono „na trawkę”. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że ślimaki w ludzkiej (i wernisażowej) hierarchii stoją dosyć nisko, choć tuż obok wisiała nagrodzona Grand Prix nieantropocentryczna perspektywa świata Drożyńskiej. Zapytawszy kilkoro znajomych, co myślą o żywych ślimakach na wystawie, odpowiedzieli, że ich nie zauważyli.
Prace Drożyńskiej, Nowaczyka, Bełkot, Grzyba, Szlęzaka i innych mają charakter polityczny lub światopoglądowy, ale na wystawie nie zabrakło również dzieł o charakterze bardziej osobistym, intymnym. Ten rodzaj twórczości reprezentują m. in. instalacje o charakterze notatników i relacji pisemnych. Anna Juszczak zaprezentowała BADGOOD (Nagroda Rektora ASP we Wrocławiu), instalację składającą się z notatek, jakie czyniła wychodząc z afazji, ucząc się na nowo widzieć i rozumieć świat. Zyvile Jasutyte, nagrodzona wyróżnieniem honorowym, zaprezentowała notatnik w formie zwoju, nawiązującego do kultury japońskiej. Poza formą prezentacji (zwój z papieru ryżowego na drewnianej rączce) jej praca jest jednakże przykładem niezwykle żmudnej i najbardziej tradycyjnej formy rysunku, a także dowodzi, że umiłowanie patronatu imprezy do tradycyjnego rysunku warsztatowego jest wciąż silne. Na wystawie zaprezentowano także ceramikę: Zestaw obiadowy Anny Orbaczewskiej-Niedzielskiej (Nagroda Rektora ASP), Rozbite Martyny Zaradkiewicz, która ma we Wrocławiu mocną pozycję instytucjonalną ze względu na Wydział Ceramiki i Szkła oraz specjalną, poświęconą ceramice filię BWA.
Weltschmerz jest już trzecią wystawą prezentowaną w nowej siedzibie BWA. Kuratorka rozegrała przestrzeń z dużym wyczuciem, wydobywając prace subtelne i nieduże gabarytowo. Lepsze i ważniejsze realizacje jakby „wychodzą” ku widzowi, a nudne, czy nieciekawe ( np. niektóre wielkoformatowe grafiki albo suchoryty) lub instalacje wydają się stanowić tło, rodzaj scenografii, dla tych, które – przynajmniej dla mnie – domagają się szczególnej atencji. Sap świetnie poradziła sobie z przestrzeniami dworcowej antresoli. To dzięki niej wystawa robi dobre wrażenie wizualne, gdzie konkursowe obiekty nie są po prostu patchworkiem, ale układają się również w narrację o dzisiejszym świecie i wrażliwości młodego twórcy, jako istoty w nim żyjącej. Wiele jednak zależało tu od prac, jakie napłynęły na konkurs (albo – jakie zostały wybrane). Duże, rozbudowane instalacje bardzo źle wypadają w tej przestrzeni o niskich sufitach i salach poprzecinanych wąskimi kolumienkami; potrzebują więcej wolnego powietrza i subtelnego towarzystwa. Zaprezentowane na inauguracyjnej wystawie Odjazd monumentalne realizacje Honoraty Martin, Krzysztofa Gila, Olafa Brzeskiego czy Grupy Luxus, pokazały wyraźnie, że ta przestrzeń szkodzi podobnym obiektom, jeśli jest ich zbyt wiele. Po zobaczeniu Odjazdu do dziś mam wrażenie, że nie można było bardziej zaszkodzić dobrym pracom, niż zrobiono to wówczas w BWA. Weltschmerz i prezentowana wcześniej wystawa Wszyscy spotkamy się w tym samym miejscu są jednak dowodem na to, że dworcowe antresole można dobrze zaaranżować.
Weltschmerz jest już trzecią wystawą prezentowaną w nowej siedzibie BWA. Kuratorka rozegrała przestrzeń z dużym wyczuciem, wydobywając prace subtelne i nieduże gabarytowo.
