W poszukiwaniu utopii
Wyspy Kanaryjskie mogą wydać się nieoczywistym miejscem na znalezienie utopii. A jednak, Fuerteventura, najmniej odwiedzana wyspa archipelagu, wciągnęła bez reszty przypadkową podrożniczkę z Polski, zawłaszczając na chwilę jej poczucie ja, tożsamości, zawieszając ją między rzeczywistością a snem.
Wyjechałam w czerwcu 2018 na poszukiwanie zaginionej europejskiej utopii. Trafiłam na wyspę Fuerteventura, w samym środku pustyni, małego miasteczka-wsi, wokoło którego nie było nic oprócz pustyni, kamieni i gór. La Tindaya była maleńką osadą, żyjącą trochę z dala od wszelkich turystycznych rozrywek. Czas stanął tam w miejscu. Był jeden sklepik spożywczy, dwa bary i wiecznie zamknięte maleńkie muzeum. Poza tym jedynie nieukończone, znajdujące się w budowie lub porzucone letnie domy i wille, w których nikt nie mieszkał.
Moje wyobrażenie o wyspie było zupełnie różne od rzeczywistości: myślałam o niej jako o turystycznym placu zabaw dla znudzonych Europejczyków, wypełnionym typowym dla takich miejsc plastikiem i tandetą. Okazało się, że tego rodzaju turystyka już dawno się na wyspie skończyła. W tej chwili przypomina ona dużo bardziej swoistą enklawę.
Od lat 60. XX wieku Wyspy Kanaryjskie stanowiły miejsce ucieczki dla zachodnich turystów, coraz bardziej wpływając na wygląd wyspy i zamieniając co poniektóre jej miejsca w turystyczną tandetę. Jednak nie zawsze tak było. Do całkiem niedawna wyspę definiowała pustka, pośród której żyła bardzo niewielka ludność, której znaczną część stanowili uciekinierzy z Hiszpanii. Tzw. majoreros, czyli ci, którzy zamieszkiwali wyspę zanim została najechana, byli północnoafrykańskim plemieniem Berberów – Kanary były wcześniej częścią lądu afrykańskiego, od którego oddzielił je ocean w okresie prehistorycznym. Północ wyspy, tzw. Majorata zarządzana była przez plemię Guizów, a południem, zwane Jandia, zarządzali Ayozowie. Przepoławiał je kiedyś mur, który oddzielał dwa królestwa. Tereny te znane były jednak Grekom, Rzymianon i Fenicjanom, którzy nazywali je Planaria albo Capraria, ze względu na płaskie tereny i dużą ilość kozłów.
W 1402 roku francuski pirat Jean de Bethencourt, wspierany armią 300 ludzi, najechał wyspę. Również wówczas wyspa po raz pierwszy zagościła na mapie. Kartografowi Angelino Dulcetowi nakazano umieścić ją tam pod nazwą Forte Ventura. „Forte” oznacza siłę lub fort, do dziś nie jest jednak do końca wiadome, co miała oznaczać „ventura”. Może powalający wiatr, a może obietnicę przygody?
W książce, która ma być alternatywnym przewodnikiem, znajdą się fragmenty dzieł literackich, filmowych i plastycznych, próbujące opowiedzieć o niełatwej pozycji miejscowości o kolonialnej przeszłości wobec współczesnej polityki emigracyjnej, który skazuje konkretne kraje i społeczności na marginalizację i podrzędność.
Kilka lat po najeździe Guizowie i Ayozowie nawrócili się na katolicyzm, a podbój się zakonczył. Stolicą wyspy została Betancuria, położona w środku lądu. Przez kilka dekad życie na wyspie trwało spokojnie, aż w 1460 roku na jej podbój zdecydowali się Portugalczycy. Mieszkańcy uciekli w głąb wyspy. Wtedy podbój Gran Canarii miał o wiele większe znaczenie, więc Fuerteventurę pozostawiono we względnym spokoju. Dopiero w XVIII wieku zaprowadzono tam dyktaturę hiszpańskich wojskowych i arystokracji. Władze hiszpańskie umieściły stolicę w miasteczku La Oliva, gdzie postawiono Dom Pułkowników, siedzibę rządców wyspy. Rządy feudalne trwały tam właściwie aż do drugiej wojny światowej.
