Wojna rozpoznawcza. Rozmowa z Izabelą Chamczyk
W styczniu 2013 roku wypowiedziałaś Wojnę dwunastomiesięczną, która w tym momencie dobiega końca. Przez rok prowadziłaś działania wojenne na polu sztuki. Nie bez powodu stosuję tutaj nomenklaturę wojenną, więc zacznijmy od ustalenia przeciw czemu i z kim walczyłaś?
Gdy rozmawialiśmy pierwszy raz w sierpniu, było to dla mnie jeszcze trudne pytanie. Wtedy dopiero namierzałam moje założenia intuicyjne. Teraz, w grudniu, gdy WOJNA zmierza ku końcowi wiem, że była to przede wszystkim WOJNA rozpoznawcza. Miała na celu otworzenie oczu zarówno mi, jak i ludziom, którzy jej doświadczyli. Gdy przeszłam przez te walki zrozumiałam i poczułam, że walczyłam przede wszystkim o siebie (taki tytuł miała 3. WALKA w marcu) i odnajdywanie się w tym wszystkim ze swoją sztuką. Chciałam przetrwać. Tak jak każdy artysta broniłam swojej sztuki, jak każdy artysta chciałam ją przybliżyć światu – pokazać ludziom, ale robiłam to, podkreślając fakt zrobienia tych dwunastu wystaw w roku, wielu artystów robi to cały czas – wystawia, walczy o swoją sztukę nie mówiąc o tym, nie przyznając się do tego, a przecież bardzo dużo naszej energii idzie właśnie na bronienie sztuki. Ja przez WOJNĘ unaoczniłam tę sytuację, przez co stałam się niewygodna, ponieważ o tym się nie mówi, że artyści chcą mieć wystawy i chcą o swoją sztukę walczyć. WOJNA to było odruch bezwarunkowy, tak mam, że nie mogę biernie czekać. Odruch walki pojawił się w momencie kryzysu, czyli w momencie kiedy czułam, że nie mam już sił i tracę sens tego co robię, że nie mam feedbacku i nie wiem co zrobić dalej, gdy nie wiem, jak przetrwać. Każdy artysta to ma w pewnym momencie, tylko mało kto się do tego przyznaje, mało kto o tym mówi głośno, a ja jestem akcjonistką, typem artysty wychodzącym na zewnątrz z niewygodnymi tematami. Przeciwko mnie były instytucje sztuki ze swoimi programami, kuratorzy ze swoimi nienaruszalnymi założeniami, krytycy piszący tylko o wybranych, odbiorcy nieprzyzwyczajeni do sztuki, która walczy o siebie oraz układy, które okazało się, że w dużej mierze są ważniejsze od tego co się robi. Dlatego heroicznie, intuicyjnie, bez wyrafinowanej strategii (czyli po mojemu) zaczęłam walczyć. Walczyć o niemożliwe.
Twoja wojna miała również przesłanki ekonomiczne. Stawiasz pytanie nie tylko o sens sztuki, własną tożsamość czy uwarunkowania systemowo-instytucjonalne, ale również o to – o czym często się zapomina – jak żyć ze sztuki.
Tak. Ponieważ chcę przetrwać. Żeby przetrwać ze swoją sztuką trzeba żyć, żeby żyć trzeba jeść. Ja jestem absolutnie wierna temu, co robię. Nie potrafię i nie chcę robić nic innego. Dlatego chciałbym żyć ze sztuki, ale że nie układam się zbyt dobrze, to jest to bardzo trudne do wykonania. Tak jak już powiedziałam, była to WOJNA o siebie i własne odnajdywanie się w świecie, co wiąże się również z aspektem finansowym. Oczywiście, większość artystów wybiera drogę spokojną: pracuje, pokazuje, czeka na docenienie i często, będąc gdzieś pośrodku (jak pisał Łukasz Gorczyca o średnim artyście), może spokojnie żyć ze swojej sztuki. A gdzie jest wolność w sztuce? Wolność, która artyście pozwala funkcjonować na jego własnych zasadach? Gdzie jest niezależność? Teraz, po WOJNIE, już wiem, że niezależność jest negowana i odrzucana, że jeśli artysta nie dostosuje się do ściśle określonych zasad, nie będzie miał z czego żyć. Dobrze wychodzą tylko ci, którzy potrafią się dostosować i „zrobić pracę na każdy temat”. Tylko to jest pułapka, a ja nie chcę w niej być. Nadal walczę o niezależność, również finansową, wierząc heroicznie i może naiwnie, że mi się jednak uda. Choć jest naprawdę ciężko.
