Zawsze chciałem być artystą, ale mogę tylko o nich pisać: Aleksandra Waliszewska
Pornografia duszy. Mimo trudności definicyjnych obydwu tych słów, bardziej można być pewnym istnienia pornografii niż duszy, która wypada nie tylko blado w porównaniu do pierwszego pojęcia wpisanego w wyszukiwarkę, ale i mimo lat nie dorobiła się jeszcze wdzięcznego akademickiego pisma o prostym tytule jak: „Porn studies“ (pierwszy numer wiosna 2014). Co więcej, o ile problemy definicyjne pornografii dotyczą wyłączenie jej zakresu (w Japonii nie można pokazywać włosów łonowych), o tyle w przypadku duszy, kwestionowane jest same jej istnienie. Nawet niektórzy Grecy mówili, że mamy do czynienia nie z duszą, ale tylko bardziej przeźroczystą, snującą się i delikatną materią. Wrażenie to snuje się już kilka tysięcy lat, być może do momentu kiedy w końcu wszystkie składniki tej delikatnej materii się złapie, policzy i powie, co i jak, nie wypuszczając ich już nigdy z powrotem.
Niemniej dusza istnieje, a sam dodałbym, że istnieje też pornografia duszy. Tyle, że aby przekonać niedowiarków, należałoby pokazać ją palcem i powiedzieć: o, tam jest. To trudne.
Istnieje pewien obraz duszy, być może w skali jednostkowej, ale sądząc po ilości zdobywanych lajków nawet reprezentatywny i przekładalny na inne dusze. Chodzi o te malutkie obrazy Aleksandry Waliszewskiej, które każdy może zobaczyć na fejsie. Jak zatem wygląda dusza?
Dość zwyczajnie mimo wszystko. Jak podlotek, samotna dziewczynka przeżywająca różne okrutne przygody w zmyślonym, ponurym krajobrazie. I wydaje mi się właśnie ni mniej ni więcej, że jest to obywatelka wewnętrznej przestrzeni wielu z nas. Nauka zna takie homunkulusy w ludzkich głowach, póki co jednak odnoszą się one do zmysłów i poczucia ruchu. Czy kiedyś do tych dwóch doda kolejnego, bardziej kształtnego i piękniejszego od pozostałych, który reprezentować będzie duszę? Czas pokaże. Ale jeśli zawierzyć obiegowemu powiedzeniu, że sztuka wyprzedza naukę, jesteśmy z przodu. Także w sztuce. Na ogół artyści zajmują się symptomami, powidokami swojego życia wewnętrznego. Waliszewska zajmuje się nagą duszą. Stąd pornografia.
I o ile zwyczajna pornografia idzie przez głowę jasnym, przestronnym kanałem fizyczności („obrazy mające na celu wywołanie pożądania u oglądającego“), pornografia duszy powinna wywoływać pożądanie innego formatu, a więc takie, które w ostateczności prowadzi do zbudowania, ale i rozładowania innego rodzaju napięcia. Moralnego.
To zaś jak wiadomo składa się z bardzo wielu norm, poczucia piękna, ładu, ale i pożądania, pokus czy w starym słowniku grzechów. Do takiej pracy trzeba mieć sporą wrażliwość. Ta zaś łączy się ze zdumiewającymi słowami Simone Weil, na które trafiłem kilka miesięcy temu, że dobry talent metafizyczny jest w stanie niemal z matematyczną precyzją opisać wznoszenie się duszy ku dobru. Matematyczna precyzja? Ale jeszcze ciekawsze wydało mi się, że to wznoszenie jest oczywiste, a na górze jest dobro.
Jeśli spojrzeć na większość przygód tej małej dziewczynki, wszystkie symboliczne artefakty, kozły, pentagramy, kotki i tak dalej, dalej (ktoś kiedyś pewnie zrobi inwentarz) mają one z pewnością związek z dobrem i złem, ale mówią raczej o źle ostatecznym, może nawet eschatologicznym, choć to słowo niebezpiecznie zbliża do fanfaronizmu kościoła. Tak to sobie wyobrażam, że Waliszewska dzień w dzień patrzy na tę małą dziewczynkę i przymierza, sprawdza – gdzie tym razem udało jej się trafić. Do góry, czy do dołu. Sądzi zaś srogo i natychmiast.
Cóż, niestety nie potrafię opisać tych podróży. Nawet pełna, a z pewnością konieczna znajomość symboliki średniowiecznego malarstwa, czy współczesnej popkultury nie daje takiej mapy i gwarancji, że przedstawiona scena zostanie odczytana jednoznacznie, jakby to moja dusza brała w niej udział. Dlaczego zatem można mówić o przekładalności tych obrazków na niegasnące podniecenie widzów?
Otóż przez chwilę właśnie jej symbol, może stać się moim. To co działa działa na ciało „homunkuluski” – przedstawione resztki pożądania, nastrój krajobrazu, ekshibicjonizm, wyrazy twarzy, lęk – pokazuje się jako podobna każdej innej rzeczywistość wewnętrzna. Nieostrość i niejednoznaczność symboli zaczyna się porządkować, a własna dusza utożsamiać się z tą przykrą dziewczynką.
Dlaczego dusza Waliszewskiej nie wznosi się ku górze? W swoich przygodach i wędrówkach (czy nie tak zaczyna się Podróż Pielgrzyma Bunyana), startuje pociągająco nisko. Ale funkcjonalna fascynacja złem, ma swoje przeciwieństwo. Odmienność przedstawionego świata zbliża do myśli, że istnieje nie tylko dusza, ale i drugi koniec jej wędrówki. Czy kiedyś go poznamy? Na razie zostaje narysowana przestrzeń, która ożywia i ciekawi i moją duszę. W „Drodze do góry Karmel“ Św. Jana, mistycznym tekście o wznoszeniu się do Boga, najpierw mowa jest o ciemnej nocy przez którą trzeba przejść, aby iść dalej. Ten chłód jest też przyjemny, czy w innym języku, prowadzi do oczyszczenia.
W dzień, na jawie, w odniesieniu do innych prac które znam, jej świat przypomina opowiadania Fleur Jeaggy czy powieści Herty Muller z ich krystalicznie zimną i połyskliwą lub w drugim przypadku ołowianą, gęstą rzeczywistością, którą przynieść mogą jedynie zadawane lub odbierane cierpienie. Z kawiarnianych rozmówek o psychoterapii jednak wiadomo, że przywoływanie jeszcze raz takich doświadczeń, wcale nie służy powiększaniu ich ilości.
I jeszcze jedno. Ponieważ tekst ukazuje się w cyklu portretowym, powinien pojawić się tu jeszcze portret artystki. Tym razem jednak nie prosiłem o spotkanie. Z udawaną mądrością można powiedzieć, że skoro można poznać duszę człowieka, nie potrzeba więcej.
Wojciech Albiński – Miłośnik sztuki
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Aleksandra Waliszewska