Wystawa, którą odwiedziliście, jest niemal całkowicie moją fantazją. Fantazją o przewodniku, który zamiast dokądś prowadzić i dawać rady, jak najkorzystniej spędzić swój urlop, chce zabrać czytelników i widzów w oniryczną podróż, w jaką kiedyś zabierali nas poeci, pisarze i artyści, którzy decydowali się porzucać konwencjonalne miejsce zamieszkania i zostać „podróżnikami bez mapy i paszportu”.
Jest też fantazją dziwnej, ekscentrycznej kobiety, która przyjeżdża w miejsce, o którym nic nie wie i zaczyna halucynować jego losy, przeszłość i przyszłość. Jedynym stabilnym punktem zaczepienia w tej historii jest wyspa Fuerteventura z archipelagu Kanarów, jej przyroda i historia oraz kolonialna historia europejskich imperiów, których podbój umieścił ją na mapie.
Jak się okazało, turystyka nie ma się już na Kanarach tak świetnie, a Fuerteventura miała cechy przebrzmiałego kurortu. Będąc tam, przebywało się poza czasem. Chwilami miało się wrażenie, że jest się w hippisowskich latach 60. i 70., kiedy znudzeni nowoczesnością turyści z Zachodu wpadali tam w poszukiwaniu alternatywy. Jednak bardzo niewiele wystarczyło, żeby poczuć się jak w XVIII albo nawet XIV wieku, zanim przybyli piraci, albo w czasach prehistorycznych. Jednak sytuacja ekonomiczna sprowadzała od razu na ziemię: coraz więcej mieszkańców uciekało do Hiszpanii lub Europy w poszukiwaniu pracy, a wyspa pustoszała. Mimo to można na niej odnaleźć niespotykaną ciszę i nieco oderwany od rzeczywistosci spokój. Góry i oniryczna izolacja nadal przyciągają.
Żar subtropików, masowa turystyka, miejsca, o których atrakcyjności decyduje kaprys turystów z Europy, których byt zależy od chwilowych mód. Miejsca te natomiast żyją i istnieją dalej, często opustoszałe, z nieużywaną infrastrukturą, pełne dróg prowadzących donikąd i przebrzmiałej wizji „luksusu”, który bezpowrotnie przeminął…
Dopisujemy surrealistyczny epilog do działań współczesnych artystów, pracujących na kwestiach relazji władzy, wyzysku, kolonializmu. W książce, która ma być alternatywnym przewodnikiem, znajdą się fragmenty dzieł literackich, filmowych i plastycznych, próbujące opowiedzieć o niełatwej pozycji miejscowości o kolonialnej przeszłości wobec współczesnej polityki emigracyjnej, który skazuje konkretne kraje i społeczności na marginalizację i podrzędność. Za tło posłużą nam biografia Adeli Hugo, córki wielkego poety Victora Hugo i jej współczesne filmowe i artystyczne odbicia. Zapraszamy…
***
Wystawa stanowi zapis mojego pobytu na wyspie Fuerteventura. Jest zbiorem kolaży i obrazów, które stworzyłam pod wpływem przemyśleń i lektur po powrocie do domu. Kolaże zostały zaplanowane jako wizualne wprowadzenie dla czytelnika/widza w pewien labirynt skojarzeń, który pozwoliłby mu poczuć to samo, co ja czułam, zmysłowo doświadczyć obecności w niemal kompletnym odosobnieniu pustynnego otoczenia. W książeczce próbuję przytoczyć częściowo historię wyspy, która była bardzo brutalna – Wyspy Kanaryjskie zostały najechane ponad 500 lat temu przez Hiszpanów, ludność miejscowa zaś została wymordowana. Jednocześnie fascynujące było to, że mimo kilkuset lat zachodniej obecności na wyspie niewiele się na niej zmieniło. Nadal jest to prawie niezamieszkany, pustynny obszar, przeważnie płaski, poprzecinany niewielkimi pasmami górskimi. To bardzo niecodzienny i dziwnie atrakcyjny pejzaż, przez niektórych porównywany do pejzażu marsjańskiego, „z innej planety”.
