Znudzić się katastrofą. Steirischer Herbst 2019
Połowa września w Warszawie to czas spotęgowanej artystycznej napinki: wernisaże około WGW sprzyjają spotkaniom, plotkom oraz skandalom (patrz: tegoroczna afera z tancerkami na imprezie VIP). Jedni uczestniczą w lokalnym piekiełku z ochotą, inni jakoś próbują się z niego wymiksować – tak się złożyło, że w tym roku należałam do tej drugiej grupy, decydując się na alternatywny trip do innego centrum kulturalnych przyjemności, by uczestniczyć tam w imprezie, która docelowo także miała zakończyć się katastrofą. Może nie samej imprezy, której nazwa – w wersji spolszczonej Styryjska Jesień – kojarzy się raczej z kulturalnym wydarzeniem o lekko geriatrycznym charakterze. Katastrofa ma dotyczyć świata jako takiego, ładu społecznego, jaki znamy, końca cywilizacji na miarę upadku starożytnego Rzymu, a przynajmniej zatonięcia Titanica. Kuratorka festiwalu, Ekaterina Degot, by opisać ten szczególny moment, odwołała się do metafory „hotelu nad przepaścią” Georga Lukácsa, który opisywał za jej pomocą beztroskę intelektualnych kręgów Europy w czasie, gdy nad kontynentem zawisło widmo faszyzmu. Ów hotel współcześnie można by określić jako strefę komfortu, poza którą wychylamy się niechętnie, żeby nie sprawiać sobie przykrości tym, co na zewnątrz.
Festiwal Steirischer Herbst organizowany jest w Grazu, mieście, którego aura świetnie oddaje interesującą Degot ideę komfortu. Urokliwie położone na górzystych i obficie zalesionych terenach Styrii, może pochwalić się zabytkową, niezwykle zadbaną architekturą. Miasto przecina wartka rzeka Mur, a nad wszystkim góruje malownicza Schloßberg, na szczycie której znajduje się wieża zegarowa wyglądająca trochę jak obiekt z bajek braci Grimm. Atmosferę swojskości i relaksu dopełniają automaty z legalną marihuaną, sklepy z tradycyjnymi kostiumami (podczas Oktoberfest bez eleganckiego dirndla i bawarskich spodenek ani rusz) oraz bronią palną, jak rozumiem, również sprzedawaną w celach poniekąd rekreacyjnych (leśna zwierzyna w końcu blisko). Nawet polityka, ostatnio w Austrii niezwykle ostra i naznaczona skandalami, ma tu swój zabawowy komponent – słynna Ibizagate, która przyczyniła się do niedawnej wyborczej klęski skrajnie prawicowej FPÖ i dała władzę chadekom oraz Zielonym, działa się w końcu na imprezie suto zakrapianej alkoholem. Z kolei uroki Styrii docenił sam Władymir Putin, goszczący w okolicy rok temu z okazji wesela szefowej austriackiego MSZ. Ponoć na imprezę przywiózł ze sobą chór Kozaków.
Do tego pejzażu austriackiej szczęśliwości dodać należy oczywiście także kulturę, reprezentowaną w Grazu przez liczne instytucje muzealne i wystawiennicze – na czele z Kunsthaus Graz, zlokalizowanym w ikonicznym blobie zaprojektowanym przez Colina Fourniera i Petera Cooka. Kilkadziesiąt lat temu kultura, w szczególności klasyczna, odegrała w Austrii specyficzną rolę – stacjonujący tu po wojnie Brytyjczycy, jakby niepomni źródeł narodowego romantyzmu, uznali klasyczną muzykę, tradycyjny teatr i operę za znakomity środek reedukacyjny. To dosyć paradoksalne przeświadczenie stało się jednym z punktów wyjścia dla Degot, która tradycję kultury klasycznej uczyniła ważnym składnikiem styryjskiej pre-katastroficznej imprezy. Można było przekonać się o tym już podczas oficjalniej inauguracji festiwalu, zorganizowanej na dziedzińcu lokalnego parlamentu Landhaus, otoczonego efektownymi, XVII-wiecznymi arkadowymi krużgankami. Ta renesansowa perełka architektury stała się tłem dla performansu Zorki Wollny Głosiciele – Oratorium na pięciu mówców i słuchający tłum. Co prawda w większości był on odegrany po niemiecku, ale nawet bez zaawansowanej znajomości tego języka można było łatwo wczuć się w atmosferę politycznego wiecu – pojawiający się na krużgankach mówcy kolejno starali się „oczarować” okrągłymi frazami wyjętymi z prawdziwych przemów i artykułów prasowych, aż w końcu ich nawoływania i obietnice złączyły się we wspólny, bełkotliwy jazgot. W finale ten populistyczny koncert został dopełniony złowieszczym pomrukiem białych mężczyzn, wszystkich ubranych na czarno, którzy niespodziewanie wyłonili się z tłumu i ustawili na dziedzińcu w bojówkarski szereg.
