Świat skurczył się w belfra
Na mapie Polski, upstrzonej w każdym zakątku wystawami okołoniepodległościowymi, Poznań wyróżnia się swoim starannie pielęgnowanym mieszczańskim sznytem. Podczas gdy w Łodzi szykują się ekspozycje na temat Wielkiej Wojny i politycznego uwikłania awangardy, w Warszawie MSN planuje feministyczne uzupełnianie luk w narodowowyzwoleńczej historiografii, a w Krakowie Piotr Uklański siłuje się z narodowymi mitami, w Poznaniu do tematu podchodzi się inaczej. Marek Wasilewski w Arsenale szykuje w kontrze do klasycznych niepodległościowych narracji wystawę o życiu codziennym, a w Centrum Kultury Zamek wystartował właśnie program Pochwała Wolności, który otwiera wystawa o równie odległym od historii przez wielkie „H” charakterze – Pokój na świecie zaczyna się przy rodzinnym stole. Wystawa odnosi się więc do rocznicy odzyskania niepodległości jako do wydarzenia, a pośrednio, skupiając się na pojęciu wolności. Wolności, co ważne, w perspektywie osobistej i codziennej, nie zaś jako historiozoficznej idei. Sam zestaw nazwisk jest dość skromny – na wystawie znalazły się pojedyncze prace Kamila Kuskowskiego, Zbigniewa Libery, Elżbiety Jabłońskiej, Daniela Rycharskiego i Jany Shostak, zgromadzone w jednej przestronnej sali na piętrze CK Zamek. Zgodnie z założeniami wystawy odnoszą się one w większości do prywatnych historii. Zdaniem kuratorki Jagny Domżalskiej, wciągnięte w dziejowy nurt jednostki wolność budować mogą małymi krokami, przede wszystkim w swoim najbliższym otoczeniu.
Otrzymujemy więc prace intymne, opowiadające o relacjach z bliskimi, jak fragment powstającego filmu Jany Shostak Miss Polonii kręcony w rodzinnym domu, lub wręcz czułostkowe, jak huśtawka Elżbiety Jabłońskiej, uzupełniona (przegadana) o wideo i deski z napisami typu „pokora” i „solidarność”. Sama huśtawka zostałą przez artystkę przypadkiem znaleziona. Jej siedzisko to prowizoryczna konstrukcja skręcona z odpadków, starych plastikowych rurek. Jednak potencjał samego przedmiotu ginie pod niepotrzebną dobudową, która prostą opowieść o nierównościach społecznych i próbach stawiania im czoła przysłania warstwą wizualnego kiczu. Pośrodku sali rozpycha się równie łopatologicznie przegadana praca Kamila Kuskowskiego, dedykowana pamięci Leszka Knaflewskiego. Na ścianie zawisł blat stołu zrobionego przez Knafa, a następnie razem z Aleksandrą Ska przekształconego we wspólną pracę – artyści pokryli blat brokatem i żywicą. Po śmierci Knafa, Ska odcięła nogi stołu, przekształcając blat w obraz. Do tego prywatnego i całkiem ujmującego komemoratywnego gestu Kuskowski postanowił dorzucić kilka innych stołów, wypożyczonych od przyjaciół. Nie do końca wiadomo dlaczego – być może po prostu lubi ten rodzaj mebli, bo kojarzą mu się z Akademią Sztuki w Szczecinie, gdzie jako dziekan, wykładowca i spiritus movens całej placówki radzi sobie naprawdę dobrze, zdecydowanie lepiej, niż kiedy sam zaczyna robić sztukę. Na swój sposób czułostkowe są też fotografie Zbigniewa Libery, który w kadrach ze Stacji Wolimierz skupia się na wolności w typie posthipisowskim. To wręcz sielankowy rewers Wyjścia ludzi z miast, w którym „powrotu do natury” nie powoduje żadna apokalipsa, a jedynie chęć eskapizmu. Dzieci hasają wśród łąk, a uśmiechnięci rodzice tańczą we wzorzystych sukienkach.
Jednak o tym, że ucieczka pod namiot nie jest idealną receptą na budowanie wolności i pokoju przypomina umieszczona nieopodal praca Daniela Rycharskiego. Rycharski jako jedyny wyłamał się z szeregu i na warsztat wziął temat bardziej uniwersalny – relacje polsko-żydowskie i zacieranie się pamięci o dawnych żydowskich sąsiadach. W rzeźbach łączących formę macew i włazów od studzienek kanalizacyjnych artysta przypomina o grabieniu i niszczeniu żydowskiego mienia, którego ofiarą padały także macewy, z cmentarzy trafiające na ulice jako płyty chodnikowe. Wymowę pracy podkreśla sposób ekspozycji – odlane z aluminium włazy-macewy Rycharskiego leżące na podłodze wtapiają się otoczenie i na pierwszy rzut oka pozostają niewidoczne. Drobne wyłomy w pozytywnej narracji o wolności w gruncie rzeczy mocno zmieniają wydźwięk wystawy. Okazuje się bowiem, że spokojnym wiciem własnego gniazdka przy tytułowym rodzinnym stole możemy się zajmować przy odpowiednim statusie materialnym. Rodzice pocieszą nas wtedy, gdy przegramy w konkursie piękności, a latem zabiorą pod namiot. W innym wypadku wolność jest nieustannie zagrożona i w tym kraju mamy raczej przesrane. Na przykład jeśli mamy żydowskie korzenie. Lub jesteśmy dzieckiem z ubogiej rodziny – wtedy nawet nasze skromne zabawki mogą paść łupem przypadkowej artystki.
