W domu najśmieszniej. Tomasz Kręcicki w Galerii Szara Kamienica
Moment, w którym środowisko artystyczne przyglądało się działalności galerii/grupy Potencja w kategoriach artystycznego odkrycia, mamy już zdecydowanie za sobą. Obecnie na hasło „młode polskie malarstwo” w pierwszej kolejności myślimy: Potencja. Choć właściwie najwyższa pora, aby osobno wymieniać poszczególnych członków tej krakowskiej formacji: Karolinę Jabłońską, Cyryla Polaczka i Tomasza Kręcickiego. Tymczasem nie mamy ku temu zbyt wielu okazji, publiczne instytucje jakoś niespecjalnie garną się do prezentowania indywidualnych wystaw członków krakowskiego tria, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że mamy tutaj do czynienia z wyjątkowo wybrednymi i wstrzemięźliwymi graczami, co w art światku wcale nie musi być negatywną cechą.
Obecnie najbardziej rozchwytywana wydaje się być Karolina Jabłońska, której wystawy w ostatnich miesiącach przygotował warszawski Raster oraz gorzowski MOS. Jej koledzy – Polaczek i Kręcicki – póki co pojedynczo poza Kraków się nie wybierają. Najnowszą wystawę tego drugiego, zatytułowaną Spirit Level, można oglądać w Galerii Szara Kamienica.
Chociaż malarstwo Tomasza Kręcickiego wzmiankowane było dotychczas raczej w jednostkowych ustępach, to większość krytyków była zgodna co do jego umiejętności oraz artystycznej błyskotliwości. Twórczość artysty chwalono przede wszystkim za umiejętne operowanie skalą (w kontekście pojawiających na obrazach przedmiotów, ich relacji, jak również wynikających z tego formatów samych płócien), zaskakujący rozrzut i luz w wyborze tematów (sikanie, patelnie, krzesła, pralki, filmowe reminiscencje, papierosy, nosy, nogi, znakowo potraktowane ludzkie profile itd.) czy w końcu zabawowo-ironiczne podejście do samej malarskiej konwencji.
Wystawa Spirit Level, prezentująca najnowsze prace Tomasza Kręcickiego, co prawda nie kwestionuje dotychczasowych odczytań malarstwa artysty, jednak akcentuje szczególnie jeden z wątków. Kurator Wojciech Szymański przedstawia nam bowiem Kręcickiego jako malarza-śmieszka, którego żartami mają być… wiadomo co.
Traktowanie obrazów jako „malarskich dowcipów” to dosyć częsty odruch krytyków i teoretyków sztuki pochylających się nad twórczością „świadomych medium i malarskiego języka” malarzy o bardziej konceptualnym, analitycznym zacięciu. W ostatnich latach w taki sposób opisywano np. niektóre z autoreferencyjnych prac Tymka Borowskiego czy metaobrazy Rafała Bujnowskiego, ale przecież tradycja ta sięga znacznie głębiej – do holenderskich mistrzów techniki trompe l’oeil czy pradawnych malarzy rywalizujących ze sobą na muchy i winogrona. Czy faktycznie jest to odpowiednie dla malarstwa Kręcickiego sąsiedztwo i jak na tak zarysowanym tle prezentują się jego żarty?
Jeśli do tej pory malarstwo Kręcickiego mogło kojarzyć się z tak zwanym syntetycznym realizmem, to obrazy z jego najnowszej wystawy formalnie przesuwają się zdecydowanie w obszar piktogramu, znaczka.
Jest prawdą, że malarstwo Tomasza Kręcickiego zawsze było podszyte analitycznym podejściem, sprawiało wrażenie przemyślanego, a przy okazji zwyczajnie cieszyło. Wojciech Szymański w towarzyszącym wystawie przydługawym tekście traktuje to jako paradoks, ja bym powiedział, że właśnie na tym połączeniu często zasadza się najlepsza sztuka. Należy jednak zaznaczyć, że w obrazach Kręcickiego tego typu aspekty nigdy nie grały kluczowej roli – wszelkie okołomalarskie rozkminki i smaczki artysta zazwyczaj zręcznie ukrywał za mniej lub bardziej rozbudowaną anegdotą oraz formalną lekkością. Tymczasem prace pokazywane w Szarej Kamienicy właściwie podają nam ten wątek na tacy, większość z nich sprawia wrażenie wręcz wypreparowanych pod określony efekt. Jeśli wcześniej mogliśmy doszukiwać się u tego artysty stylistycznych powinowactw z Tomaszem Kowalskim czy Agnieszką Polską, to dzisiaj byłby to bez wątpienia Rafał Bujnowski w swoim najbardziej autotematycznym wydaniu.
Takie są na przykład dwa kwadratowe płótna pokryte czarną farbą z naniesionymi czerwonymi znaczkami: równoramiennym krzyżem oraz niewielkimi plusem i minusem. Co to takiego? Zawieszone na ścianie płyty indukcyjne, hehe. Tego typu są to dowcipy – przypominam, że poruszamy się w polu sztuki. Na szczęście artysta nie zatrzymuje się na chwilowo atrakcyjnej, lecz w ostateczności nudnej tautologii. Całą tę nobliwą, akademicką grę z fizycznością i reprezentacją obrazu ironicznie rozbija następnymi pracami, jak choćby ustawionymi na półce i lekko pochylonymi, opartymi o ścianę cienkimi deseczkami „imitującymi” zestaw audio.
