Stan wyjątkowy. „DE-MO-KRA-CJA” w Galerii Labirynt
Pod koniec maja w lubelskim Labiryncie odbyło się wydarzenie bezprecedensowe. Debata i towarzysząca jej wystawa pod tytułem, czy raczej hasłem wywoławczym, DE-MO-KRA-CJA w pewnym sensie skazana była na sukces – któż, komu leży na sercu stan polskiej kultury, mógłby odmówić udziału w takiej dyskusji? Jednocześnie właściwie wiadomo było od początku, co się święci. Otwarta formuła (przyjedź i wygadaj się do woli) nie dawała dużych nadziei na przełomowe rozstrzygnięcia, ale pozwalała liczyć na pogłębione diagnozy aktualnego stanu rzeczy. Na dyskusje o rozwiązaniach nadchodzi właśnie czas, póki co odbyło się liczenie szabel.
Jak się rzekło, to pierwsze takie wydarzenie od czasu ostatnich wyborów parlamentarnych i zmiany kursu polityki (również) kulturalnej, nie licząc może zeszłorocznej wystawy Nasze ciało narodowe w białostockim Arsenale, w pewnym sensie proroczej, ale jednak podejmującej trochę inne zagadnienie, niż DE-MO-KRA-CJA. Otwarte zaproszenie od Waldemara Tatarczuka, wystosowane w przypływie wzbierającego niepokoju i instynktownego przymusu działania, spotkać się musiało z dużym odzewem. W ciągu dwóch dni i długich godzin rozmów, nieraz w całkiem gorącej atmosferze, padło wiele słów, choć jak to zwykle bywa, równie interesujące jest to, co powiedziane nie zostało. Tak w debacie, jak i na wystawie.
Ta ostatnia to ciekawy i efektownie zaaranżowany wybór prac o politycznym wydźwięku, najczęściej z ostatnich kilku-kilkunastu lat. Zaczyna się od aranżacyjnej perełki – tuż za kotarą przy wejściu wita nas długi, niewyraźny cień Dmowskiego na posadzce, czyli praca Rafała Jakubowicza z roku 2007, gdy w centrum Warszawy mimo protestów stawiano pomnik przywódcy endecji. Uwieczniony na wideo i sprowadzony niemal do złowróżbnej abstrakcji cień Dmowskiego rozciąga się symbolicznie nie tylko nad wystawą, ale i nad otaczającą nas rzeczywistością poza drzwiami galerii. W jej murach zaś wyznacza tematyczne ramy dla wielu spośród pozostałych prac. Na aktualności nie straciło też parę innych prac sprzed ogólnoeuropejskiego rozkwitu nacjonalizmów i islamofobii. Nie brak tu klasyków, jak Grzegorz Kowalski i Zofia Kulik. Do tego kilka świetnych nowszych prac, jak Za waszą i naszą wolność Slavs and Tatars. Cała wystawa prezentuje się jako całkiem udatne mapowanie napięć i zagrożeń życia publicznego, tylko że nie tyle dokonywane na bieżąco, co składające się w pewnym sensie głównie ze spełnionych przepowiedni.
Chociaż lubelską ekspozycję można uznać przede wszystkim za tło do debaty, a jej charakter z założenia nie miał być koherentną wypowiedzią kuratorską, ale wielobarwną mozaiką z wypożyczonych w geście wsparcia prac, w całym tym zbiorze wyróżnić można kilka powracających wątków. Dominują prace skupione na społecznych pęknięciach, narastaniu fobii i radykalizacji nastrojów (Marek Wasilewski, Joanna Rajkowska, Rafał Jakubowicz, Karolina Mełnicka, Małgorzata Gurowska i Joanna Ruszczyk). Do tego trochę zmetaforyzowanych ilustracji samych procesów wykluczania i antagonizowania (Janusz Bałdyga, Katarzyna Kozyra), manipulowania polityką historyczną (Anna Baumgart, Karolina Mełnicka i Stach Szumski), okazjonalnie świeże wyrazy podszytego ironią wkurzenia (Jadwiga Sawicka, Waldemar Tatarczuk). Spośród nieco mniej znanych prac warto wspomnieć Generator pomnika do przestrzeni publicznej idealnego państwa Szumskiego i Mełnickiej, część projektu państwa bez lokalizacji, czyli Nomadic State. Rozlana na powierzchni folii przykrywającej membranę głośnika ciecz nienewtonowska, czyli przyjmująca właściwości ciała stałego, wzbijając się w powietrze pod wpływem drgań membrany tworzy ulotne, abstrakcyjne formy rzeźbiarskie. W pewnym sensie przekłada więc wszelkie wypowiadane przez głośnik idee na formy idealnie im odpowiadające, determinowane w całości przez prawa fizyki, bez żadnego pośrednictwa. Przy pomocy chwytliwej ilustracji bliskiej modnej estetyce nowego materializmu, Szumski i Mełnicka bezpardonowo rozprawiają się z istniejącą do dziś w formie praktycznie niezmienionej od antyku manią odgórnego kreowania historycznych i tożsamościowych dyskursów poprzez burzenie i stawanie pomników. Z dystansu zmieniają się one jedynie w pozbawiony znaczenia wizualny szum.
