Co robić? Janusz Janowski w Zachęcie
Minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński ogłosił zamiar powołania na stanowisko dyrektora Zachęty Janusza Janowskiego, malarza, prezesa Związku Polskich Artystów Plastyków, redaktora naczelnego magazynu „Ars Forum”, współprowadzącego program Republika sztuki w TV Republika. Diagnozy dotyczące polityki instytucjonalnej w sferze kultury – w tym sztuki – są dobrze znane. Dlatego postanowiliśmy zapytać o recepty. W przedpandemicznym roku 2019 Zachętę odwiedziło ponad 120 tys. osób, galeria zorganizowała 26 wystaw w kraju i za granicą, a także ponad 700 wydarzeń edukacyjnych. Czy publiczność upomni się o swoją galerię? Czy środowisko artystyczne ma jeszcze sprawczość? Co robić wobec zaistniałej sytuacji? W jaki sposób? I z kim?
Jana Shostak, artystka
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Każdy reżim zaczynał się od ograniczenia wolności w środowisku kultury. Mamy obowiązek nagłośnić to wszystkim tym, którzy nie zdają sobie z tego sprawy!
Kamila Bondar, prezeska zarządu Fundacji Sztuki Polskiej ING
Jako Fundacja Sztuki Polskiej ING współpracujemy z Hanną Wróblewską od ponad siedemnastu lat, a ja osobiście od ponad sześciu. Hanka to fantastyczna, pełna energii, niezwykle serdeczna, otwarta osoba, która wie co jest ważne i mówi tylko tyle, ile trzeba, za co bardzo ją podziwiam. Jej wkład w rozwój kolekcji Fundacji Sztuki Polskiej ING jest nieoceniony. Jestem już trzecią z kolei kuratorką kolekcji Fundacji, która może liczyć na jej pomoc i wsparcie.
Kiedy sześć lat temu rozpoczęłam pracę w Fundacji, z przyjemnością odkryłam, że partnerstwo z Zachętą ma nie tyle czysto formalno-biznesowy charakter, co wielowymiarowy, a nawet osobisty. Przez lata mogłam liczyć na rady koleżanek ze świetnie funkcjonujących działów zbiorów, edukacji czy wydawnictw. Było to bardzo pomocne w rozwijaniu projektów Fundacji. Mamy też na koncie wspólnie zrealizowane wystawy, z których pamiętna Sztuka w naszym wieku była pokazywana w kilku miastach poza Warszawą. Fundacja co roku wspiera Zachętę darowizną na rozwój jej kolekcji i ma przekazać jej swój zbiór w razie ewentualnego zakończenia działalności. To bardzo dobra współpraca, przynosząca korzyści obu stronom. Obserwuję, że nie wszystkim instytucjom i firmom prowadzącym działania w polu sztuki udaje się zbudować tak partnerską, pełną zaufania i życzliwości relację. Wszystkim takiej życzę.
Bardzo odpowiada mi egalitarny i włączający styl działania Zachęty. Mam tu na myśli między innymi otwartość i dbałość o publiczność tej instytucji. Zachęta była pod wieloma względami pionierem w tym obszarze, począwszy od bardzo przemyślanej oferty np. dla nauczycieli czy osób starszych poprzez różne inne działania, które nie sposób wymienić w jednym zdaniu. Dobrym przykładem może być wprowadzona dawno temu w Zachęcie polityka udostępniania wizerunków dzieł na licencjach Creative Commons, którą zresztą – idąc za ich przykładem – też wdrożyliśmy.
Ważne jest też to, że w Zachęcie nie ma nudy. Jako instytucja angażuje się w istotne dla społeczeństwa sprawy i tematy, jednocześnie nikogo nie obrażając. To wszystko w dużej mierze zasługa Hanny Wróblewskiej. Osoba kierująca ma zawsze ogromny wpływ nawet na drobne sprawy, buduje atmosferę instytucji. Oczywiście instytucja to nie tylko jej dyrektor, jest też zespół, za który trzymam kciuki. Dla mnie i dla Fundacji ta współpraca to ogromny przywilej!
Artur Żmijewski, artysta
Co robić? Kłopot jest taki, że nie wiem. Wydaje mi się, że warto próbować różnych rzeczy, o których już mówią inni: protestów pod Ministerstwem Kultury, okupacji budynku Zachęty, zbiorowego zabrania głosu przez dyrektorów i dyrektorki innych instytucji kultury w kraju; być może nawet listu do nominata, by tej funkcji nie przyjął lub się jej zrzekł. Wydaje mi się jednak, że te środki wypaliły się, zanim zostały podjęte. Ten minister raczej nie zmieni decyzji – do chwili, gdy działania nowego nominata nie ośmieszą samego ministra. Sądzę, że aby coś zmienić w przypadku obrony Zachęty, trzeba zaryzykować o wiele więcej niż dotychczas, więcej położyć na szali. Bo stawka jest wyższa, a przyszłość czarniejsza. Myślę jednak z sympatią o bardzo różnych działaniach, bo jak mówił Marek Edelman: „Lepiej robić coś, niż nic nie robić”.