Kręcicki nagina malarską konwencję w rozmaitych kierunkach, co momentami ociera się o rodzaj artystycznej popisówki. Przy czym trzeba przyznać, że jest się czym chwalić. Z tak szerokim wachlarzem stylistycznych możliwości oraz świeżym podejściem do malarskiego języka malarz wzbudza apetyt na kolejne pokazy.
Jeśli do tej pory malarstwo Kręcickiego mogło kojarzyć się z tak zwanym syntetycznym realizmem, to obrazy z jego najnowszej wystawy formalnie przesuwają się zdecydowanie w obszar piktogramu, znaczka. Niektóre z nich są wręcz wykreślone, jak prace z profilowo ujętymi sylwetami krzeseł. Jedną z nich zawieszono pod kątem. Raczej po to powstał. W efekcie odnosimy wrażenie, że patrzymy na jakieś neoplastyczne lub bauhausowe dzieło, które dopiero po przekręceniu daje „efekt krzesła”. Znowu, uwidacznia się w tym zgrywa, ale również pewna skromność – Kręcicki nie wchodzi w rolę erudyty, nie napawa się referencjami do historii sztuki, w zasadzie w ogóle nie każe nam ich dostrzegać. To samo dotyczy tytułowej pracy przedstawiającej widok nieba z lecącym ptakiem. Obraz od dołu zamyka namalowana poziomica (po angielsku „spirit level”), pełniąca w tym przypadku funkcję podobną do parapetów z obrazów dawnych mistrzów, które w swojej podstawowej wersji miały kreować umowną barierę pomiędzy widzem a światem przedstawionym, np. rozległym pejzażem. Sęk w tym, że u Kręcickiego jest to wyłącznie sylwetka ptaka z ekranu akustycznego.
Drugi obraz z krzesłami, kojarzący się ze sposobem ustawiania szkolnych ławek po godzinach lekcyjnych, kiedy do akcji wkraczała ekipa sprzątająca, ulokowano niemal na poziomie podłogi. Takie gesty wpisują się oczywiście w logikę całej wystawy, ale pojawia się pytanie, czy zawsze są konieczne. Momentami niebezpiecznie zbliżają się do taniego scenograficznego efekciarstwa, a do tego są nieznośnie dosłowne.
Ale być może po raz kolejny Tomasz Kręcicki jest krok przed nami? O meblowaniu galerii iluzjonistycznymi obrazami-trikami nie ma tutaj mowy, malarstwo wciąż trzyma się mocno. Nawet prezentując pokaźnych rozmiarów obraz przedstawiający włącznik światła, artysta tworzy dodatkowo jego miniaturową wersję. Pytanie tylko, czy na pewno chodzi o miniaturkę – obrazek, za sprawą rozmiarów oraz zajmowanego na wystawie miejsca, siłą rzeczy nakazuje po prostu nazywać się włącznikiem światła.
Na wystawie jest ich więcej. Oprócz tych wintydżowych, z dwoma włącznikami, pojawiają się również dwa obrazy z wersją jednoprzełącznikową schodową. Znajdują się w ciemnym pomieszczeniu przy schodkach, nie wiem czy celowo. W tym samej sali artysta umieścił jeszcze lekko uchyloną lodówkę z zamieszczoną w środku żarówką, emitującą światło o zmiennej barwie. Lodówka sprawia wrażenie żywcem wyjętej z wiszącego obok obrazu autora. Daje to prosty, instagramowy, ale ciekawy efekt. Trudno nazwać tę pracę instalacją. Należy ona raczej do grupy podobnych rekwizytów, które Kręcicki (podobnie zresztą jak reszta Potencji) na swoich wystawach ochoczo prezentuje.
Oglądając Spirit Level miałem wrażenie, że całość tworzy jeden, duży cykl jakby stworzony pod konkretną przestrzeń galerii. Kręcicki nagina malarską konwencję w rozmaitych kierunkach, co momentami ociera się o rodzaj artystycznej popisówki. Przy czym trzeba przyznać, że jest się czym chwalić. Z tak szerokim wachlarzem stylistycznych możliwości oraz świeżym podejściem do malarskiego języka malarz wzbudza apetyt na kolejne pokazy. Zaprezentowane na wystawie obrazy przedstawiają – nie po raz pierwszy zresztą – wyłącznie zwykłe, domowe przedmioty: krzesła, stoły, kuchenki, włączniki do światła, lodówkę. Anegdoty i historii jest tu niewiele, ale artysta zdaje się wciąż opowiadać widzowi o swoim najbliższym świecie, łatwym do zrozumienia. Ja nie dostrzegam w tym fałszu. Można się zastanawiać czy Kręcicki to dowcipniś czy filozof malarstwa, tylko nie wiem po co. W gruncie rzeczy to wciąż tylko patrzenie przez zabrudzoną szybę, nastawianie kuchenki, przełączanie światła, schodzenie po schodach i nocne zaglądanie do lodówki. Powiedzmy po prostu, że to malarz. Bardzo zdolny.
Janek Owczarek – ur. 1990, historyk i krytyk sztuki, kurator. Współpracuje z magazynem „Szum”. W 2019 r. wspólnie z Darią Grabowską i Piotrem Polichtem zorganizował ogólnopolski turniej artystyczny Tekken Art Tournament. Pracuje w Muzeum Literatury w Warszawie.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Tomasz Kręcicki
- Wystawa
- Spirit Level
- Miejsce
- Galeria Szara Kamienica, Kraków
- Czas trwania
- 6-30.04.2019
- Osoba kuratorska
- Wojciech Szymański
- Strona internetowa
- szarakamienica.pl