Samej wystawie towarzyszyło kilka działań performatywnych. Jaroslav Futimsky i Jerzy Kosałka zdecydowali się na komentarze w formie zwięzłych grepsów. Futimsky bazował na agrarnym zestawie rekwizytów – ziemniaki, cebule, te sprawy. Opatrzył je zwięzłym tekstem, którego odczytanie powierzył Tatarczukowi, podczas gdy sam oddał się metodycznemu rozkładaniu i sortowaniu przygotowanych akcesoriów, a następnie rozcinaniu niektórych z nich i nadziewaniu ich na prowizoryczne konstrukcje z patyków i wykałaczek. Artysta nawiązywał w tekście do postkolonialnej tożsamości i oparł swój performans na kilku prostych gestach, choć ostateczny efekt okazał się nieco rozmyty. Można w tym kontekście mówić o „prześnionej rewolucji” i postkolonialnym „przyzwyczajeniu do hegemona”, o którym w polskim kontekście pisali przede wszystkim Tomasz Zarycki i Ewa Thompson, ale trochę zabrakło wyrazistej puenty. Odwrotnie niż w przypadku Kosałki, który wszedł w podwójną rolę, wcielając się w karykaturalnie przerysowanego demagogicznego polityka, a jednocześnie podkreślając pozycję performera-prestidigitatora, na bieżąco komentującego swoje działanie. Ubrany w garnitur i krawat z mrugającymi kolorowymi diodami, Kosałka zainscenizował scenę głosowania. Po iluzjonistycznej sztuczce zamocowane uprzednio na ścianie styropianowe litery, składające się początkowo w słowo „demokracja”, po złożeniu do urny i ponownym wyciągnięciu zamieniły się niepostrzeżenie w „autokrację”. No, może nie całkiem niepostrzeżenie, bowiem część publiczności zdołała zauważyć mechanizm sztuczki performera, zachęcona zresztą przez niego samego. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że tylko wzmocniło to treść performansu – doprowadzenie akcji do końca pomimo „zdemaskowania” uwypukliło w tej ciętej satyrze na parlamentarną oraz okołowyborczą szopkę i populizm aspekt iluzoryczności obywatelskiej kontroli nad funkcjonowaniem pewnych procedur.
Powyższy zestaw nazwisk jest dość reprezentatywny dla całej wystawy. Poza rzadkimi rodzynkami, jak Stach Szumski i Karolina Mełnicka, na wystawie obecni są głównie klasycy, reprezentanci średniego pokolenia, którzy relacje sztuki i polityczności zgłębiali już co najmniej w okolicach „manifestu” Artura Żmijewskiego, a często dużo wcześniej. Jako swego rodzaju prolog wita zresztą widzów inny Manifest, pióra Andrzeja Turowskiego, odczytywany we fragmentach na nagraniu wideo przez samego autora. Rzadkość postaw zaangażowanych wśród młodych artystów, o którym wspominano w ostatnich latach przy niezliczonych okazjach, od Co widać? po ostatnią Bielską Jesień, tutaj uwidacznia się w pełnej mocy. Także obecność artysty zza wschodniej granicy, czyli Ukraińca Futimskiego, jest tu w pewnym sensie symptomatyczna – w końcu na Ukrainie czy Białorusi sztuka politycznie zaangażowana reprezentowana jest o wiele liczniej w twórczości właściwie każdej aktywnej generacji. Te nierówne proporcje są zastanawiające. Oczywiście, wystawa była konstruowana szybko i praktycznie bez budżetu. Naturalne, że musiały się na niej znaleźć starsze realizacje, a informacja o wydarzeniu dotarła w pierwszym rzędzie do artystów już dawno cyrkulujących w obiegu. Gdyby jednak nowa fala sztuki politycznie zaangażowanej miała wkrótce nadejść, to pewnie ślad tego silniej odcisnąłby się na kształcie lubelskiej ekspozycji. Nie jest to oczywiście powód do negatywnego wartościowania wystawy – ciężko wróżyć z fusów, czy gdyby ta nowa fala faktycznie się zbliżała, obrodziłaby w ciekawe, celne prace, które lepiej komentowałyby bieżącą rzeczywistość, niż zyskujące nieraz drugi oddech prace sprzed paru lat. Niemniej, co znaczące, na poziomie instytucjonalnym potrzeba reakcji na bieżące wydarzenia polityczne szybciej została przekuta w czyn.
