Co mi się podoba. 10 najciekawszych wystaw Miesiąca Fotografii
Tegoroczny program główny jest szeroki, ale na ludzką miarę – minęły już czasy, kiedy w programie MFK kłębiły się dziesiątki wystaw, a obozowiska z fotografią rozbijano w piwnicach, knajpach i na świeżym powietrzu. Miesiąc Fotografii okrzepł, zinternacjonalizował się, od lat pokazuje się w poważnych instytucjach, a wernisaże ściągają tłumy; aktualna edycja wygląda jak próba spojrzenia na ostatnie lata działania i odpowiedź na pytanie, co może pokazywać ogromny festiwal fotografii w Europie Środkowej. I przewodnią frazę – „Co nam się podoba” – traktować można jak odpowiedź na to pytanie.
Miesiąc Fotografii „przerobił” już edycje narodowe, przechodził fazę eksperymentów i wydań kuratorowanych przez jedną osobę. A teraz, po latach, wraca – chociaż oczywiście w nieporównywalnie elegantszym i lepiej wyprodukowanym wydaniu – do początków, czyli osobistych zachwytów, niekoniecznie połączonych tematycznie. Tegoroczny festiwal stoi wystawami indywidualnymi. Większość z tych prezentowanych w programie głównym powstało bez udziału kuratorki czy kuratora (stąd ich brak w opisach wystaw), a doboru prac dokonywali sami twórcy. Ta zmiana konwencji wydaje się w tym roku najciekawsza, dlatego też w moim przewodniku świadomie stawiam na wystawy autorskie.
Tekst ten jest subiektywnym wyborem z subiektywnego wyboru, przewodnikiem po siedemnastej edycji krakowskiego Miesiąca Fotografii. Porządek, w którym wymieniam wystawy, jest przypadkowy (chociaż może odpowiadać porządkowi zwiedzania). W tekście pojawią się zarówno wystawy z programu głównego, jak i z sekcji ShowOFF. Segment, pomyślany niegdyś jako „młodzieżowa” część festiwalu, z roku na rok coraz bardziej zbliża się poziomem do programu głównego. Tym razem, wobec braku wspólnego mianownika, różnice mają szanse jeszcze bardziej się zatrzeć, a w Tytano (czyli dawnej fabryce przy ul. Dolnych Młynów) zobaczymy sporo interesujących projektów.
1. Andrzej Steinbach, Gesellschaft beginnt mit drei, galeria ZPAF
Urodzony w Polsce i wykształcony w Niemczech artysta sięgnął po esej niemieckiego socjologa, Ulricha Bröcklinga, poświęcony znaczeniu figury „trzeciego” dla społeczeństwa. Czarno-białe „ilustracje” do teoretycznego tekstu podkreślają, zgodnie z założeniami twórcy, niejasność sytuacji – Steinbach tworzy portret nieokreślonej grupy, której członkinie ciągle zamieniają się rolami, a jednocześnie jego zdjęcia spokojnie można by umieścić na łamach magazynu modowego czy lifestyle’owego. Metoda twórcza fotografa polegająca na tworzeniu systemu, wedle którego są wykonywane kolejne ujęcia, daje świetne efekty – niepokojące, wyrywające z rutyny oglądania.
2. Filip Berendt i Igor Omulecki, Monomit/Mikado, Galeria Szara Kamienica
Pokazywane po dwóch stronach galerii równoległe wystawy Filipa Berendta i Igora Omuleckiego to dwugłos o przestrzennym potencjale fotografii. Chociaż artyści wychodzą z innych założeń (pierwszy szuka wizualnych śladów pra-mitu wspólnego dla wszystkich kultur, drugi zaczyna od zabawy z synem), ich rzeźbiarsko-fotograficzne cykle świetnie się uzupełniają. Monomity Berendta łączą w fotografii pracę z różnymi mediami, Omulecki tworzy rzeźby przestrzeni fotograficznej. Jednocześnie, choć przy pomocy innych środków, przeprowadzają eksperymenty z dekonstruowaniem lub nakładaniem kolejnych warstw obrazu, a prezentacja tych poszukiwań obok siebie wskazuje na ich zasadnicze podobieństwo formalne.
