Warsaw Gallery Weekend. Rynek sztuki to nie wolna amerykanka. Rozmowa z Łukaszem Gorczycą, Michałem Wolińskim i Mariką Zamojską
Skąd się wziął pomysł na Warsaw Gallery Weekend?
Michał Woliński: W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że w Warszawie jest już kilkanaście prężnych instytucji prywatnych pokazujących sztukę współczesną i że są one trochę za mało widoczne. Całą uwagę skupiają na sobie większe instytucje, które mają dużą grawitację przez swoją wielkość i przez możliwości promocyjne. Sam format Gallery Weekendu jest znany. To nie jest nic odkrywczego. Gallery Weekend odbywa się na przykład w Berlinie, czy w Wiedniu.
Na czym dokładnie ten format polega?
Michał Woliński: Galerie organizują otwarcia wystaw w jednym terminie i skupiają na tym terminie uwagę publiczności. To jest święto sztuki, kiedy można się przespacerować po, w tym roku 21 galeriach, zobaczyć to co się dzieje ciekawego w sztuce współczesnej.
Łukasz Gorczyca: Idea Warsaw Gallery Weekend jest również związana z dojrzewaniem tutejszej sceny artystycznej i infrastruktury. Nie da się ukryć, że scena się rozwija, rozwijają się instytucje, galerie. Dziesięć lat temu nie było prawie nic, teraz jest już wiele ciekawych galerii. Musimy odnosić się do tego, co się dzieje dookoła, jak rozwija się kultura artystyczna, jaką siłę przybierają na przykład różnego rodzaju festiwale, co robią instytucje publiczne. Musimy znaleźć swoją własną przestrzeń i też się jakoś pozycjonować. Jednym z pierwszych naszych osiągnięć jest to, że udowodniliśmy, że jesteśmy wstanie w tym obszarze sztuki współczesnej działać na zasadzie synergii. Okazało się, że prywatne galerie mogą wspólnie coś robić dla wspólnego dobra i dla dobra artystów. Rynek sztuki to nie jest wolna amerykanka. Wchodzimy na wyższy stopień organizacji i jesteśmy w stanie wytworzyć płaszczyznę porozumienia. Mamy wspólne cele, wizje działania. Musimy kształtować wspólny etos. Ten weekend, ktoś może powiedzieć, że jest tylko kolejnym festiwalem, ale nam chodzi o to, by został odebrany jako znak wysyłany dalej w świat. Warszawa jest miejscem gdzie scena artystyczna jest dojrzała. Są tu nie tylko artyści, ale też galerie, które z nimi blisko współpracują. Została przekroczona pewna masa krytyczna.
Warsaw Gallery Weekend to odpowiednik wspólnej akcji instytucji pod nazwą „Noc muzeów”?
Michał Woliński: W przeciwieństwie do Nocy Muzeów, Warsaw Gallery Weekend jest wydarzeniem kreowanym oddolnie, organizowanym przez alians konkurujących ze sobą galerii prywatnych, które zjednoczyły się we wspólnym interesie, dla realizowania wspólnego celu i wspólnej misji. Tyle, że nam niekoniecznie zależy na kolejkach przypadkowych gapiów i odhaczaniu frekwencji. Zależy nam bardziej na jakości niż na ilości, a także na przełamaniu lodów u nieśmiało zainteresowanych. Zapraszamy ich do bliższego, głębszego i niekoturnowego kontaktu ze sztuką. Otwarcia w galeriach służą także spotkaniom, swobodnym rozmowom, poznawaniu artystów.
Nazwa Warsaw Gallery Weekend wskazuje, że nie jest to wydarzenie skierowane tylko do publiczności polskiej, ale także do kolekcjonerów zagranicznych, którzy przyjeżdżają do Polski w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
Michał Woliński: Coraz więcej ludzi zainteresowanych sztuką współczesną odwiedza Warszawę i Warsaw Gallery Weekend powstał też poniekąd w odpowiedzi na oczekiwania z ich strony. Wielokrotnie zdarzało mi się podczas oprowadzania po Warszawie gości z zagranicy, że coś było akurat zamknięte, coś nie działało, kogoś nie było i tak dalej. Owi goście pytali, czy jest w Warszawie jakieś wydarzenie typu biennale, triennale, targi sztuki? Czy jest jakiś moment zwarcia szyków całej sceny, kiedy jest pewność, że galerie i instytucje są pootwierane, wszystkich można spotkać, zapoznać się ze sceną artystyczną w sposób zorganizowany i komfortowy? Także z tego powodu postanowiliśmy zorganizować Warsaw Gallery Weekend.