Pytanie widniejące przy huśtawce Jabłońskiej brzmi jak żywcem wyjęte z podręcznika do plastyki w szkole podstawowej: „Jak myślisz, co Elżbieta chce powiedzieć tym niezwykłym przedmiotem?”.
Mimo sporego, kilkunastoletniego doświadczenia kuratorki, na co dzień pracującej z rezydentami CK Zamek, Pokój na świecie zaczyna się przy rodzinnym stole to dla niej rodzaj debiutu – pierwsza przygotowana w pojedynkę wystawa zbiorowa, oparta na autorskiej koncepcji. A koncepcja ta jest dość ambitna i osobliwa jednocześnie. Pierwsza ekspozycja w ramach Pochwały Wolności promowana jest jako „wystawa dla każdego”. Wiadomo do czego nadaje się to, co jest do wszystkiego, więc hasło to budzi obawy. Szybko okazuje się też, że wystawa może i jest dla każdego, ale pod warunkiem, że widzi, słyszy i przede wszystkim – mówi po polsku. Jeśli mamy to szczęście, że spełniamy początkowe warunki, dalej jest już z górki. „Dla wszystkich” oznacza tu przede wszystkim – dla różnych grup wiekowych i ludzi na co dzień sztuką niezainteresowanym lub wręcz reagujących na nią alergicznie.
Domżalska zrezygnowała więc z typowych zabiegów rodem z wystaw dla dzieci, jak pluszowe ziemniaki i zdrapki z Opałką, niedawno prezentowane w Zachęcie, które najmłodszym widzom z reguły się podobają, choć ich funkcja edukacyjna jest dyskusyjna. Kuratorka poznańskiej wystawy kierując się do wszystkich grup wiekowych nie może swoich widzów infantylizować, wkładając im w ręce krzyżówki prac klasyków i zabawek z Kinder niespodzianek, prezentowaną sztukę tłumaczy więc w najprostszy sposób – tekstem. By nieco oswoić formę „podpisów pod obrazkami”, lite ściany tekstu zastąpione zostały krótkimi akapitami, wydrukowanymi dużym fontem na pleniących się wokół prac ściankach-tabliczkach.
Zdaniem kuratorki wciągnięte w dziejowy nurt jednostki wolność budować mogą małymi krokami, przede wszystkim w swoim najbliższym otoczeniu.
Tekstu w gruncie rzeczy nie ma więc wiele, choć krótkie zdania pojawiają się na każdym wolnym kawałku ściany. Przekaz jest prosty, w końcu trafić ma do każdego. Tutaj jednak na wierzch wychodzą problemy takiego założenia. Dzieci zapytane o to, czy wiedzą, co to jest macewa, mogą faktycznie odpowiedzieć negatywnie, starszy widz, niezależnie od tego, na ile zna się i interesuje sztuką, może się poczuć traktowany jak idiota. Pytanie widniejące z kolei przy huśtawce Jabłońskiej brzmi jak żywcem wyjęte z podręcznika do plastyki w szkole podstawowej: „Jak myślisz, co Elżbieta chce powiedzieć tym niezwykłym przedmiotem?”. Podobne teksty towarzyszące każdej z prac brzmią niestety mocno paternalizująco. Niezależnie od tego jakimi kulturowymi zasobami widz dysponuje i jaką klasę społeczną reprezentuje, czy jest emerytowaną profesorką, czy ślusarzem lub hydraulikiem, poczuje się, jakby nagle znalazł się w skórze Józia z Ferdydurke i ma ochotę lamentować za nim: „Jakim cudem wszystko, co było poprzednio, sny, wspomnienia, ciotki, męki, duchy, rozpoczęty utwór – streściło się w siedzenie belfra banalnego? Świat się skurczył w belfra”.
Edukacyjna nadbudowa przykrywa w dużej mierze same prace. Także dosłownie – podpisy zajmują większą powierzchnię niż same prace, szczelnie wypełniając zakamarki ścian w – niełatwej aranżacyjnie, trzeba przyznać – długiej kiszce zamkowej sali wystawienniczej. Ostatecznie Pokój na świecie zaczyna się przy rodzinnym stole balansuje na granicy letniej wystawy nierównych prac i nachalnego dydaktyzmu. Jako eksperyment może to być na swój sposób cenne – jak wiadomo niełatwo zrobić dobrą wystawę dla dzieci, a wystawa „dla wszystkich”, od najmłodszych po zdeklarowanych wrogów sztuki współczesnej, jeśli istnieje, to najwyraźniej w świecie niematerialnych ideałów.
Piotr Policht – historyk i krytyk sztuki, kurator. Związany z portalem Culture.pl, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie i „Szumem”. Fanatyk twórczości Eleny Ferrante, Boba Dylana i Klocucha.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Elżbieta Jabłońska, Kamil Kuskowski, Zbigniew Libera, Daniel Rycharski, Jana Shostak
- Wystawa
- Pokój na świecie zaczyna się przy rodzinnym stole
- Miejsce
- Centrum Kultury Zamek, Poznań
- Czas trwania
- 8.09–7.10.2018
- Osoba kuratorska
- Jagna Domżalska; projektant wystawy - Grigory Popov
- Fotografie
- Krystian Daszkowski / www.kdaszkowski.com
- Strona internetowa
- ckzamek.pl