Tarzan boye
Heteromatriks to pojęcie opisujące rzeczywistość, w której narzuca się przekonanie, że normą jest heteroseksualność. Discopolowy heteromatriks sprawia wrażenie wszechogarniającego. Wydaje się, że trudno na tym polu o przekroczenie zarówno konwencji romantycznej miłości heteroseksualnej, jak i tradycyjnych wzorów męskości i kobiecości. Mimo to warto poszukać nienormatywnych tropów. Jednym z nich jest właśnie figura kobiety niepasywnej, wprost artykułującej swoje pragnienia seksualne. Co jednak z mężczyznami? Czy discopolowe wzory męskości są nienaruszalne i zgodnie wypełniają wizję mocnego, dumnego samca alfa ukrywającego wszelkie słabości?
Pierwsze okładki kaset disco polo rozprowadzane w setkach tysięcy egzemplarzy przypominają przesłodzone laurki. Zazwyczaj na jednolitym tle (opcje dostępne we wszystkich kolorach tęczy, łącznie z nasyconym malinowym różem) umieszczano miniaturowe zdjęcie członków zespołu. Na nim trzy – albo czteroosobowa grupa młodych mężczyzn, którzy w oczach mają sporo wiary we własną twórczość.
Gdy tropi się znaki płciowych przekroczeń, pierwszy wpada w ucho głos discopolowych wokalistów. Najczęściej jest wysoki, falsetowy, chłopięcy albo w charakterystyczny sposób zniewieściały. Wokalne „przegięcie” miało stać się znakiem rozpoznawczym discopolowców – w ten sposób myślał o głosie Jerzy Suszycki, prezes wytwórni Green Star. W wywiadzie dla magazynu miłośników disco polo mówił: „Ja nie lubię ryczenia takiego jak Krzysztof Krawczyk. On ryczy dołem, a góry chór dziewcząt mu robi. U mnie wokal ma być ładniutki”. Zdarzało się również, że brak wokalistki w składzie wymuszał na piosenkarzach wcielenie się w kobiecy podmiot liryczny. Na pierwszej kasecie zespołu Boys Dziewczyna z marzeń, którą nagrano w przydomowym garażu gdzieś w podlaskiej wsi, Marcin Miller wykonuje piosenkę Kochany wróć, wyśpiewują partie kobiece: „ja bym ci wszystko wybaczyła, co się wybaczyć da”. Z kolei rozmarzony wokalista zespołu Ex Problem w utworze o słodkim księciu Picolo, którego możemy posłuchać na kasecie Lubię sex!, wyznaje:
Mój mały słodki książę jest moją piękną baśnią,
Kocha i całuje, nim wszystkie gwiazdy zgasną.
Kołysze mnie z rozkoszy i huśta nad chmurami,
pieści snami.
Odkrywa lądy żądzy wciąż nowe i nieznane,
I wyspy szczęśliwości dryfują do nas same.
Tajemnym snem owiana jest miłość,
którą daje przed rozstaniem.
Taka stylizacja i opowieść o uczuciu mogłaby być odczytan współcześnie jako „przegięta”, „niemęska” czy nawet homoseksualna, wtedy jednak nie była postrzegana w ten sposób. Czy w takim razie doszło do przesunięcia w społecznej wyobraźni?
Nie wszyscy discopolowcy uchodzili za typowych macho. Byli też tacy, którzy w swoich scenicznych wcieleniach przekraczali konwencjonalne wyobrażenia najntisowego playboya. Najwyrazistszym tego przykładem jest łódzki artysta Krzysztof Rutkowski, który występował pod wiele mówiącym pseudonimem Tarzan Boy. Już swoją pierwszą kasetę zatytułował Kaligula, nie pozostawiając wątpliwości, że interesują go przede wszystkim męskie ideały. Jej okładka zapowiada, że będzie to raczej wcielenie szalone, jedno z tych, które wprawia w kłopotliwą konsternację: czy wszystko, co słyszymy i oglądamy, jest na poważnie? Rutkowski w krótkich spodenkach i T-shircie wisi uczepiony zielonej plastikowej liany. Nie wygląda jak dojrzały mężczyzna – raczej jak chłopiec naśladujący bohatera, którego zobaczył przed chwilą w jednej z filmowych adaptacji baśni o osiłku z dżungli. W teledysku do Kaliguli przebiera się za rzymskiego cesarza. Ma na sobie hełm i krótki rzymski strój eksponujący nogi. Tańczy półnagi wraz z czterema tancerkami w amfiteatrze w Łazienkach Królewskich stylizowanym na ruiny antycznej świątyni. „Ładne oczy mam, taki ze mnie drań. Ja nie boję się nikogo, chociaż jestem sam” – śpiewa Rutkowski niby zalotnie, niby dowcipnie, a to obejmując czule posąg, siedząc podkulony na kolumnie, a to pląsając na schodach teatru czy też płynąc gondolą. Wygląda jak przerośnięte dziecko, które jednak nie jest niewinne i wie, co to władza – gondolę prowadzi czarnoskóry mężczyzna grający niewolnika. Jeszcze bardziej na pokazywaniu męskiego ciała skupiono się w teledysku do Tarzana. W tym przypadku showman z Łodzi występuje tylko w charakterze przewodnika po dżungli, a w rolę głównego bohatera wciela się prężący mięśnie siłacz. Cała uwaga widza skupiona jest na nim i jego nagim torsie. Nawet jeśli to zabawa ocierająca się o kabaretowy teatrzyk, męską siłę prezentuje się tu na serio i po staremu – kobiety pozostają wyłącznie tancerkami, ale kamera, inaczej niż na przykład we współczesnych produkcjach, jest nimi wyjątkowo niezainteresowana. To nie tyle odtwarzanie dziecięcej zabawy w ulubione postaci herosów, ile dorosła zabawa w chłopców.