Na tle Weltschmerz, Borderline wydaje się być bardziej wyważona, mniej dynamiczna i wielowątkowa. To, co daje się od razu zauważyć, to również dobór nazwisk – młode i średnie pokolenie reprezentują artyści o bezpiecznej lub ugruntowanej pozycji m. in. Wojciech Bąkowski, Bartosz Zaskórski, Jacek Markiewicz, Łukasz Korolkiewicz, czy choćby Kornel Jańczy. Znacznie więcej tu prac rysunkowych i graficznych, choć Szabłowski otwiera ekspozycję instalacją wideo Juliany Höschlov’ej Gourgeous atractive blond young funny white elegant woman oraz serią fotografii autorstwa Jacka Markiewicza, rejestrujących religijne (katolickie, ale też „satanistyczne”) tatuaże więźniów zakładu karnego. Na Borderline Szabłowski nie operuje pojedynczymi pracami (nieliczne wyjątki stanowią m. in. wspomniana instalacja Höschlov’ej czy monumentalne płótno Krzysztofa Gila), ale prezentuje całe cykle danych autorów, a nawet „mini wystawy” w wystawie. Możemy zatem zobaczyć ciągnące się przez długi odcinek korytarza rysunki Łukasza Korolkiewicza. Surrealistyczne, pełne seksualnych aluzji i nieokreślonych fantazji, nietypowe dla artysty, który zapisał się w historii polskiej sztuki współczesnej jako hiperrealista. W podobnym, odrealnionym tonie utrzymane są malowane czarnym tuszem ilustracje Zofii Gramz, choć bywają bardziej narracyjne.
Na wystawie sporo także prac Piotra Bosackiego, również nietypowych – tym razem dla przestrzeni wystawienniczej – bo składających się głównie z onirycznych opowiadań i tekstów. Pismo pojawia się na tegorocznym Triennale nie tylko w MWW, ale także na Weltschmerz (wspomniana praca Anny Juszczak) oraz podczas Kongresu Rysowników, gdzie każdy uczestnik mógł dopisać, przekreślić lub zamazać tekst naniesiony przez inną osobę. Na tegorocznej edycji sporo także notatników. Te jednak, jako obiekty niemal zawsze atrakcyjne wizualnie i dające duże możliwości ekspozycyjne, są obecne na każdej edycji Triennale. Na ścianach MWW ciągną się także kolorowe grafiki Róży Litwin z lat 2013-2018. Swoją przestrzeń ma – momentami podobny formalnie i wizualnie do Litwin – Kornel Jańczy. Sporo miejsca na Borderline zajął Michał Slezkin. Szabłowski zaprezentował jego notatniki, które oglądać można było rozłożone w gablocie oraz na slajdach, co pozwalało na bieżąco dostrzegać różnicę jaka zachodzi między obrazem a jego fotograficzną reprezentacją. Pod koniec ekspozycji można zobaczyć inną ciekawą realizację Slezkina. Pamiętacie Recto/ Verso, wystawę Wróblewskiego prezentowaną jeszcze Emilce? Otóż Slezkin – inspirując się Wróblewskim, czy nie – pokazał w MWW instalację z podwieszonych nad ziemią obrazów z jednej strony abstrakcyjnych, z drugiej figuratywnych kolaży.
Największą „wystawą w wystawie” jest prezentacja twórczości Bartka Kiełbowicza, która zresztą powraca i przeplata się z pracami innych artystów już do końca Borderline. W pewnym momencie ma się wrażenie, że znalazło się już w innej przestrzeni, innej wystawie i do tej poprzedniej się już nie powróci. Prezentowane rysunki, obrazy i kolaże Kiełbowicza tworzą spójną ekspozycję skupioną na poszukiwaniach formalnych, opartą na gestach malarskich i rysunkowych, których apogeum stanowią ogromne płótna pokryte niezliczonymi warstwami farb i pasteli utrzymanymi w podobnych gamach barwnych. Bywają też momenty konceptualne i żartobliwe jak np. seria rysunków przedstawiających – z opisu – domy i rezydencje, a w rzeczywistości identyczne prostokąty zieleni reprezentującej żywopłoty. Zobaczyć można mniejsze i większe kolaże artysty, z okładek zeszytów retro lub na płótnach. Puenta, jaka wyłania się z Borderline, wydaje się wskazywać na to, że choć rysunek może być językiem młodego współczesnego twórcy, to jego inspiracje pozostają osadzone w tradycjach awangardowych i neoawangardowych. Kolaże, abstrakcyjne płótna i repetycja motywu wskazują na dadaistyczne, modernistyczne i konceptualne reminiscencje.
