Szkoła szczęścia. Rozmowa z Klarą Czerniewską
To twoja pierwsza wystawa?
I tak, i nie. Dotychczas byłam zaangażowana w organizowanie wystaw dizajnu, sztuk użytkowych. Po raz pierwszy kuratoruję wystawę sztuki współczesnej. Po raz pierwszy również – w sytuacji targowej, choć wystawa nie jest komercyjna.
Wcześniej nie uczestniczyłaś ani w rynku, ani w targach sztuki.
To prawda, miałam z tym niewiele wspólnego. Byłam tylko raz na targach sztuki i dizajnu w Rotterdamie, rok temu, w roli dziennikarki… ale nie miałam nawet pojęcia, gdzie miałabym później opublikować relację…! Zastanawiałam się, czy kogokolwiek interesuje komercyjny wymiar sztuki? Prace artystów jako towar luksusowy? Cyferki, rekordy sprzedaży? Co się sprzedało, a co było klapą? Brzmi okropnie, jakoś niewygodnie… przynajmniej dla kogoś, kto jest przyzwyczajony do dyskusji jedynie o wartościach kulturowych, symbolicznym i instytucjonalnym wymiarze sztuki. W końcu dżentelmeni (albo ludzie ze świata sztuki) podobno o pieniądzach nie rozmawiają – jeśli już, to raczej w kontekście mecenatu państwa i ministerialnych oraz instytucjonalnych grantów…
Jak doszło do tego, że robisz wystawę w Wiedniu?
Poznałam Vitę Zaman, dyrektor artystyczną targów w Wiedniu, podczas jej wizyty w Warszawie w lutym tego roku. O ile dobrze pamiętam, przyjechała na zaproszenie Rastra i miała zrobić rozeznanie. Jakiś czas później Michał Kaczyński zadzwonił do mnie, czy nie chciałabym koordynować czy współkuratorować jej projektu – wystawy polskiej sztuki na targach. Vita miała już temat – Szkołę szczęścia, budżet od Instytutu Polskiego, i kilka wybranych prac, do których ja miałam dopasować mój wybór.
Czy mogłabyś wyjaśnić co właściwie znaczy tytuł wystawy: Who Are You or The School of Happiness?
Pełny tytuł ostatecznie brzmi Who Are You or The Polish School of Happiness. Ciągle jeszcze trochę mi się myli – miało być Who We Are…, by brzmiało bardziej autorefleksyjnie, jakby to pytali sami artyści, ale uznano, że Who Are You… ma bardziej wieloaspektowy wydźwięk. The School of Happiness to temat ramowy targów. Wydał mi się ciekawy, ponieważ nigdy nie kojarzyłam polskiej sztuki – w ogóle sztuki współczesnej – ze szczęściem, z poszukiwaniem szczęścia. To jakby nie jest temat. Zawsze słyszałam, że sztuka ma poszerzać granice, badać grząskie tereny, reagować, poruszać niewygodne tematy, być krytyczna. Na studiach, gdy była mowa o sztuce w Polsce (oczywiście XX wiek, bo do XXI nie doszliśmy), to głównie w kontekście doświadczeń traumatycznych: wojny, stalinizmu…
Rozumiem, że wystawę przygotowałyście razem?
Tytuł, który podsunęła Vita Zaman, wydał mi się odświeżający. Prace, które wybrała, interpretowała bardzo bezpośrednio: “uśmiechnięte” kolaże i płótna Mateckiego, wideo Marysi Toboły ZOO, który dla Vity stanowił wyraz spontaniczności, nieskrępowania, bezceremonialnego dogadzania sobie, bez zwracania uwagi na otoczenie czy konsekwencje. Ja z kolei początkowo miałam bardziej ‘seriozne’ skojarzenia, zapośredniczone przez kontekst prezentacji: skoro to targi, to czy np. konsumpcjonizm, kupowanie daje szczęście, rodzaj spełnienia? Czy satysfakcja (taka jak ta sugerowana w reklamach), czy poczucie wygody, komfortu to jakaś forma szczęścia? Czym jest szczęście, i czy artyści w ogóle się nad tym zastanawiają? Czy jest to temat, motywacja czy może efekt uboczny ich pracy? Drugi człon tytułu ostatecznie brzmi Polska szkoła szczęścia – dla mnie trochę absurdalnie, bo chyba sami o sobie raczej mówimy jako o narodzie malkontentów! Ale jednocześnie można to odbierać jako ironiczne nawiązanie do “polskich szkół”: plakatu, ilustracji, polskiej szkoły filmowej… Wydaje mi się całkiem nieprzypadkowe to, że tak wielu artystów, którzy dziś robią kariery, studiowało w Poznaniu; na mojej wystawie stanowią równo połowę reprezentacji: Dominika Olszowy, Marysia Toboła, Małgosia Szymankiewicz, nieco starszy Hubert Czerepok… czy za parę lat przyszli historycy sztuki będą się uczyć o „szkole poznańskiej”? A może już się uczą…?
Czy założenie było takie, że zapraszasz artystów reprezentowanych przez galerie biorące udział w targach?
Tak, ale są też artyści niezależni, z różnych powodów “bez przydziału” – Tymek Borowski oraz dziewczyny z Cipedrapskuad, Dominika Olszowy i Maria Toboła. Wystawa miała być uzupełnieniem, zapewnić dodatkową widoczność polskim galeriom. Polska, obok Gruzji, jest gościem specjalnym tej edycji VIENNAFAIR. Są więc dwie niekomercyjne wystawy, ale pokazane na terenie targów, w zwykłych, 50-metrowych kubikach.
Czy masz w planach kolejne wystawy, na targach i nie tylko?
Wiesz, to wszystko brzmi na zrządzenie losu… Rok temu skończyło mi się studenckie ubezpieczenie i musiałam założyć własną działalność gospodarczą, wiadomo czemu… Jako główny obszar działalności firmy KLARA CZERNIEWSKA wpisałam właśnie organizację targów i wystaw (nr 8230Z w CEIDG). Robię różne rzeczy, ale może taka etykietka jakoś podprogowo mną kieruje?