Sięgnijmy teraz do innego zestawu obrazów. Natrafimy tu na naddatek wizerunków prezentujących wyłącznie męsko-męskie relacje. Pierwsze okładki kaset disco polo rozprowadzane w setkach tysięcy egzemplarzy przypominają przesłodzone laurki. Zazwyczaj na jednolitym tle (opcje dostępne we wszystkich kolorach tęczy, łącznie z nasyconym malinowym różem) umieszczano miniaturowe zdjęcie członków zespołu. Na nim trzy- albo czteroosobowa grupa młodych mężczyzn, którzy w oczach mają sporo wiary we własną twórczość. Oprócz siebie mieli też zazwyczaj atrybut w postaci najukochańszego instrumentu – keyboard to jeden z najczęściej prezentowanych na okładkach przedmiotów, pokazywany niemal z wrażliwością fetyszysty. Na okładce debiutanckiej kasety Akcentu Zenon Martyniuk, trzymając na ramieniu gitarę basową, pozuje na tle niebieskiej zasłony. Obok niego przy kultowym rolandzie E-70 siedzi klawiszowiec; nie sprawiają wrażenia szczególnie pewnych siebie. Bahamas, kaseta Nie wierzcie, dziewczyny. Jeden z wokalistów trzyma drugiego (ubranego w stylu kolonialnym, z charakterystycznym hełmem korkowym) na barana. W tle wklejone są palmy i papuga, jak przystało na wyspiarską stylizację. Plaża i palmy znalazły się też na okładce kasety Ocean snów zespołu Korona. Trzech mężczyzn stoi w kumpelskim objęciu, a w rękach trzymają srebrne walizki (wiemy, co jest w środku). Egzotyczną scenografię lubił też Tropical. Na kasecie Niech ta noc… na tle widoczku z kurortu trzech muzyków pozuje w tak zwanym słowiańskim przykucu. Grafik bawił się fotomontażem i postanowił umieścić ich na tęczy. Ex Problem lubił z kolei eleganckie koszule. Od okładki ich Śpiącej królewny trudno oderwać wzrok. Czterech piosenkarzy ubranych w stylowe koszule w kropki zastygło w objęciach w pozycji półleżącej. Z tyłu mają parapet zastawiony kwiatkami doniczkowymi. Zespół Sadki, kaseta Kocham cię. Zmultiplikowaną fotografię stojących w czułym uścisku kolegów umieszczono na tle pola żółtego rzepaku.
Zbiór chałupniczo produkowanych discopolowych okładek to jedno z większych, ale przegapionych w polskiej kulturze wizualnej po 1989 roku archiwów obrazów męskiej bliskości. Discopolowcy nie przypominają także członków kapel rockowych ani męskiej wspólnoty, która przyszła po nich, czyli hiphopowców – „zmiękczonego” polograjka zastąpił wtedy osiedlowy bad boy.
Discopolowe obrazy męskiej bliskości kontrastują z charakterystycznym dla lat dziewięćdziesiątych typem męskości z Psów Pasikowskiego – mężczyzny nadmiernie męskiego, silnego do granic możliwości, gangstera i brutalnego mizogina. Jak pisze Sebastian Jagielski, polski heros w typie Franza Maurera pełni funkcję kompensacyjną: im chaos jest większy, tym jest mężczyzna bardziej agresywny i skupiony na własnej sile. Wypadkową swoich czasów – estetycznego i społecznego pomieszania – jest również discopolowa męskość w typie tarzan boya. Polega ona na łączeniu pierwiastków dorosłego mężczyzny i chłopca. Tarzan boy to infantylny heros, przaśny ułan i słaby rycerz ze złamanym sercem; jest wcieleniem na poły poważnym, na poły komicznym. Discopolowy tarzan boy wychodzi czasem poza konwenanse, jest klasowo i płciowo „przegięty”, ale nie podważa dawno ustalonych granic patriarchatu – zamiast przekroczyć, raczej je umacnia. Tradycyjny porządek potwierdza w mizoginicznym stosunku do kobiet.