Jak wygląda to z twojej perspektywy Marika, osoby, która prowadzi galerię określaną na tym przecież nie aż tak znowu starym rynku mianem „młodej”?
Marika Zamojska: Oczywiście, nie mogę się odnieść do tego jak wyglądała sytuacja w Warszawie przed dziesięcioma laty, ale widzę, że życie artystyczne bardzo się zintensyfikowało. Galeria, którą reprezentuję przeniosła się z Poznania, ale też zrobiła to dlatego, ponieważ zauważyła, że tu wszystko rozwija się bardziej dynamicznie i Warsaw Gallery Weekend jest tego oznaką.
Warsaw Gallery Weekend to stowarzyszenie, jak rozumiem, prestiżowe, zrzeszające elitę galerii stołecznych. Co trzeba zrobić, żeby dostać się do tego grona?
Michał Woliński: Są pewne reguły, to jest oczywiste, dbamy o pewien etos.
Marika Zamojska: Z pewnością zależy nam na wspomnianej przez Michała jakości. Wśród galerii, które tworzą Warsaw Gallery Weekend i wchodzą w skład tego nieformalnego zrzeszenia, są galerie, które pracują na światowym poziomie. Wspomniany etos to także myślenie w kategoriach pewnej misji, czyli tego, że zajmujemy się sztuką nie tylko w kontekście komercyjnym, ale też szerzej, promując ją ideologicznie.
Łukasz Gorczyca: Temat jest intrygujący, wiadomo, ale tak naprawdę marginalny. Problem dotyczy być może dwóch, trzech galerii, które nie znalazły się na liście Warsaw Gallery Weekend. Na pewno jest tak, że ta lista będzie się zmieniać i w jedną i w drugą stronę. To nie jest tak, że każdy tutaj podpisuje umowę na dziesięć lat i wpłaca dziesięć tysięcy złotych składki i sprawa załatwiona. To jest elastyczna, dynamiczna sytuacja i póki co nie jest stricte sformalizowana. Z drugiej strony, jest to inicjatywa pewnego środowiska i jest to prywatna inicjatywa. W związku z tym możemy podać jakieś kryteria, ale też wiadomo, że nie do końca o to chodzi. Istotniejsze jest oparcie Warsaw Gallery Weekend o środowisko, które reprezentujemy i które chce walczyć o swoje.
Czy w innych miastach są podobne środowiska? W Poznaniu?
Marika Zamojska: Środowisko poznańskie jest bardzo silne, ale tu w Warszawie. I mamy mocną reprezentację na Warsaw Gallery Weekend. Wynika to oczywiście z tego, że wszystkie liczące się galerie poznańskie przeprowadziły się do Warszawy w przeciągu ostatnich trzech lat.
Łukasz Gorczyca: Ja bym to trochę odwrócił. Mianowicie, fakt, że w Warszawie otworzyły się galerie z Poznania sprawił, że scena się ukształtowała. Gdyby nie te galerie nie wiem czy mielibyśmy tyle siły i potencjału, żeby to wszystko robić. Fakt, że są ludzie, których cenimy, którzy zobaczyli, że w Warszawie jest taki potencjał działa bardzo mobilizująco. To nie jest tak, że jest warszawska scena z poznańskimi galeriami, to jest nasza wspólna scena i ona ma sens o ile oni tutaj przyszli.
Czy wspomniana przez Marikę misja sytuuje was w kontrze do równie misyjnie nastawionych instytucji publicznych?
Łukasz Gorczyca: To jest kwestia odpowiedzialności i przyjętej filozofii, strategii działalności, rozumienia tego, czym jest galeria, czym jest fundacja. W naszym przekonaniu każdy z podmiotów zrzeszonych w Warsaw Gallery Weekend – czy to galeria, fundacja, czy stowarzyszenie – ma swój wyrazisty, przejrzysty program. Każda z tych instytucji wie po co działa i w jakim kierunku zmierza. Wszystkie łączy podobny standard działania, również założenie, że działanie w obszarze sztuki współczesnej, czy fotografii, to aktywność, która polega na działaniu w kontekście międzynarodowym. Niekoniecznie chodzi o to, że musimy być nieustannie na targach sztuki, ale chodzi o to, że program jest kształtowany w kontekście międzynarodowego dyskursu, tego w jaki sposób rozwija się refleksja o sztuce, w jaki sposób pracują galerie. To porozumienie jest również rodzajem zalążku branżowego stowarzyszenia.
Marika Zamojska: Cechu galerii.