I tutaj dochodzimy do tego, co było gwoździem programu – dyskusji. Było więc o wewnętrznych pęknięciach w polu sztuki – jednoczesnym statusie społecznej elity i prekaryzacji, finansowej niestabilności. O beneficjentach i ofiarach transformacji, także w kontekście ZPAP i krucjaty Moniki Małkowskiej. O obcinaniu dotacji muzeom i walce o honorariach dla artystów. O planach na kolejny Kongres Kultury. O zupełnie nienowych problemach z władzami na szczeblach samorządowych i sensowności „pracy u podstaw” via TVP Kultura. O zrealizowanych i niezrealizowanych planach, projektach wystawienniczych i edukacyjnych. Wreszcie dwa punkty, które uznałbym za kluczowe – prezentacje projektu artystyczno-ekspozycyjnego, który niedługo wejdzie w życie, i projektu instytucjonalnego, który jest wymierzoną w dość odległą przyszłość prawie-utopią, o czym za chwilę.
Brak szerszego społecznego zainteresowania losem kultury w rękach partii miłościwie nam panującej dość szybko w dyskusji zaniknął, choć pojawił się niemal na samym początku, wprowadzony w kasandrycznym tonie przez Ewę Tatar. Tymczasem ten akurat problem warto ciągle wałkować na wielu poziomach, nawet z, nazwijmy to, czysto merkantylnych powodów. Po utrąceniu dotacji na kolekcje, cztery największe instytucje znalazły się w szachu. Jak wybrną z tego wszystkie – czas pokaże. Zachęta póki co zdecydowała się na pomysł prosty i miejmy nadzieję efektywny, krótko mówiąc – cały naród buduje swoją kolekcję. Oby wybudował, ale można się przy tym zastanawiać, czy takie rozwiązanie sprawdziłoby się równocześnie we wszystkich placówkach. Znamienne jest, że sala Labiryntu od początku do końca zaludniona była prawie wyłącznie samymi uczestnikami debaty. Choć na mieście nie zabrakło anonsujących wydarzenie bilbordów, o promocji w sieci nie wspominając, pozaśrodowiskowej publiczności nie udało się przyciągnąć. Potrzeba przebicia się do szerszych mas społeczeństwa, o której mówiła kilka lat temu przy okazji formowania się programu MSN-u w jednym z wywiadów Joanna Mytkowska, jest ciągle aktualna. A nawet aktualna jak nigdy.
Z praktykowanej obecnie w celu zobaczenia, jak wyglądać może Polska za jakieś dwa lata turystyki węgierskiej, której wyczerpującym dokumentem jest niedawny raport z Budapesztu pióra Stacha Szabłowskiego, wyłania się w końcu niby oczywisty, ale jednak ważny wniosek. Można protestować przeciwko zawłaszczaniu instytucji i ukręcaniu łbów organizowanym w nich inicjatywom, można to robić długo, wytrwale i efektownie, ale jeśli ich losy wcześniej obchodziły stosunkowo niewielu, to zainteresowanych w efekcie tych działań nie przybędzie. Z polską publicznością nie jest dziś może zupełnie fatalnie, ale nie da się ukryć, że „zamach” na instytucje kultury wywołałby znacznie słabszy społeczny rezonans, niż ten dokonany już na media publiczne. Nie sugeruję w żadnym razie, że należy je w takim razie spisać na straty, zwłaszcza jeśli rację miał Edwin Bendyk mówiąc, że polska infrastruktura instytucjonalna jest zbyt zdecentralizowana, by na naszym gruncie powtórzyć się mógł scenariusz węgierski. Ale jednocześnie jest to chyba najlepszy moment na szerokie przemyślenie alternatywnych sposobów produkcji i dystrybucji sztuki.
