„Widzenie powtórne” Grzegorza Kozery w Galerii aTAK
Strata zyskiem, czyli o pożytkach widzenia powtórnego
„(…) miałem poczucie, że nic już nie umiem widzieć bez asocjacji”.
Józef Czapski, list do Ludwika Heringa, 1955[1]
Grzegorz Kozera – to wciąż młody artysta z Warszawy, który chętnie nawiązuje dialog z mistrzami. Z pierwszego wykształcenia jest historykiem sztuki i nie odrzuca tej perspektywy, która niejednemu twórcy mogłaby ciążyć. Kozera dyskontuje ją na wiele sposobów. Przede wszystkim jest uznanym twórcą kolaży. W tej dziedzinie odnosi od lat sukcesy. Dla kolaży zaniedbał nawet malarstwo, które jest przecież jego dyscypliną dyplomową. Czy na pewno zaniedbał? O tym później. Wystarczy obejrzeć cykle kolażowe Kozery, aby się przekonać jaka jest rozpiętość jego wyobraźni: Szkicownik znaleziony Granadzie (2009-2010); Kronika wypadków galeryjnych (2009-2010); Spisek ilustracji (2015); DADAskalia (2014); Trochę dziwny (2014); Krzywy kwadrat (2014). Kozera potrafi pogodzić różne umiejętności: jest w jednej osobie badaczem, erudytą i sprawnym organizatorem (warto to podkreślić!). A co najważniejsze, jest artystą, który z zaskakującą swobodą przetwarza znalezione i zauważone tropy ikoniczne w nowe obrazy – zachwycające oryginalną formą i skojarzeniami. Kolaże Kozery bywają tak gęste, że przypominają palimpsest. Polifonia palimpsestu, barok skojarzeń, spisek obrazów… Ryszard Grzyb słusznie zauważa, że „malarz Kozera żuje wszystko, co mu wpadnie w oko albo w rękę”[2]. Malarz i poeta Grzyb wie, co mówi, bo taka wszystkożerność była też cechą jego (naszego) pokolenia.
Jednocześnie to, co robią artyści pokroju Kozery zaprzecza pesymistycznej diagnozie Stanisława Lema, który u schyłku ubiegłego wieku mówił o epoce przesytu i zapominania. Odnosząc się do diagnozy swojego przyjaciela Jana Błońskiego, ubolewał nad skutkami zbiorowej amnezji: „Żyjemy w epoce amnestycznej, panuje gorączkowa, pospieszna tendencja do wyeksploatowania wszystkiego, co było. Napisałem kiedyś, i podtrzymuję to nadal, że współczesna kultura przypomina straszliwy, piekielny żołądek, w którym pomieszane są kawały rozmaitych tradycji, trawione enzymami. Wszystko razem tak się jakoś kręci, obraca, i rozpływa w końcu w nicość”[3]. Dużo, zbyt dużo bodźców? Każdy to zauważa. Przyśpieszenie nabrało tempa kuli śniegowej (zastopowała je dopiero ostatnio globalna kwarantanna). W przeciwieństwie do Lema byłam i jestem optymistką. Nie brakuje mi wiary w artystów, którzy po to mają wyobraźnię, czyli zdolność tworzenia, przekształcania, powoływania do życia nowych obrazów – aby sobie radzić w każdych czasach.
Mocnym remedium na skutki epoki amnestycznej jest nowy cykl Kozery pod znaczącym tytułem Widzenie powtórne. Kolaże i obrazy z tego cyklu powstały z potrzeby rozmowy z Józefem Czapskim – z jego biografią i dziełem. Młody artysta, podążający już wcześniej wyimaginowanymi tropami Jana Potockiego i Jeana Geneta, przymierzał się do twórczego spotkania z Czapskim od kilku dobrych lat. Jego fascynacja autorem Patrząc zaczęła się jeszcze w trakcie nauki w liceum plastycznym w Warszawie (1998-2003). W szkolnej bibliotece zetknął się z albumem Joanny Pollakówny – jednej z najwnikliwszych interpretatorek dzieła Czapskiego i jego przyjaciółki. To pierwsze zauroczenie pogłębiło się po obejrzeniu wystawy kolekcji Richarda Aeschlimanna w Zachęcie na wiosnę 2007 roku. Adept sztuki skutecznie złapał bakcyl Czapskiego. Charakterystyczna postać starego artysty pojawi się w cyklach kolażowych Kronika wypadków galeryjnych (2009) i Trochę dziwny (2014). Ale decydujące okazały się dwa momenty: wystawa obrazów Czapskiego z kolekcji Musiała w galerii aTAK na otwarcie I Międzynarodowego Festiwalu Józefa Czapskiego (jesienią 2017) oraz wydanie korespondencji Józefa Czapskiego do Ludwika Heringa (t. I, 2015, t. II, 2017). Przy wystawie Józef Czapski. Żadne Ameryki, żadna Francja Kozera był osobiście zaangażowany. Mógł poznać przy tej okazji rodzinę i ludzi z kręgu Czapskiego, co też było inspirujące dla bardzo chłonnego artysty.