Iwona Kurz, dyrektorka Instytutu Kultury Polskiej UW
Polityka personalna Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego nadal zgodna jest z zasadą, że lepiej, żeby nie było nic, niż żeby funkcjonowało coś, co jest jakkolwiek nieprawoskrętne. Nic nie wiadomo o kompetencjach nominata ministra Glińskiego, które pozwalałyby mu kierować taką instytucją jak Zachęta – czym to się kończy, widzieliśmy w Muzeum Narodowym pod dyrekcją Jerzego Miziołka. Minister ma prawo powołać swojego kandydata, ale mądrość władzy polega też na tym, by ze swoich praw niekiedy nie korzystać. Tu potrzebna jest mądra kontynuacja, a nie desant z ministerialnych przedpokojów.
Zachęta, dzięki konsekwentnemu kierownictwu – w ostatnich latach Hanny Wróblewskiej – stała się jedną z najważniejszych instytucji sztuki w Polsce, widoczną także międzynarodowo. Wypracowała własny profil wystawienniczy, umiejętnie łącząc ekspozycje sztuki najnowszej z namysłem nad przeszłością (wystawy historyczno-kulturowe stały się tu marką samą w sobie), a retrospektywy z działaniami projektowymi. Towarzyszy temu przemyślany i wszechstronny program edukacyjny. Wszystko to jest możliwe dzięki zespołowi stworzonemu przez Hannę Wróblewską, świetnemu merytorycznie, dobrze zorganizowanemu, otwartemu na współpracę z osobami i organizacjami zewnętrznymi.
Cała ta sytuacja pokazuje też, że nie mamy narzędzi do ochrony dobrych instytucji; w kolejnych z nich dochodzi do zmiany dyrekcji, co prowadzi do zamykania wypracowanych programów, niszczenia dobrze funkcjonujących zespołów i wygaszania kulturotwórczego potencjału. Przede wszystkim jednak brakuje nam sensownych regulacji, które pozwalałby z jednej strony na merytoryczną ocenę programów i sposobów administrowania, a w efekcie na przedłużenie (lub nie) kadencji dyrektorów, z drugiej – na sensowne nimi zarządzanie, uwzględniające opinię zewnętrznych ciał eksperckich oraz samorządnych zespołów tych instytucji.
Paweł Susid, artysta
Daniel Rumiancew, artysta
W sprawie Zachęty potrzebny jest spójny, jednoznaczny, jak najobszerniejszy głos; nie wystarczy czyniony w rozproszeniu artywizm, który choć bardzo ważny, jednak nie pokazuje siły całego środowiska. Wiele osób nie angażuje się w poszczególne akcje, pomimo że jak najbardziej je popiera (w tym ja sam). Potrzebna jest intensywna, długotrwała manifestacja, która po pierwsze zjednoczy środowisko (wraz z osobami stowarzyszonymi) i po drugie zmotywuje osoby dotychczas pasywne lub wycofane do realnych działań, a nie tylko aktywności w mediach społecznościowych – chwilowo poprawiających nastrój, ale de facto znieczulających.
Tą silną, ogniskującą i spajającą manifestacją powinien być strajk okupacyjny budynku Zachęty, nawet jeśli wiemy, jak skończyły się podobne akcje na Węgrzech. Jeśli mamy okazać rozmiar naszego oburzenia (ale także lęku) wobec wrogiego zawłaszczenia kolejnych instytucji sztuki przez ideologiczną prawicę, to właśnie teraz, przy okazji Zachęty, choć słowo „okazja” brzmi tu sarkastycznie.
Podobnie jak przy innych nominacjach bez konkursu na stanowiska dyrektorskie w instytucjach kultury i sztuki, również w przypadku środowiska sztuk wizualnych i Janusza Janowskiego jest to próba wywołania podziału – tym razem ma to być podział ZPAP kontra „lewica artystyczna”.
Co niezwykle istotne, Narodowa Galeria Sztuki ma obszerną, stabilną i wierną publiczność, chyba najobszerniejszą spośród warszawskich instytucji, znacznie wykraczającą swoim zasięgiem poza środowisko sztuki aktualnej. Potencjalnie duża liczba osób, które do niej przychodzą wesprze akcję, a być może nawet weźmie w niej udział. W dodatku wydaje się, że ta publiczność reprezentuje różne poglądy polityczne, co w tym przypadku jest oczywistą zaletą. W obronie Zachęty udałoby się, jak sądzę, zmobilizować wiele przedstawicielek i przedstawicieli innych zawodów artystycznych, a także osoby będące autorytetami w różnych dziedzinach kultury. Ich wsparcie ogromnie wzmocniłoby siłę akcji Occupy Zachęta, a także wpłynęło na integrację ogółu społeczności pracowniczek i pracowników kultury i sztuki, de facto bowiem w przeważającej większości nie ma między nami różnic – tym bardziej w obliczu wytworzonego przez prawicę bytowego i ideowego zagrożenia. Podobnie jak przy innych nominacjach bez konkursu na stanowiska dyrektorskie w instytucjach kultury i sztuki, również w przypadku środowiska sztuk wizualnych i Janusza Janowskiego jest to próba wywołania podziału – tym razem ma to być podział ZPAP kontra „lewica artystyczna”. Dlatego tak ważne jest pokazanie jedności przy jednoczesnej próbie włączenia do okupacyjnego strajku jak największej liczby rozsądnych osób, w tym artystek/-ów, kuratorek/-ów, teoretyczek/-ów itd. reprezentujących bardziej centrowe poglądy.