Łukasz Gorczyca: Raczej stowarzyszenia podmiotów, firm, fundacji, które łączy podobna idea bliskiej pracy z artystami, reprezentacji artystów, promowania sztuki współczesnej poprzez bliską współpracę z artystami, czy realizowania specjalnych projektów o charakterze kuratorskim. Tak jak powiedziałem, to też wynika z rozwoju infrastruktury, a także dotyczy relacji z instytucjami publicznymi. Mam wrażenie, że jeszcze dziesięć lat temu wszyscy mieliśmy problem z tym, jaka jest ta relacja i jak ona powinna wyglądać. To było przechodzenie ze skrajności w skrajność. Teraz wszystko jest jasne. Instytucje publiczne mają swoją określoną misję, budżety, programy i Warsaw Gallery Weekend – co jest bardzo ważne – też powstaje we współpracy z nimi. Instytucje są naszymi cichymi patronami, wspólnie umawiamy się co do szczegółów współpracy.
Na przykład?
Łukasz Gorczyca: Na przykład, że ten weekend jest zarezerwowany na nasze otwarcia, a instytucje są na tyle miłe, że organizują towarzyszące wydarzenia tak, by nie konkurowały z naszymi działaniami. W ten sposób jest to święto całej sceny artystycznej. Zarówno galerie, jak i instytucje współpracują z tymi samymi artystami i podział nie idzie pomiędzy galeriami a instytucjami, tylko przebiega zupełnie gdzie indziej.
Warsaw Gallery Weekend to nie tylko galerie, ale też, jak wspomniałeś, różne rodzaje podmiotów. Na czym właściwie ta różnorodność polega?
Łukasz Gorczyca: Nie wszystkie z instytucji zrzeszonych reprezentują idealnie taki sam model, bo są tu stricte prywatne galerie z wytyczoną jasno strategią rynkową, ale są też fundacje, które mają trochę inny pomysł na działalność. Są też stowarzyszenia, które na przykład nie mają listy reprezentowanych artystów. Wszystkich tych podmiotów nie łączy jakiś sztywny regulamin działania, lecz raczej wspólnota idei i wizji działania, poczucie misji.
Mówiliście o „misji” Warsaw Gallery Weekend, na czym miałaby ona polegać?
Michał Woliński: Robimy Warsaw Gallery Weekend we własnym interesie, co znaczy także, że robimy to dla naszych artystów i odbiorców. Jednym z aspektów tej misji jest kreowania nowej publiczności. Naszą publiczność można podzielić w dużym uproszczeniu na trzy grupy. Z jednej strony chcemy uświadomić jak najszerszej publiczności, że jesteśmy, że robimy ciekawe rzeczy. Warsaw Gallery Weekend kierujemy w dużej mierze do młodych ludzi, którzy są otwarci, chłonni i mają więcej czasu. Nasza postawa jest pro-społeczna, edukacyjna i kulturotwórcza. Chcemy też dać impuls, żeby ludzie w weekendy chodzili ze swoimi dziećmi na spacer po galeriach i wystawach, pokazać, że obcowanie ze sztuką współczesną może być naturalnym sposobem spędzania wolnego czasu. Druga część publiczności Warsaw Gallery Weekend to kolekcjonerzy prywatni, przede wszystkim polscy. Polska sztuka jest obecna na Zachodzie, trafia do międzynarodowych kolekcji, ale nie może działać w próżni, nam bardzo zależy na tym, żeby stworzyć lokalny rynek i mieć w nim oparcie. Budżety publiczne się kurczą, a twórcy muszą mieć minimum stabilności materialnej, żeby funkcjonować. Mamy misję zrównoważonego rozwoju krajowego rynku sztuki. Pracujemy nad tym organizując również Salon Zimowy. Wreszcie trzecia grupa odbiorców to polscy i zagraniczni profesjonaliści, kuratorzy, krytycy.
Myślałem, że przede wszystkim jest to impreza skierowana do kolekcjonerów?
Michał Woliński: Kolekcjonerzy są ważni, ale nie są jedynymi naszymi odbiorcami. W ramach Warsaw Gallery Weekend organizujemy spotkania z doświadczonymi kolekcjonerami w rodzaju Wilhelma Schuermanna, Christiana Borosa, którzy byli naszymi gośćmi w ubiegłym roku. Nikt jeszcze w Polsce nie zwrócił uwagi na kolekcjonerów. Instytucje publiczne zapraszają znanych kuratorów, krytyków, teoretyków, ale nie było do tej pory szansy, żeby spytać kolekcjonerów dlaczego to robią, co ich w sztuce tak pociąga. A kolekcjonerzy mają nieco inne, również ciekawe podejście do sztuki. Nie są z nią zawodowo związani, tylko jest ona ich pasją. Zapraszamy kolekcjonerów, którzy mają bardzo określoną filozofię kolekcjonowania i konfrontowanie ich ze sobą jest bardzo ciekawe poznawczo.
