Zwyczajowe przesilenie. Magdalena Starska w BWA Olsztyn
Dla widzów, którzy śledzą sztukę Magdaleny Starskiej tytuł jej indywidualnej wystawy w olsztyńskim BWA – Słońce jest najważniejsze – zapewne nie jest powalający. Zaczerpnięty z najsłynniejszego filmu artystki (Najważniejsze jest słońce, 2011) – traktowanego w notce kuratorki Tekli Woźniak jako artystyczne credo – mimowolnie przywodzi na myśl znane, często powtarzane skojarzenia i odczytania tej twórczości (korzystanie z powszednich materiałów, uwznioślanie prozaicznych gestów i zjawisk, otwieranie się na widza, pogodna afirmacja życia itd.). Nie ma w tym niczego dziwnego, próba zaprezentowania możliwie szerokiego wachlarza wątków i lejtmotywów charakteryzujących daną sztukę (niechby nawet oklepanych) jest godna pochwały, zwłaszcza w kontekście publiczności być może niezaznajomionej wcześniej z daną artystką bądź artystą. Z drugiej strony, w przypadku sztuki Starskiej – rozpoznawalnej, o wyrazistych formułach estetycznych i poetyckich – pojawia się niebezpieczeństwo, że wpisując ją po raz enty w tę samą narrację, zaplączemy się w gąszczu bezpiecznych, a nawet rozczulających wątków. Co za dużo to niezdrowo – wystarczy łyżka zupy, aby poczuć jej smak. Trzeba nie lada wysiłku, aby co jakiś czas smakowała inaczej.
Olsztyńskiej wystawie udaje się to połowicznie. W większości oglądamy bowiem prace już znane, pokazywane wcześniej np. na wystawach w Warszawie albo Zielonej Górze. Są to przede wszystkim niewielkie, rachityczne obiekty, skonstruowane z gipsu, patyków, nakrętek od słoika, owoców, torebek foliowych i innych rzeczy wziętych z najbliższego, domowego otoczenia. Również kształt wystawy nie jest odkrywczy, przywodzi na myśl wcześniejsze praktyki aranżujące dzieła Starskiej w rodzaj jakiejś równoległej rzeczywistości kojarzącej się z senną wizją albo osobliwą pieczarą rządzącą się odrębnymi, cudacznymi prawami. Zapewne taki był sens wyłożenia przestrzeni ekspozycji filcem. Zresztą jest to jeden z tych materiałów, po który artystka sięga najchętniej (na wystawie można oglądać i wchodzić do skapującej z sufitu filcowej „kropli” – namiotu). Na ścianach wywieszono z kolei pokaźny zestaw rysunków. Nie są to prace nowe, niektóre liczą sobie nawet pięć lat. Oglądałem je jednak po raz pierwszy i aż dziw bierze, że do tej pory prezentowane były dość sporadycznie. Tymczasem wygląda na to, że właśnie ten format artystka traktuje jako prywatny atlas mentalnych i formalnych dywagacji.
To zaskakujące, że nawet wpisując sztukę Magdaleny Starskiej w poprawne, wymierzone już wcześniej ramy odczytań, ona za każdym razem działa, sprawiając wrażenie świeżej i wciągającej. Czemu tak jest? Zapewne z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze: koślawe, tajemnicze światy wyrysowane przez Starską na popierze lub przeniesione w trójwymiarowe rzeźby niczego nie opisują, stanowią wartość samą w sobie. Zazwyczaj tego rodzaju próby wypadają w polu sztuki dość blado, jednak Starska szerokim łukiem omija koleiny pustej dekoracyjności. To rzadki przykład sztuki, której potencjał zawiera się w tym, że ona działa, a my nie potrafimy tego opisać lub po prostu nie potrzebujemy zbędnego opisu. Podejrzewam, że funkcjonuje to na zasadzie podobnej jak w przypadku patrzenia na magiczne konstrukcje koriackich plemion. Być może przesadzam, być może nie mogę uwolnić się od popularnego określania Starskiej mianem szamanki, które to porównanie uważam akurat za wyjątkowo trafne. I chociaż nie do końca wiem, jakie pobudki kierują artystką w tworzeniu swoich rzeźb, to jestem przekonany, że zarzut pretensjonalności albo jałowego stylizatorstwa można jej postawić chyba tylko z przekory.
Po drugie: Starska potrafi doskonale grać skalą. Dotyczy to zarówno niewielkich rzeźb poutykanych w galeryjnych kątach, jak i działań w przestrzeni publicznej. W obydwu przypadkach widz jest zapraszany do przestawienia percepcji, co nie wiąże się jednak z ponadludzkim wysiłkiem; częstotliwości sugerowane przez Starską oscylują na naturalnym, intuicyjnym poziomie. Są to najprostsze gesty i reakcje: schylanie się, wchodzenie, dotykanie, a w szerszej skali także współuczestnictwo, pomoc, budowanie drobnych międzyludzkich relacji. Dobrym przykładem jest tutaj niedawna realizacja w galerii Stereo, służąca w sytuacji wernisażu dodatkowo jako blat pod butelki z piwem (wystawa Razem przetrwamy wszystko, 2014). Podobne atrybuty charakteryzują performansy artystki. Warto odnotować, ze trzy z nich – stanowiące razem jeden cykl – wyświetlone na wystawie w Olsztynie są najnowszymi pokazywanymi tu pracami (Bez Mocy, Wchodzi Moc, W Mocy jest Ruch – wszystkie z 2014 roku). Kto wie, czy nie zwiastuje to wzmożonej eksploracji tego medium?
Nie ma co ukrywać, że wystawa w BWA jest dość zachowawcza, prezentuje Magdalenę Starską taką, jaką znamy. Być może obrazuje to zwyczajowe przesilenie, po którym artystkę czeka jakaś większa, kluczowa wystawa oraz wzmożona recepcja. Większość twórców tworzących dawniej Penerstwo już doczekało się takich okazji. Najwyższa pora na Starską.
Janek Owczarek – ur. 1990, historyk i krytyk sztuki, kurator. Współpracuje z magazynem „Szum”. W 2019 r. wspólnie z Darią Grabowską i Piotrem Polichtem zorganizował ogólnopolski turniej artystyczny Tekken Art Tournament. Pracuje w Muzeum Literatury w Warszawie.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Magdalena Starska
- Wystawa
- Słońce jest Najważniejsze
- Miejsce
- BWA Olsztyn
- Czas trwania
- 18.04.-01.06.2014
- Osoba kuratorska
- Joanna Tekla Woźniak
- Fotografie
- Anna Hatłas
- Strona internetowa
- www.bwa.olsztyn.pl