Dlatego w kolażach inspirowałam się pracami surrealistów, którzy, jak Leonora Carrington, Antonin Artaud czy Michel Leiris, wielokrotnie podróżowali do „tropików”, a niektórzy z nich tam wręcz zamieszkali. Surrealiści, przy wielu wątpliwościach, jakie dziś mogą budzić niektóre ich idee, byli pierwszą awangardą sztuki, która interesowała się kulturami nieeuropejskimi bez uprzedzeń rasowych i etnicznych. Wyruszali oni w podróże etnograficzno-artystyczne, jak Michel Leiris. Artaud, zanim zachorował na schizofrenię, wyjechał do Meksyku, gdzie spędził pewien czas pośród plemienia Tarahumarów i eksperymentował z narkotykami. Brytyjska malarka Leonora Carrington od końca drugiej wojny światowej aż do swojej śmierci mieszkała w Meksyku. Jest jasne, że krajobraz i kultura, której doświadczyli, musiały znacznie wpłynąć na ich wyobraźnię.
W ich działaniach obecne było pragnienie ucieczki od cywilizacji europejskiej, a zarazem chęć poznania samego siebie i zagłębienia we własny wewnętrzny kosmos, co widać na onirycznych pracach, jakie stworzyli.
Na kolażach pojawiają się fragmenty zdjęć, jakie zrobiłam podczas pobytu na wyspie. Przez przypadek początkowo wydrukowaliśmy je bez czarnego tuszu i stąd nabrały efektu psychodelicznego. Kolory te dobrze oddają wrażenie, jakie ma każdy przebywający zbyt długo na słońcu i jego psychologiczne oddziaływanie, kiedy przestajemy widzieć kolory wyraźnie; stan psychiczny „przepalenia” przez słońce i „przewiania” przez wiatr.
W kolażach obecna jest zarówno autentyczna historia wyspy, z wykorzystaniem zdjęć, obrazów i obiektów, jakie się na niej znajdują, jak i moje osobiste wrażenia i skojarzenia. Jednym z nich była historia Adeli Hugo, córki poety Victora Hugo, która w latach 50. XIX wieku wywołała ogromny skandal, uciekając z domu sławnego ojca. Wówczas nieomal każda kobieta, zachowująca się w niekonwencjonalny sposób, podejrzewana była o chorobę psychiczną. Adela porzuciła dom rodzinny, by udać się w ślad za ukochanym mężczyzną, choć bardziej pasuje tutaj określenie „obsesja”. Najpierw pojechała za nim do Irlandii, gdzie stacjonował wraz z pułkiem, a następnie za ocean, do Nowej Szkocji we współczesnej Kanadzie. Często podróżowała w przebraniu mężczyzny, aby nie zostać rozpoznaną. Film o niej zrealizował w 1979 François Truffaut, którego zafascynowała przede wszystkim samodzielność i odwaga realizacji własnych pragnień Adeli, która zawarła swoje przeżycia w dziennikach, ocenzurowanych potem przez rodzinę. Smutne losy Adele, która zmarła w szpitalu psychiatrycznym w wieku 85 lat, w 1915 roku, kiedy romantyczny świat jej młodości zdążył się skończyć, zastąpiony nowoczesną machiną wojenną.
Do romantycznych wojaży Adeli odwołujemy się wizualnie poprzez filmy Mayi Deren, właśc. Eleonory Derenkowskiej, Żydówki urodzonej w Kijowie, która zrewolucjonizowała kino awangardowe i eksperymentalne w Stanach Zjednoczonych. W jej filmie At Land (1944) bohaterka odgrywana przez Deren zostaje wyrzucona na brzeg, niczym ryba z obrazów surrealistów Magritte’a i Toyen, i odkrywa powoli świat wokół niej, jakby wszystko widziała po raz pierwszy. Deren pragnęła, by jej filmy stanowiły ekwiwalent surrealistycznego stanu nieświadomości: pełno w nich odwołań do psychoanalizy i dynamiki życia wewnętrznego. W At Land morze, ocean symbolizują nieświadomość, ale też niezależność bohaterki, możliwość porzucenia starej cywilizacyjnej skorupy i rozpoczęcia nowego życia.