Najważniejszym impulsem okazał się jednak list z 1955 (bez dokładnej daty), jaki Czapski napisał do Heringa po powrocie z Ameryki Południowej, w którym na gorąco opowiadał – w swoim wielkim stylu – o wrażeniach z podróży. Wyjechał poza Europę na trzy i pół miesiąca (od maja do sierpnia), aby kwestować wśród Polonii na rzecz „Kultury”, zrobić wystawę swoich obrazów i równocześnie zasilić własne fundusze. „Moje milczenie było spowodowane podróżą (…) – pisał – na mój wiek to była podróż ciężka – pod batem nieustannych przejazdów. 4 kraje, około 18 odczytów, masa wrażeń, w każdym mieście inni ludzie”. W trakcie podróży Czapski nie rozstawał się ze swoim szkicownikiem, jednak spotkało go nieszczęście: „Masę notowałem, tylko że ogromny kajet, gdzie było chyba 100-150 rysunków, akwarel, z których 20-30 dobrych – studiów lasów, roślin, Murzynów, morza – (materiał na rok pracy!), z g u b i ł e m w autobusie. Ale jeszcze poza tym przywiozłem sporo i notatek pisanych, i notatek rysowanych”[4]. To wyznanie tak podziałało na Kozerę, że zamarzył o podróży artystycznej tropem Czapskiego – śladami zagubionego szkicownika! Wishful thinking okazało się zaraźliwe, pomysł spodobał się opiniodawcom i decydentom. Na początku 2019 roku artysta cały szczęśliwy mógł ogłosić, że został laureatem prestiżowego stypendium Młoda Polska, które MKiDN funduje twórcom do 35. roku życia. Wielu z nas trzymało kciuki za tę wyprawę. 19 maja tegoż roku Kozera wyruszył w drogę i powrócił 16 czerwca. Tak oto strata Czapskiego stała się jego zyskiem. Zyskiem nas wszystkich!
Narzuca się chęć porównania obu podróży. Czapski był dłużej i odwiedził więcej krajów: Argentynę, Urugwaj, Brazylię i Wenezuelę. Kozera musiał inaczej ułożyć marszrutę, omijając niebezpieczną Wenezuelę. Czapski dopłynął do Ameryki statkiem, Kozera skorzystał z samolotu. Czapski rozpoczął podróż po kontynencie od Rio de Janeiro, Kozera zakończył trasę w owym Cidade Maravilhosa. Te różnice są ważne, ale w gruncie rzeczy „techniczne”. O ileż ważniejsze są porównania natury psychologicznej. Czapski – starzejący się i samotny. Kozera – młody i z nieodłącznym Michałem Markunem. Czapski pojechał zbierać pieniądze – Kozera był zaopatrzony w stypendium Młoda Polska. Po stronie młodego malarza same zyski. Ale przecież nie była to podróż turystyczna, tylko naukowo-artystyczna. Kozera ryzykował. Nie tyle, że przyjedzie bez niczego, bo przecież bogactwo tamtego kontynentu gwarantuje mnóstwo bodźców, ale że nie spełni oczekiwań, że nie zdoła stworzyć własnego ekwiwalentu tego, co Czapski utracił.