Organizatorzy Steirischer Herbst w przeszłości koncentrowali się przede wszystkim na pokazach teatralnych i tanecznych, ale za sprawą takich kuratorek jak Ekaterina Degot festiwal stawia ostatnio większy nacisk na sztuki wizualne – rozsiane po mieście instalacje i mikro-wystawy dawały możliwość wejścia w „salonową” atmosferę miasta, zaopatrując ten kontekst w odpowiednio krytyczny komentarz.
Niepokojący nastrój świetnego performansu Wollny można było odreagować jeszcze tego samego dnia na festiwalowej imprezie przygotowanej w formule extravaganzy – performatywnego wieczoru pod znakiem artystycznego hedonizmu, rozgrywającego się w pełnych przepychu salach budynku Congress Graz. Wydarzenie to było jakby stworzone dla austriackiej klasy próżniaczej – wizualnych uciech dostarczały na przykład ciała uśmiechniętych kulturystów, zaproszonych przez Jakoba Leny Knebla i Markusa Piresa Matę do ogrywania à la modernistycznych tableau vivant; Manuel Pelmus wypuścił w tłum tancerzy-kelnerów odgrywających przez publicznością specjalne, kelnerskie triki, mające zachęcić klientów do płacenia napiwków; kolektyw Das Planetary Prinzip urządził ekspresowy serwis zaopatrujący gości w wyrywkową wiedzę z zakresu współczesnego teatru, podawaną w formie press kitów, dzięki którym klienci mogli poczuć się jak elita, dla której zainteresowanie kulturalnymi nowinkami i „bywanie” jest poświadczeniem klasowego statusu. Nie zabrakło oczywiście operowych śpiewaczek, dekonstruujących konwencje gatunku (Jule Flierl) czy performerek biorących na warsztat genderową binarność (Cibelle Cavalii Bastos aka Sonija Khalecallon). Wernisażowa extravaganza była całonocną kpiną z kulturalnych rozrywek, w jakich ochoczo uczestniczy uprzywilejowana publiczność takich miast jak Graz – kpina ta jednak opakowana była oczywiście w elegancki papierek, tak, żeby połykało się ją równie miło co słynne austriackie Mozartkugel. Nie zdziwi więc nikogo pewnie fakt, że na imprezie znalazło się też miejsce dla stoiska ze słodyczami – wyprodukowanymi przez duet Elmgreen & Dragset, którzy krotochwilnie postanowili sprzedawać gościom autorskie praliny z podobizną Thomasa Bernharda. Jak powszechnie wiadomo, autor Kalkwerku Austrii i Austriaków serdecznie nie znosił (o Grazu ponoć mówił, że mieszkają w nim tylko starzy ludzie i idioci), za co zresztą doczekał się opinii Nestbeschmutzera. Jedna paczka Echte Grazer Bernhardkugeln szła po 50 euro wzwyż, nie spróbowałam więc tego smakołyku, ale nie zdziwiłabym się, gdyby w środku czekoladowego cukierka zamiast marcepanu był gwóźdź.