Kolejnym skojarzeniem były filmy Claire Denis. Pierwszym jest Chocolat (1983) z początku jej kariery, gdzie opowiedziała o swoim dzieciństwie spędzonym w Kamerunie, który był francuską kolonią. Opowiada w nim o relacji z Kameruńczykiem, mężczyzną, który był służącym jej rodziców, z którym Claire połączyła niezwykła relacja. Był jej opiekunem i zastępował jej rodzinę. Film niemal bez słów, za pomocą drobnych gestów ukazuje zakazane pożądanie narastające między jej matką a opiekunem. Zakazane z powodów rasowych i rasistowskich, ale też stawiające w złym świetle matkę i rodzinę Denis. Matka zarazem pragnie Kameruńczyka i nim pogardza, uważa za kogoś podrzędnego, gorszego od siebie. On zdaje sobie z tego sprawę, więc mimo że jej pragnie, odrzuca jej zaloty i na jedną jedyną chwilę sprawia, że poczuje się ona tak samo upokorzona, jak on i jego kraj czuje się przez cały czas. Pożądanie nie przezwycięża podziałów rasowych i klasowych, ono je tylko intensyfikuje i uwidacznia.
Denis pokazuje ludzkie losy i system polityczny, który je determinuje, bardzo subtelnie, tak, że na pierwszy rzut oka trudno byłoby dostrzec, jak okrutna jest to historia. Bohaterowie odbijają się od siebie w dusznej atmosferze, ukazując zamknięcie i ograniczenia świata, w którym żyją. System nakłada opresję na wszystkich, tubylców i kolonialistów, którzy patrzą na nich pożądliwym spojrzeniem, zazdroszcząc im wolności, która pozostaje dla nich niedostępna. Odkupienie nie jest możliwe nawet kilkadziesiąt lat później, kiedy dziewczynka jako dorosła kobieta przybywa do Kamerunu, szukając śladów obecności swojego opiekuna.
Okrucieństwo relacji kolonialnych zostaje natomiast bardzo otwarcie ukazane w jednym z jej ostatnich filmów, White Material (2011). Po raz kolejny mamy do czynienia z nienazwanym krajem afrykańskim, w którym trwa wojna domowa (można ją odnieść do konfliktu w Rwandzie w latach 90.). Isabelle Huppert gra matriarchinię białej uprzywilejowanej rodziny, chcącą ocalić plantację kawy przed zniszczeniem wojennym. Przez większość filmu wierzymy, że kobietę motywuje przede wszystkim chciwość. Z czasem jednak staje się jasne, jak niejednoznaczne jest jej postępowanie, jak intymnie powiązana jest z tą podbitą ziemią, jak wzbrania się przed powrotem do Europy. Widzimy wielokrotnie, jak tubylcy traktowani są jak zwierzęta, tak więc przemoc partyzantów, mimo że przerażająca, jawi się jako zasłużona, sprawiedliwa zemsta. Nie ulega watpliwości, że chaos, który następuje, będzie postępował dalej i zjadał własne dzieci, pustosząc zarówno indywidualne ludzkie życia, jak i cały system społeczny. Machina, w której znajdują się bohaterowie, została po prostu wprawiona w ruch historycznie znacznie zbyt dawno temu, aby bohaterowie mieli realny wpływ na wydarzenia i mogli zatamować rozlew przemocy.