Przypomnij, jak wyglądało twoje działanie? Jaki był plan na wojnę?
Plan zakładał, że uda mi się wykonać dwanaście wystaw, w dwunastu galeriach, w dwunastu miastach. Szalony plan. Ale zakładałam, że galerie będą współpracowały. Pomyślałam sobie, spróbuję, będę dzwoniła do różnych miejsc i osób, składała im tę nietypową propozycję. Wyszłam z założenia, że galerie są otwarte na takie rzeczy, bo są to przecież instytucje współpracujące z artystami, dające im pole manewru, a na przykład w sytuacji, jak nie będzie terminu i miejsca, to zrobię wystawę na istniejącej już ekspozycji, chociażby na suficie, postawię obrazy w kącie, w windzie, albo zrobię performans z malarstwem. Otóż okazuje się, że galerie w znakomitej większości przypadków (jakieś 90%) uważają, że to nie jest do zrobienia. Zwycięża biurokracja i układy, system. Często słyszałam zarzut, że jakim prawem wchodzę w uprawnienia kuratorskie, przecież to kurator wymyśla wystawę i zaprasza artystę, przecież ja nie jestem od tego; ja jestem od tego, żeby robić (produkować kolejne dzieło sztuki?), a nie od tego, żeby wymyślać, kreować czy zmieniać rzeczywistość, co w pojęciu większości tych osób jest przecież niemożliwe.
No właśnie, szukając sojuszników kontaktowałaś się z dużą liczbą galerii i osób. Były to różne ośrodki, bardziej lub mniej aktywne miejsca związane ze sztuką współczesną. Jaki był odzew na twój pomysł?
W większości przypadków był on negatywny. Jakim prawem młoda artystka, która nie ma super nazwiska, nagle rości sobie prawo do wystawy w jakiejś galerii? Byłam zbywana, byłam negowana. Oni mają plan na dwa lata do przodu i nie będą mnie pokazywać. Dlaczego? Dlaczego nie mogą spróbować zadziałać inaczej, otworzyć się na działania artysty, na pomysł, który jest inny od założenia ogólnego, czyli tej konstrukcji „wystawa zaplanowana na dwa lata do przodu”? Większość osób uważało, że to jest bzdurny pomysł, że tak się nie robi, a ja miałam taką nadzieję, że to jest otwarty obszar, a okazuje się, że nie do końca. Powiedziałbym nawet, że jest to obszar bardzo zablokowany.
Czy w czasie projektu, podczas szukania sojuszników, organizowania poszczególnych wystaw i akcji w konkretnych miejscach zauważyłaś jakąś prawidłowość, na podstawie której możesz dokonać własnej analizy funkcjonowania obiegu instytucjonalnego w Polsce?
Według mnie instytucje boją się artystów. Boją się ich pomysłów i są zablokowani na ich abstrakcyjne myślenie. Z drugiej strony, może artyści też boją się przeciwstawić temu stwardniałemu systemowi, bo wtedy zostaną wyeliminowani z obiegu tak jak ja. Dawno temu zaistniały na świecie takie akcje jak na przykład przyklejanie kuratora do ściany, zamykanie ludzi w galerii albo oblewanie ich farbą. Tysiąc dziwnych, różnych rzeczy wydarzyło się już w sztuce, a ludzie, którzy tym się zajmują w Polsce, nadal się tego boją. Wystawa zawsze pozostaje wystawą, a performans pozostaje performansem. Są pewne struktury, których się nie łamie. Ciągle wszyscy mnie upominają i mówią mi w większości przypadków, że tak się nie robi. Uczą mnie, że artysta tak nie powinien działać. Wybrani kuratorzy promują wybranych artystów. Innych nie wolno, trzeba mieć układ, strukturę, system. Jestem rozgoryczona tym, jak to wygląda i to, że jest bardzo mało miejsca na rozwijanie swoich indywidualnych, odważnych pomysłów. Generalnie spotykałam się z szeregiem obostrzeń administracyjno-finansowo-logistycznych. Dostawałam maile typu „sztuka kieruje się określonymi prawami, jak wszystko inne, nie możesz tego przeskoczyć”. A ja właśnie uważam, że sztuka nie ma sztywnych praw i zasad, że można tam zrobić wszystko. Dlatego byłam bardzo zdziwiona, że zostałam przez ciebie zaproszona do Torunia i w zasadzie wszystko udało nam się wykonać, że się porozumieliśmy. Z tego co wiem, tobie też się dostało za tę wystawę? Ty, jako jeden z naprawdę nielicznych, nadal jesteś otwarty na nieskrępowane działanie artysty. Widzisz jednak, że przez to wspieranie wolności w sztuce dostaje się po głowie. Zastanawiam się, czy wytrwasz w swoim wolnomyślicielstwie i odważnym działaniu kuratorskim?