Wielki jałmużnik „Kultury”, gdy wyruszył w tę drogę miał skończone 59 lat. Nie był zadowolony ani z konieczności podjęcia tej podróży, ani z jej pożytków. Pojechał z poczucia obowiązku, które było bardzo silnym rysem jego osobowości. Po powrocie z podróży miał zamiar napisać książkę o „widzeniu podwójnym” – o stałym nakładaniu się wspomnień na bieżące doznania i obserwacje. Powstały dwa teksty reportersko-wspomnieniowe, opublikowane w „Kulturze”: Amerykańskie ścieżki oraz Tumult i widma. W pierwszym z nich potwierdzał znużenie, o którym tyle było w listach do Heringa: „na początku podróży miałem wrażenie, że już nie jestem zdolny do świeżych reakcji. Wiek? Już za dużo tłukłem się po świecie i za ostro czuję przemijanie”[5]. A jednak wciągnęła go ta podróż, olśniło Rio, barwy natury, napotkani ludzie. Tumult nowych wrażeń wciąż zderzał się z dopadającymi go widmami z przeszłości. Po powrocie ciężko mu było pisać i jeszcze trudniej malować. Dopiero w grudniu mógł donieść przyjacielowi: „zrobiłem j e d n o płótno, które dla mnie się liczy – i drugie jeszcze w robocie, duże, nad którym będę długo pracował”[6]. Niedziela w Caracas i obraz z motywem ślepca w stacji metra. Żadnych uroków egzotyki. Jedynie w zachowanych szkicach z podróży znajdujemy ślady zachwytu nad miejscami i ludźmi.
O podróży Czapskiego było mało wiadomo[7]. Kozera przeprowadził kwerendę w Muzeum Narodowym w Krakowie i na podstawie Dziennika z 1955 roku ułożył nie tylko trasę podróży, ale również zorientował się w tym, co go może czekać na miejscu. Buenos Aires, Puerto Iguazú, Montevideo, Kurytyba, Belo Horizonte, Congonhas, Ouro Preto, Rio de Janeiro. Artysta i badacz w jednej osobie sporządził listę miejsc oraz motywów wizualnych, zapisanych w dzienniku, które stały się dla niego punktami odniesienia. Wiedział czego szukać, co było istotne dla projektu o chwytliwej nazwie Widzenie powtórne. A jednak rzeczywistość go zaskoczyła różnorodnością, bogactwem typów ludzkich, bujnością natury, wielkością miast i tempem życia. Jak napisał do mnie: „Choć może to dość banalne, ale najbardziej bałem się, czy ja ten nadmiar bodźców wizualnych umiejętnie przerobię twórczo!”[8].
Było wręcz pewne, że w efekcie podróży powstaną wspaniałe kolaże. Zapowiadały je kolażowe pocztówki (sztuka poczty!), na które czekali fani i fanki tej eskapady. I ja do nich od początku należałam. Nie zawiodłam się! Gotowe elementy do kolaży same wpadały w oczy i do rąk. Kozera ma taką metodę, że porządkuje zebrane materiały chronologicznie, w krótkich odcinkach czasowych. Nieuniknione ekscesy wyobraźni były poddane również rygorowi przemieszczania się z miejsca do miejsca. Artysta gromadził wycinki prasowe, bilety, znaczki, ulotki, etykiety, serwetki barowe, banknoty. Uroda wszelkich druków dla kogoś, kto robi kolaże jest wielce kusząca. Podnietą były też napisy w języku hiszpańskim, na przykład ten: Yo soy amigo del Bellas Artes. Dopiero po powrocie, w pracowni na warszawskiej Pradze, te materiały zostały poddane procesowi przekształcania zgodnie z intuicją i zasadami widzenia powtórnego. Rozmaitość wariacji zaskakuje na każdym kroku. Wystarczy zestawić dwa kolaże z wizerunkiem Witolda Gombrowicza, z którym Czapski spotkał się w Buenos Aires. Każdy inny, każdy znakomity! Szczególne znaczenie ma kolaż o pięknej nazwie Południk Czapski. Nawiązuje do pobytu w stolicy Urugwaju Montevideo, ale jest symbolem całej podróży, a nawet więcej, bo mówi w ogóle o znaczeniu tego niezwykłego artysty dla osób przejętych jego twórczością.
