35. rocznica „Polentransportu”
Do czego doszło w sierpniu 1981 roku w Muzeum Sztuki? Czym był Polentransport? Najczęściej i od początku nazywano go „akcją Beuysa”. „Akcja” to jeszcze nie „performans” (mniej niż performans, a może właśnie coś więcej?), ale też nie po prostu „przekazanie” dzieł. „Akcja” domaga się rozwinięcia, a ono w większości opracowań waha się pomiędzy prawniczą „donacją” a mniej sformalizowanym darem, obojętnym przekazaniem a niejednoznaczną ofiarą (ofiarowaniem). Zatem niby- lub ponadartystycznej „akcji” towarzyszy zwykle dopowiedzenie balansujące między rzeczowym, fachowym opisem zdarzenia przepływu dzieł, a interpretacją gestu w języku etnograficzno‑antropologicznym (jeśli nie religijnym), tak bliskim przecież Beuysowi.
Mimo, że Beuys nie przybył do Łodzi zawinięty w filc (a jedynie w filcowym kapeluszu na głowie), samo wydarzenie zasługuje na uważną inspekcję. Nie po to jednak, by doszukiwać się symboliki w każdym elemencie i geście wizyty. Dominujące interpretacje gestu są następujące: afirmacja ruchu „Solidarności” jako bliskiego Beuysowym ideom samorządności czy też demokracji bezpośredniej; wyraz uznania dla awangardowych tradycji Muzeum Sztuki w pięćdziesiątą rocznicę daru grupy a.r. (swoiste powtórzenie fundacyjnego daru i odwołanie się do historii awangardy – a może również wpisanie się w nią); wreszcie, odkupienie win niemieckiego żołnierza II wojny światowej (i studenta botaniki poznańskiego uniwersytetu). Te wielokrotnie powtarzane wyjaśnienia są w różnym stopniu uzasadnione. Żeby jednak którekolwiek z nich miało w ogóle rację bytu, należy najpierw odpowiedzieć na pytanie o to, jak możliwy był sam gest, jaką miał moc i skąd ją czerpał.
Bez wątpienia Polentransport był działaniem, którego skuteczność i siła oddziaływania opiera się na pozycji artysty‑idola, międzynarodowej gwiazdy świata sztuki, a sam dar – w zasadzie niezależnie od zawartości skrzyni – zyskał wartość w międzynarodowym świecie sztuki dzięki jego autorytetowi. Ale w Polentransporcie, rozumianym jako performans, Beuys wykorzystał władzę wytwarzania wartości artystycznej (i ekonomicznej), by zarazem, krok po kroku, w niezbyt spektakularnym widowisku prezentować działanie tej władzy i sam proces wytwarzania wartości. Przywiózł dzieła osobiście, przenosząc przynajmniej chwilowo uwagę z nich samych na postać uwierzytelniającego je „artysty”; jednocześnie rozbrajał tę postać – przecież to kierowca auta, obładowanego drewnianą skrzynią, zabezpieczoną folią na zewnątrz i papierem w środku. Beuys przejechał samochodem turystycznym, niby na wakacje, z żoną i córką (w drodze powrotnej przejedzie tylko przez mniejsze miejscowości, omijając duże miasta). Ani na chwilę nie zdjął z głowy filcowego kapelusza. Rozpakowywał zawartość skrzyni element po elemencie, opisując kolejne obiekty i sygnując wybrane według nieznanego klucza (a zapewne bez klucza) – czasem dzieła sztuki, czasem dokumenty, które zmieniały w ten sposób swój status, nawet świstki papieru, zaproszenia na wystawy, zdjęcia dokumentalne. Podpisał również samą skrzynię. Pił koniak (?) w gabinecie dyrektora. Abstrakcyjny dar artystyczny zyskał w ten sposób materię, objętość i ciężar, jego wartość tworzyła się na oczach innych. Beuys zatem demaskował wytwarzanie wartości, a właściwie wystawiał je na widok. Jednak ten gest, wiedza i świadomość „sztuczności”, czy po prostu nadawania wartości sztuce i darowi, nie musi automatycznie tych właściwości znosić.