Wydaje mi się, że jednak jest bardzo wiele osób, które w ten sposób działa. Oczywiście, każda instytucja funkcjonuje według określonych zasad, mniej lub bardziej sformalizowanych. W dużej mierze to, o czym mówisz, i twoje negatywne odczucie, wynika z tych zasad. Na ile te zasady są właściwe, czym są spowodowane i co można by w nich zmienić – to już inne pytania, które z całą pewnością trzeba stawiać. Pracując nad Epidemic interesowało mnie przede wszystkim spojrzenie na wystawę jako przestrzeń dyskursywną i relacyjną. Jednak siłą rzeczy wystawa, jako produkt instytucji, pozostaje zatopiona w całym tym systemie, co też było dla mnie bardzo istotnym wątkiem. Zaprosiłem cię do projektu bo uważam, że swoimi działaniami wchodzisz w te obszary, a mnie interesuje to, co ktoś ma do powiedzenia. Wracając do Wojny… Każda wystawa poruszała inny problem, wskazany w tytule. Mogłabyś pokrótce opowiedzieć o głównych ideach generowanych przez te tytuły-hasła?
Pierwsza, WALKA, była O NIESKOŃCZONE MOŻLIWOŚCI POMYŁKI (Galeria Arttrakt, Wrocław, 04-18.01.2013). Wchodząc w WOJNĘ, chciałam sobie dać przede wszystkim wolność, a możliwości pomyłki mi to umożliwiały. Pomyłka jest jakby wpisana w to, co robię, bo nie mam rozpisanej, obrachowanej, zimnej strategii. Podczas drugiej potyczki doszłam do wniosku, że zaufanie zarówno do samej siebie, jak i wzbudzenie go w innych, jest niezbędne do dalszej walki. Dlatego zawalczyłam właśnie O ZAUFANIE (Galeria Szara Kamienica, Kraków, 07-28.02.2013). Potem była 3. WALKA O SIEBIE (Galeria Odra Zoo, Szczecin, 08-29.03.2013), o której już wspominałam. Kolejna 4. WALKA O SENS miała miejsce w Gorzowie Wielkopolskim (Galeria Sztuki Nowych Mediów, 27.04-02.06.2013), gdzie zastanawiałam się, czy robienie wystaw, kiedy sztuka współczesna prawie nikogo nie interesuje, ma sens. Następne działanie było pierwszym, które przeprowadziłam partyzancko, bez zgody kuratorki, na wystawie zbiorowej. Była to 5. WALKA O PRZETRWANIE (Galeria-1, Warszawa, 05.2013). Działanie to pozwoliło mi zmienić sposób myślenia – skoro instytucje nie współpracują, to ja, mimo wszytko, będę je wykorzystywać do moich akcji. Tak zrodziła się idea 6. WALKI O PRZESTRZEŃ (BWA Katowice, 14.06.2013). To była jedna z bardziej odważnych akcji, które zrobiłam w czasie WOJNY, jednak nikt o tym nawet nie wspomniał, wszyscy nabrali wody w usta, udawali, że akcji nie było. Kolejne działanie partyzanckie przeprowadziłam w Łodzi, gdzie miała miejsce potajemna 7. WALKA O ODPOWIEDNIE MIEJSCE I CZAS (MS1, 25.07.2013). Był to rodzaj performansu przy współpracy z Norbertem Trzeciakiem (był moim fotografem). Razem wtargnęliśmy po cichu do Muzeum Sztuki, gdzie pokazywałam moje malarstwo z najlepszymi: Strzemińskim, Stażewskim, Kobro, oraz… Cezarym Bodzianowskim, którego działania są właśnie działaniami partyzanckimi. Gdy po akcji poinformowałam dyrekcję muzeum o moim działaniu oznajmili, że nie wspierają tego typu działań. W sierpniu przeprowadziłam 8. WALKĘ ZE ZŁYMI MYŚLAMI (Galeria Sztuki Współczesnej, Opole, 08.08-08.09.2013) przy dużym wsparciu galerii (a w szczególności Łukasza Kropiowskiego). Walczyłam tam z osaczającą mnie złą energią, która wchodziła w myśli. 