Organizatorzy Steirischer Herbst w przeszłości koncentrowali się przede wszystkim na pokazach teatralnych i tanecznych, ale za sprawą takich kuratorek jak Ekaterina Degot festiwal stawia ostatnio większy nacisk na sztuki wizualne – rozsiane po mieście instalacje i mikro-wystawy dawały możliwość wejścia w „salonową” atmosferę miasta, zaopatrując ten kontekst w odpowiednio krytyczny komentarz. Jedną z kluczowych dla festiwalu lokalizacji był na przykład Palais Attems, którego barokowe wnętrza – historyczna reminiscencja nowożytnego porządku klasowego i rozkwitającego wówczas kolonializmu – stały się tłem dla pasożytniczej instalacji Oscara Murillo, który ozdobił jedną pałacowych sal wyprutymi, zdezelowanymi meblami i kukłami farmerów-kolonizatorów. W Palais Attems znalazło się też miejsce dla zdjęć Artura Żmijewskiego z czarno-białej serii In Between (2018) – widzimy na nich głowy czarnoskórych mężczyzn mierzone centymetrem przez białe ręce ukrytego poza kadrem „kontrolera”. Zdjęcia Żmijewskiego zostały dodatkowo dość ciekawie zestawione z kolekcją woskowych jabłek, pochodzącą z pierwszej połowy XIX wieku. Woskowe modele zostały stworzone przez ojca Constantina Kellera w oparciu o owoce hodowane w opactwie Admont – zlokalizowanym nad rzeką Anizą najstarszym opactwie w Austrii. Modele odznaczają się niezwykłym realizmem i co najważniejsze – przedstawiają jabłka, których w Austrii już nie ma, ponieważ zostały wyparte przez takie gatunki jak Gala czy Jonagold, obecnie uważane za typowe dla regionu. Woskowe jabłka Kellera od swoich współczesnych braci różnią się też niedoskonałością, kiedyś naturalną, a dziś zniwelowaną przez genetyczne i chemiczne modyfikacje.
Temat rolnictwa pojawiał się na festiwalu także przy innych okazjach – zaproszona do Grazu Jaśmina Wójcik dość przewrotnie postanowiła zbudować pomnik na cześć sezonowych pracowników z Polski, Węgier i Rumunii, którzy co roku przyjeżdżają na owocobranie do jabłczanego zagłębia zlokalizowanego właśnie w Styrii. Pomnik Wójcik – tatlinowską wieża zbudowana ze skrzynek po jabłkach – ustawiono na terenach gminy Puch bei Weiz, przez co jedynymi odbiorcami tej pracy mogli być faktycznie sami pracownicy okolicznych sadów. Jeśli zaś chodzi o publiczność Styryjskiej Jesieni, na otarcie łez zostawała im kontemplacja innych prac okołopomnikowych – na jednym z placów w Grazu stanęła choćby praca Andreasa Siekmana, która polskim gościom mogła nie bez przyczyny skojarzyć się z Pomnikiem chłopa Daniela Rycharskiego. Pomnik Siekmana również wzorowany był na dürerowskim szkicu z 1525 roku i jest zresztą wobec niego znacznie wierniejszy. Jednak w przeciwieństwie do empatycznego pomnika Rycharskiego, chłop z instalacji Siekmana to postać dużo bardziej ambiwalentna – trochę ofiara miażdżących mechanizmów globalnego rynku, trochę bohater prawicowych bojówek. Jeśli mam być szczera, w porównaniu do pracy Wójcik lub wspominanego już Rycharskiego, praca Siekmana mogła wydać się trochę przegadana – alegoryczne figury zwierząt z pomnika Dürera zostały przez artystę zastąpione ustawioną obok paletą puszek kojarzących się z warholowskimi puszkami Campbella, tutaj jednak ozdobionych wizerunkami austriackich przedstawicieli darwinizmu, skrzynią z karabinami (nowoczesny ekwiwalent kos i sierpów), automatem, z którego można było wyciągnąć maseczkę zakrywającą oczy (opcja dla tych, którzy pewnych problemów nie chcą widzieć) i wreszcie kołem fortuny, na które nawleczony był miedziany kabel, do dziś używany do przesyłu energii i danych. Powiedzmy, że był to ironiczny miks różnych gadżetów, niekoniecznie czytelnych jako kontekst dla dürerowskiej statui.
