Ziemia jest święta. Rozmowa z Teresą Murak
Joanna Ruszczyk: Skończyłaś malarstwo na warszawskiej ASP, ale szybko zaczęłaś eksperymentować z ziarnami. Skąd fascynacja roślinami i pomysł, żeby siać rośliny w sztuce?
Teresa Murak: W domu zawsze były książki o ziołach z pięknymi litografiami, które studiowałam. Nie marnowałam czasu, zaczęłam eksperymentować już pod koniec liceum. Malowałam już wtedy osiem lat, zaczęłam szukać nowego. Trochę bulwersowałam panią profesor, jak to ziarno się wysypywało… W latach 80. uchodziłam już za specjalistkę od roślin. Wtedy zawołali mnie znajomi ze Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego, którzy rysowali rośliny do Leksykonu ziół leczniczych. Wykopywano im te rośliny i przywożono do domu, ale zanim oni się za to zabrali, to one już zwiędły i była kompletna klapa. Rysowaliśmy je z moim synem Mateuszem, który jest współtwórcą i współautorem wystawy w Zachęcie. Byliśmy dla nich ratunkiem, bo wiedziałam, jak wyglądają rośliny. Nawet po nie jeździłam w teren. Pamiętam, jak w czasie po-czarnobylskim wędrowaliśmy z Mateuszem dróżką i drażniło nas wdychane powietrze. I nagle poczuliśmy odejście tego napięcia, patrzymy pod nogi, a tam pokrzywa. Zdjęła to promieniowanie i napięcie. Wcześniej o tym czytałam i nawet ją zbierałam pod kątem leczniczym, ale to odczucie było niesamowicie mocne. W trakcie studiów na KUL-u poznałam wspaniałe osobowości z obszaru np. filozofii przyrody. No i Włodzimierza Sedlaka!
Twórca polskiej szkoły bioelektroniki, elektromagnetycznej teorii życia oraz pojęcia wszechpróżni – wyczytałam w Wikipedii. Brzmi imponująco.
SGGW dopiero teraz zrobiła wydział dla osób wchodzących w obszar sztuki, na styku sztuki i ekologii. Unijne restrykcje odnośnie emisji dwutlenku węgla spowodowały, że oni teraz sadzą duże ilości drzew. Ja to robię od lat. Jeszcze zanim sadziłam swoje kilkusetmetrowe zasiewy w mieście, z Lasami Państwowymi zasadziłam tysiąc drzew. Zrobiłam akcję, rozdałam sadzonki. A praca Dywan wielkanocny to podróż do Kiełczewic, miejsca, które było związane z moją rodziną, nasycone pierwiastkiem duchowym. Z tamtejszą społecznością zrobiliśmy 70-metrowy dywan obsiany rzeżuchą, który został wniesiony do kościoła. Powstawały wtedy prace, które dotąd nie zostały dobrze opisane w Polsce.
Jesteś trochę zapomnianą artystką, może nawet w ogóle niedocenioną. Prekursorka polskiego land- artu. Prekursorka polskiego bio-artu, czyli sztuki, której materiałem jest życie. Prekursorka inicjatyw miejskich, miejskiego ogrodnictwa, bo robiłaś w mieście kilometrowe zasiewy – rzeżucha, len, malwy, powojniki…
W Polsce zostałam trochę pominięta. Nie byłam w głównym dyskursie, ale za granicą byłam doceniona. W latach 70. dostałam szereg propozycji, np. do Berlina, na ważny festiwal z udziałem takich znanych artystów jak Marina Abramović czy Joseph Beuys, w równie ważnym momencie historycznym, czyli tuż przed obaleniem muru berlińskiego. Leżałam tam nago w wannie z kiełkującymi w wodzie nasionami rzeżuchy, pilnował mnie syn, a w oddali było niemal słychać, jak upada mur. Temperatura była gorąca. Tę samą akcję realizowałam w Nowym Jorku. Pod koniec lat 70. zostałam zaproszona do Los Angeles na wystawę o duchowości w sztuce, ale byłam w ciąży, nie mogłam lecieć. Wtedy powstał, z domowego budżetu, prywatnie, potajemnie, ten malutki katalog. Wydrukowałam 300 egzemplarzy i rozdawałam. Ale czułam, że nie bardzo mogę się już rozwijać w Polsce, zdecydowaliśmy się wyjechać. Zamierzałam robić prace przestrzenne, ogromne. Przyszedł stan wojenny i wszystko się zawaliło. I trzeba było na nowo budować swoje szlaki. Ja zbudowałam szlak północ-południe, współpracowałam z Norwegami. Ten wątek wyszedł na aktualnej wystawie w Zachęcie. Jest też dokumentacja z Sympozjum w Ubbeboda w Szwecji z 1974 roku, kiedy kopałam własnoręcznie, przez miesiąc, dół głębokości mojego wzrostu, a z wykopanej ziemi usypywałam górę. To pierwsza z cyklu Rzeźb dla Ziemi.