Czy bajerujący tarzan boy może nie być seksistą? Disco polo nadal czeka na swoją gwiazdę, która wyzyska potencjał „przegięcia” drzemiący w bajerowaniu.
„Polska kultura narodowa jest kulturą wybitnie męską. W jej obrazie na plan pierwszy wysuwają się związki homospołeczne, więzi męskiego braterstwa i przyjaźni” – pisała Maria Janion w eseju Polonia powielona. Historyczka tropiła w nim rozmaite formy męskiej wspólnoty, które przez wieki kształtowały dominujący nurt rodzimej kultury. Filomaci i filareci, hufce rycerskie, legioniści, ułani, drużyny piłkarskie to przykłady formacji promujących braterstwo i na nim opartych oraz kształtujących nacjonalistyczną formułę patriotyzmu. Homospołeczność to sposób ekspresji męsko-męskich relacji typowych dla świata homofobicznego, gdzie związki inne niż heteroseksualne uznane są za nienormatywne. Takie więzi są przedłużeniem patriarchalnego porządku, ich „siła” opiera się na zdominowaniu kobiet. Jak pisałam wcześniej, disco polo nie rozstawało się z romantycznymi wartościami, ale wskrzeszało je we właściwej dla siebie, popkulturowej formie. Promowało miłość do ojczyzny i rodziny oraz związane z tym tradycyjne ideały. Dlatego można też zaryzykować tezę, że discopolowi tarzan boye, romantyczni chłopcy herosi są częścią homospołeczeństwa. Za każdym razem, gdy osłabiają wzór typowego macho, przybliżają się do siebie i ujawniają pierwiastki „kobiecości”, potwierdzają swoją „męskość” w przedmiotowym traktowaniu kobiet.
Czy bajerujący tarzan boy może nie być seksistą? Disco polo nadal czeka na swoją gwiazdę, która wyzyska potencjał „przegięcia” drzemiący w bajerowaniu. Inspiracje mogą płynąć na przykład z Bułgarii, skąd pochodzi jedna z najważniejszych gwiazd współczesnej popkultury – Azis. Performer wykonuje tradycyjną odmianę popfolku – czałgę, a jego wizerunek jest oparty na łączeniu elementów postrzeganych jako typowo męskie i żeńskie. Azis w jednym ze swoich wcieleń występuje w wysokich szpilkach, obcisłych sukienkach, lateksie i koronkach. Innym razem wygląda typowo „męsko”, ma ciemny zarost, koszulę w kratę i bejsbolówkę na głowie. Jego teledyski ociekają seksem i celebrują męskie ciało. Przebieranki służą tu po to, by podważyć granice płci, ale również afirmować seksualność, a nie ją wyśmiewać. W 2015 roku „The New York Times” umieścił piosenkę Azis zatytułowaną Habibi na liście dwudziestu pięciu utworów, które wyznaczają przyszłość muzyki. Przyszedł więc czas na przegiętego bajeranta/bajerantkę, który rozprawi się z konserwatywnym zawłaszczeniem disco polo.
Tekst pochodzi z książki Moniki Borys Polski bajer. Disco polo i lata 90. (wydawnictwo W.A.B.).
Monika Borys – kulturoznawczyni, badaczka, dziennikarka. Absolwentka Uniwersytetu w Białymstoku i Uniwersytetu Jagiellońskiego. W Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim pracuje obecnie nad doktoratem poświęconym wizualności klas ludowych po 1989 roku. Autorka książki Polski bajer. Disco polo i lata 90. wydanej w 2019 roku nakładem wydawnictwa WAB; współkuratorka wystawy Disco Relaks pokazywanej w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Laureatka stypendium artystycznego Prezydenta Miasta Białegostoku. Publikowała m.in. w „Praktyce Teoretycznej”, „Widoku. Teoriach i Praktykach Kultury Wizualnej”, „Magazynie Szum”, „Dwutygodniku”, „Popmodernie” i „Gazecie Wyborczej”.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby autorskie
- Monika Borys
- Tytuł
- Polski bajer. Disco polo i lata 90.
- Wydawnictwo
- W.A.B.
- Data i miejsce wydania
- 2019, Warszawa
- Strona internetowa
- gwfoksal.pl
- Indeks
- Monika Borys