„Wszystkie zakazane pokoje” Agaty Nowosielskiej w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu

Marta Miś: Spotykamy się przy okazji twojej wystawy Wszystkie zakazane pokoje w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu. Czy możesz krótko powiedzieć, jaki był punkt wyjścia dla tego projektu?
Agata Nowosielska: Wspomnienia. Zakodowane w pamięci obrazy, fragmenty rozmów, obrazy bliskich – takich, jak ich zapamiętałam. Wydarzenia, które miały miejsce, ale w innym czasie historycznym, politycznym, ustrojowym. Próba odtworzenia za pomocą malarstwa czasu bardzo odległego – miejsc, które znałam, ale o których nie wszystko wiedziałam. Wystawa jest jednocześnie naznaczona obecnością zmarłych dziadków – rodziców mojej mamy, i kreacją – wyobrażeniem miejsc, jak wyglądają w mojej pamięci, ponieważ tylko tam je odnajdę. Czy dobrze zapamiętałam ogród, dom, twarze, sytuacje związane z Gustawem i Selmą?
Jaki był dziadek Gustaw?
Dziadka pamiętam do późnych lat 90. Nazywał się Gustaw Wellman, był adwokatem, przed wojną miał kancelarię w Gdyni, ale wojnę przeżył w Warszawie. Pamiętam go jako mała dziewczynka. Zawsze mówił „i tam” [śmiech]. Palił fajkę napakowaną tytoniem, grał w brydża razem z moimi rodzicami i babcią Selmą. To był bardzo wytrwały człowiek. Jeszcze do starości pracował w ogrodzie przy domu w Grudziądzu – wchodził z siekierką na drzewa, żeby przycinać gałęzie…
A babcia Selma?
Babcia Selma jest określana przez mojego ojca jako „złoty człowiek”, najlepszy na świecie. Zmarła w 1989 roku, więc moje wspomnienia o niej są szczątkowe. Ale pamiętam, jak wieczorami chodziła wokół okrągłego stołu – tego, przy którym grali w brydża – i zapytałam ją kiedyś, czy odlicza godziny. Mam po niej rozkładany fotel – taki, z którego można zrobić łóżko.
Czyli jest ważnym elementem twojej dorosłości…
Jest pamiątką po dobrym człowieku.
Twoja babcia miała bardzo oryginalne imię…
Tak. A inna siostra babci nazywała się Hildegarda. Efekt życia na styku kultur, na terenach, na które wpływ miała geopolityka. Zmieniające się geografie świata.






Jak pamiętasz ogród dziadków w Grudziądzu – tak mocno obecny w twoich ostatnich pracach?
Pamiętam ogród dziadków jako odrębny świat pełen zapachów kwitnących kwiatów, dojrzewających owoców, zapachy lata i wczesnej jesieni. Dom stał przy ulicy Waryńskiego na narożnej działce – bardzo dużej, więc to był naprawdę duży ogród. Graniczył z ulicą, poniżej której przepływa Rów Hermana. Była tam hałda kompostownika, na którą mogłam się wspinać i patrzeć na rów. Z perspektywy małej dziewczynki ten ogród był ogromny. Znajdowały się w nim sekcje rabarbaru, śliw, czereśni, jabłek, grusz, warzyw, kwiatów. Była studnia, do której bałam się podchodzić, bo kojarzyła mi się ze śmiercią mojego kolegi z przedszkola, który wpadł do takiej studni. Była też wanna z kranem i często bawiłam się, odkręcając wodę. Brudziłam w błocie zabawki, lalki, ich sukienki i potem myłam do czysta. Pamiętam, że było tam dużo maków, które potem zmieniały się w makówki. Mój brat Tymon, który jest dziewięć lat ode mnie starszy, też był obecny w tym uniwersum. Mieliśmy swoje zabawy, np. zabawa w odliczenie: „masz czas na ucieczkę”, „masz czas na ukrycie się”. Takie wojenne zabawy… Atak zgniłymi jabłkami. To dzieciństwo z bratem, choć także bawiłam się sama w tym ogrodzie.