Jan Simon, artysta
Wydaje mi się, że intencje obecnego ministra kultury są w pełnie czytelne. Chodzi o zniszczenie środowiska sztuki współczesnej, a być może kultury polskiej w jej obecnej formie w ogóle. O ile powołanie Piotra Bernatowicza na dyrektora Zamku Ujazdowskiego można było interpretować w jako próbę stworzenia przeciwwagi dla wyobrażonego lewicowego odchylenia środowiska sztuki współczesnej, o tyle powołanie prezesa ZPAP na dyrektora Zachęty jest czystym aktem agresji i zniszczenia. Aktem zniszczenia wymierzonym w wartość, którą budowaliśmy przez ostatnie dwadzieścia czy trzydzieści lat naszego życia zawodowego.
Wynikają z tego, według mnie, dwie rzeczy: po pierwsze jak na dłoni widać, że zupełnie nie działają i nie mają sensu próby dialogu, szukanie kogoś, kto może przekona kogoś, że może jednak nie, że może jednak inaczej. Nie działają też wszelkiego rodzaju listy otwarte czy protestacyjne, niezależnie od tego jakie ważne autorytety polskiej czy światowej kultury by się pod nimi nie podpisały. Wyobrażam sobie ministra Glińskiego, który przepuszcza je przez niszczarkę i dekoruje sobie tymi strzępami papieru świąteczną choinkę. Po drugie mamy prawo się bronić. Mamy prawo bronić nie tylko swoich miejsc pracy czy przestrzeni do jej pokazywania, ale mamy prawo bronić polskiej kultury.
Dlatego uważam że nie możemy oddać Zachęty bez walki, nawet jeżeli miało by to oznaczać rozbicie namiotów w Sali Matejkowskiej czy przykucie się kajdankami do drzwi wejściowych do budynku. #occupyzacheta
Dorota Monkiewicz, kuratorka, historyczka sztuki
Kiedy byłam w Budapeszcie na przełomie września i października tego roku, zdecydowałam się odwiedzić bratnią w stosunku do naszej Zachęty galerię Műcsarnok, aby na własne oczy przekonać się na czym polega polityka kulturalna rządu węgierskiego w stosunku do sztuki współczesnej. Jak wiadomo, odbyła się tam kulturalna „rewolucja”, w wyniku której nasi koledzy i koleżanki – kompetentni dyrektorzy i kuratorzy – stracili pracę, a publicznymi instytucjami kultury zarządza „Akademia” złożoną ze sprzyjających Orbanowi artystów. W Műcsarnoku zobaczyłam wystawę prac z lat 60. i 70. XX wieku potencjalnie interesującego węgierskiego artysty, ale zaprezentowanego w sposób skrajnie niekompetentny – prace powieszono na brudnych ścianach i w sposób nawiązujący do praktyki ekspozycyjnej z epoki słusznie minionej. Ogólne wrażenie: buro, brudno i ponuro oraz ani jednego widza poza mną.
Czy chcemy, aby wystawy w Zachęcie zeszły do tego poziomu?
Decyzje personalne, które podejmuje obecny minister kultury i dziedzictwa narodowego zmierzają wprost do zniszczenia wiodącej w Polsce galerii sztuki współczesnej. Stawka jest jednak jeszcze większa.
W czasie minionych trzech dekad zajęliśmy się w Polsce wszechstronnie historią i teorią wystawiennictwa, nową muzeologią, przestrzennymi ekonomicznymi i społecznymi modelami funkcjonowania muzeów i galerii oraz mediacją i edukacją artystyczną. Wraz z teorią rozwijała się praktyka organizowania wystaw i programowania instytucji kultury. Wieloletnia wysiłki i eksperymenty na tych polach zwiększyły atrakcyjność instytucji kultury i przyniosła znaczący wzrost zainteresowania ze strony publiczności. Dzisiaj polskie instytucje, pomimo szkód, które już miały miejsce w wyniku decyzji rządzących, są wciąż na światowym poziomie i mogą nawiązywać równorzędny dialog z globalną sceną artystyczną. A w każdym razie taką instytucją jest Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki w Warszawie.
Aby utrzymać tak wysoki poziom, dyrektor galerii czy muzeum w Polsce dzisiaj musi mieć świadomość tego dorobku oraz doświadczenie w jego praktykowaniu. Zarządzanie instytucją kultury to nie jest zajęcie dla dyletantów, nawet w XVII-wiecznym znaczeniu tego słowa (dilettanti, czyli miłośnicy sztuki). Decyzje personalne, które podejmuje obecny minister kultury i dziedzictwa narodowego zmierzają wprost do zniszczenia wiodącej w Polsce galerii sztuki współczesnej. Stawka jest jednak jeszcze większa. Kolejne decyzje rządzących prowadzą do zniszczenia dorobku polskiej refleksji kuratorskiej i instytucjonalnej, do spychania najbardziej wartościowych zjawisk polskiej sceny artystycznej w sferę komercyjną, gdzie nie wszystkie idee mogą się swobodnie rozwijać, oraz do rozbicia i utraty doświadczonych zespołów kuratorskich. Już dzisiaj polscy artyści mówią między sobą, że w zasadzie nie mają gdzie wystawiać, jeśli chodzi o instytucje państwowe.
