Dlaczego podpisałyśmy petycję w sprawie Instytutu Sztuki Wyspa w Gdańsku
Do polityczek i polityków, urzędniczek i urzędników, artystek i artystów, kuratorek i kuratorów, krytyczek i krytyków, historyczek i historyków sztuki.
W Polsce od jakiegoś czasu następują tak zwane „dobre zmiany” w trybie błyskawicznym, po cichu w towarzystwie bliższych i dalszych koleżanek i kolegów. Dzieją się one w każdej przestrzeni: politycznej, kulturowej i społecznej. Dla jednych być może to powiew nowego – jednak w większości dotychczas podjętych decyzji równoznaczne są one z bezmyślnością i nieprawdopodobną ignorancją. Najczęściej działania te są dość mętnie uzasadniane, charakteryzują się bezwzględnym i systematycznym niszczeniem ludzi – tak w sferze prywatnej jak i publicznej – oraz instytucji ważnych z wielu powodów.
Odnosimy wrażenie, że wyżej opisane, wydawałoby się abstrakcyjne sytuacje, ucieleśniły się kilka tygodni temu w Instytucie Sztuki Wyspa w Gdańsku. Kuriozalne i całkowicie niezrozumiałe jest zachowanie władz miasta wobec 30-letniego dorobku Wyspy, stanowiącego ważną część historii polskiej sztuki współczesnej i będącego obowiązkowym tematem wykładów z historii sztuki prowadzonych na wyższych uczelniach. Grzegorza Klamana traktuje się jak nic nieznaczącą personę, z którą nawet nie warto rozmawiać.
Panie i Panowie, nie wolno tak nikogo traktować, ponieważ jest to brak elementarnej przyzwoitości i kultury – tej osobistej. W taki sposób postępują tak zwani „czyściciele kamienic”. Najpierw milczą, nie odpowiadając na żadne pytania, a potem błyskawicznie, bez ostrzeżenia odcinają wodę, wyłączają prąd i nakazują wyprowadzić się z dnia na dzień. Jeżeli pojawia się opór, rozwiązują konflikt siłowo.
W przypadku Wyspy skrupulatne, etapowe zduszanie jej odbywa się na pewno od dwóch lat. Żadnych dotacji, żadnego wsparcia, żadnego dialogu. Wyspa to jedyna w Polsce galeria niezależna, która od 30 lat walczy o własne miejsce, a zarazem uznanie instytucji zapewniających m.in. wsparcie finansowe. Zależna od decyzji władz i ich oczekiwań Wyspa nie musiała obawiać się środowiska, teraz to jednak z jego strony przyszło ostateczne uderzenie.
Pojawiają się zarzuty, że Grzegorz Klaman Wyspę zmarnował, zadłużając ją, nie szanując pracownic i pracowników, proponując kiepski program kuratorsko-artystyczny. Zastanawia, dlaczego w tej opowieści pojawia się tylko jego nazwisko? W naszym przekonaniu należy być współodpowiedzialnym za podjęty razem wysiłek, pracę, trud, sukcesy, ale również za problemy, które są nieuniknione, kiedy konsekwentnie, rezygnując z najmniejszego przejawu konformizmu uprawia się – nie tylko poprzez nic nie warte slogany, ale przede wszystkim poprzez praktykę – dyskurs krytyczny.
W beztroski i perfidny sposób miażdży się jednego z najważniejszych artystów po 1980 roku. Nagłe „unieważnianie” i metody, jakimi ono następuje, wystawia jak najgorsze świadectwo środowisku. Zabierając Klamanowi jego przestrzeń, którą tworzył wraz z kolektywem silnych inteligentnych osobowości, odbiera się gdańskiemu środowisku artystycznemu niezależność, szacunek, pamięć, wolność i wyjątkowość. Ci ludzie spędzali w Modelarni (wyburzona), a potem w Wyspie dzień i noc, ciężko fizycznie pracując. Robili to dla idei, wierząc głęboko, że poprzez twórcze działanie można zmienić ponurą i zakłamaną rzeczywistość. Była to nieukładająca się z nikim kooperacja Robotnic i Robotników, którzy wspólnie działali i wzajemnie sobie ufali.
To, co dzieje się teraz jest smutne, przykre i rozczarowujące. Osobiste animozje i pretensje niszczą wyjątkową strukturę, która w Polsce wyznaczyła kierunek dla krytycznego myślenia. Czyżby gdańska władza tego nie widziała?! Czy środowisko również nie jest tego świadome?! Urzędnicy skrzętnie wykorzystali ten konflikt, a konsekwencje tego są takie, że na naszych oczach ginie Wyspa – fizycznie i mentalnie.
Wstyd!
Dr Małgorzata Jankowska
Dr Katarzyna Lewandowska