The Disaster Museum. Artyści z Krakowa. Generacja 1970–1979 w MOCAK-u
Pisanie recenzji wystaw w MOCAK-u z roku na rok staje się coraz bardziej niewdzięcznym zajęciem. Od kilku już lat nie ulega wątpliwości, że dyrekcja muzeum hołduje zasadzie, cytując klasyka, „żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”. Być może jednak jest to świadectwo jakiegoś specyficznego nosa do współczesnych trendów – Tommy Wiseau, twórca uznanego przez wielu za najgorszy film wszech czasów The Room stał się większą ikoną popkultury niż niegdyś Ed Wood, a oglądanie „tak złych, że aż dobrych” filmów rozrywką popularną jak nigdy. Jeśli MOCAK w osobie dyrektorki Marii Anny Potockiej aspiruje do bycia Tommym Wiseau polskiego artworldu, na przekór wszystkim realizując swoją wizję, to jest na jak najlepszej drodze do tego celu.
Serię Artyści z Krakowa MOCAK zainaugurował w 2015 roku. Od czasu tej pierwszej wystawy, poświęconej artystom urodzonym w latach 1980-1989, minęły ponad dwa lata. Wystarczająco dużo czasu, by gruntownie przemyśleć projekt i uniknąć popełniania ponownie podobnych błędów. A było co poprawiać – Artyści z Krakowa. Generacja 1980–1989 razili infantylizacją pokoleniowej narracji, sprowadzonej do tezy, że krakowscy artyści zajmują się głównie malarstwem, brakiem szerszego spojrzenia na kształtujące środowisko zjawiska, miejsca i oddolne inicjatywy, wreszcie nieprzemyślanym traktowaniem samej kategorii „artystów z Krakowa”, do której włączani byli artyści mający z tym miastem związek raczej przygodny i niemający znaczenia dla ich praktyki. To, co w pierwszej odsłonie jawiło się jako przeoczona szansa na pogłębione rozpoznanie sceny, do którego duża instytucja posiada środki, w drugiej jest już działaniem na materii kilku nakładających się na siebie historii i mitów założycielskich, których kuratorujące wystawę (podobnie jak pierwszą odsłonę cyklu) Delfina Jałowik i Monika Kozioł nie próbują nawet krytycznie przemyśleć – po prostu je ignorują.
W aktualnej odsłonie Artystów z Krakowa brak najmniejszego śladu myśli kuratorskiej, cienia chęci, by rozrzucone byle jak w przestrzeni prace spiąć jakąkolwiek narracją urąga inteligencji nawet najmniej zorientowanego w aktualnej sztuce widza.
W tym przypadku zupełne zignorowanie kontekstu instytucjonalno-środowiskowego jest jeszcze bardziej opłakane w skutkach, niż to miało miejsce przy okazji pierwszej wystawy z serii. Wówczas przemilczenie takich inicjatyw jak Goldex Poldex, Zbiornik Kultury i galeria F.A.I.T. – zjawisk nadających faktyczny rytm lokalnemu życiu artystycznemu, na podstawie których zbudować można pełnokrwistą opowieść – czytelne i uwierające było głównie dla osób w tym środowisku jakkolwiek zanurzonych. W aktualnej odsłonie brak najmniejszego śladu myśli kuratorskiej, cienia chęci, by rozrzucone byle jak w przestrzeni prace spiąć jakąkolwiek narracją urąga inteligencji nawet najmniej zorientowanego w aktualnej sztuce widza. Czas, w którym debiutowali reprezentanci roczników 70. to w końcu absolutnie kluczowy moment dla całej dzisiejszej Polskiej sztuki. To okres wewnątrzśrodowiskowego i – od pewnego momentu – medialnego boomu na „młodą sztukę”. Czas narodzin mitu grupy Ładnie i najintensywniejszych prób instytucjonalnego kreowania pokoleniowych narracji na wystawach takich jak Scena 2000 czy Rzeczywiście, młodzi są realistami (odpowiednio w 2000 i 2002 roku, obie w CSW Zamek Ujazdowski).