Wspomnieliście odbiorców zagranicznych, czy wciąż interesuje ich sztuka polska?
Michał Woliński: Istnieje twarda globalna konkurencja o zainteresowanie odbiorców sztuki. Jak to zdiagnozował jakiś czas temu Andrzej Przywara, nastąpił już „koniec egzotycznej podróży” do Polski. Jest tyle nowych, kuszących kurortów sztuki. Czas na solidną pracę, by nasz potencjał nie przeminął z modą.
Łukasz Gorczyca: Goście zagraniczni są ważni, ale myślimy o Warsaw Gallery Weekend jako o wydarzeniu, które jest także adresowane w Polskę, do ludzi z branży, zawodowców, których chcemy przyciągać i chcemy, żeby odwiedzali nasze galerie. Tak jak powiedziałem, wszystko ułożyło się na tyle, że każdy rozumie swoje miejsce w tej infrastrukturze, ale mam wrażenie, że wciąż za mało robimy na rzecz kontaktu właśnie z kuratorami. Mamy niedosyt kontaktów z polskimi instytucjami, z kuratorami, niekoniecznie warszawskimi, bo tych mamy blisko.
Czyli to wszystko służyłoby również przełamaniu poczucia obcości, która jeszcze do niedawna cechowała świat sztuki: rynek kontra sztuka?
Łukasz Gorczyca: Tak, to był taki rodzaj akademickiej dyskusji, że tu jest rynek, a tu sztuka. To jest absurd w kontekście tego, że mówimy o tych samych artystach.
Linie podziału ulegają przemieszczeniu. Rozumiem, że pewną nowością jest podział na „stare” i „nowe” galerie?
Łukasz Gorczyca: Oczywiście, że jest. To tak naturalne jak podział na starszych i na młodszych.
Jako dojrzały galerzysta mówiłeś o dojrzewaniu sceny. Rozumiem, że obserwujesz pojawianie się tych „nowych” bytów, ale czy ten nieunikniony moment profesjonalizacji środowiska nie oznacza też petryfikacji? Końca okresu heroicznego?
Łukasz Gorczyca: Nie chodzi o to, że teraz będziemy nasze aktywności nazywać ważnymi, a przeszłe śmiesznymi, ale chodzi o to, że w następuje rzeczywiście taki moment petryfikacji, krzepnięcia pewnej struktury. Oczywiście, ponieważ czas płynie, są galerie, które mają za sobą dziesięć, czy dwanaście lat działania, ale są i takie, które dopiero się otworzyły. Ta grupa w tym sensie jest bardzo dynamiczna i będzie się zmieniać. To jest też jednym z powodów dlaczego w ogóle powstał Warsaw Gallery Weekend. Część z nas ma już dosyć długi staż i widzimy z tej perspektywy co jest możliwe, co warto zrobić, co można zrobić żeby było lepiej. To jest potrzebne.
Z twojej perspektywy „nowe” nie znaczy „gorsze”?
Łukasz Gorczyca: Uważam, że jest lepiej. Jest nas więcej – i jest lepiej.
Jak będzie jeszcze więcej, to będzie jeszcze lepiej?
Marika Zamojska: Trzeba ciągle podkreślać to, że nie chodzi o to, żeby było nas więcej. Jeżeli ma nas być więcej, to tylko w takim wypadku, jeśli to „więcej” będzie tak dobre, jak to, co dzieje się teraz. Trzeba podkreślać w tym wszystkim wymiary jakościowe. Nie chodzi o to żeby było wśród nas na przykład pięćdziesiąt galerii.
Inaczej zadam pytanie. To jest nowa edycja Warsaw Gallery Weekend, są w niej również nowe galerie. Czy w waszym przekonaniu można mówić tu o jakimś przełomie w formacie galeryjnym? Czy powstała jakaś autentycznie nowa jakość w myśleniu o galerii?
Łukasz Gorczyca: To ciekawe pytanie.
Marika Zamojska: Aleksander Bruno utrzymuje, że poszukuje nowej formuły.