9. WALKA Z KONSTRUKCJĄ odbyła się dzięki tobie w Toruniu (CSW, Toruń, 27.09.2013- 26.01.2014) gdzie moim performansem ruszyłam całą galerię w posadach oraz rozpoczęłam długotrwałe unicestwianie obrazu. W październikowej WALCE Z MATERIĄ podjęłam się stawienia czoła materii (ODA, Piotrków Trybunalski 10-31.10.2013), która dzięki współpracy z galerią zawładnęła całą przestrzenią wystawienniczą. Najbardziej kontrowersyjną i chyba jednak przez to najmocniejszą była 11. WALKA O NIEZALEŻNOŚĆ w poznańskim Arsenale (Galeria Miejska Arsenał, 15.11.2013), do której dołączył Kamil Wnuk. Razem wtargnęliśmy na wielki i prestiżowy wernisaż biennale fotografii, gdzie (w moim założeniu, ponieważ Kamila pobudki były odmienne) zagarnęliśmy przestrzeń. Akcja ta była bardzo mocno zanegowana i krytykowana, ale i szeroko komentowana, jednak nie na forach, ponieważ świat sztuki bacznie pilnuje, by nie wtargnął w jej ograniczone struktury jakiś ruch buntowniczy. Jednak wszyscy o tej akcji dyskutują i szeroko ją komentują, co jest ważne, ponieważ w ten sposób WOJNA przyniosła efekt. 12. WALKA będzie rozliczeniem i wnioskiem z całej WOJNY. W ten sposób przez dwanaście miesięcy stworzyłam dwanaście punków mojego manifestu artystycznego, który z pewnością będzie ulegał zmianie, ale w 2013 roku był moim przewodnikiem i wyznacznikiem działań.
Każda walka miała również swój własny kolor. Dlaczego są one tak ważne?
Uważam się przede wszystkim za malarkę, malarkę performatywną, dlatego też w dużej mierze moja walka dotyczy właśnie malarstwa. Kolor to dla mnie najważniejsze narzędzie pracy, a obraz jest najważniejszym nośnikiem wszystkiego, co chcę powiedzieć. W kolorze jest coś ukryte i zaklęte. Każdy miesiąc ma swój kolor, który odzwierciedla mój stan ducha i rodzaj walki, jaką toczę w danym miesiącu. Malarstwo pozostaje dla mnie sposobem komunikowania się, jako niewerbalny nośnik informacji. Czasem zdarzało się, że podświadomie wcześniej dobrany przeze mnie kolor w danym miesiącu był tożsamy z walką w danym miejscu. Na przykład w Toruniu moim kolorem był czerwony a to był kolor całej wystawy, w Poznaniu było podobnie.
W Toruniu miała miejsce Walka z konstrukcją. Co chciałaś konstruować czy raczej dekonstruować?
Dla mnie bardzo fajne jest to, że w samym założeniu zgodziłeś się na to, że mogę coś dekonstruować i to dawało mi takie niesamowite poczucie wolności w myśleniu i działaniu. Zdekonstruować wystawę, która już istnieje. Nie chodzi o agresję i o udowodnienie swojej siły, tylko o sposób patrzenia na sytuację w galerii i na poszerzenie granic wystawy, co jednocześnie dekonstruuje mnie samą. Ciężko jest dekonstruować sposób myślenia o sztuce. Jednak ja próbuję to robić. Wystawę Epidemic zaraziłam swoją WOJNĄ, jej ideami, buntem (zakwitł on w momencie, gdy obcięto nam honoraria – okazało się, że moja wojna jest wojną wszystkich biorących udział w wystawie artystów). Ponadto wprowadziłam swoją chorobę – „unicestwienie”; zalałam jeden z moich obrazów farbą, a przez kolejne miesiące obraz ten pleśniał i gnił, a jak wiadomo pleśń unosi się w powietrzu i pozostaje w przestrzeni oraz na innych dziełach i dekonstruuje je. Zdekonstruowałam tym samym sposób myślenia o obrazie i jego wystawianiu. Ponadto na wernisażu zrobiłam performans, który ruszył całe CSW w posadach, ludzie przed wejściem do przestrzeni, gdzie odbywał się performans, byli ostrzegani, że wchodzą na własną odpowiedzialność, bo po drugiej stronie czekał ich wstrząs – dekonstrukcja sposobu funkcjonowania, chociaż na chwilę. Zrobiłam tam coś, czego nie można robić w galeriach – naraziłam ludzi na mocny fizyczny wstrząs, jednocześnie sprawiając, że czuli się zagubieni krążąc po klatce schodowej i szukając wyjścia z wystawy i budynku.