Zasadniczo kuratorki w swoim wyborze trzymały się nowszych prac (starsze eksponując w „aneksie” piętro niżej, na wystawie kolekcji muzeum), choć nie jest to reguła stosowana konsekwentnie – nawet na plakacie znajdziemy zdjęcie Cecylii Malik z cyklu 365 drzew, powstałe na przełomie 2009 i 2010 roku. Dlaczego kuratorki zdecydowały się ten cykl wyeksponować? Jeśli chodziło o wybór pracy po prostu najbardziej znanej, to zasada ta w przypadku innych artystów nie znajduje zastosowania. Nie wiedzieć czemu nie zdecydowały się za to oprócz tej serii i zeszłorocznego cyklu Matki Polki na wyrębie pokazać jednej z akcji performatywno-protestacyjnych Malik mających związek z samym Krakowem, jak protest w obronie hotelu Cracovia. Dziś Cracovia stała się oddziałem Muzeum Narodowego, ale jeszcze kilka lat temu planowano modernistyczny hotel wyburzyć i na jego miejscu wybudować kolejną galerię handlową. Malik skrzyknęła protest, którego wizualnym leitmotivem był złoty cielec i złote kostiumy uczestników. Jednocześnie Piotr Sikora z Mateuszem Okońskim zorganizowali niewielką wystawę poświęconą odkrytej właśnie w hotelu mozaice Heleny i Romana Husarskich. Wystawa i protest odbyły się pod wspólnym hasłem Chciwość. Miasta. W perspektywie lokalnej to z pewnością jedno z ważniejszych działań Malik. Kuratorki MOCAK-u najwyraźniej jednak nie są zainteresowane tym, by zastanawiać się dlaczego w ogóle organizują wystawę zatytułowaną Artyści z Krakowa – równie dobrze mogliby to być artyści z Radomia, Sosnowca albo Świnoujścia, skoro nie tylko nie dostajemy tu szerszej narracji, ale i wybór prac okazuje się zupełnie przypadkowy.
Wystawa pomija historię protestów wokół hotelu Cracovia, nie opowiada też historii grupy Ładnie.
Chyba nikogo nie zdziwi więc fakt, że wystawa nie opowiada też historii grupy Ładnie. I nie mam na myśli imprezowych anegdot, a najprostszy zabieg, którego można by się po takiej wystawie spodziewać – sięgnięcie po kilka wczesnych prac Sasnala, Bujnowskiego i Maciejowskiego, które pokazywałyby w zestawieniu z nowszymi, jak w osobnych kierunkach poszły ich ścieżki wychodzące z całkiem bliskich sobie punktów. Tutaj każdy jest osobnym wszechświatem, bez związku z miastem i sobą nawzajem. O kryterium jakościowym w doborze prac również nie można mówić, ale to już w MOCAK-u norma, a w zasadzie znak rozpoznawczy – ważne, żeby pasowało do tematu. I tak na przykład otwierające wystawę płótna Maciejowskiego dzieli od dwóch prac Bujnowskiego długi rząd kiczowatych obrazów Witolda Stelmachniewicza, przemalowanych kadrów z Olimpiady Leni Riefenstahl ciapniętych tu i tam impastowymi plamami. Towarzyszy im obowiązkowo równie głęboka refleksja kuratorska manifestująca się w podpisach, godnych złotej ery mocakowego humoru: „Artysta wpisuje się w trend w sztuce, dla którego inspirację stanowią kadry z filmów. (…) Niszczy je [kadry z Olimpiady] brutalnym gestem malarskim, podważając ich wartość i moc estetyczną. W ten sposób krytycznie odnosi się do zbrodniczej polityki nazizmu”. Po tych słowach nie pozostaje już nic innego jak tylko równie brutalnym gestem krytycznym podważyć wartość i moc estetyczną całej wystawy – pastwić można się nad nią sala po sali, ale darujmy już sobie.