Piotr Sarzyński, „POLITYKA”
Nie wierzę w żadne działania protestacyjne, kontestujące decyzję, bojkotujące, strajkowe. Nie przy tej władzy. Ją opór wyłącznie umacnia i usztywnia. Aby coś się zadziało, musi dojść do takiego zawału, jak w Muzeum Narodowym w Warszawie. Jedyne, co nam pozostaje, to trwać, patrzyć na ręce, dawać świadectwo, przestrzegać, tłumaczyć, wytykać. Z nadzieją, iż przyjdzie moment, gdy te wszystkie świadectwa okażą się ważne i zdominują narrację, a pozostanie w historii z ewentualną etykietą szkodnika nie dadzą się zrekompensować doraźną satysfakcją. A generalnie dajmy szansę. Oczywiście w tym przypadku nie wierzę w „misję Wallenrod”, ale mam w głowie przynajmniej jeden przykład nominata obecnej władzy, który okazał się przyzwoitym człowiekiem i mądrym szefem; myślę o Krzysztofie Olędzkim w Instytucie Adama Mickiewicza. Może dlatego tak szybko się go pozbyto. Tu pozostaje nam jedynie czujność.
Max Cegielski, pisarz, dziennikarz
Piotr Gliński pokazał już wielokrotnie, że nie przejmuje się listami protestacyjnymi ani środowisk naukowych, ani prawniczych, ani żydowskich (sprawa Dariusza Stoli w Muzeum POLIN); ani filmowców (Magdalena Sroka w PISF), ani pisarek i pisarzy (przejęcie Instytutu Książki). Pokazał w Muzeum Narodowym oraz w CSW Zamek Ujazdowski, że nie boi się także artystów wizualnych ani międzynarodowych organizacji związanych ze sztuką i muzealnictwem. Postawy ministra nie zmieniła nawet krytyka ze strony jego macierzystej instytucji naukowej – Polskiej Akademii Nauk. Nie odstąpi więc od decyzji w sprawie Zachęty pod naciskiem samego tylko społecznego oburzenia.
Wobec tego jedyną drogą w sprawie walki z nominacją Janusza Janowskiego są radykalne działania. Artyści i artystki mogą poważyć się na coś, czego nie zrobili ani piszący (siedzący na co dzień za biurkami), ani filmowcy (pracujący za kamerami) – choćby na okupację budynku.
Akcja bezpośrednia powinna być wsparta próbą dotarcia do osób spoza „art worldu”, szerszej publiczności „kulturalnej”, chodzącej do Zachęty choćby w niedzielę, oraz wskazaniem, że konflikt nie dotyczy tylko wyborów estetycznych, lecz przede wszystkim niekompetencji Janowskiego.
Magdalena Ujma, historyczka i krytyczka sztuki, prezeska Sekcji Polskiej AICA
Janusz Janowski nie ma osiągnięć, które wskazywałyby, że posiadł kompetencje umożliwiające mu kierowanie najważniejszą instytucją sztuki współczesnej w Polsce. Jego dotychczasowe osiągnięcia nie wskazują także na to, że potrafi organizować duże, międzynarodowe wystawy problemowe i zarządzać złożonym zespołem pracowników o wysokich kwalifikacjach zawodowych.
Mam głębokie obawy, że nominacja Janusza Janowskiego na dyrektora Zachęty, kierowana wyłącznie motywacją polityczną, przyniesie destrukcję najważniejszej instytucji polskiej sztuki.
Program Janusza Janowskiego dotyczący Zachęty nie został upubliczniony, co każe podejrzewać, że w ogóle nie istnieje. Również fakt, że Janusz Janowski jest malarzem (nie wspominam już tutaj o jakości jego produkcji artystycznej), a zarazem prezesem ZPAP, czyli organizacji zrzeszającej jedynie część środowiska sztuk wizualnych, i to część – w dużej mierze – mniej znaczącą na scenie artystycznej, sugeruje, jaka przyszłość czekałaby Zachętę, gdyby to pan Janowski nią kierował. Byłaby to po prostu większa wersja Galerii Domu Artysty Plastyka w Warszawie – być może z zapisami na wystawy (każdemu członkowi ZPAP należy się przecież wystawa indywidualna).
Poglądy Janusza Janowskiego na sztukę nie mają wiele wspólnego ze znajomością historii sztuki najnowszej, a jego wyrażane publicznie opinie zdradzają przede wszystkim ignorancję. Nie muszę podkreślać, że to właśnie gruntowna wiedza na powyższy temat jest najbardziej bazowym warunkiem kierowania Zachętą.
Mam głębokie obawy, że nominacja Janusza Janowskiego na dyrektora Zachęty, kierowana wyłącznie motywacją polityczną, przyniesie destrukcję najważniejszej instytucji polskiej sztuki.