Michał Woliński: Mam wrażenie, że młode galerie starają się raczej czerpać ze sprawdzonych wzorów. Nie jest to moment, kiedy się eksperymentuje z formatem. Doskonale pamiętam początki kiedy w Warszawie nie było nic poza instytucjami, ewentualnie galeriami autorskimi np. Galerią Foksal, w której działali wtedy Andrzej Przywara, Joanna Mytkowska i Adam Szymczyk – w nowy sposób odnoszący się do „teorii miejsca”. Młodzi krytycy i kuratorzy, np. Łukasz Gorczyca z Michałem Kaczyńskim, wymyślali różne formaty. Zastanawialiśmy się nad tym jak eksponować sztukę. Czy to może być galeria w pudełku po butach? Ja wtedy się zastanawiałem, czy wystawa może być serią performansów muzycznych na dany temat. Dużo modeli i eksperymentów jest za nami, a teraz jest czas, że dobrze jest mieć miejsce, z właściwą infrastrukturą, oświetleniem. Może czas na eksperymenty z programem?
Łukasz Gorczyca: Jeśli się nad tym dobrze zastanowić, to odpowiedź na twoje pytanie jest prosta. Właśnie Warsaw Gallery Weekend jest tym nowym formatem. Fakt, że jako galerie staramy się tworzyć wspólną platformę i płaszczyznę działania, myśleć o nas, że nie tworzymy pojedynczych dryfujących okrętów, tylko wspólną scenę, możemy razem dbać o swoje interesy, czy o swoich artystów, mamy sprawy, które nas łączą a nie dzielą. To jest właśnie ten nowy format, scena się konsoliduje, staje się poważnym partnerem dla instytucji. To co nas różni od tej sytuacji sprzed dziesięciu lat jest oczywiście to, że wtedy było zero galerii, czy jedna – teraz jest ich dwadzieścia, ale to również jest diametralna zmiana w instytucjach. Powstały choćby nowe muzea w Polsce, które są już pomyślane w zupełnie inny sposób, programy tych instytucji się zmieniły, zmieniła się na ogół ich kondycja ekonomiczna, a przynajmniej jest nieporównywalna. To jest ten ruch, o którym już wspomniałem wielokrotnie, to że na przykład przypłynęły do Warszawy galerie z Poznania. To jest też świadectwo nowej sytuacji, zaczyna działać grawitacja i jednak te większe ośrodki przyciągają. Ja nie jestem w stanie ocenić, czy to jest dobre, czy złe, myślę, że jest to trochę dziwne i ludzie z Poznania powinni się zastanawiać dlaczego tak się dzieje. Z mojego punktu widzenia, ponieważ jestem tu na miejscu, cieszy mnie, że jesteśmy tym ośrodkiem, który zasysa ludzi, zaczyna się liczyć ponadlokalnie. Jak spojrzysz na mapę trochę szerzej, to zobaczysz, że pod względem sceny artystycznej, czy galeryjnej Warszawa nie ma konkurencji w tej części Europy. Nie ma podobnej sytuacji, ani na Ukrainie, ani w Czechach, na Słowacji, na Węgrzech. Ani Budapeszt, ani Praga nie mają aż tak silnie rozwiniętej sceny artystycznej.
Różnica może wynikać również z tego, że wcześniej nie było rynku jako takiego. Galeria w pudełku po butach była manifestacją ideową wobec instytucji, ale też wobec braku przestrzeni komercyjnej z prawdziwego zdarzenia.
Łukasz Gorczyca: To, co mówisz o formatach galeryjnych cały czas wiąże się z tym wciąż nie do końca przepracowanym podziałem sztuka vs. komercja. Jeżeli spojrzysz na formaty galerii starszych i młodszych, zobaczysz, że to są właśnie formaty inne od typowych zachodnich galerii. Wszystkie galerie, nawet stricte komercyjne, cały czas mają bardzo silny przechył w stronę działalności kuratorsko-projektowej. A przynajmniej w dużo większym stopniu niż to się dzieje za granicą. Cały czas ten element niekomercyjny jest ciągnięty z uporem, mimo że w zasadzie z punktu widzenia galerii nie ma w tym nic złego, żeby po prostu być galerią, robić wystawę, reprezentować artystów i sprzedawać ich prace. To jest potrzebne i tego właściwie każdy od nich oczekuje, również instytucje, których kuratorzy chodzą do galerii i stamtąd wyciągają młodych, ciekawych artystów. Tymczasem u nas ten model jest tak naprawdę trochę inny, my jakoś ciągle dryfujemy w stronę misji publicznej…
Michał Woliński: Dlatego od początku mówiliśmy, że chociaż Warsaw Gallery Weekend to zrzeszenie prywatnych galerii lub instytucji wystawienniczych i artystycznych, to wszystkie te instytucje mają misję i program. To nie są sklepy.