3. Stefanie Moshammer, Kraina czarnego mleka, Dom Norymberski
Pierwszy rzut oka na te pulsujące barwami fotografie może być mylący – zapis wizyty artystki w Rio de Janeiro jest pełen dwuznaczności. Wakacyjne, idealnie instagramowe zdjęcie kolorowej ściany, na którą pada cień palmowych liści zostaje zestawione z czarno-białymi kadrami zaludnianymi ubranymi w kamuflaż mieszkańcami faweli. Zdjęcia z modernizującego się przed Igrzyskami Rio to balans na cienkiej linie – Moshammer udaje się nie popaść w skrajność, nie tworzy ani promocyjnych obrazków przemiany, ani poruszających obrazów biedy i przemocy. Oglądając te zdjęcia można odnieść wrażenie, że Austriaczka wpada w inne pułapki: fotografuje w faweli, daje się porwać wyrazistym kolorom i palmom; a jednocześnie wychodzi z tego procesu obronną ręką.
4. Joanna Helander, Baby patrzą. Fotografie 1976-2012, Dom Norymberski
Dziewczynki, kobiety, baby – zdecydowane, niezależne i takie, które nie boją się śmieszności. Archiwalna wystawa Joanny Helander (jedna z dwóch na tegorocznym festiwalu, która nie jest bieżącym „projektem”) prezentuje wyciągnięte z teczek artystki zdjęcia przedstawiające kobiety. Szymborska i Tokarczuk pojawiają się obok członkiń rodziny artystki, zdjęci Ewy Wójciak z Teatru Dnia Ósmego zawisło obok przyjaciółki z Krakowa i jej córek-bliźniaczek. Na zdjęciach fotografki widać jednak przede wszystkim silne, radosne kobiety, a fotografie noblistki nie różnią się szczególnie od portretu właścicielki butiku w Rudzie Śląskiej. Wystawa Helander to właściwie jej retrospektywa, ułożona według kobiecego klucza – od bardzo intymnych zdjęć bliskich artystki, przez cykl fotografii ze Śląska, aż po portrety twórczyń kultury. Świetnym aneksem do wystawy jest osobna sala poświęcona archiwum Helander, a w niej między innymi nieudane zdjęcia ślubne, wykonywane przez nią na samym początku nauki fotograficznego fachu.
5. Anna Orłowska, Pompier, błoto, socrokoko, MOCAK
Kontynuując wcześniejsze zainteresowanie pałacami (zrealizowane w fomie Futerału) Orłowska na zaproszenie Miesiąca Fotografii odbyła podróż do Nowej Huty, gdzie sfotografowała centrum administracyjne huty, zwane „pałacem dożów” oraz położony nieopodal dworek Jana Matejki. Detale symbolu luksusu dla ludu pracującego zestawiła ze szczegółami domu malarza, który kształtował wyobrażenia o historii kolejnych pokoleń Polaków. Zdjęcia uzupełnia seria kolaży, na których fragmenty dzieł Jana Matejki zestawia z nowohucką architekturą, osiągając surrealistyczne efekty. Detale, które przy pomocy aparatu Orłowska „wyjmuje” z otoczenia zlewają się w jeden, coraz to bardziej abstrakcyjny, ornament. Tralki i skórzane kanapy, telefon i rzeźbiona balustrada tworzą tytułowe „socrokoko”.
6. Michael Schmidt, Lebensmittel, MOCAK, galeria Beta
Cykl Michaela Schmidta jest poświęcony produkcji żywności. Zdjęcia niemieckiego fotografa, wykonane w latach 2006–2010, pokazują przytłaczającą, jakby stworzoną cyfrowo doskonałość współczesnego jedzenia i oderwany od znanej nam rzeczywistości proces jego produkcji. Wesołe misie z MOM-u w dwóch kolorach, jabłko jak z Photoshopa, warstwy plastiku, ściśle przylegające do amorficznego mięsa: pokarm, który fotografuje Schmidt, wygląda momentami jak z tworzywa sztucznego. Niewielki wybór prezentowany na wystawie to (niestety) tylko fragment z ogromnego, niepokojącego cyklu Schmidta.
7. Henri Airo, Próba kalkulacji zaniedbania, kur. Marga Rotteveel (ShowOFF)
Wszystko można zrekonstruować, dokładnie określić, jaką drogę po odrzucie przebyła rękawiczka, ile leciał kapelusz. Można wykonać cyfrowy model sytuacji, sprawdzić drogę samochodu, ale czy siostra Henriego Airo stała na chodniku czy na jezdni, kiedy uderzył w nią pijany kierowca: nie wiadomo. Fotograf po kilku latach od wypadku powraca w miejsce zdarzenia, dokumentuje je, zapisuje wyniki. Efekty w postaci fotografii na lightboxach i cyfrowej rekonstrukcji wskazują na błąd nie tyle w obliczeniach, co założeniach – zagubione piksele odrywają się od drzew, strzałki określają długość drogi, którą przebyły kolejne części garderoby, a pokój dziewczyny pozostaje pusty.