A ich dom?
Dom był dla mnie magicznym miejscem. Tykający zegar, pianino, na którym grałam smutne akordy. Mam nawet takie zdjęcie: mój tata na pierwszym planie, a ja robię głupie miny za jego plecami, siedząc na tym pianinie. Było tam dużo dymu z fajki. Zapach tytoniu. Pamiętam kręte schody prowadzące na górę – charakterystyczne w tych starych domach. Dla małej dziewczynki ten dom był niczym zamek. Schody prowadziły od pokoju Gustawa, gdzie trzymał schowane pod biurkiem czekoladę i nalewkę, do łazienki i pokoi na górze. Stamtąd drugie schody prowadziły na strych – mogłam tam wchodzić, ale tylko z kimś dorosłym. Pamiętam zapach kurzu i zbutwiałego drewna. Zapach starości i czasu. Po dziadku mamy trochę niemieckich książek i albumów. Dziadek ogrzewał ten dom piecem, a właściwie dwoma piecami kaflowymi, więc było tam dość chłodno. W pokoju sypialnym stała wielka szafa – wchodziłam do niej i bawiłam się starymi babcinymi sukienkami.
Tytułowe zakazane pokoje były jednak w innym domu – siostry dziadka, Alicji. Były niedostępną, więc wyobrażoną przestrzenią?
W ogóle ta wystawa i cykl malarski są pracą wyobraźni. Ciocię Alicję pamiętam jako bardzo ciepłą osobę. Zawsze się pochylała nade mną – taką chudziutką dziewczynką – z czułością i miłością. W jej domu czas spędzaliśmy w dużym pokoju przy bezowym cieście… To był burzliwy okres na Wybrzeżu, przed wydarzeniami Okrągłego Stołu i dorośli liczyli na wielki przełom polityczny. Miałam wtedy być cicho, nie krzyczeć, nie śmiać się głośno. Alicja nie chciała, żebym wchodziła do dwóch pokoi.




Nie dowiedziałaś się, dlaczego te pokoje były zakazane?
Domysły. O tym, że te pokoje miały swoje historie wie całe pokolenie, pokolenia. To tajemnica poliszynela, że pokolenie, które przeżyło wojnę, zostało na całe swoje życie w jakiejś formie okaleczone.
Na wystawie pojawia się portret Alicji.
Tak, ale to jest jej wyobrażony portret. Ona była bardzo piękną kobietą, a ten obraz jest bardziej jak veraikon – jak odbicie cierpienia.
Rozmywasz jej twarz i, podobnie jak przy innych portretach, ukrywasz jej oczy. Czego to jest wyraz?
Unikam tego wzroku, bo chyba bałabym się spojrzeć im w oczy. Pokolenie moich dziadków starało się zamknąć cały rozdział wojenny i skupić wyłącznie na przyszłości. To ja otrzymałam sygnał zaklęty w tych dwóch pokojach, przedmiotach i ludziach, z którymi już nie porozmawiam… Bardzo brakuje mi z nimi kontaktu, ich obecności, pozostaje moja wędrówka przez farny cmentarz wśród morza kosmicznych plastikowych zniczy i kwiatów w celofanie, które kontrastują ze starymi grobami z kamienia. Grudziądzki cmentarz ewangelicko-augsburski jest rozległy i są tam piękne stare kamienne rzeźby aniołów i kwatery małych dziecięcych grobów przed- i powojennych, które budzą przeszywający smutek.
A jaki wpływ na powstanie tego cyklu miała obecna sytuacja geopolityczna?
Żyję z obciążeniem tym, co dzieje się w Ukrainie, już trzy lata. Nie czuję się swobodnie, bo mam świadomość, że ponad tysiąc kilometrów stąd dzieją się najgorsze rzeczy. Wręcz niewyobrażalne. To jest jak balast i towarzyszący mu strach.