Którą po trzech dniach zrównano spycharką… Skąd ta potrzeba kontaktu z ziemią?
Bo ziemia jest święta. Kropka.
Skąd pomysł, żeby wykorzystać ziemię wykopaną spod dna Wisły w trakcie budowy drugiej linii metra?! Jak udało ci się to zrealizować?
Długo o tym myślałam, ale nie wiedziałam, jak się za to zabrać. Po tych wszystkich biurach będę chodzić?! I przyszedł ten czas, kiedy oni już się zbliżyli do Wisły. Pojechałam na Pragę. Weszłam jakąś szparą, nikt mnie nie zatrzymał. Trafiłam na trzech inżynierów. Ze Śląska. Niezależnych, myślących. Jeden muzyk, drugi chyba geolog. Trochę szaleni. Opowiedziałam im o pomyśle.
Nie załatwiałaś tego przez Urząd Miasta?!
Nie. Impuls. Siła woli. Tego dnia wszystko się stało. Oni dokonali ze mną kradzieży czterotonowej ciężarówki ziemi! Potem musiałam załatwić pozwolenie, żeby móc to spożytkować, ale żeby to zacząć, zabraliśmy tę ciężarówkę gliny i wywaliliśmy na ulicy Orlej, w moim ogródku. Sąsiedzi oczywiście klęli, ale ja wszystko zniosłam. I zaczęłam szukać miejsca na tę ziemię. Pojechałam do CSW porozmawiać z ówczesnym dyrektorem, Fabio Cavallucci, żeby wzdłuż południowej ściany, na osi wschód-zachód, usypać jakby negatyw tunelu. Zgodził się natychmiast, dopiero potem zaczęły się schody, bo on myślał, że tego będzie znacznie mniej. Bał się, że mu budynek zasypię. To moje szaleństwo. Nie wystarczy być dobrym, trzeba być odważnym.
Jako prekursorka miejskiego ogrodnictwa co byś zmieniła w Warszawie?
Warszawa jest wspaniała, żywa. Ziemia tu jest tajemnicą. Kryje naszą dramatyczną historię. Co bym zmieniła? Np. na Orlej, gdzie mieszkam, otworzyłam część trotuaru, żeby odkryć ziemię, żeby woda choćby trochę ją zasilała. Zasadziłam tam takie rośliny jak hyzop, który ma działanie oczyszczające… Mnóstwo stworzeń przylatuje, siada i się cieszy. Od ponad dziesięciu lat realizuję projekt Most. Rzeźba spotkań– zaprojektowałam kładkę, która łączyłaby ulicę Orlą i Aleje Solidarności, przeszkloną, obrośniętą roślinami. Nad terenem dawnego getta. Łączyłaby: dwie dzielnice Warszawy – Muranów i Mirów oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Muzeum Historii Żydów Polskich. Dziesięć lat temu ten projekt fascynował, robiłam debaty z urzędnikami, sąsiadami, Zarządem Dróg Miejskich. A potem zapał do zrealizowania opadł. Nie wiem, czy zabrakło pieniędzy? Były cztery miliony na realizację, ale to za mało. Z tego mostu byłoby wspaniale widać wschody i zachody słońca. Moje prace zawsze są pomiędzy niebem a ziemią.
Na wystawie w Zachęcie pokazałaś metalowy krzyż obłożony bryłami węgla, powieszony po przekątnej sali, jakby się nie mieścił w pionie. Ta praca była w centrum wystawy, krzyż był gigantyczny. Jak to rozumieć?
Ta praca nie ma tytułu. Zrobiłam go, żeby o tym nie mówić. Są prace, których nie można nie zrobić. On po prostu jest. Pytano mnie, dlaczego teraz? A kiedy jak nie teraz?
A ja zapytam: dlaczego węgiel?
Postawiłam na wspólnotę. Praca została zrealizowana przez ludzi z Rudy Śląskiej, brać górniczą, która uosabia solidarność, więź, odpowiedzialność, profesjonalizm. W jednej z sal Zachęty odsłoniłam okna, żeby wpuścić światło dnia. Widać przez nie Plac Piłsudskiego, po którym chodziłam w 1974 roku realizując pracę Procesja. Węgiel pojawiał się na tym placu w latach 80., kiedy jako młoda historyczka sztuki nosiłam go tam z koleżankami i układałam z niego znak krzyża. Węgiel to też 20% jednej z moich ulubionych roślin, pokrzywy. Sukienki z pokrzywy występują w mojej ulubionej Bajce o 11 łabędziach’Andersena. Zrobiłam taką sukienkę, w 1976 roku wykonałam w niej performance Kalendarz kobiety. Trzymam ją do tej pory. Węgiel ma działania lecznicze. To ciepło, dom.