Magda Szpecht, artystka teatralna, autorka instalacji i spektakli
Instytucje publiczne powinny służyć dobru wspólnemu, a nie realizować interesy osób znajdujących się u władzy, szczególnie jeśli te osoby mają sympatie autorytarne. Postuluję stworzenie oddolnego ruchu: Occupy Zachęta. Oprócz protestu, ruch powinien poszukiwać nieoczywistych sojuszy, żeby podkreślić, że nowoczesna i bezkompromisowa sztuka jest potrzebna nam wszystkim. Pracownicy instytucji, publiczność, artyści i inne osoby, dla których ważna jest wolność, powinny zrzeszyć się i fizycznie okupować budynek. Domagać się bycia usłyszanymi i potraktowanymi podmiotowo. Z obecną władzą to nie będzie łatwe, ale im więcej osób się zaangażuje, tym większa szansa na osiągnięcie celu. Współczesna sztuka i aktywizm często krzyżują swoje ścieżki, oferując narzędzia wspomagające zmianę społeczną.
W Wielkiej Brytanii w 1984 roku powstał ruch Lesbians and Gays Support the Miners, czyli osoby homoseksualne wspierające strajk górników w czasie likwidacji kopalń przez rząd Margaret Thatcher. Jaka grupa społeczna byłaby w stanie wesprzeć środowisko sztuki? Who supports the Artists?
Bardzo ważne jest też wsparcie autorytetów z zagranicy, solidarność i widoczność, szczególnie w mediach społecznościowych. Potrzebujemy determinacji i wiary w to, że radykalne akty oporu mają sens. Nie wolno się poddawać, trzeba działać spektakularnie (co jako artyści jesteśmy w stanie zrobić) oraz długofalowo, robiąc rzeczy, których czasem nie chce nam się robić. Rewolucje zaczynają się od małych gestów i powinniśmy wykonywać je codziennie, z uporem.
Ewa Tatar, kuratorka, historyczka sztuki
Dlaczego nie konkurs? Instytucja tej rangi co Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki – opiekująca się reprezentacją Polski na arenie międzynarodowej w ramach odbywających się w Wenecji Biennale Sztuki i Biennale Architektury, powinna być zarządzana przez najlepszego z możliwych specjalistów o szerokiej sieci kontaktów międzynarodowych, rozpoznawalnego w środowisku menadżera kultury specjalizującego się w sztuce najnowszej, którego program wyłoniony jako najciekawszy w procedurze konkursowej wzbudzi szacunek całego środowiska.
Stach Szabłowski, krytyk
Powołanie Janusza Janowskiego jest polityczną prowokacją. Minister ostentacyjnie stając po stronie kiczu, resentymentu, reakcjonizmu a także politycznego serwilizmu w sztuce, daje klapsa żywej kulturze współczesnej w Polsce. Za karę. W geście pogardy. Nie jest zły na tę kulturę samą w sobie, lecz dlatego, że irytują go liberalne, demokratyczne poglądy przedstawicieli ludzi kultury. Na tę prowokację trzeba zareagować. Protest powinien trwać w grudniu na placu Małachowskiego. Przed Zachętą. Powinien przybrać postać wizualną, widoczną, spektakularną, taką, której nie da się nie zobaczyć. I taką, której obraz powielany będzie w mediach. Ten protest powinien być wymierzony przede wszystkim w ministra; Janusz Janowski ma prawo być kim chce i mówić co mu się podoba – dyrektorem Zachęty czyni go władza, i to ona jest odpowiedzialna za szkody, jakie działalność dyrektora przyniesie. A więc spektakularna instalacja na placu Małachowskiego? Moim zdaniem najlepiej! I punkt informacyjny przed wejściem do Zachęty, w którym publiczność galerii mogłaby się dowiedzieć dlaczego Janusz Janowski to jest zła kandydatura. Akcja solidarnościowa instytucji kultury, prywatnych i publicznych? Oto marzenie; pytanie czy instytucje stać na jego spełnienie. Apel o akcję solidarnościową instytucji międzynarodowych – koniecznie!
Arkadiusz Gruszczyński, dziennikarz, animator kultury
Zastanówmy się, co zrobimy po rządach PiS-u.
Według prawa instytucje kultury są niezależne. Dyrektor odpowiada jednoosobowo za działania programowe i finansowe muzeum, teatru czy domu kultury. I w normalnej rzeczywistości to ogromna wartość, ponieważ – w teorii – politycy nie mają wpływu na program instytucji. Ani minister kultury, ani prezydent miasta nie mają prawa decydować o wystawach i repertuarze. To system, który opiera się na wzajemnym zaufaniu: skoro wydajemy publiczne pieniądze, to dbamy o wysoką jakość programu, a organ prowadzący nie ingeruje w decyzje programowe dyrektora. W praktyce bywa różnie, ale nie o tym chcę pisać.
