Sztuka jako opium dla ludu? „New religion” Damiena Hirsta w CSW Łaźnia
Jeśli Damien Hirst kojarzy się z wystawami spektakularnymi i skandalizującymi, to New Religion zaprezentowana w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia mocno odbiega od tej wizji. Po raz pierwszy zaprezentowana w 2005 roku w Paul Stolper Gallery jest jednocześnie pierwszą indywidualną wystawą tego artysty w Polsce, co jest efektem współpracy Łaźni z British Council i kontynuacją zapraszania znanych brytyjskich artystów do Gdańska (pierwszy efekt tej współpracy to wystawa Jack Freak Pictures duetu Gilbert & George w 2011 roku).
Wystawa Hirsta – odbywająca się w ramach projektu Art & Science Meeting, a więc zbieżna tematycznie – jest bardzo stonowana, a ekspozycja ułożona jest w taki sposób, że przypomina świątynię, co w dużej, odnowionej sali Łaźni wzmacnia przekaz. Hirst buduje trójkąt skojarzeń między wiarą, nauką i sztuką, przede wszystkim łącząc ze sobą narracje na temat dwóch pierwszych. Pokazuje, że tak jak uwodzący może być cały system wierzeń i świętych ksiąg, podobnie na zagubionego w świecie człowieka oddziałuje nauka, z całym dorobkiem lekarstw mogących uśmierzyć codzienny ból i schorzenia. Jedno i drugie polepsza nastrój, a jednocześnie buduje złudzenie. Brytyjczyk kolejne księgi Nowego Testamentu obrazuje różnymi pigułkami – podobnie jak w Piśmie Świętym, także i tu łatwo zgubić się w indeksach i nazwach, co pokazuje jak ślepo można zawierzyć medycynie, nawet wtedy gdy funkcjonuje jako placebo. Części pigułek artysta nadaje szersze znaczenie – przyporządkowuje je dwunastu apostołom lub kolejnym stacjom drogi krzyżowej (której nazwy na sitodrukach nie są łatwe do odnalezienia). Centralnym jednak punktem wydaje się złożona z różnych elementów grafika, przypominająca Chrystusa umierającego na krzyżu, bazująca na zdjęciach operacyjnych na różnych częściach ciała. Są więc przebite dłonie, rany kłute i uchwycenie operacji. Naprzeciwko zdjęć, co buduje główną oś wystawy, znajduje się ołtarz, który składa się z czaszki dwunastoletniego dziecka, srebrne serce poprzebijane masą lekarskich narzędzi i nożyków (wywołuje skojarzenia z projektem Black Skalpel Cityscapes gdzie Hirst wykorzystał również chirurgiczne narzędzia), krzyż ozdobiony kolorowymi i zmyślnie wyglądającymi pigułkami, a także ogromna, marmurowa tabletka paracetamolu do złudzenia przypominająca powiększoną hostię.
Hirst medyczne artefakty przyporządkuje biblijnym opowieściom lub konkretnym przedmiotom, celowo uwzniośla naukę i pokazuje jak bardzo człowiek zawierzył jej we współczesnych czasach, tak jak jeszcze do niedawna bezgranicznie ufał religii. Kolorowe sitodruki z kolejnymi rzędami tabletek czy lekarstw wyglądają efektownie niczym ustawione w rzędach ikony świętych. Dzięki temu artysta zestawia sferę duchową, ciężką do empirycznego sprawdzenia z twardymi danymi i naukowymi rozwiązaniami. Stawia pomiędzy nimi znak równości, ukazując ich pozorne właściwości w rozwiązywaniu problemów, przynoszeniu ukojenia, a wreszcie, szczęścia.
Ironizuje: na wzór znanego koncernu farmakologicznego tworzy logotyp swojej marki leków, ukazuje Trójcę Świętą w formie diagramu kołowego, a stacje drogi krzyżowej jako zestaw związków chemicznych. Barwne ilustracje przemawiają prościej i efektowniej niż księgi i dawne przypowieści, co pokazuje jak bardzo ludzkie poznanie pragnie prostego, graficznego komunikatu. Takiego, który pokaże jak okiełznać lęk przed śmiercią i przemijaniem. Ale Brytyjczyk jest też dosadny – wspomniana czarna czaszka dwunastoletniego dziecka z małymi zębami mlecznymi i wyżynającymi się nowymi zębami (wszystkie w kolorze srebrnym) przypomina, że śmierć nie musi przyjść po wielu przeżytych latach, ciężkiej i długotrwałej chorobie, ale nagle, w bardzo młodym wieku.