Misja misją, ale jak wyglądają właściwie kwestie finansowe, bo chyba jednak o sprzedaż też chodzi. To już trzecia edycja Warsaw Gallery Weekend, czy widzicie finansowe, nie edukacyjne, czy promocyjne skutki waszej działalności? Czy sztuka lepiej się sprzedaje?
Michał Woliński: Tak, pojawiło się dużo nowych osób, które też dzięki Gallery Weekendowi zaczęły się interesować sztuką i zaczęły ją kupować. A zaczęli się interesować dzięki erupcji energii, która zaczęła bić od nas w związku z organizacją Gallery Weekendu. Zrobiliśmy się bardziej aktywni, widoczni, bardziej medialni. Uczymy się komunikowania naszych celów.
Marika Zamojska: Mi się wydaje, że trudno mówić o takim konkretnym przełożeniu. Na pewno ma to wizerunkowy potencjał. Dużo osób rzeczywiście dowiedziało się o tym, gdzie są galerie, jakie są, że w ogóle są. Natomiast, myślę, że o Gallery Weekendzie trzeba myśleć raczej perspektywicznie i dopiero za jakiś czas nastąpi przełożenie na sprzedaż.
Łukasz Gorczyca: Jeśli chodzi o kwestie finansowe, to my się tego nie krępujemy. To jest naszym celem, żeby w ten weekend przyjeżdżali do nas kolekcjonerzy i kupowali prace – kolekcjonerzy z całej Polski, albo i spoza Polski. Moja ocena jest taka, że dwa lata temu to zadziałało, w zeszłym roku trudno mi powiedzieć, czy był jakiś progres , natomiast też bym to rozwarstwił na dwa poziomy. Raz czy było to dobre pod kątem natychmiastowej sprzedaży, a dwa – czy ten rodzaj imprezy wspomaga galerie. Ja uważam, że dla Rastra jest to dobre, jest to event, który spełnia pokładane w nim nadzieje i to nam pomaga w działalności. Ale podobne pytanie trzeba by było zadać każdemu uczestnikowi Warsaw Gallery Weekend. Sądząc po tym, że nasza grupa trzyma się mocno i nikt – z tego, co wiem – nie jest zainteresowany jej opuszczeniem, to wszyscy są zadowoleni. Nie chcę dorabiać do tego dalszej ideologii, ale wydaje mi się, że to jest ważne, że to przedsięwzięcie ma działać na korzyść każdej galerii i ma wspierać młodsze galerie.
Michał Woliński: Oprócz sprzedaży rośnie świadomość, że istnieją takie galerie i tworzą one poważną koalicję. To jest solidny zestaw, profesjonalnie współpracujący i zdolny do organizowania dużego przedsięwzięcia. Nie wymyślił tego Pan Minister i nie przeznaczył łaskawie na to środki z budżetu, tylko to my wymyśliliśmy i my to realizujemy. A robimy to, żeby artyści – i my sami – nie musieli wisieć tylko na garnuszku publicznym. Kolekcjonerzy sobie chwalą to wydarzenie, bo dzięki niemu poznali więcej galerii i nowych artystów. To ich pobudza do dalszych poszukiwań, do bycia czujnymi.
Rozumiem, że nie ma też na przykład takich napięć między kolekcjonerami galerii? Galerie takie jak Piktogram, czy Raster mają już przecież swoich stałych klientów…
Łukasz Gorczyca: To są mity. Jedna z najbardziej popularnych odpowiedzi jest taka – ja się zresztą nie do końca z nią zgadzam, ale to jest po części prawda – że przecież wszystkie te galerie, to są ci sami kolekcjonerzy. Więc na czym właściwie polega konkurencja?
Wspominaliście nie tylko o teraźniejszości, lecz również o wizji rozwoju. Czy macie dalekosiężne plany, poza tym, że przed wami niekończąca się praca nad stworzeniem rynku, nad edukacją przyszłych pokoleń kolekcjonerów?
Michał Woliński: Nam zależy na zrównoważonym rozwoju. Osobą, która na początku nas hamowała był Andrzej Przywara, który mówił, że to jeszcze nie ten moment i jeszcze lepiej poczekać. Czasami jest zaskoczony, że jest trochę lepiej niż to czarno widział. Nasza scena galeryjna nie jest tak rozwinięta jak na przykład w Niemczech. Tam istnieje sformalizowane stowarzyszenie lobbujące np. na rzecz zmian fiskalnych, czy prawnych – to są kwestie praw autorskich, podatków, odpisów od podatków i tak dalej. My się jeszcze na tym nie skupiamy, ale pewnie się to pojawi w dalszej perspektywie.