W sytuacji, kiedy minister kultury powołuje wbrew woli środowiska dyrektora tak ważnej instytucji kultury, warto się zastanowić, co zrobimy dzień po przegranej wyborczej obecnego rządu. Dyrektora można odwołać powołując się na pięć przesłanek zapisanych w ustawie o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej. Może stać się to na własną prośbę dyrektora, z powodu choroby trwale uniemożliwiającej wykonywanie obowiązków, z powodu naruszenia przepisów prawa w związku z zajmowanym stanowiskiem, w przypadku odstąpienia od realizacji umowy dotyczącej warunków organizacyjno-finansowych działalności instytucji kultury lub w przypadku przekazania instytucji kultury jednostce samorządowej. Istnieje również możliwość połączenia dwóch instytucji kultury. Wówczas należy zorganizować konkurs, w ramach którego zostanie powołana nowa dyrekcja.
Te przesłanki są istotne dla wyobrażenia sobie instytucjonalnego ładu po wyborach przegranych przez Prawo i Sprawiedliwość. Antyliberalna rewolucja prawicowa, którą obserwujemy na różnych polach od 2015 roku, oznacza, że po dojściu do władzy partii opozycyjnych czeka nas dyskusja o przyszłości instytucji kultury. Podobne rozmowy prowadzi środowisko prawnicze, zastanawiając się, co zrobić z Trybunałem Konstytucyjnym i sędziami wybranymi przez neo-KRS. Jedni prawnicy piszą o rozwiązaniu Trybunału w obecnej formie, inni o dopuszczaniu do orzekania sędziów po ich wcześniejszej weryfikacji.
Podobne mechanizmy należy już teraz opracować dla instytucji kultury. Serce i społeczny opór podpowiadają, że należałoby po prostu odwołać nowych dyrektorów CSW i Zachęty. Niestety, zostali powołani zgodnie z prawem, ich zwolnienie skończy się w sądach pracy, które zapewne przywrócą ich na wcześniej zajmowanie stanowiska. W optymistycznym wariancie zarządzający galeriami w imię mądrości etapu zgodzą się na ustępstwa i powrócą do programów poprzedników. Skoro w latach 80. było możliwe zaproszenie opozycyjnych twórców do obiegu publicznych instytucji, to dlaczego teraz miałoby się stać inaczej? W pesymistycznym scenariuszu konserwatywni dyrektorzy będą nadal realizowali zaściankowe programy. Wówczas minister kultury może wykorzystać jedną z przesłanek zapisanych w ustawie. To skomplikowana droga prawna. Pytanie jest inne: co stanie się w tym czasie z artystami i pracownikami Zachęty i CSW?
Pewną szansą są instytucje samorządowe. W Warszawie mamy już tylko trzy galerie sztuki współczesne prowadzone przez urząd miasta, są to Galeria Studio, Galeria Promocyjna, z którą współpracuję, a także współprowadzone przez MKiDN Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Mamy jednak kilkadziesiąt galerii komercyjnych, które mogłoby na czas kryzysu instytucjonalnego być wspierane finansowo przez ratusz. Z zastrzeżeniem, że środki publiczne zostałyby przekazane w całości dla artystów i kuratorów. To oczywiście rodzi obawę, czy publicznie pieniądze nie będą wspierały spekulacji na rynku sztuki, ale co innego można zrobić, żeby ocalić sprekaryzowanych artystów?
Każda rewolucja, również ta prowadzona przez resort ministra Glińskiego, zjada własne dzieci. Jestem ciekawy, jak wyglądają dane frekwencyjne w CSW, kto będzie chodził do nowej Zachęty, którzy artyści będą chcieli tam wystawiać, skoro – na wzór czasów po 1981 roku – te miejsca zostaną objęte środowiskowym bojkotem? Bo również taka forma oporu wchodzi w grę: publiczność i artyści zagłosują nogami.
Debata o ładzie instytucjonalnym jest konieczna. Profesor Ewa Łętowska na pytanie, czy należy wprowadzić nowe bezpieczniki do systemu sądownictwa, odpowiedziała, że demokracja liberalna opiera się na zaufaniu i wzajemnym szacunku. Władza wykonawcza nie dyskryminuje sądowniczej, a prawnicy działają na rzecz lepszego działania państwa. System polskich instytucji kultury działa dobrze. Mamy możliwość organizowania transparentnych konkursów, szerokich konsultacji środowiska z ministerstwem, a także kreślenia wieloletnich strategii polityki kulturalnych. Problemem nie jest system, tylko politycy.
Rafał Jakubowicz, artysta, wykładowca akademicki
Nominacja pana Janusza Janowskiego na dyrektora Zachęty, biorąc pod uwagę memogenny potencjał tej decyzji ministra Glińskiego, byłaby nawet zabawna, gdyby nie fakt, że Zachęta to jedna z dwóch obecnie najważniejszych, obok MSN-u (bo Zamek Ujazdowski został już wskutek złej decyzji ministra zniszczony), instytucji wystawienniczych w Polsce, która zresztą realizowała – co trzeba podkreślić – dość zachowawczy program.
Powinniśmy domagać się uczciwego konkursu, choć określenie „uczciwy konkurs” w polskich realiach brzmi jak oksymoron. Konkursu, w którym istotne będą kompetencje, a nie – tak jak przy tej nominacji – „słuszna” linia ideologiczna.
