Topienie lodów. Z Magdaleną Starską rozmawia Romuald Demidenko
Romuald Demidenko: Mieszkańcom Zielonej Góry dałaś się poznać dzięki wystawie Plan na otwartych kołach, która była prezentowana w maju w Galerii BWA. Było tam zgromadzonych kilkanaście prac powstałych na przełomie ostatnich lat. W dużej sali zapachniało sianem, który przykrywał tymczasowy punkt wymiany przetworów owocowych i warzywnych. Instalacja Czas płynie inaczej, którą przygotowujesz właśnie na jednym z tarasów Parku Tysiąclecia ma charakter użytkowy. Jak powstała idea tego obiektu?
Magdalena Starska: Przechodząc przez park zauważyłam, że nie ma w nim miejsca, które służyłoby do swobodnego odpoczynku, relaksu między ludźmi. Uważam, że stan kontemplacji łatwiej można osiągnąć wśród ludzi kontemplujących. Tak jakby koncentracja wzmagała się w grupie skoncentrowanych. Stąd idea wspólnego wylegiwania się w ciszy pod osłoną drzew.
Nawiązywanie kontaktów z obcymi ludźmi i symboliczne „topienie lodów” jest wpisane w sposób, w jaki korzystamy z miejskich przestrzeni. Jest tu też jednak zawarty aspekt kontaktu z przyrodą, szczególnie, że forma lodowca zrodziła się w twojej głowie już wcześniej, podczas wycieczki do Argentyny i Chile.
Podczas podróży po Ameryce Południowej widziałam lodowiec Perito Moreno w Chile. Odwiedzający to miejsce ludzie byli zastygnięci w zachwycie. Widok lodowca, jego błękit i od czasu do czasu spadające kawałki lodu sprawiały że czas płynął inaczej, jakby w zwolnionym tempie. Miałam ochotę zostać tam na wieki i patrzeć na to razem z innymi. Dlatego kształt poduchy w parku przypomina lodowiec.
Jak chciałabyś, żeby ludzie korzystali z tej pracy?
Chciałabym żeby ciepłem swoich ciał symbolicznie topili „lodowiec”, przełamali opór przed wspólnym spędzaniem czasu. Takiego który płynie inaczej. Kto wie? Może pod ciężarem ludzkich ciał, „lodowiec” zmieni swe gabaryty.
Używasz bardzo różnych materiałów, takich jak siano, gips, a nawet jedzenie i pozwalasz im na organiczne działanie w przestrzeni, pozostawiając je do dyspozycji odbiorcy i obserwując co będzie działo się dalej.
Wciąż słyszę że moje prace są organiczne. Nie staram się, by takie były, ale domyślam się, że odwołując się do najprostszych potrzeb i pierwotnych form i kształtów stwarzam prace, mimo iż podążające za moją fantazją, organiczne. Włączając ruch odbiorcy i jego sprawczość mam wrażenie, że stwarzam szczęśliwy wielki organizm napędzany siłą zaangażowania. Sama nieruchoma materia rzadko kiedy mi wystarcza, odpowiada mi kiedy jest używana dosłownie, zmysłami, łącznie z pomijanym zmysłem dotyku. Wtedy jestem po prostu szczęśliwa. Nie mam i nie chce mieć obowiązującej praktyki. Chcę się wyczulać na zmienność. Dlatego cieszę się kiedy mogę zrobić pracę w nowej niespotykanej dla mnie formie. Wolę podążać za własną zmiennością i wobec tego dostosowywać też i medium, język artystyczny. Są oczywiście stany w których wiem, że potrzebuję np. porysować, bo w taki sposób lepiej mi się myśli, podróżuje, kiedy nadchodzi czas skupienia. Za to działania połączone z byciem bezpośrednio z odbiorcą dają mi poczucie satysfakcji, są lekkie i czyste. Rytuały są dla mnie interesujące ze względu na to, że są „dzianiem się”, „tu i teraz”. Są złożonym momentem w którym człowiek i jego otoczenie stają się jednym. Jest w tym duża wiara wszystkich uczestniczących że to działa na siłę, moc, uwolnienie, zdrowie. Brakuje mi tego, więc staram się takie sytuacje stwarzać.
Moje poprzednie prace koncentrują się na idei spotkania, a to, co dzieje się dookoła jest mniej ważne. Realizując swoje projekty daję okazje do jak największej wymiany między ludźmi. Ostatnio pod pretekstem wekowania ogórków mówiłam o miłości. Innym razem robię performance z gipsem, sianem i za każdym razem zależy mi na doznaniach wspólnotowych. Kieruję swoją sztukę do przechodniów. Chcę, aby zamiast tylko przechodzić, zatrzymywali się. Wystarczy, że na ich twarzy pojawi się reakcja i to już jest dla mnie współuczestnictwo. W ostatnim czasie moją metodą pracy jest wprowadzanie się w stan głębokiego relaksu i czekanie na wizję. Wtedy zastanawiam się jaka jest moja największa potrzeba, co sprawi mi w tym momencie największą przyjemność. Mam wrażenie, że często pokrywa się to z potrzebami innych ludzi. Moje działanie performatywne „Na uspokojenie” w centrum Katowic polegało na stworzeniu tymczasowego punktu wymiany przetworów, a powstało między innymi dlatego, że nie miałam czasu, żeby zrobić ogórki kiszone, a bardzo chciałam je zrobić i oczywiście najlepiej z ludźmi. Do tego urosła forma na zasadzie skojarzeń, rozmów, dedukcji, a nawet przypadku. Zauważyłam, że im mniej staram się realizować swój plan od początku do końca, a bardziej otwieram się na sygnały z zewnątrz i współpracę z innymi, tym bardziej na samym końcu spełnia się mój zamysł. Dlatego cieszę się, że mogę pracować w Zielonej Górze, bo tu trafiam na ludzi kreatywnie współtworzących ze mną.
–
Instalacja odbywa się w ramach projektu Fundacji Salony i BWA Zielona Góra: Park Tysiąclecia. Próby, szkice, scenariusze nowej przestrzeni publicznej
powyższy wywiad ukazał się w gazecie „Millenium Park”: http://issuu.com/milleniumpark/docs/gazeta_wrzesien_2013_issuu
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Magdalena Starska
- Wystawa
- Czas płynie inaczej
- Miejsce
- Park Tysiąclecia, Zielona Góra
- Osoba kuratorska
- Romulad Demidenko
- Fotografie
- Jarosław Jeschke
- Strona internetowa
- www.milleniumpark.eu