Łukasz Gorczyca: Jest na pewno parę rzeczy, które są do zrobienia. Właśnie wszystko to co mówi Michał, co jest związane z profesjonalizacją tej sceny. Stanowimy pewien rodzaj branży, grupy zawodowej, która do tej pory nie funkcjonowała, lub funkcjonowała mgliście i jej interesy były przerzucane między Ministerstwem Gospodarki, a Ministerstwem Kultury. Na pewno może mieć sens myślenie o Warsaw Gallery Weekend jako o zalążku zawodowego stowarzyszenia, które może po prostu dbać o interesy branży.
Michał Woliński: To łączy się z poszukiwaniem sojuszników. Na przykład wśród kolekcjonerów, czy przedstawicieli kolekcji fundowanych przez prywatne firmy. Ale też wśród urzędników czy polityków.
Zamierzacie organizować targi konkurencyjne dla Wiednia i Berlina?
Łukasz Gorczyca: Jeżeli chodzi o takie pomysły jak targi sztuki, to Warsaw Gallery Weekend pomaga nam we wspólnym myśleniu, w jakim kierunku rynek sztuki najnowszej miałby się rozwijać. To nam pomaga zajmować wspólne stanowisko wobec różnych pomysłów czy inicjatyw targowych. Wyobrażam sobie, że w tej chwili jeśli ktoś by wpadł na pomysł organizacji w Warszawie targów sztuki, to nie zrobi tego bez współpracy z nami, bo nie będzie to miało żadnego sensu. Pod tym względem stanowimy już realną reprezentację środowiska.
Zalążkiem targów jest Salon Zimowy?
Marika Zamojska: Nie do końca, choć faktycznie organizujemy dwa wydarzenia – Salon Zimowy i Gallery Weekend. Na razie ograniczyliśmy się do dwóch, może coś jeszcze wymyślimy.
Promując Warsaw Gallery Weekend macie wspólną linię? Stanowisko na Frieze? Czy konferencję na ArtBasel, czy na targach w Berlinie?
Łukasz Gorczyca: To działa w bardzo prosty sposób: każda galeria zaprasza kogo się da.
Michał Woliński: Ale też współpracujemy z Instytutem Adama Mickiewicza, który w zeszłym roku zaprosił specjalnie na WGW grupę dziennikarzy zagranicznych. IAM jest też naszym partnerem – we współpracy z nami organizuje spotkania z międzynarodowymi kolekcjonerami w ramach WGW.
Czym tegoroczny Warsaw Gallery Weekend będzie się różnił od poprzednich dwóch edycji?
Marika Zamojska: Jest więcej galerii do obejścia. Program też jest bardzo ciekawy, bo galerie w tym roku podeszły do sprawy jeszcze bardziej poważnie. Będą bardzo interesujący artyści, ale też tacy, co ciekawe, na przykład związani z neoawangardą. Stosunkowo mało jest w programie prezentacji młodych artystów.
Program poszczególnych wystaw jest w gestii galerii. Czy galerie biorące udział muszą wam przedstawiać program do akceptacji i jeśli mają wystawę, która nie pasuje, to zostają wykluczeni?
Łukasz Gorczyca: Program jest całkowicie w gestii galerii i my go nie kontrolujemy jak na targach sztuki. Mnie zainteresowało to, że część galerii pokazuje nowe propozycje albo takich artystów, z którymi szerzej nie współpracowali. To jest ciekawe. Pojawiają się też nowi artyści, którzy nie byli dotąd reprezentowani w Warszawie przez instytucje prywatne. Program wynikł też trochę z naszej wspólnej narady. Chcieliśmy w tym roku skupić się bardziej na dotarciu do polskiej publiczności i polskich instytucji. Program ułożył się w ten sposób, że stał się właściwie prawie ekskluzywnie polski. Ciekawy przegląd polskiej sceny artystycznej. Od neoawangardy do sztuki najnowszej.
Michał Woliński: Dla mnie przewartościowaniem są dwie rzeczy. Pierwsza to zmiana jakości współpracy z instytucjami publicznymi, a druga to są nasze dyskusje wewnętrzne, w zespole organizacyjnym, nad pracą z publicznością. Na przykład, w tym roku będą zorganizowane oprowadzania po galeriach, kilka tour’ów, też np. rowerowych, po galeriach. Jest też program dla dzieci. Myśleliśmy nawet o audio deskrypcji dla ludzi niewidomych. Zależy nam na dostępności. Reprezentujemy nieduże instytucje, nie jesteśmy w stanie obsługiwać tłumów ludzi, poza tym mamy dość ambitny program, dlatego nad dostępnością musimy pracować.
