SPOJRZENIA 2013: Rozmowa z Ewą Łączyńską-Widz i Jadwigą Sawicką
Pierwszy raz liczba nominowanych artystów została zmniejszona, a liczba kuratorów zwiększona. Jak wyglądała praca w tak złożonej strukturze?
Ewa Łączyńska-Widz [ELW]: Pięcioro to optymalna liczba konkursowa. Ograniczenie artystów było zaplanowanym działaniem, ale już powiększenie liczby kuratorów nie. Nas z Jadwigą należy w tym wypadku traktować jako kuratorski team, którym okazjonalnie się stajemy. Pierwszy raz w historii wystawę komponowała artystka, poza tym o pokolenie starsza od finalistów. To było ciekawe i pod tym też względem była to nietypowa współpraca. Chyba ciągle mało takich przenikań pokoleniowo-środowiskowych. Pytasz o strukturę całej współpracy. Trzeba wyjść od samego charakteru tej wystawy, bo jest on nietypowy. Przy Spojrzeniach dostajesz gotowy zestaw artystów. Celem jest przygotowanie jak najlepszej wystawy, integralnej, zrównoważonej, która będzie możliwie najlepszą prezentacją każdego artysty i jego możliwie najlepszej pracy. Oczywiście jest wiele pokus, żeby całość jakoś kontekstualizować, szukać wewnętrznej narracji albo krytycznie odnieść się do całej konkursowej sytuacji, co w historii Spojrzeń się zdarzało (np. we wspólnej pracy Ani Molskiej i Wojtka Bąkowskiego / IV Spojrzenia, 2009). Jednak wspólnie z Jadwigą uznałyśmy, że to takie okoliczności, gdzie kurator nie powinien wychodzić na pierwszy plan. Za to od początku stawiałyśmy na prezentację każdego poprzez jedną pracę. To też pobrzmiewało w rozmowach osób nominujących. I kiedy pierwszy raz spotkałyśmy się z wybranymi do finału artystami, okazało się, że wszyscy są mocno zaangażowani w nowe projekty. To stało się kluczem – jedna nowa praca, która również dzięki temu konkursowi mogła zostać zrealizowana.
Jadwiga Sawicka [JS]: Ta złożoność intryguje i wciąga. Pierwszy etap: nominowanie, obrady, głosowanie, przejście do drugiego etapu, wystawa, drugie jury, głosowanie, no i te nagrody! Coś fantastycznego..Od początku zdawałyśmy sobie sprawę, że kurator w tym wypadku ma ograniczoną rolę: wybór artystów nie zależy od nas. Naszym zadaniem było pokazanie artystów, ich prac w najkorzystniejszy sposób. Najważniejsze było pierwsze spotkanie, kiedy wspólnie ustaliliśmy, że każdy pokazuje jedną pracę, że będą to nowe prace, ustaliliśmy też, jak będzie wyglądał katalog.
Praca nad taką wystawą to w takim razie trudne kuratorskie zadanie? Spojrzenia to, jak same powiedziałyście, obcowanie z gotową już formą, ukształtowanym projektem i konkretnym celem.
JS: To jest specyficzna sytuacja i nie można do niej przykładać kryteriów z innego kontekstu. Nie zakładałyśmy z góry możliwości (ani konieczności) stworzenia jakiejś spójnej całości; liczyłyśmy się z tym, że może to być pięć zupełnie osobnych głosów i chodziło o to, żeby pozwolić im dobrze zabrzmieć w tej konkretnej przestrzeni. Bardzo ułatwiła zadanie doskonała organizacja pracy w Zachęcie zarówno przy realizacji wystawy czy pracy nad katalogiem.
ELW: Tak, zadanie nie jest łatwe, ale też okoliczności dostarczają nieosiągalnej przy innych projektach adrenaliny. Czułyśmy się trenerki jadące ze sportowcami na olimpiadę.
Czy w takiej sytuacji możliwe jest użycie jakiegoś uniwersalnego klucza do sformułowania jednej, obejmującej całość tezy? Pokazywane prace to zbiór bardzo zróżnicowany, o różnym statusie; dominuje w nim heterogeniczność obrazu i złożona tkanka skojarzeniowej myśli artysty.