Z tej perspektywy jedną z najciekawszych wygłoszonych w Lublinie prezentacji była ta przeprowadzona przez Janka Simona i Agnieszkę Polską, którzy wraz z Jakubem de Barbaro i przy współpracy Katarzyny Przezwańskiej współtworzą Szaloną Galerię. Nazwą i ideą artyści współtworzący swego czasu krakowską Spółdzielnię Goldex Poldex nawiązują do dawnego projektu Mariana Minicha z Muzeum Sztuki w Łodzi. Minich po wsiach i miasteczkach obwoził reprodukcje awangardowej kolekcji MSŁ, organizował miniwystawy, wieszając je między innymi na płotach wiejskich chałup. Polska, Simon i de Barbaro obwozić będą prace współczesne (z drobnymi wypadami wstecz) i wabić do swojego wesołego taboru. Ekipa Szalonej Galerii w dyskusji i w kuluarach doczekała się zarówno entuzjastycznego poparcia, jak i ostrej krytyki. Bo z jednej strony inicjatywa wydaje się potencjalnie ciekawa i pożyteczna, sięgająca do ciekawych wzorców, nie tylko Minichowskich, ale też choćby artystów działających nieco później w Lucimiu, a z drugiej – wywołuje u niektórych poirytowanie dezynwoltura w zakresie badania gruntu i unosząca się w powietrzu woń wakacyjnego lansu i nie do końca poważnej zabawy.
Ja tam Szalonej Galerii kibicuję – jeśli spotkanie z zupełnie nową publicznością potraktowane zostanie całkiem serio, może okaże się to całkiem ciekawym precedensem. Swoją drogą, wydaje się, że mogłyby właśnie nastać czasy świetności „nurtu wiejskiego” w sztuce współczesnej, istniejącego dotąd jako sezonowy (kontekst zobowiązuje) i trochę sztucznie nadmuchany fenomen. W końcu w Związku Radzieckim to między innymi właśnie polityczny potencjał nieskrępowanego działania poza okiem wielkiego brata pchał na wieś i w szczere pole licznych artystów, choćby słynną grupę Działania Kolektywne. Dziś kryć się może nie trzeba, za to ścigać się z Szydło-, Bronko- czy innymi propagandowymi busami i oferować dla nich przeciwwagę zawsze warto.
Projekt Szalonej Galerii zawzięcie punktował przede wszystkim Mirosław Bałka. I choć punktował całkiem celnie, zaznaczając, że artysta co prawda nie musi wykonywać gruntownej archiwistycznej roboty historyka sztuki, ale precedensy dla swojej pracy poznać dobrze jednak powinien, sam wykorzystał potencjał debaty o wiele gorzej. Wygłosił bowiem krótką, niby ostrą, ale jednak złożoną z komunałów mowę. Artysta wypomniał więc rządzącym niezliczone cyniczne komentarze wypowiadane w mediach, celowo tworzące i podsycające społeczne antagonizmy, a przede wszystkim odwrót od otwarcia na Europę i zasklepianie się w narodowych fantazmatach Być może ktoś to powiedzieć musiał, w każdym razie w lokalnej „Wyborczej” Bałka zacytowany został jako przykład „mocnego głosu ludzi kultury wobec dobrej zmiany”. I to chyba jedyny efekt tej przemowy, dobrej na uliczny wiec, ale niekoniecznie na poważną debatę.