Kolaże musiały się udać. A obrazy na płótnie, które zostały przewidziane jako główna część cyklu? Kozera – zajęty z powodzeniem kolażami – malował ostatnio mało. Poprzeczka została zatem wysoko podniesiona. Czy da się namalować po takiej podróży dobre obrazy? Obrazy własne, a jednocześnie nawiązujące do Czapskiego? Wiemy, jak Czapski budował swoje płótna i gdzie szukał powodów do malowania. Był malarzem życia codziennego, motywy znajdował pod ręką i w zasięgu wzroku, w najbliższym otoczeniu, w naturze. Tematy i kadry do namalowania widział tam, gdzie przebywał – jak każdy rasowy malarz. Wiemy też jak później się męczył, aby na płótnie przeprowadzić malarską syntezę tego, co zobaczone i przeżyte.
Trzeba to podkreślić wyraźnie: obrazy Kozery z cyklu Widzenie powtórne stanowią zespół dojrzały, przemyślany, wybitny. Młody artysta stworzył 18 dużych płócien o wymiarach 140 x 100 cm – i każde z nich jest interesującą propozycją malarską. Czuć w nich inspirację Czapskim, ale mocno przetworzoną: w sposobach kadrowania, w zamiłowaniu do fragmentu, w zderzaniu postaci ludzkich i cytatów z wielkomiejskiego otoczenia, w akcentowaniu napisów. Ileż te hiszpańskie i portugalskie nazwy wnoszą energii: Y un día podés [I pewnego dnia możesz], No alimentar a la fauna, Poesía, Santa Fe, Retire su numero, El Gran Paraiso, Palestina libre, Que locura Carniceria, Quente, São Miguel… Udziela się temperatura tropików.
Jednak cykl rozpoczyna się od obrazu Wielogłosy 1955-2020, odróżniającego się od całości tonem mrocznym. Jest to swoisty hommage dla Polonii w Ameryce, którą Czapski odwiedzał podczas swojej marszruty, wygłaszał odczyty i „łowił” nowych prenumeratorów dla „Kultury”. W liście do Heringa skarżył się na banał emigracyjny, który go witał od progu na każdym przystanku: „Barszczyk, >hopaj siupaj< w gramofonie i … Sienkiewicz jako szczyt poziomu”[9]. Potem odkrywał jednego, dwóch ciekawych ludzi, ale szybko musiał jechać dalej. Kozera, tropiąc ślady Czapskiego, trafił do kilku polonijnych środowisk i miał wiele szczęścia, gdyż spotkał między innymi poetę Tomasza Łychowskiego z Rio de Janeiro, który jako młody człowiek poznał kwestarza z Maisons-Laffite, wysłuchał jego wykładu o Norwidzie, a nawet zorganizował prywatną wizytę u Muzy Wojtkiewicz, pianistki i koleżanki z Koła Młodzieży Polskiej „Świetliki”. Zagrała ona specjalnie dla Czapskiego Liebestraum Liszta[10]. Obraz Wielogłosy 1955-2020 zbiera te wszystkie sprzeczne często nastroje, znaczenia i kody. Jest czarno-biały – jak szpalta ówczesnej gazety emigracyjnej „Głos Polski”, wydawanej w Buenos Aires, której nazwa włączona jest dużą czcionką w pole obrazu. Artysta utkał jego przestrzeń jak palimpsest. Pojedyncze słowa i całe zdania po polsku i po hiszpańsku nakładają się na siebie, tworząc prawie nieczytelną, gęstą strukturę znaków. W centrum wyłania się postać ludzka z białą laską. Jest to nawiązanie do obrazu Ociemniały, jaki zreprodukowano na pierwszej stronie „Głosu Polskiego” z 17 czerwca 1955, zapowiadając wykłady Czapskiego i wystawę w Domu Polskim. Następna odbyła się w La Petite Galerie w Rio. Te tropy merytoryczne są znaczącym zyskiem z kwerendy, jaką przeprowadził Kozera i niejednemu badaczowi by wystarczyły. Ale nie malarzowi!