Ale też smog i zanieczyszczenie środowiska. Tradycyjne źródła energii to wielkie koncerny, polityka, konflikty, wojny. Rozwój odnawialnych źródeł energii jest blokowany. Ja twój krzyż zobaczyłam zwęglony, upadający i odczytałam jako głos w sprawie degradacji środowiska naturalnego, bo jesteś artystką, która kojarzy się z ziemią, szacunkiem do natury, roślinami…
Krzyż nie jest upadający, jest wznoszący się! Jest zanurzony w niebie. Jak może być tak źle zinterpretowany?! Jak można poprzez ekologię to odebrać?! Jak można nie odebrać istoty tej pracy, tylko skupić się na wycinku?
Nie ma złych interpretacji. Ta jest moja.
Ja od początku obracałam się w obszarze duchowości chrześcijańskiej, a teraz zrobiłam mocny znak. Cieszę się, że zrobiłam tę pracę, jestem szczęśliwa, że powstała. W 1992 roku moja praca została ocenzurowana w Zachęcie. Tytuł nie podobał się ówczesnej dyrekcji.
A jaki był tytuł?
Życie według Jana Pawła II.
Myślisz, że do wiary potrzebna jest taka instytucja jak kościół?
Bardzo się cieszę, że ona jest. Kościół jest wspaniałą przestrzenią, w której można znaleźć wszystko. Kościół jest potrzebny. Miałam mnóstwo wspaniałych spotkań, a w latach głodu duchowego byli wspaniali księża. Nauczyciel religii w liceum… Rozmawiałam z nim przez rok, a inny siedzieli z rozdziawionymi gębami.
Jest sporo kwestii, za które trzeba krytykować instytucję kościoła…
Ale po co? Czy twoi rodzice są idealni? Są jedyni.
Jedyni, ale… Różni są rodzice. Jesteś krytyczna wobec osób niewierzących?
Uwielbiam ateistów. Moim zdaniem to oni najgłośniej krzyczą o Boga. Jestem szczęśliwa, że ludzie chcieli ze mną zrobić ten krzyż, bo dla mnie bardzo ważne jest wspólne działanie, budowanie relacji, odpowiedzialność. Żeby ludzie czuli, że to też ich. Chciałam zobaczyć ten krzyż w Zachęcie.
Nie bałaś się tego krzyża?
Dlaczego?
W dzisiejszej sytuacji politycznej, kiedy tysiące maszeruje w marszach KOD-u, kiedy ludzie buntują się przeciwko bliskim związkom polityki i kościoła, kiedy kobiety walczą przeciwko ustawie antyaborcyjnej, kiedy zaczynają się ograniczenia w kulturze, ty stawiasz w Galerii Narodowej Zachęta krzyż. Kontrowersyjne.
Czy to może być kontrowersyjne? To świadczy o twoim złym nastawieniu. Dla sztuki zawsze były trudne czasy, zawsze będą niezadowoleni artyści.
Ale w marszach nie idą tylko artyści, a tysiące ludzi!
Jakie tysiące? To jest margines. Mówisz tak, bo prawdopodobnie przegrali twoi politycy. Ja pokładam nadzieję w polskiej polityce. Gdyby ci, którzy przegrali sześć lat temu byli bardziej radykalni, bylibyśmy w lepszym miejscu. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że w prawicowym społeczeństwie można zesztywnieć, a w liberalnym zgłupieć.
Zesztywnieć to można po śmierci… Nie mam swoich polityków. Mi się cały system nie podoba. Globalny. Konsumpcjonizm, agresywny kapitalizm, nadprodukcja, a za nimi degradacja środowiska. Naciskam na tę ekologię, bo mamy zagrożoną planetę, np. ginące każdego dnia gatunki roślin i zwierząt. Nie wiadomo, jaki to będzie miało wpływ na nasz gatunek. Nie odczuwasz zagrożenia?
Ekologia to głównie manipulacja. Jest modna. Nie lubię mód w sztuce, w życiu społecznym. Zacznijmy od siebie. Nie kupujmy tyle chemii, np. myjmy podłogę wodą z octem.
Racja. Zacznijmy od siebie! A ekologia niech będzie modna. To dobra moda.
Joanna Ruszczyk – dziennikarka, popularyzatorka sztuki. Współpracuje z tygodnikiem „Newsweek Polska”. Współautorka książki Lokomotywa/IDEOLO. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i Kuratorskie Studia Muzealnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Wystawa
- Teresa Kazimiera Murak-Rembielińska
- Miejsce
- Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
- Czas trwania
- 07.05 - 17.07.2016
- Osoba kuratorska
- Joanna Kordjak
- Strona internetowa
- www.zacheta.art.pl