Ze zgodnym entuzjazmem spotkała się za to wizja Tomasza Kozaka. Kozak nawiązał do coraz rzadziej podnoszonej idei utworzenia Instytutu Sztuk Wizualnych, po czym skupił się na roztaczaniu spektakularnej fantazji na temat sieci Wojewódzkich Instytutów Interdyscyplinarnych, jako „wyższym poziomie dialektycznym” myślenia o polskich instytucjach. Na dyskusji o ożywczej (bądź nie) roli utopii strawiono trochę czasu, po czym zgodnie uznano, że są one rzeczą dobrą i pożyteczną (wszyscy zabierający głos), choć mogą równocześnie świadczyć o pewnej niemocy (Izabela Kowalczyk). Prężna infrastruktura to coś, co faktycznie udało się zbudować za czasów rządów poprzedniej ekipy (co podkreślali chórem komentatorzy w SZUMowym „podsumowaniu epoki”), nic dziwnego, że bronienie „pazurami i dziobem” jej właśnie przede wszystkim dotyczy. Być może pora jednak zrobić jeszcze większy krok do przodu i zacząć projektować utopie wykraczające poza publiczne instytucje.
Za taką próbę można by uznać pracę Joanny Borkowskiej, niestety, stanowi ona raczej ilustrację ślepych zaułków, w jakie utopijne myślenie potrafi zaprowadzić. Borkowska dała wszystkim uczestnikom i widzom do dyspozycji zestaw kartek do zapisywania i kamieni, którymi miały zostać przykryte na podłodze galerii. Nieco naiwna symbolika odnosząca się do praktyki głosowania w demokracji ateńskiej to jeszcze pół biedy, ale idzie ona tu w parze z nieprzemyślanym konceptem samego „głosowania”. Otóż na małych karteluszkach wypowiedzieć się można było w kwestii „ustroju państwowego Polski, polityki, społeczeństwa, etc.” (sic!). W takiej ramie oddane do dyspozycji widzów i uczestników debaty karteluszki zapełnić się musiały nieuchronnie nic nieznaczącymi życzeniami na temat pokoju i powszechnej szczęśliwości. Jeśli ta inscenizacja demokracji miała być przewrotną krytyką pułapek zbyt szerokiego ramowania dyskusji – udało się znakomicie; ale obawiam się, że intencje były jak najbardziej szczere i prostolinijne. Może i potrzebujemy utopii, ale one też rządzą się pewnymi zasadami i muszą mieć ręce i nogi. Oprócz okazji do puszczenia wodzy fantazji nie mogło też zabraknąć petycji do podpisywania – jeśli jednak można mówić o sile sprawczej pierwszej, dotyczącej organizacji Kongresu Kultury, o tyle druga, odnosząca się po raz kolejny do sprawy Trybunału Konstytucyjnego, to już tylko efekt reprodukowania rytuału. Można więc powiedzieć, że jeśli na wystawie w Labiryncie jakiejś konkretnej pracy brakuje, to jest nią Lista Oskara Dawickiego, czyli zbiór podpisów ludzi ze świata sztuki złożonych pod wnioskiem, którego nie ma. To memento, o którym warto pamiętać.
Jako pierwsze takie wydarzenie w nowej sytuacji politycznej – a będą kolejne, do organizacji następnej debaty szykuje się ponoć bytomska Kronika – DE-MO-KRA-CJA stanowiła ważny zapalnik do dyskusji. Za to Waldemarowi Tatarczukowi i zespołowi Labiryntu należy się duże uznanie. Warto jednak model „demokratycznej” debaty, zasadny może przy pierwszym podejściu, mocniej ująć w tematyczne ryzy. Nie ma chyba potrzeby, by znów każdy mówił o tym, co zwykle: Iwo Zmyślony o potrzebie dialogu, Katarzyna Górna o walce OFSW o prawa pracownicze artystów (niczego nie ujmując), i tak dalej. Szlak został więc przetarty, weekend debat w sali Labiryntu, choć nie obfitował w przełomowe rozpoznania, na pewno nie był czasem zmarnowanym. Teraz pora na więcej konkretów. Choćby i utopijnych.