Dużo bardziej wciągającą i przekonującą narrację o pomnikach, czy też może obiektach „ku pamięci”, którym często towarzyszy retoryka społecznego daru, zaproponowała Jasmina Cibic, z pochodzenia Słowenka, aktualnie pracująca w Londynie. Jej instalacja wideo The Gift – Act I pokazywana była w Künstlerhaus – budynku, który sam uznawany jest za dar Brytyjczyków stacjonujących w Grazu po wojnie. Kręcony we spektakularnych wnętrzach budynku Francuskiej Centrali Partii Komunistycznej (proj. Oscar Niemeyer), film Cibic wkręcał widza w kafkowską atmosferę reżimowej instytucji, w której kultura odgrywa rolę tyle polityczną, co instrumentalną. Brytyjska legenda, jaką owiany jest budynek Künstlerhaus, stała się też kontekstem dla prac dwójki innych Brytyjczyków – Iana Hamiltona Finlaya, który pokazał tam zestaw obiektów odnoszących się do neoklasycyzmu i jego funkcjonowania w różnych realiach politycznych, w tym w XX-wiecznym totalitaryzmie, oraz bardzo aktualnej pracy Jeremiego Dellera Putin’s Happy, na którą składały się na film dokumentujący okołobrexitowe demonstracje pod brytyjskim parlamentem oraz zaprojektowane przez artystę transparenty. Mam wrażenie, że część z nich, choćby z tytułowym hasłem „Putin’s Happy” czy z cytatem Abrahama Lincolna („You can fool some people sometimes/ But you can’t fool all people all the time”) świetnie odnalazłyby się także na polskich ulicach.
Dość niespodziewanie w political fiction postanowił zabawić się też Artur Żmijewski, który w ramach styryjskiego festiwalu przygotował instalację wyglądającą trochę jak kolejny projekt Roberta Kuśmirowskiego: na zapleczu eleganckiego zakładu krawieckiego zaaranżował ponurą kryjówkę dla różnej maści uciekinierów, szukających schronienia przez kumulującą się w Europie nacjonalistyczną katastrofą.
Na ulicach samego Grazu próżno było jednak szukać emocji podobnych do tych filmu Dellera – rozrywkowo-turystyczny charakter miasta w końcu zobowiązuje, i to on był inspiracją dla części zaproszonych artystów. Na przykład Bułgar Nedko Solakov w sześciu wybranych hotelach ukrył niewielkie figurki szpiegów – humorystyczną reminiscencję stałych gości tego rodzaju przybytków w czasach zimnej wojny. Daniel Mann i Eitan Efrat postanowili za to przybliżyć publiczności historię Heilstollen – skalnego tunelu niedaleko Bad Gastein, wydrążonego podczas wojny przez nazistów szukających złota. Zamiast niego odkryli oni jednak, że w tunelu panuje niezwykle wysoka temperatura i występuję w nim duże natężenie radu – te specyficzne warunki są do dziś cenione ze względu na domniemane właściwości lecznice, a sam tunel funkcjonuje jako część uzdrowiska. Aurą tajemniczości i politycznej fikcji spowita była także wystawa poświęcona Georgowi Lukácsowi, stworzona wspólnie przez Ekaterinę Degot, Daniela Riffa i Livię Páldi. Złożona głównie z efemerycznych, para-muzealnych obiektów i modeli The Life and Adventures of GL brała na warsztat różne mniej lub bardziej prawdopodobne mity, jakimi spowita jest burzliwa biografia filozofa-marksisy i zarazem aktywnego politycznego działacza, jednego z komisarzy Węgierskiej Republiki Rad i ministra w rewolucyjnym rządzie Imre Nagy’ego. Lukács stał się również inspiracją dla mrocznej postaci Naphty w Czarodziejskiej górze Tomasza Manna, stąd na wystawie znalazła się też makieta powieściowego hotelu stojącego samotnie w górskiej dolinie.