Pomyślałaś, że ten strach czuli też twoi bliscy podczas wojny? Bo powrót do tej mrocznej strony twojej „krainy szczęśliwości” w tym momencie nie wydaje się przypadkowy…
Nie mam czelności myśleć, co oni czuli. Podejrzewam, że przeszli przez jakieś piekło i udało im się przeżyć.
Wystawa podzielona jest na dwie części. W mniejszej sali, w której znalazły się prace poświęcone wnętrzom, tworzysz duszną atmosferę starego domu. Ale zestawiasz te pozornie niewinne obrazy wnętrz z barwnymi, idyllicznymi obrazami takimi jak Ogród Gustawa czy Ogród dziadka.
Bo o rzeczach trudnych czy bolesnych można mówić w prosty sposób. Była jakaś szafa, jakieś łóżko, jakaś sterta koców. Opowiadam czas, który już dawno umarł – razem z tymi ludźmi, domami, z ich przeszłością. Opowiadam za pomocą bardzo prostych środków, przemycając treści, które są niepokojące. Mnie niepokoją. Urwane żyrandole w pustych pokojach to jest moje wyobrażenie rewolucji, wojny…
Jednocześnie w tym kontekście pokazujesz nieco starszy obraz Podążaj za białym królikiem, który z opowieści o stabuizowanej kobiecości zmienia się w opowieść o dziecku w tajemniczym ogrodzie.
Tak, to ja jestem tym dzieckiem. Tą Alicją z krainy czarów, która wskoczyła do domu Alicji.




Twoja kraina czarów budzi niepokój. Kiedy zrozumiałaś, że niedopowiedzenia, traumy najbliższych wpływają też na ciebie?
Byłam introwertycznym dzieckiem, które rysowało i stwarzało swoje światy na pożółkłych kartkach z szuflady Gustawa. Chłonęłam ten świat dookoła. Teraz, po latach, dociera do mnie, że to jest właśnie dziedziczenie traumy, że czuję to, co oni. Choć dla mnie jest to niewyobrażalne. To oni to rozumieli, to oni to przeżyli.
Ale też wypierali traumę.
Trzeba było żyć dalej, zapomnieć. Gustaw i Selma stworzyli dom pełen miłości dla swoich córek. I czas płynął razem ze zmieniającymi się dekadami.
Dopełniasz tę opowieść o zakazanych pokojach salą poświęconą kobietom i ich emocjom. Dlaczego tylko kobiety?
Otwarcie wystawy było zaplanowane w przeddzień Dnia Kobiet i postanowiłam pokazać obrazy, które są ostrzeżeniem. To wystawa dla Selmy, Alicji i różnych kobiet. Również dla mnie.
Zwracasz uwagę na to, że kobiety są ofiarami wojen i konfliktów, które o swoich przeżyciach milczą.
Podczas wojny na Bałkanach ofiary często znały swoich oprawców. W filmie Jasmili Žbanić Grbavica bohaterka stara się ochronić swoją córkę przed prawdą o jej pochodzeniu. Dlatego milczy.
Trudno nie uciec od tego związku między kobietami, które znałaś, a podobieństwem kobiecych emocji i doświadczeń również dziś.
Nie chciałam tworzyć wystawy w oparciu tylko o moją rodzinę i wspomnienia. Chciałam powiedzieć coś więcej poprzez obrazy. I publiczność czyta te emocje. Na przykład w obrazie Wielkie czesanie, który można też interpretować w kontekście Holokaustu, pokazuję czesanie wielkiej hałdy włosów, która nie jest możliwa do rozczesania. To taka gonitwa za marzeniami, których nigdy nie zrealizujemy. Podążanie za Białym Królikiem.




Jako malarka masz umiejętność zatrzymania się w odpowiednim momencie i odwagę wyboru właściwej, nie zawsze pięknej formy dla wyrażenia treści, którą chcesz przekazać. Ale dla mnie twoja twórczość ma jeszcze jeden walor – jest bardzo filmowa. Kadrujesz rzeczywistość, zamrażasz jakiś jej fragment, lecz jednocześnie otwierasz przestrzeń pozakadrową, którą my, widzowie, sami sobie rekonstruujemy. Czy myślisz w taki filmowy sposób o rzeczywistości?