Piotr Policht – historyk i krytyk sztuki, kurator. Związany z portalem Culture.pl, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie i „Szumem”. Fanatyk twórczości Eleny Ferrante, Boba Dylana i Klocucha.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Janusz Bałdyga, Mirosław Bałka, Anna Baumgart, Edwin Bendyk, Joanna Borkowska, Karolina Breguła, Bogna Burska, Janusz Byszewski, Piotr Celiński, Sebastian Cichocki, Rafał Czekaj, Hubert Czerepok, Bożena Czubak, Marta Czyż, Douwe Dijkstra, Yaroslav Futymskyi, Maurycy Gomulicki, Marek Goździewski, Katarzyna Górna, Małgorzata Gurowska, Wiktor Gutt, Katarzyna Hołda, Aleksander Hudzik, Mikołaj Iwański, Elżbieta Jabłońska, Rafał Jakubowicz, Zuzanna Janin, Dorota Jarecka, Andrzej Kapusta, Ryszard W. Kluszczyński, Jerzy Kosałka, Izabela Kowalczyk, Grzegorz Kowalski, Tomasz Kozak, Jarosław Kozłowski, Wojciech Kozłowski, Katarzyna Kozyra, Karolina Kubik, Zofia Kulik, Julia Kurek, Robert Kuśmirowski, Fabien Lede, Dominik Lejman, Paweł Łysak, Jakub Majmurek, Szymon Maliborski, Monika Mamzeta, Karolina Mełnicka, Joanna Mytkowska, Anna Nawrot, Franciszek Orłowski, Aleka Polis, Magdalena Radomska, Dawid Radziszewski, Joanna Rajkowska, Natalia Romik, Stanisław Ruksza, Robert Rumas, Joanna Ruszczyk, Jadwiga Sawicka, Slavs and Tatars, Piotr Stasiowski, Jarosław Suchan, „Szalona Galeria” (Jakub de Barbaro, Agnieszka Polska, Katarzyna Przezwańska, Janek Simon), Monika Szewczyk, Radek Szlaga, Kuba Szreder, Stach Szumski, Bogna Świątkowska, Jan Świdziński, Ewa Tatar, Andrzej Turowski, Hanna Wróblewska, Magdalena Ujma, Marek Wasilewski, Monika Weychert-Waluszko, Michał Wolny, Agnieszka Ziętek, Iwo Zmyślony, Artur Żmijewski
- Wystawa
- DE – MO – KRA – CJA | wystawa i debata
- Miejsce
- Galeria Labirynt
- Czas trwania
- 20.05-10.07.2016
- Osoba kuratorska
- Waldemar Tatarczuk (koordynacja i aranżacja)
- Strona internetowa
- www.labirynt.com
- Indeks
- Agnieszka Polska Agnieszka Ziętek Aleka Polis Aleksander Hudzik Andrzej Kapusta Andrzej Turowski Anna Baumgart Anna Nawrot Artur Żmijewski Bogna Burska Bogna Świątkowska Bożena Czubak Dawid Radziszewski Dominik Lejman Dorota Jarecka Douwe Dijkstra Edwin Bendyk Elżbieta Jabłońska Ewa Tatar Fabien Lede Franciszek Orłowski Galeria Labirynt w Lublinie Grzegorz Kowalski Hanna Wróblewska Hubert Czerepok Iwo Zmyślony Izabela Kowalczyk Jadwiga Sawicka Jakub de Barbaro Jakub Majmurek Jan Świdziński Janek Simon Janusz Bałdyga Janusz Byszewski Jarosław Kozłowski Jarosław Suchan Jerzy Kosałka Joanna Borkowska Joanna Mytkowska Joanna Rajkowska Joanna Ruszczyk Julia Kurek Karolina Breguła Karolina Kubik Karolina Mełnicka Katarzyna Górna Katarzyna Hołda Katarzyna Kozyra Katarzyna Przezwańska Kuba Szreder Magdalena Radomska Magdalena Ujma Małgorzata Gurowska Marek Goździewski Marek Wasilewski Marta Czyż Maurycy Gomulicki Michał Wolny Mikołaj Iwański Mirosław Bałka Monika Mamzeta Zielińska Monika Szewczyk Monika Weychert Natalia Romik Oskar Dawicki Paweł Łysak Piotr Celiński Piotr Policht Piotr Stasiowski Radek Szlaga Rafał Czekaj Rafał Jakubowicz Robert Kuśmirowski Robert Rumas Ryszard W. Kluszczyński Sebastian Cichocki Slavs and Tatars Stach Szumski Stanisław Ruksza Szalona Galeria Szymon Maliborski Tomasz Kozak Waldemar Tatarczuk Wiktor Gutt Wojciech Kozłowski Yaroslav Futymskyi Zofia Kulik Zuzanna Janin