Dość niespodziewanie w political fiction postanowił zabawić się też Artur Żmijewski, który w ramach styryjskiego festiwalu przygotował instalację wyglądającą trochę jak kolejny projekt Roberta Kuśmirowskiego: na zapleczu eleganckiego zakładu krawieckiego zaaranżował ponurą kryjówkę dla różnej maści uciekinierów, szukających schronienia przez kumulującą się w Europie nacjonalistyczną katastrofą. Wystrój owej kryjówki co prawda bardziej kojarzył się komórkami, w których podczas wojny ukrywali się Żydzi, ale Plan B można było też potraktować jako osobistą deklarację artysty, który pragnie schować się przed nadciągającym ekstremizmem. Muszę przyznać że praca ta zaskoczyła mnie nie tylko ze względu na swoją scenograficzność, ale także zakodowany w niej eskapizm – w końcu ledwie kilka lat temu Żmijewski był aktywnym obserwatorem społecznych konfliktów i podobnie jak Jeremy Deller wychodził na ulicę, by rejestrować demonstracje i rozruchy uliczne po katastrofie pod Smoleńskiem. Tą zaangażowaną postawę zastąpił jednak trudny do przeoczenia pesymizm, oddany w dość teatralnej formule.
W zasadzie najbardziej krytyczne spojrzenie na lokalny, austriacki kontekst i dwuznaczną historię regionu zaproponował Eduard Freudmann, tymczasowo anektując pomnik Wyzwolenia Grazu, upamiętniający wyjście alianckich wojsk okupacyjnych z miasta w 1955 roku. Celebracja tej rocznicy stanowi część mitu o neutralności Austrii podczas II wojny światowej i mylnego przekonania, że Austriacy byli nie wspólnikami, ale ofiarami nazistów. Freudmann postanowił squeerować pomnik poprzez przemalowanie obelisku na różowo i dodanie do niego hasła „ÖDUOPFER” – który może być skrótem od „Austrio, ty ofiaro” ale jest też popularnym wśród młodzieży przezwiskiem. Dopełnieniem tej interwencji był niewielki napis „Dank der Roten Armee” linkujący do alternatywnego wyzwolenia Grazu przez wojska Armii Czerwonej.
Squeerowany przez Freudmanna pomnik dość szybko wzbogacił się o anonimowego taga w postaci miłosnego wyznania, trudno powiedzieć, czy umieszczonego w tym akurat miejscu ironicznie, czy przypadkowo. Z tego co mi wiadomo, była to też być może największa festiwalowa „kontrowersja” – ta edycja festiwalu, pomimo swoich krytycznych ambicji, raczej nie miała charakteru konfrontacyjnego. Nawet jedna z bardziej „skandalizujących” prac pokazanych na festiwalu, czyli wideo Progressive Touch: Series I Michaela Portnoya, mogła wywołać najwyżej lekkie rozbawienie: celem Portnoya było opracowanie rockowej seks-opery, w której akt seksualny został wpisany w ekspresyjne układy choreograficzne. Seksualno-tanecznym układom towarzyszył dodatkowo eksperymentalny podkład muzyczny w postaci progresywnego rocka i jazzu. Ten nowy typ seksu – co by nie mówić, dość slapstickowy – teoretycznie ma odpowiadać na potrzeby współczesnego mieszkańca stechnicyzowanego świata i jest autorską propozycją Portnoya na wzbogacenie naszego życia łóżkowego. Jeśli chodzi o mnie, jeszcze się do tego nie przekonałam i chyba w najbliższym czasie nie będę próbować. Sporym rozczarowaniem był dla mnie również spektakl Global Congress of Post-Prostitution rosyjskiej dramaturżki Keti Chukhrov, który też kusił zaczepnym tematem: akcja toczy się tu w Zugigi, prowincjonalnym mieście w zachodniej Gruzji, do którego zjeżdżają się akademickie gwiazdy i seks-eksperci, aby razem dyskutować o idei post-prostytucji. Spektakl Chukhrov okazał się jednak potwornie przegadany i nudny – spora część widowni nie wytrzymała i wyszła w jego trakcie. Austriacka publiczność najwyraźniej jest na tyle obyta z artystycznymi prowokacjami, że na sceniczne symulacje kopulacji reaguje ziewnięciem.
