Strzeżcie się Danaów. Rozmowa z Adamem Szymczykiem
Adam Mazur: Co dla ciebie oznacza zawód kuratora?
Adam Szymczyk: Samo słowo „kurator” pochodzi od łacińskiego curare– leczyć – co wydaje się przeciwieństwem południowoamerykańskiej kurary, roślinnej konkokcji do zatruwania strzał. Jednakże prawie każdej trucizny w odpowiedniej dawce można użyć jako lekarstwa, więc powinowactwo pomiędzy nazwą południowoamerykańską i łacińską istnieje poza etymologiczną obcością tych słów. W etymologii łacińskiej (i w prawie rzymskim) kurator to ktoś, kto z urzędu troszczy się o coś lub o kogoś, jednocześnie na przykład kurator osoby nieletniej nie tylko ją reprezentuje, lecz i neutralizuje jej kryminalny potencjał, pilnuje jej i naprowadza ją na „właściwą drogę”. Genealogia pojęcia „kurator” jest więc dość powikłana, otwiera się na interpretacje.
Istnieją różne tradycje nazywania profesji kuratora w różnych kręgach językowych. We Francji mówimy o commissaire d’exposition, czyli o kimś, kto zamawia czy też organizuje wystawy. W języku niemieckim co najmniej do późnych lat 60. funkcjonowało dość dobrze określenie Konservator. Konserwator to ktoś, kto zajmuje się przechowywaniem, naprawianiem, dbaniem o już istniejące dzieła sztuki, mamy tu zatem do czynienia z funkcją związaną z przeszłością. Tymczasem, według mnie, kurator dzisiaj to osoba wychylona w przyszłość możliwych relacji społecznych.
Nie jestem zwolennikiem neologizmu „kuratorować”, który się ostatnio pojawił w języku polskim – używa się też przedziwnego rzeczownika „kuratorowanie” – może po to, żeby uniknąć mówienia o „kurowaniu”, które kojarzy się z procedurą medyczną i rekonwalescencją. Wydaje mi się jednak, że „kurowanie” byłoby lepsze niż „kuratorowanie”, zwłaszcza do opisu sytuacji, jaką wytworzyliśmy z całą drużyną documenta. „Kurowaniu” bliżej do prowokowania, modyfikowania i działania na relacjach między ludźmi, między różnymi społecznościami, które ci ludzie budują. Moim zdaniem na tym właśnie polega zadanie zarówno kuratora, jak i artysty. Artysta interweniuje, można powiedzieć za Walterem Benjaminem, przerywa historię, a kurator usiłuję tę historię przestawiać i sklejać. Sklejać w sposób, który nie tworzy – miejmy nadzieję – narracji o charakterze linearnym, historycznie poprawnej. Takie narracje tworzą raczej muzealni kustosze. Nam, kuratorom, zarzuca się, że piszemy historie w barach… Że mijamy się z prawdą…
[…]
Pełna wersja tekstu dostępna jest w 21 numerze Magazynu „Szum”.