Obraz malarski jest dla mnie frapujący, bo to dwuwymiarowe medium, które jest ruchome, choć się nie rusza. Jest jak stopklatka z filmu, która zamraża emocje i konteksty. Wydaje mi się, że taki mroczny, wręcz inscenizowany świat pełen dziwacznych dekoracji i scenografii jest mi bliski. W obrazie przedstawiającym dwa wyrzucone na śmietnik purpurowe fotele dostrzec można ich niemy dialog i duszną atmosferę jak z kina Davida Lyncha. Moje obrazy to są przenikające się światy pełne zgrzytów, przesady, rozwibrowania, ale też tajemniczych przysłoniętych wnętrz i sytuacji. Zostawiam odbiorcy furtki, przez które może dotrzeć sam do wnętrza obrazu – jego przekazu. Na wystawie w Opolu są eksponowane portrety kobiet, które równie dobrze mogłyby zejść z okładek magazynów modowych, i skierowany zoom na ich twarze, ich portretowanie vis-à-vis oka widza jest zamierzone – obsypuję je pudrem i brokatem, który traci swoją rację bytu stając się abiektalnym filtrem krwi i potu zastygłych na ich twarzach. Zatracamy stuprocentową pewność wobec tego, co i kogo oglądamy i co o nim wiemy. Uwielbiam Francisco Goyę za jego portretowanie zła, chociaż mógł się kojarzyć jako mistrz salonowych portretów i kostiumów pełnych zdobień. Dostrzegł mrok. Przemycanie mroku ku światłu dziennemu opisuje Linda Nochlin w swoich tekstach o ludzkim ciele, gdzie groza Rewolucji Francuskiej malowana przez Théodore’a Géricaulta przejawia się w zbliżeniach rozczłonkowanych kończyn. Jakże piękne z pozoru są ogrody pełne zwłok irańskiego malarza Hamidreza Yaraghchiego.
Czy jesteś otwarta na to, że widz dopowiada sobie te historie, rekonstruuje je?
Oczywiście, że tak! W momencie, gdy obraz zderza się z odbiorcą, to on jest już jego. Nie chcę tłumaczyć widzom, co miałam na myśli. Obrazy wynikają ze mnie. Jeden cykl wynika z drugiego. Najważniejsze dla mnie pozostaje to spotkanie – odbiorcy i obrazu. Czasami mogę grać z widzem. Ostatnio zaproponowałam studentom, których uczę malarstwa i rysunku, ćwiczenie obserwacji emocji. Przyszła grupka studentów, wśród nich osoby z Erasmusa i goście z Malezji. Nagle powiedziałam, żeby przez 20 minut rysowali moją twarz. Zamknęłam oczy i rozchyliłam usta. Powiedziałam, że to ćwiczenie z obserwacji emocji. Tak naprawdę to było ćwiczenie z przełamywania pewnych strachów i barier, poczucia wstydu. Oto twarz zastygła, nie wiadomo, czy martwa, czy żywa, urodziła w studentach dziwne poczucie – jak podejść do bizarnej wykładowczyni, która przełamała własne skrępowanie i posłużyła się swoim ciałem jako medium? W efekcie powstały dobre rysunki z natury, ale te rysunki wyzwoliły też stany emocjonalne, często trudne do zdefiniowania. Pracując ze studentami, staram się im tłumaczyć, że istotny jest przekaz, jaki niosą ze sobą ich prace. Mówię, żeby spróbowali zapomnieć, co wiedzą o portretowanym człowieku; żeby stworzyli za pomocą przekonującej formy nową prawdę o nim.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Agata Nowosielska
- Wystawa
- Wszystkie zakazane pokoje
- Miejsce
- Galeria Sztuki Współczesnej w Opolu
- Czas trwania
- 07.03.2025–13.04.2025
- Osoba kuratorska
- Matylda Prus
- Fotografie
- Maciej Węgrzyn
- Strona internetowa
- galeriaopole.pl/agata-nowosielska-wszystkie-zakazane-pokoje