W przeciwieństwie do Czapskiego, który po powrocie odnotował kryzys malowania. młody artysta mógł się cieszyć zwyżką formy. Szybko zabrał się za podsumowywanie pożytków z podróży i w ciągu kilku miesięcy powstał nowy, wybitny cykl. Pierwszy obraz namalowany w Warszawie ma w tytule hasło Y un día podés. Patrząc nań przypomina mi się spostrzeżenie innego podróżnika do Ameryki Południowej, Andrzeja Bobkowskiego, który pisał o dzikich barwach tego kontynentu: „Nie ma tonów, barwy są prosto z tubki, gotowe, brutalne”[11]. Mocne, jednolite, czerwone tło. Wielkie hasło reklamowe firmy telekomunikacyjnej Naranja zajmuje górną połowę obrazu i zderzone jest – na zasadzie kontrastu – ze sceną w dolnej partii. I pewnego dnia możesz! Biedak, może bezdomny z wielkiego miasta przeszukuje wózek z tobołami. Zderzeń między słowami a postaciami jest w tym cyklu więcej. Są też zderzenia wynikające z zachwytu, jak w dwóch obrazach przedstawiających pięknych chłopców: Que locura i Quente. Ciekawe są wątki religijne przewijające się przez cały cykl. Wiemy od Łychowskiego, że Czapski był pod silnym wrażeniem brazylijskiej religijności, jaką mógł zaobserwować podczas Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego w Rio de Janeiro. U Kozery uderzają religijne asocjacje i odczytania zauważonych znienacka motywów: Sacra Conversazione, Santa Fe. Jest też bezpośredni dialog z Czapskim i patrzenie na Sanktuarium Bom Jesus w Congonhas poprzez jego rysunki. Zachwyca nawiązujący w formie do malarstwa „Gruppy” obraz Błogosławieństwo, który przedstawia rozmowę młodego chłopca z zakonnicą. Kozera przywołuje tu nie wprost wspomnienie Łychowskiego, iż do Czapskiego podszedł mały, ciemnoskóry chłopiec i poprosił: „A benção! Pobłogosław!”.
Zastanawiając się, jak nazwać styl charakteryzujący większość obrazów z cyklu Widzenie powtórne, znalazłam odpowiedź u Joanny Pollakówny. Cytuje ona ulubiony zwrot Czapskiego w odniesieniu do malarstwa – Coiffe-moi sale („Uczesz mnie na brudno”). „W tym >czesaniu na brudno< – napisała badaczka w eseju, który powstał jeszcze za życia malarza – zawiera się pospieszny, wolny od delektacyjnych smaków, znak doznania – szoku wywołanego barwą, układem brył i również – duchową wymową widzialnego”[12]. Czego chcieć więcej?
Anna Baranowa
[1] Józef Czapski, Ludwik Hering, Listy 1939-1982, t. I, Gdańsk 2015, s. 216
[2] Ryszard Grzyb, Żuje wszystko, co mu wpadnie w oko, [w:] Grzegorz Kozera. W końcu, [katalog wystawy] Galeria aTAK, Warszawa 29 IV-2 VII 2016, Warszawa 2016, s. 9.
[3] Świat na krawędzi. Ze Stanisławem Lemem rozmawia Tomasz Fiałkowski, Kraków 2007, s. 160.
[4] Czapski, Hering, op. cit, s. 214.
[5] Józef Czapski, Tumult i widma, posłowie Adam Zagajewski, Kraków 2017, s. 169.
[6] Czapski, Hering, op. cit, s. 219.
[7] Pisał o niej szerzej Eric Karpeles w wydanej ostatnio biografii Czapskiego, ale Kozera nie znał jej, układając projekt swojej podróży. Por: Karpeles, Prawie nic. Józef Czapski. Biografia malarza, Warszawa 2019, s. 355-359 (wyd. amerykańskie 2018).
[8] E-mail z 2.04.2020.
[9] Czapski, Hering, op.cit., s. 213.
[10] Tomasz Łychowski, Moja droga na księżyc, Warszawa 2010, s. 103 (dzięki uprzejmości Grzegorza Kozery).
[11] Andrzej Bobkowski, Z dziennika podróży, Warszawa 2013, s. 112.
[12] Joanna Pollakówna, Czapski, Warszawa 1993, s. 32.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Grzegorz Kozera
- Wystawa
- Widzenie powtórne
- Miejsce
- Galeria aTAK, Warszawa
- Czas trwania
- 30.09.2020–28.02.2021
- Fotografie
- Adam Gut; dzięki uprzejmości Galerii aTAK
- Strona internetowa
- atak.art.pl
- Indeks
- Galeria aTAK Grzegorz Kozera