Cały czas wyczuwam jednak dystans, gdy mówicie o instytucjach publicznych.
Łukasz Gorczyca: To da się też prosto sformułować. Instytucje są przede wszystkim nastawione na publiczność – to jest podstawa działania takich instytucji. Edukacja – to jest chyba podstawowa misja instytucji? Pokazywanie sztuki i docieranie z nią do społeczeństwa. Nasza uwaga skupia się w pierwszej kolejności na artystach, stoimy po ich stronie, musimy dbać o to, żeby im pomagać, jesteśmy pośrednikami między instytucjami, kolekcjonerami a artystami. O tym się mało mówi, albo mówi pogardliwie, ale galeria to jest miejsce, które daje zarobić artyście, dba o to, żeby miał z czego żyć. W naszym wypadku, w większości wypadków podmiotem jest artysta. Tak samo jest w galerii, jak i na przykład w fundacji, która pracuje nad czyimś estate. To jest praca badawcza dzień w dzień z tym samym artystą przez rok, dwa, trzy, pięć. W tym sensie my i instytucje mamy zupełnie inne obszary sfokusowania. Natomiast oczywiście artyści są ci sami w instytucjach i galeriach, między nami musi być pełna współpraca. To nie jest tak, że my reklamujemy, że u nas się da coś lepiej zobaczyć, czy lepiej zostanie się obsłużonym. Nie, bo wycieczka szkolna zostanie u nas gorzej obsłużona niż w muzeum, a kolekcjoner lepiej niż w muzeum. To nie o to chodzi. Wspólnie czynimy sztukę czymś wartościowym społecznie, ale każdy na innym odcinku.
Czy waszym zdaniem teraz jest dobry moment po pierwsze na zakładanie galerii, po drugie na rozpoczynanie przygody z kolekcjonowaniem sztuki?
Łukasz Gorczyca: Na kolekcjonowanie tak, to jest zawsze dobry moment.
Na galerię już niekoniecznie?
Michał Woliński: W tej edycji Warsaw Gallery Weekend doszło pięć galerii, wypadły dwie, bo zostały zamknięte. Jest oczywiście przyrost, ale nie ma sytuacji absolutnie stabilnej. I dobrze.
Łukasz Gorczyca: Chciałbym wierzyć, że nasz event jest realny. To znaczy, że jego kształt wynika z tego, że tu realnie jest środowisko, są galerzyści, są kolekcjonerzy. Chciałbym, żeby nasz projekt rozwijał się w sposób organiczny, żeby to nie była sytuacja sztuczna i podciąganie galerii na siłę. Nawet byłbym za tym, że jeżeli jakaś galeria jest na krawędzi, to zamiast ją na siłę wyciągać, lepiej pozwolić jej paść. Ludzie powinni uświadomić sobie, że to nie jest łatwa praca. O tę lekcję chyba też już jesteśmy bogatsi, że: „Hurrra, zakładamy galerię, mamy pięciu artystów, a za rok jedziemy do Londynu i jest super”. To wymaga więcej pracy, cierpliwości, pokory i jeszcze raz pracy… W związku z tym nie ma sensu robienie rzeczy, które są całkowicie wyssane z palca. Nie organizujemy targów sztuki w Warszawie, bo nie ma na to przestrzeni, ani póki co potencjału. Gallery Weekend jest pewnego rodzaju testem, w którym sprawdza się nasza kondycja – czy to rzeczywiście ma sens? Dlatego też zachęcamy wszystkich ludzi, kuratorów żeby przeszli się po tych wszystkich 21 wystawach i zobaczyli nasz program. Później dostajemy feedback, czy to się sprawdza czy nie. Obejrzało się dwadzieścia wystaw, a okazuje się, że jest dziesięć dobrych, a dziesięć złych. Nas to nie interesuje, więc być może ta dynamika nie jest wystarczająca? To jest taki moment weryfikacji, myślę, że ta scena jej potrzebuje. Minął czas hura optymizmu i wypisywania w gazetach, że polscy artyści podbijają świat. Musimy realnie ocenić naszą sytuację – nie mówię o podbijaniu świata, tylko o tym, że Warszawa może być ważnym regionalnym ośrodkiem.
Przypisy
Stopka
- Wystawa
- Warsaw Gallery Weekend
- Miejsce
- Warszawa
- Czas trwania
- 27-29.09.2013
- Strona internetowa
- www.warsawgalleryweekend.pl/