8. Michał Patycki, Słońce, kur. Michał Szlaga (ShowOFF)
Można temu cyklowi zarzucać wykorzystanie modnej (od ładnych kilku lat) formuły – połączenia archiwaliów z własnymi zdjęciami, do tego wykorzystane do opowiedzenia o skomplikowanych zjawiskach współczesnego świata. Nie zmienia to jednak faktu, że Patycki w archiwach wyszukuje świetne obrazy, a jego podróż w głąb ziemi budzi kosmiczne skojarzenia. Czarne słońca, ogromne wiatraki, zapisy drgań, płonący węgiel, zepsute roboty – wszystko niebezpiecznie postapokaliptyczne, pozbawione intensywnych kolorów, jakby ujęcia wykonywano bez wykorzystania światła słonecznego. Nie jestem pewna, czy podkreślany w tekście kuratorskim ciężar gatunkowy cyklu Patyckiego, rozpostarty pomiędzy osobistymi opowieściami górników a energiotwórczym słońcem, ma szanse powodzenia, ale podziemna opowieść o energii wciąga.
9. Zosia Promińska, Waiting Room, kur. Michał Szlaga (ShowOFF)
Modele i modelki, nastolatki, na których w magazynach i na wybiegach prezentuje się ubrania, są jak wyjęci z innej rzeczywistości. Na zdjęciach często wydają się dorośli, o pewnych, czasem aroganckich spojrzeniach i idealnych ciałach. Zosia Promińska fotografuje ich w ich własnych pokojach, ubranych w rzeczy od polskich projektantów i umalowanych. Dysonans między pluszakami, kucykami Pony, wieloelementowymi puzzlami z koniem i mieszkańcami tych przestrzeni jest obrazem starcia między estetykami: tą, z której wyrastają i tą, do której aspirują. Nie wszyscy sportretowani przez nią w ramach Waiting Room osiągną sukces jako modele, ale ten projekt pokazuje ich w poczekalni, zawieszonych między dzieciństwem a dorosłością, między miasteczkami a stolicami.
10. Chmura, Strzelnica, Muzeum Historii Fotografii, kur. Wojciech Nowicki
To wystawa inna niż większość prezentowanych na tegorocznym festiwalu: archiwalna, chociaż ułożona na nowo, wyjęta z logiki pracy „projektami”. W Strzelnicy (najnowszej siedzibie Muzeum Fotografii) zanurzamy się w odmęty kolekcji kuratora, Wojciecha Nowickiego, mojego ojca – dobrze mi znane, gdyż wychowałam się na brzegu tej toni.
Mój osobisty stosunek wobec tej wystawy nie zmienia faktu, że Chmura jednocześnie idealnie odpowiada przewodniemu „co nam się podoba” i pokazuje inne jego oblicze. To zdjęcia z jednej kolekcji, które ułożone w chmury pojęć rozmawiają ze sobą, kłócą się, uzupełniają. Pojęcia są obszerne – śmierć, wojna, zwierzę, przedmiot, portret, ciało i kolor; a kolekcja rozpięta między zdjęciami kupionymi u handlarzy starzyzną a działami tuzów polskiej fotografii. Ale Rydet, Lewczyńskiego i Plewińskiego trzeba tu wypatrzyć na własną rękę; Chmura to nie spis posiadanych obiektów, ale gra w układanie zbioru od nowa, tworzenie pojęć, przesuwanie znaczeń. A to wszystko na zdjęciach, których niedoskonała często materia przypomina, że i fotografia staje się przedmiotem i towarzysząc nam ulega zniszczeniu. Decyzja o tym, by nie podpisywać zdjęć jest tyle bezczelna, co trafiona: dzięki temu na pierwszy plan wychodzi samo zdjęcie, a dalej – chmura, która się wokół niego roztacza.
Przypisy
Stopka
- Wystawa
- Miesiąc Fotografii w Krakowie
- Czas trwania
- 24.05–23.06.2019
- Strona internetowa
- photomonth.com
- Indeks
- Andrzej Steinbach Anna Orłowska Dom Norymberski w Krakowie Filip Berendt Galeria Szara Kamienica Henri Airo Igor Omulecki Joanna Helander Marga Rotteveel Martyna Nowicka Michael Schmidt Michał Patycki Michał Szlaga Miesiąc Fotografii w Krakowie Muzeum Historii Fotografii Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK Stefanie Moshammer Wojciech Nowicki Zosia Promińska Związek Polskich Artystów Fotografików