Mimo że film odwołuje się do sytuacji sprzed 20 lat, z powodzeniem może stanowić komentarz i ilustrację ostatniego kryzysu uchodźczego w Europie. Wieloletnia eksploatacja Bliskiego Wschodu i Afryki mści się na sposób, z którym Europejczycy nie są w stanie sobie poradzić ani logistycznie, ani etycznie. Powracają w związku z tym poglądy rasistowskie i faszystowskie, w formie niezrekonstruowanej od lat 30. XX wieku.
Kolaże dopełniają kadry z filmów Chrisa Markera, najciekawszego filmowca europejskiego, który potrafił bez protekcjonalizmu opowiadać o sytuacji nieeuropejczyków i nadawać im podmiotowość. Same wyrzuty sumienia nie wystarczą – potrzebna jest nowa forma artystyczna, potrafiąca oddać głos wcześniej upokorzonemu podmiotowi kolonialnemu. Jego film z 1953 roku, Posągi również umierają, okazał się nazbyt optymistyczny. Jeszcze w latach 60. XX wieku Francja niezwykle krwawo potraktowała algierskie pragnienie niepodległości. Pod względem relacji ekonomicznych, do dziś niewiele się zmieniło pomiędzy Francją a jej byłymi koloniami, takimi jak Kongo, które nadal doświadczają destabilizacji. Film Markera był wyrazem nadziei artystów powojennych na obalenie kolonialnego ucisku. Młodzi obywatele emancypujących się krajów afrykańskich „odzyskują” w tym filmie swoje dziedzictwo, począwszy od sztuki swoich narodów zamkniętej we francuskich muzeach.
Marker filmuje eksponaty muzealne, olbrzymie kolekcje sztuki afrykańskiej, która została z tych krajów zrabowana i która do tej pory jest tam pokazywana jako część wspólnego dziedzictwa historycznego – praktyka, biorąc pod uwagę jej tło historyczne, niezwykle cyniczna i okrutna. W filmie Markera figury spadają z piedestałów, a w ich miejsce pojawiają się żywi wojownicy antykolonialnej afrykańskiej guerilli, partyzanci przeciwstawiający się kolonialnej opresji, tworzący podwaliny nowych zdekolonizowanych państw. Jak wierzył Marker, wszystkie, nawet najgroźniejsze reżimy i systemy istnieją z ograniczoną datą ważności, zarówno ich czas demokratyczny, jak autorytarny. Można powiedzieć, że epilog filmu Markera dopowiada współczesny globalny kapitalizm, który sprawia, że hierarchiczna relacja między niegdysiejszym „trzecim światem” a bogatym zachodem nie zmienia się, od wykorzystywania przez zamożny Zachód złóż naturalnych do „zasobów” ludzkich, a tania siła robocza z biednych rozwijających się krajów nadal będzie produkowała zachodnie towary luksusowe. Film Markera okazał się tak wywrotowy, że zaniepokojone francuskie władze zakazały jego rozpowszechniania. Dziś nie trzeba niczego zakazywać, a smutna konkluzja mogłaby zabrzmieć tak, że tym razem to rynek ostatecznie reguluje widzialność, a więc i skuteczność sztuki.
Teksty pochodzą z książki Życie Adeli towarzyszącej wystawie pod tym samym tytułem w galerii Księgarnia | Wystawa.
Agata Pyzik – dziennikarka i krytyczka sztuki, publikuje teksty o tematyce politycznej, artystycznej, muzycznej i kulturalnej. Zajmuje się artystyczną i kulturalną historią Europy Wschodniej końca XX wieku pod wpływem socjalizmu i wschodzącego, neoliberalnego kapitalizmu. Autorka 2 książek: historii zimnej wojny Poor but Sexy (2014) i memuaru Dziewczyna i pistolet (2020). Jej teksty ukazywały się w Szumie, Dwutygodniku, „The Wire”, „The Guardian”, „Artforum”, „frieze” i in.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Agata Pyzik
- Wystawa
- Życie Adeli
- Miejsce
- Księgarnia | Wystawa, Kraków
- Czas trwania
- 14.04–12.05.2019
- Osoba kuratorska
- Adam Gruba, Katarzyna Karwańska, Bartosz Przybył-Ołowski
- Strona internetowa
- pamoja.pl