Zachęta posiada świetny i zgrany zespół, który był tworzony przez wiele lat, i z którym bardzo dobrze się współpracuje. Rozbicie i zniszczenie go wyrządziłoby trudne, jeśli nie wręcz niemożliwe do naprawienia szkody. W Zachęcie działa Komisja Zakładowa OZZ Inicjatywa Pracownicza, związku zawodowego, którego jestem członkiem. Trudno wyobrazić sobie tak profesjonalny zespół realizujący program pana Janusza, zakładając, że ma on w ogóle jakiś program (poza utyskiwaniem na rzekomą dominację „środowisk lewackich”, czym zaskarbił sobie przychylność tzw. dobrej zmiany). Część pracowników Zachęty zapewne natychmiast odejdzie, bo w tej branży są jednak granice obciachu, który można zaabsorbować. A część, która będzie się starała przetrwać, może zostać – obawiam się – wkrótce po zmianie dyrektora zwolniona. Nie możemy do tego dopuścić. Na pewno trzeba wzmocnić zakładową komisję OZZ IP, żeby zabezpieczyć pracowników. Czyli samoorganizacja i oddolna walka o swój zakład pracy. Witold Mrozek rzucił pomysł okupacji Zachęty. Byłby to test dla całego naszego środowiska – artystów oraz publiczności – czy jesteśmy w stanie wywrzeć na decydentów skuteczną presję.
Powinniśmy domagać się uczciwego konkursu, choć określenie „uczciwy konkurs” w polskich realiach brzmi jak oksymoron. Konkursu, w którym istotne będą kompetencje, a nie – tak jak przy tej nominacji – „słuszna” linia ideologiczna. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że przeforsowanie tego postulatu, o który od lat konsekwentnie zabiega Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, będzie niezwykle trudne, widząc według jakiego klucza MKiDN przyznaje obecnie stypendia, rozdaje granty, znając skład personalny różnych ministerialnych komisji.
Może dzięki tej kuriozalnej nominacji ministra kultury władze samorządowe zdobędą się na refleksję i wycofają z pomysłu likwidacji Biennale Warszawa, a tzw. obrońcy demokracji, czyli prezydenci dużych miast, przestaną wreszcie zapraszać ZPAP do każdej komisji konkursowej.
Katarzyna Kasia, wykładowczyni akademicka, publicystka
Decyzja ministra Piotra Glińskiego dotycząca powołania na stanowisko dyrektora warszawskiej Zachęty „malarza, muzyka, teoretyka sztuki, filozofa” Janusza Janowskiego doskonale wpisuje się w nurt moralnej krucjaty, mającej na celu przejęcie przez PiS polskich instytucji kultury. Aneksja dokonuje się bez poszukiwania konsensusu, agresywnie i bezpardonowo. Wydaje się, że wielostronnie uzdolniony, choć nikomu nieznany Janusz Janowski na nominację zasłużył sobie osiągnięciami na polu net artu, a konkretnie Twittera, gdzie bez żadnych hamulców uprawia apologię aktualnej władzy. Nie sądzę, aby można było wpłynąć na decyzję ministra, który w wojnie z kulturą sięga po zastępy nacjonalistów, wielbicieli kiczu i miernot. W przypadku Zachęty można się jedynie pocieszać, że nie takie zawirowania przetrwała. Jestem przekonana, że przyjdzie moment, w którym zaczniemy sprzątać ten bałagan, ale do tego czasu narodowa galeria i polski pawilon na Biennale w Wenecji będą omijane szerokim łukiem. Jak w stanie wojennym.
Diana Lelonek, artystka
Moim zdaniem dobrą formą jest protest. W środowiskowej debacie na ten temat pojawiają się głosy, że protest i tak nic nie da. Owszem, istnieje taka szansa. W tym momencie nasuwa mi się myśl, że Strajk Kobiet też nie odniósł pożądanego skutku, przecież i tak zakazano aborcji. Ale czy ktoś podważa jego słuszność? Z całą pewnością nadal, za każdym razem będziemy wychodzić na ulice. A dzięki Strajkowi Kobiet o łamaniu praw kobiet w Polsce dowiedział się cały świat. Ważne, żeby działać. Wszelkie formy sprzeciwu wobec decyzji o powołaniu Janusza Janowskiego na dyrektora Zachęty są ważne, ponieważ chodzi tu też o rozgłos i wyjście z naszym komunikatem poza bańkę sztuki. Zachęta nie jest tylko miejscem środowiskowym, ale też miejscem odwiedzanym przez szerokie grono odbiorców. Jest więc potencjał na rozkręcenie medialnego szumu (a do tego akcje np. obywatelskiego nieposłuszeństwa, protesty, artywistyczne działania są doskonałym narzędziem). Ważne, żeby sprawa została maksymalnie nagłośniona poza środowiskiem artystycznym. Zachęta, jako czołowa instytucja sztuki w Polsce, jest znana i odwiedzana przez turystów, szkolne wycieczki itd. Pomyślmy o niej jako o wspólnym problemie dotyczącym całego polskiego społeczeństwa, a nie tylko środowiska sztuki. Jaką edukację artystyczną otrzymają młodzi ludzie, jeśli nie będą mogli już zobaczyć w galerii narodowej doskonale przygotowanych wystaw na międzynarodowym poziomie, gdy wszystkie najważniejsze instytucje będą zarządzane przez ludzi niekompetentnych i o skrajnych poglądach? To jest sprawa nas wszystkich! Wychodzimy na ulice w innych ważnych sprawach, może więc wyjdziemy również w tej? Zadbajmy o to, żeby ludzie nie związani bezpośrednio z polem sztuki dowiedzieli się, na czym polega niebezpieczeństwo i dlaczego stracą na tym wszyscy. Mam przeczucie, że w tej sprawie jesteśmy w stanie zyskać poparcie społeczne. I nawet, jeżeli odniesiemy porażkę, to przynajmniej będziemy wiedzieli, że coś zrobiliśmy. Sprawą można zająć się na różnych poziomach – tutaj im większa intensywność i różnorodność podejmowanych działań, tym lepiej. Owszem, potrzebne są również równolegle działania takie jak listy otwarte, ale myślę, że bezpośrednie formy protestu powinny mieć miejsce równolegle. Może to właśnie ten czas, żeby wdrożyć w praktyce teorię o sprawczości sztuki, korzystając przy tym z doświadczeń innych protestów. Uczmy się od nich jak się organizować, pomyślmy o sobie w ten sposób.