Na tle wielu dotychczasowych dzieł Hirsta to nie tylko jedna z mniej efekciarskich prac, ale też nieco głębsza, nasuwająca wiele pytań. Artysta nie epatuje monumentalizmem, nie stosuje terapii szokowej, tylko dlatego, że pozwala mu na to budżet. Jeżeli już ma to miejsce, wtedy gdy to zestawione sitodruki uzupełnia praca Ostatnia wieczerza, która jest mapą świata z dwunastką państw mających dostęp do broni atomowej, której podporządkowani są poszczególni apostołowie. Z mikroskali domowego zacisza, gdzie kontemplujemy wpływ religii i nauki, na chwilę przenosimy się w makroskalę wpływów politycznych.
Co jest najciekawsze to dystansowanie się Hirsta zarówno od nauki i religii, a wyciągnięcie na pierwszy plan sztuki, którą wskazuje jako możliwą drogę „wybawienia” współczesnego człowieka. Nie trzeba jej ślepo zawierzyć, nie można jej zweryfikować naukowo. Warto obejrzeć towarzyszący wystawie powstały w 2012 roku film dokumentalny Damien Hirst: myśli, praca, życie w reżyserii Chrisa Kinga. Brytyjczyk przyznaje w nim, że dla niego religią jest właśnie sztuka, coś, co tworzy on sam, a jednocześnie prowokuje, zmusza do myślenia.
W pewnym momencie można naiwnie uwierzyć, że Hirst stara się wznieść ją na piedestał, do sfery sacrum, to właśnie jej przypisując rolę nowej religii. To głos wyraźny i mocno przemawiający do wyobraźni czy rozumu; jednak autor nie byłby sobą, gdyby nie prowadził z widzem gry. W wywiadzie w katalogu przyznaje, że część ran na krzyżu ze zdjęciami to efekt retuszu i sztuczne ich skopiowanie w programie graficznym, a jego sygnatury na kolejnych sitodrukach i katalogowa informacja o tym, że każda z prac powstała niemalże w kilkudziesięciu kopiach (Hirst w wywiadzie w katalogu: „Nie ma tu unikatowych egzemplarzy, pojawia się cała grupa osób, które mogą kupić pracę”), przypominają, że jeden z najbardziej rozpoznawalnych artystów świata nie ma złudzeń co do komercyjnej wartości swojej pracy (Hirst w dokumencie: „Im więcej zarabiam, tym więcej myślę o pieniądzach”). Wszystko co jest na wystawie można przecież kupić, podobnie jak medykamenty i spisane na papierze religijne księgi. Wzniosłość, którą przypisał sztuce Hirst ulega więc zamazaniu, co przypomina, że warto w tę dziedzinę wierzyć, ale także do niej zachować dystans. Cała wystawa mieści się wszakże w ogromnym boksie, łatwym do przetransportowania, umieszczonym po środku sali Łaźni – kiczowato wyglądającej szafce, do której mieszczą się wszystkie przedmioty i sitodruki. Można ją wypożyczać i wozić po całym świecie, prezentując w różnych przestrzeniach. Tak jest z resztą w Łaźni – wzniosły projekt sprowadza się do obwoźnego pudła i ukrytych w nim eksponatów.
Jeśli więc – odnosząc się do dosyć chaotycznej rozmowy artysty z Seanem O’Haganem, która została umieszczona w katalogu – religia to opium dla ludu, a za nią tę funkcję pełnią też same medykamenty, to czy sztuka również nie podąża w tym kierunku? W końcu pozwala nam uciec, daje ukojenie, czasem nawet uśmierza ból, ale równie pozornie. Coś, w co najpierw zdajemy się uwierzyć, przy dokładnym wgłębieniu się, zaczyna uwierać i niejako demaskuje Hirsta. Artysta najpierw wydaje się mierzyć ze śmiercią w poważny sposób, a potem deprecjonuje rolę sztuki – pokazuje, że funkcjonuje ona na takich samych zasadach jak krytykowane przez niego religia i nauka.
Jakub Knera – dziennikarz i kurator; od 2012 prowadzi stronę noweidzieodmorza.com. Publikuje w „The Quietus”, „Tygodniku Polityka”, „Dwutygodniku” i „Radiowym Centrum Kultury Ludowej”. Współzałożyciel Fundacji Palma.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Damien Hirst
- Wystawa
- New Religion
- Miejsce
- Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, Gdańsk
- Czas trwania
- 25.07-27.09.2015
- Osoba kuratorska
- Anna Szynwelska
- Fotografie
- Paweł Jóźwiak
- Strona internetowa
- laznia.pl