Motyw zamknięcia publiczności wykorzystałaś już wcześniej w czasie wystawy Kochaj mnie!we wrocławskiej galerii Arttrakt, której dokumentację pokazujemy również w Toruniu. Wówczas, w czasie wernisażu, zamknęłaś ludzi w galerii. Ten prosty gest, skądinąd znany już w historii sztuki, wywołał dość skrajne reakcje u odbiorców, którzy stali się, chcąc tego czy nie, aktywnymi uczestnikami akcji. Twoja obecność była bierna, ograniczyła się do stworzenia całej sytuacji, przekręcenia klucza w zamku i zniknięcia. Jak sama to ujęłaś – była to świadoma prowokacja. Czy według ciebie cel został osiągnięty?
Tak, to była bardzo odważna akcja, z której tak naprawdę nie wiedziałam, co wyniknie. W głównej mierze chciałam, aby była to prowokacja do dyskusji. Bardzo męczą mnie takie sytuacje, gdy ludzie przychodzą na wystawę i nic z niej nie wynoszą. Przychodzą, oglądają i wychodzą; nie dają artyście nic w zamian za jego pracę, zaangażowanie. Chciałam ich zmusić do pewnego wysiłku i do tego, żeby zastanowili się, po co przyszli do galerii i czy chcą coś dać artyście w zamian za to, że artysta daje im swoją sztukę. W samej galerii w czasie akcji były totalne awantury, ludzie chcieli się powygryzać, pozabijać. Padały różne epitety pod moim adresem: od nazywania mnie głupią szmatą, poprzez określenia typu genialny pomysł artystyczny, prowokujący do myślenia. Rozwinęła się bardzo szeroka dyskusja, szczególnie po opublikowaniu dokumentacji wideo w internecie. To była akcja, w której w zasadzie nie brałam udziału, jedynie sprowokowałam ludzi, żeby oni sami w tym uczestniczyli, żeby ich energia płynęła tam w środku.
Nie bałaś się reakcji ludzi?
Bałam się. Moim zadaniem jako performerki jest przewidzieć jak najwięcej sytuacji zakończenia akcji, muszę myśleć o tym, w jaki sposób ludzie zareagują, muszę być psychologiem, dopuścić do swojej głowy wszystkie najbardziej absurdalne zakończenia tego, co robię. Ludzie wyważyli okno, przyjechała policja, staż miejska, straż pożarna, było wielkie poruszenie. Bazując na doświadczeniach Zimbardo, który pracował na ludziach i robił na nich eksperymenty, wiedziałam, że w tłumie ludzi może dojść do skrajnych reakcji, wzajemnego oddziaływania na siebie. Wystarczy jedna osoba, która prowokuje, a reszta idzie za nią. Bardzo dużo nauczyłam się na tej akcji. Na szczęście nikomu się nic nie stało, w ostateczności akcja zakończyła się pozytywnie – nadal trwają na jej temat intrygujące dyskusje.
Twoje działania wynikają z krytyki systemu artystycznego, ale jednocześnie chcesz w tym systemie mocno funkcjonować, zarazić go sobą. Myślisz, że wojna jest w stanie coś zmienić?
Magda Ujma w artykule o moich WALKACH napisała, że chcę wejść w świat sztuki na własnych zasadach. Dokładnie się z nią zgadzam. WOJNA była sposobem na rozpoznania tego, jak bym nie chciała funkcjonować. Nienawidzę prosić się o docenienie, o wystawy, o zauważenie, obrzydliwe jest dla mnie pozycjonowanie, szeregowanie: lepszy-gorszy (np. w konkursach), sankcjonowanie – nie chcę dać się w to wciągnąć, jednak nie chcę też działać tylko na zasadzie guerilla, wtargnąć i zawłaszczyć, nie chcę się zamykać tylko na działanie partyzanckie. WOJNĄ pokazałam w głównej mierze moją postawę w stosunku do funkcjonowania świata sztuki i jego mechanizmów. Ważne, by nie dać się tej chorej maszynie.
OD REDAKCJI: Rozmowa przeprowadzona przez Piotra Lisowskiego publikowana jest dzięki uprzejmości CSW Znaki Czasu w Toruniu i przeprowadzona została z okazji wystawy Epidemic.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Ewa Axelrad, Tymek Borowski, Izabela Chamczyk, Mateusz Kula, Jan Manski, Arek Pasożyt, Liliana Piskorska, Joachim Sługocki, Izabela Tarasewicz, Natalia Wiśniewska
- Wystawa
- Epidemic
- Miejsce
- Centrum Sztuki Współczesnej Znaku Czasu w Toruniu
- Czas trwania
- 27.09.2013 - 26.01.201
- Osoba kuratorska
- Piotr Lisowski
- Fotografie
- Tytus Szabelski
- Strona internetowa
- csw.torun.pl