Przyglądając się historii niegdysiejszego Międzynarodowego Konkursu Rysunku, a dzisiejszego Triennale, widać wyraźnie impas, w którym znalazła się impreza. Problem z kolejnymi edycjami i reaktywacjami wynikać może nie tyle z samej zmiany instytucjonalnej (przejęcie przez ASP we Wrocławiu), co z wyczerpania założeń stojących u genezy festiwalu, wyczerpania się rysunku jako medium i pojęcia, które można wciąż na nowo eksploatować i poddawać krytyce. Wystawy zaprezentowane w ramach Think Thank Lab Triennale 2015 miały za zadanie, jak w wywiadzie z Kamą Sokolnicką dla „Obiegu” przyznał Przemek Pintal, zaprezentować współczesną kondycję rysunku, ja jednak na ich podstawie wywnioskować bym mogła, że rysunek jest wszystkim i niczym, a Triennale kolejnym przeglądem lokalnej twórczości artystycznej i kuratorskiej. Być może liberalne podejście do definicji byłoby do zaakceptowania, gdyby nie to niepotrzebne rozproszenie i namnożenie wystaw i wystawek, które oprócz enigmatycznie scharakteryzowanego pojęcia rysunku, nic nie łączyło. Nowa nazwa i ewidentne okrojenie programu tegorocznej odsłony, świadczą nie tyle o chęci powrotu do korzeni i lat świetności, co potrzeby odcięcia się od poprzedniej edycji imprezy. Tegoroczny comeback – przypominam, trzeci – ma wszystko to, czego nie było poprzednio: o połowę mniej wydarzeń, wystawy problemowe, prestiżowe i bezpieczne warszawskie nazwiska, co wyraźnie świadczy o tym, że organizatorzy wzięli sobie do serca niepowodzenia Think Thank Labu. Być może za trzy lata nie będzie trzeba wymyślać nowej formuły? Do trzech razy sztuka!
Przypisy
Stopka
- Wystawa
- Triennale Rysunku Wrocław 2019
- Miejsce
- MWW Muzeum Współczesne Wrocław, BWA Wrocław Główny, Galeria Entropia, Centrum Innowacyjności (CSU.CI), ASP im. E. Gepperta we Wrocławiu, Galeria Arttrakt
- Czas trwania
- 14.06 – 15.09.2019
- Fotografie
- Justyna Fedec
- Indeks
- Adam Nowaczyk Agnieszka Grodzińska Aleksandra Sojak-Borodo Alicja Jodko Andrzej Wieteszka Anita Mikas Anna Juszczak Anna Orbaczewska Artur Tajber Bartek Arobal Kociemba Bartek Kiełbowicz Bartosz Zaskórski Beata Rojek Bogdan Topor Bożena Grzyb-Jarodzka Cristóbal León Czesław Chwiszczuk Daisuke Nishijima Daria Skok Dejan Grba Dominik Litwin Dominik Podsiadły Ewa Kulesza Grupa Amen Hanna Rozpara Iga Świeściak Irmina Rusicka Izabela Łęska Jacek Markiewicz Jack Williams Jakub Słomkowski Jan Mioduszewski Jarosław Kozłowski Jarosław Słomski Jędrzej Sierpiński Jerzy Hejnowicz Jerzy Kosałka Joaquín Cociña Julia Królikowska Juliana Höschlová Julita Gielzak Justyna Smoleń Kasper Lecnim Katarzyna Piątek Katarzyna Wójcicka Kornel Janczy Krzysztof Gil Lasma Bringina Łukasz Gierlak Łukasz Korolkiewicz Magda Migacz Magdalena Moskwa Magdalena Parfieniuk Magdalena Sadłowska Marek Grzyb Mariya Pavlenko Marta Bełkot Martyna Zaradkiewicz Mateusz Kokot Michalina Wawrzyczek-Klasik Michał Jakubowicz Michał Pietrzak Michał Slezkin Mira Boczniowicz Monika Drożyńska Nils Atallah not a Number Olga Śliwa Olga Ząbroń Patrycja Sap Paulina Poczęta Paweł Althamer Paweł Baśnik Piotr Bosacki Piotr Bzdęga Piotr Kopik Piotr Skowron Piotr Żaczek Radek Szlęzak Róża Litwa Sebastian Trzoska Stach Szabłowski Tomasz Dobiszewski Weronika Michalska Wojciech Bąkowski Zbigniew Rogalski Živilė Jasutytė Zofia Gramz