Paradoksalne poczucie przesytu i nudy było zresztą wrażeniem, które towarzyszyło mi przez cały pobyt w Grazu – mieście cukierkowo ładnym i oferującym mrowie kulturalnych rozrywek. Festiwal Steirischer Herbst dokłada się do tej puli, a jego tegoroczna edycję można wręcz określić jako próbę imprezowej akceleracji, gdzieś na końcu mającej prowadzić do totalnego zniszczenia. Ta cywilizacyjna katastrofa z perspektywy Grazu jest jednak słabo widoczna i pomimo starań kuratorki – poziom festiwalu wszak był niezły i ponoć nawet lepszy od poprzedniej edycji – rysowanym przez nią kataklizmem ciężko było się przejąć. Pod tym względem dużo więcej wrażeń może dostarczyć wycieczka do Polski, gdzie pojęcie strefy komfortu zaczyna nabierać charakteru niezaprzeczalnie złowieszczego.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Ariel Efraim Ashbel and friends, Cibelle Cavalli Bastos, Alexander Brener, Barbara Schurz, Keti Chukhrov / Guram Matskhonashvili, Jasmina Cibic, Counterpositions (Eduard Freudmann, Thomas Geiger, Elizabeth Ward), Das Planetenparty Prinzip, Jeremy Deller, Bojan Djordjev / Goran Ferčec, Elmgreen & Dragset, Ian Hamilton Finlay, Jule Flierl, Giorgi Gago Gagoshidze, Riccardo Giacconi, Grupa Ee, Jakob Lena Knebl , Markus Pires Mata, The Life and Adventures of GL, Daniel Mann, Eitan Efrat, Oscar Murillo, Erna Ómarsdóttir & Valdimar Jóhannsson, Boris Ondreička, Manuel Pelmuș, Michael Portnoy, Blanka Rádóczy / Vladimir Sorokin, Hanna Rohn, Andreas Siekmann, Nedko Solakov, Andrei Stadnikov, Vanya Bowden, Shifra Kazhdan, Dmitry Vlasik, Theater im Bahnhof, Michiel Vandevelde, Gernot Wieland, Jaśmina Wójcik, Zorka Wollny, Artur Żmijewski
- Wystawa
- Steirischer Herbst 2019
- Miejsce
- Grazu, Austria
- Czas trwania
- 19.09–13.10.2019
- Osoba kuratorska
- Ekaterina Degot
- Strona internetowa
- steirischerherbst.at
- Indeks
- Alexander Brener Andreas Siekmann Andrei Stadnikov Ariel Efraim Ashbel and friends Artur Żmijewski Barbara Schurz Blanka Rádóczy Bojan Djordjev Boris Ondreička Cibelle Cavalli Bastos Daniel Mann Das Planetenparty Prinzip Dmitry Vlasik Eduard Freudmann Eitan Efrat Ekaterina Degot Elizabeth Ward Elmgreen & Dragset Erna Ómarsdóttir Gernot Wieland Giorgi Gago Gagoshidze Goran Ferčec Grupa Ee Guram Matskhonashvili Hanna Rohn Ian Hamilton Finlay Jakob Lena Knebl Jasmina Cibic Jaśmina Wójcik Jeremy Deller Jule Flierl Karolina Plinta Keti Chukhrov Manuel Pelmus Markus Pires Mata Michael Portnoy Michiel Vandevelde Nedko Solakov Oscar Murillo Riccardo Giacconi Shifra Kazhdan Steirischer Herbst 2019 The Life and Adventures of GL Theater im Bahnhof Thomas Geiger Valdimar Jóhannsson Vanya Bowden Vladimir Sorokin Zorka Wollny