Szum, czyli sygnał. Na dziesięciolecie „Szumu”
Czasem nawet duże rzeczy przechodzą niezauważone. Nie ma dla nich miejsca, jest za ciemno, uwaga jest zwrócona w inną stronę, ale wystarczy sygnał syreny z mroku, by z jednostajnego szumu morza wyłonił się ogromny statek i jednym dźwiękiem narysował przestrzeń. Morze, brzeg, horyzont. Sygnał rozpraszający szum.
Tak samo i ja nigdy do końca nie wiedziałem o co chodzi z nazwą gazety, którą obecnie czytacie. Nazwa „Szum” kojarzyła mi się z czymś może marketingowo składnym, może o sztuce, może sztuce polskiej przez tę głoskę na początku, ale finalnie czymś bez znaczenia. Szum – a więc nic. Jakby właśnie to chcieli w redakcji wytwarzać. Jakieś ruchy, zamieszanie; żeby coś się działo, ale jednak nic. Bo też nigdy, przenigdy nie natknąłem się w „Szumie” na tę opozycję: szumu i sygnału.
W „Szumie” jak to w awangardzie, jak to w sztuce współczesnej. Nic nie jest powiedziane wprost, wszystkiego trzeba się domyśleć; znaczenia, o ile ich nie przeganiać – jak motyli – w końcu siadają na obiekcie.
Szum to przecież przeciwieństwo sygnału, co teraz wydaje mi się najważniejsze. Cóż. Może był kiedyś wstępniak o sygnałach, może go przeoczyłem. Na pewno jestem niedomyślny, bo kilka lat temu przeczytałem świetną książkę o tytule: Sygnał i szum. Sztuka prognozowania w świecie technologii Nate’a Turnera i też na to nie wpadłem. Że w „Szumie” nie chodzi o polskie głoski i chaos. Na okładce tej książki jest takie zdanie: „Sygnał jest prawdą. Szumem jest wszystko, co odciąga od niego naszą uwagę”.
Jak to się ma do gazety o sztuce?
Jak to w awangardzie, jak to w sztuce współczesnej. Nic nie jest powiedziane wprost, wszystkiego trzeba się domyśleć; znaczenia, o ile ich nie przeganiać – jak motyli – w końcu siadają na obiekcie.
Dziś, od godziny, odkąd na to wpadłem, rozumiem: „Szum” to „sygnał”, fantazyjnie podany nie wprost – i ta gazeta od początku jest tak pomyślana. Pismo o sztuce, które wyrosło z tradycji warszawskiego „Obiegu” pozornie musi odwoływać się do tamtej schedy: rejwachu, wielości opinii, polifoniczności, włączania, kręgu. Musi być szumem. Ale liczy się w nim tylko sygnał.
To porządkowanie – wracając do początków „Szumu” – było widoczne w każdym z pierwszych numerów. Wszystkie miały na grzbiecie podany obszar tematyczny: „kuratorzy”, „artyści”, „galerie”, „muzea”, „kolekcjonerzy” (!). Już tu było widać „skalę szumu”, która dla pisma o sztuce, a wiec domyślnie, w potocznej wyobraźni, o artystach – mogłaby się wydawać nieistotna, ciemna, z tła. A jednak ktoś te rzeczy stamtąd wyodrębnił. To sygnały wysyłane w ciemności do wszystkich – widzimy się. Jesteśmy. Śmieję się – przecież oni wydawali całe mapy Polski dołączone do gazety z naniesionymi na kontur kraju najlepszymi galeriami: Zielona Góra, Białystok, Sopot, Bytom i tak dalej.
Na terapiach radzą: „Im więcej pan mówi, tym szybciej pan zdrowieje”. Sam szum, bez cudzysłowu – czyli to, co nas otacza w sztuce – może właśnie przez te zmienne polifonie cudzych sygnałów jest nieuchronny; i słychać w nim coraz to nowe rzeczy: pokolenia, konflikty, tematy, nawet nowe antropologie.
Jak jest dziś? Trochę jesteśmy przez nich znalezieni przez te lata i trochę obecnie sami w tym „Szumie” nadajemy. To już nie tylko zasługa redakcji i autorów, w tym czasie rosły też media społecznościowe, parę muzeów, zainteresowanie samą sztuką, szum przekształcił się we wspólnotę. To dlatego, że liczy się nie tylko odbieranie, ale i nadawanie sygnałów. Sygnały przecież porządkują nie tylko kontakt z innymi, ale i własne wnętrze. Na terapiach radzą: „Im więcej pan mówi, tym szybciej pan zdrowieje”. Sam szum, bez cudzysłowu – czyli to, co nas otacza w sztuce – może właśnie przez te zmienne polifonie cudzych sygnałów jest nieuchronny; i słychać w nim coraz to nowe rzeczy: pokolenia, konflikty, tematy, nawet nowe antropologie.
Jakie zatem będą dobywać się sygnały z „Szumu”, tego w cudzysłowie? Pisanie o sztuce, jej formach, przemianach i motywach, będzie musiało się zmienić – jak? Żebym to ja wiedział. Będę się przyglądał. Z nadzieją, że odróżnię teksty wrażliwych ludzi od sensownie wygenerowanych odpowiedzi na nadzwyczaj logiczne prompty, choć może i one będą fascynujące. Tu jeszcze raz pojawia się pojęcie szumu i sygnału – czyli znaczenia, motyla siadającego na niemal przypadkowym obiekcie. Sztuczna inteligencja tego nie zrobi.
Teraz moja wyobraźnia nie chce iść dalej. Staje na brzegu jakiegoś wielkiego oceanu z Solaris Lema, gdzie sygnały nadawane do myślącej przestrzeni wracają z niej kształtami, które rozpoznaję jako wspólne innym i tylko częściowo moje, nie do zatrzymania w swoim płynnym ruchu.
Wojciech Albiński – Miłośnik sztuki
Więcej