Warto na koniec podkreślić tylko kilka naprawdę skandalicznych rozwiązań aranżacyjnych, które urągają tak widzom, jak i przede wszystkim – artystkom. Wideo Joanny Pawlik, które domaga się prezentacji w osobnej, wyciemnionej sali, z rzutnika, prezentowane jest na małym telewizorku w pustej niszy. Szczytem displayowego absurdu jest zaś sposób wyeksponowania prac Kingi Nowak. Malarsko-rzeźbiarskie obiekty stoją przy końcu jednej z sal, odgrodzone od widza jakże dyskretną jaskrawożółtą linką, na podwyższeniu, kilka stopni powyżej dostępnej do zwiedzania przestrzeni. Na tym pseudo-ołtarzu można podziwiać z daleka, jak okrywają się kurzem. Przez pokazywane równolegle w lokalu_30 inne prace Nowak swobodnie przebiegały tymczasem dzieci i nikt się tym specjalnie nie przejmował. Każda zaprezentowana została w sposób wykorzystujący układ pomieszczenia i ruch widzów. Obiekty Kingi Nowak ruchu po prostu potrzebują – szerokie płaszczyzny w miarę ich obchodzenia zwężają się do przecinających przestrzeń linii, zmieniają się barwy – to, co wydaje się być w całości pomalowane na czarno, z innej strony uderza intensywnym kolorem. W miarę podchodzenia do prac zmienia się też odbiór powierzchni, materiału – to, co wydawało się z daleka wyszlifowane na glanc ujawnia swoją chropawość, dukt pędzla i fakturę.
We wszystko to zwiedzający, który nie zna tych prac z innych wystaw musi uwierzyć na słowo, nie jest bowiem w stanie zobaczyć w MOCAK-u więcej niż na katalogowych reprodukcjach. Muzeum traktuje widzów już nie tylko jak ewidentnych idiotów, ale i potencjalnych wandali, przed którymi trzeba się bronić. Chciałoby się powiedzieć, że to chyba szczyt możliwości tej instytucji, ale tuż za rogiem czai się nachodząca Ojczyzna w sztuce…
Piotr Policht – historyk i krytyk sztuki, kurator. Związany z portalem Culture.pl, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie i „Szumem”. Fanatyk twórczości Eleny Ferrante, Boba Dylana i Klocucha.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Rafał Borcz, Rafał Bujnowski, Iwona Demko, Monika Drożyńska, Roman Dziadkiewicz, Arti Grabowski, Joanna Karpowicz, Ziemowit Kmieć, Karolina Kowalska, Przemek Krzakiewicz, Paweł Książek, Marcin Maciejowski, Cecylia Malik, Małgorzata Markiewicz, Bartek Materka, Kinga Nowak, Joanna Pawlik, Wilhelm Sasnal, Beata Stankiewicz, Witold Stelmachniewicz, Maria Wasilewska
- Wystawa
- Artyści z Krakowa. Generacja 1970–1979
- Miejsce
- MOCAK, Kraków
- Czas trwania
- 20.10.2017–1.04.2018
- Osoba kuratorska
- Delfina Jałowik, Monika Kozioł
- Strona internetowa
- mocak.pl
- Indeks
- Arti Grabowski Bartek Materka Beata Stankiewicz Cecylia Malik Delfina Jałowik Iwona Demko Joanna Karpowicz Joanna Pawlik Karolina Kowalska Kinga Nowak Małgorzata Markiewicz Marcin Maciejowski Maria Anna Potocka Maria Wasilewska Monika Drożyńska Monika Kozioł Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK Paweł Książek Piotr Policht Przemek Krzakiewicz Rafał Borcz Rafał Bujnowski Roman Dziadkiewicz Wilhelm Sasnal Witold Stelmachniewicz Ziemowit Kmieć