Piotr Kosiewski, krytyk
Jak odpowiedzieć na zapowiedź mianowania prezesa Związku Polskich Artystów Plastyków na nowego dyrektora Zachęty? W sytuacji, w której następstwa tej decyzji dla losu galerii są łatwe do przewidzenia. Można zapewne mieć bardziej niż nikłą nadzieję, że Janusz Janowski zachowa się racjonalnie, tzn. uzna dorobek Zachęty, wiedzę i kompetencję jej zespołu i będzie kontynuował jej dotychczasową działalność zdając sobie sprawę z własnych ograniczeń; czyli zrobi to wszystko, czego zaniechał Jerzy Miziołek szefując warszawskim Muzeum Narodowym doprowadzając je na skraj zapaści. Może zatem warto przypomnieć Januszowi Janowskiemu lekcję Muzeum Narodowego – sama nominacja nie jest gwarantem prestiżu i poważania.
Jednak w tej chwili na słynne leninowskie Szto diełat’? (Что делать?) odpowiedź jest niestety jedna: głośno mówić o tym, jak bardzo błędna jest to decyzja. Protestować, ale też prezentować argumenty, z którymi można dotrzeć szerzej, nie tylko do środowiska artystów, kuratorów czy krytyków sztuki. I przede wszystkim do bardzo licznej przecież publiczności Zachęty. Bo to ona – suweren, używając języka rządzących – jest siłą tej galerii, a w tej i innych decyzjach obecnego ministra kultury jest nie tylko pomijana, lecz całkowicie lekceważona. Przy czym nie miałbym złudzeń – protesty zapewne nie zmienią decyzji Piotra Glińskiego, ale są one nie tylko świadectwem oporu, ale też budują legitymizację Zachęty i osób, które wypracowały jej prestiż i znaczenie.
Przede wszystkim jednak już teraz trzeba myśleć o innym sposobie funkcjonowania i zarządzania publicznymi instytucjami kultury – bo ten system będzie trzeba zbudować na nowo. Konkursy na ich dyrektorki i dyrektorów muszą być obowiązkowe – zbyt łatwo przychodziły argumenty: to przecież sprawdzona, dobra osoba. Jednak chodzi też o istotny udział w działaniu instytucji pracowników i właśnie publiczności, tych wszystkich, którzy tworzą społeczne otoczenie instytucji. Nie mówiąc już o systemie finansowania. Wreszcie, co najważniejsze, trzeba zbudować na nowo konsensus co do obecności państwa w kulturze. Kryzysy gospodarcze w nowym stuleciu, pandemia COVID-19, wreszcie wyzwania związane z zielonym ładem i transformacją klimatyczną podważyły neoliberalny model państwa. Jego zaangażowanie w kolejne sfery staję się konieczne. Czy jednak w Polsce – po doświadczeniach rządów po 2015 roku – jego obecność w kulturze jest oczywista? Wątpię, a degradacja kolejnych instytucji publicznych może sprawić, że hasło „mniej państwa w kulturze” stanie się nośne.
Maria Poprzęcka, historyczka sztuki
Szlachetne apele, podpisane setkami znanych nazwisk luminarzy sztuki i kultury, okazują się całkowicie nieskuteczne. Tylko potęgują upokorzenie. Wydaje się, że protest powinien być w rękach ARTYSTÓW. Forma głośna i spektakularna (happening przed Zachętą, pochód pod MKiDN, z mocnym scenariuszem, żywioł, ale nie spontan). Oczywiście wsparty przez możliwie dużą publiczność. Ale bohaterami powinni być artyści, bo oddanie Zachęty pacykarzowi, grafomanowi i bigotowi jest nie tylko zabraniem im ICH instytucji. Jest dla artystów i ludzi sztuki obrazą, perfidną zemstą za to, że stawiamy władzy opór (vide wywiad ministra dla „Sieci”). Piszę to z Rzymu, z wystawy Inferno przygotowanej przez Jean Claira z okazji 700-tnej rocznicy śmierci Dantego. Inferno czeka ich.