ELW: To pytanie towarzyszyło nam od początku pracy nad wystawą. Było to trudne, bo konkurs to specyficzna antykuratorska sytuacja, ale myślę, że to się udało. Wystawa jest skupiona i każdy z uczestników jest na niej mocno widoczny.
JS: Z zebranych prac finalistów można by skomponować wystawę egzystencjalno-eschatologiczną. Agnieszka Polska mówi o zaświatach – jest tam niebo, chociaż takie niezupełnie szczęśliwe. Praca Piotra Bosackiego i Tymka Borowskiego wyjaśniają ogólne funkcjonowanie absolutnie wszystkiego, z tym, że u Piotra z racji surowej formy i wybujałej treści ma się wrażenie pewnego estetycznego sadyzmu (jakby szatańskiego chichotu). Prace Łukasza Jastrubczaka i Karoliny Breguły to doczesność, ale w wersji bliższej mniej lub bardziej surrealnej maligny.
Dla mnie spoiwem całości mógłby być cytat z Rene Chara „już tylko oczy są w stanie wydobyć krzyk” albo z Brechta „nieład świata, oto temat sztuki”.
ELW: Oba bardzo trafne. Chaos, zagubienie, rozpad świata, zepsucie. Te tematy przewijają się przez prace wszystkich finalistów.
JS: Ja wybieram Brechta; pasuje jak ulał (nie tylko do tej wystawy).
W dwugłosie kuratorskim, zamieszczonym w katalogu Spojrzeń, pada stwierdzenie, że idealną publicznością byłaby ta z Locus Solus – powieści autorstwa Raymonda Roussela. Chodzi tutaj o grupę zmotywowaną do głębokiej analizy sztuki, dokopania się do jakiejś niezbadanej tajemnicy?
JS: Chodzi o publiczność pełną ciekawości, która, gdy zobaczy coś skomplikowanego, to nie ucieknie, tylko się zainteresuje i zostanie trochę dłużej, żeby podociekać. Prace na wystawie wymagają poświęcenia im czasu. Potrzeba także pewnej wiedzy, żeby je docenić. Porównanie z Locus Solus nasunęło mi się także dlatego, że tam każdy niezwykły eksponat objaśniany jest bardzo dokładnie, ale i tak najważniejszy dla działania wynalazków okazuje się „pewien płyn” lub specjalna substancja -czyli że można dużo i ciekawie opowiadać, ale wrażenie tajemnicy pozostaje.
ELW: Zazwyczaj jest tak, że przygotowujesz coś z myślą, że ktoś dostrzeże wszystkie twoje starania, ale też nie mamy złudzeń, że na wystawie będzie tylko taki widz.
Taki konkurs jak Spojrzenia na pewno determinuje prace uczestników. Czy w tej edycji są one bardziej przekrojowe, urastają w swojej formie?
ELW: Na pewno. Należy pamiętać, że cały konkurs to ciągle w Polsce wyjątkowa sprawa. Poważna, duża nagroda, która daje realne szanse rozwoju. Piątka artystów, z którymi przyszło nam pracować, to dojrzała grupa, świadoma tego, co robi. Prace, które przygotowywali na Spojrzenia były nowe i świeże, ale też mocno wynikały z tego, w co byli w ostatnim czasie zaangażowani.
JS: Nie wiem czy determinuje prace – na pewno determinuje ich odbiór! Wszyscy zdecydowali się na przygotowanie czegoś nowego, ale były/są to rzeczy, które albo były już w trakcie realizacji (jak film Agnieszki Polskiej) albo w bardzo zaawansowanym stadium planowania (jak film Karoliny Breguły), albo projekty, o których artyści myśleli już przedtem, a teraz – dzięki budżetowi wystawy konkursowej – znalazła się okazja, żeby to rzeczywiście zrobić. To także okazało się w czasie pierwszego spotkania: praktycznie każdy z uczestników zdeklarował się z konkretnym projektem. Z Łukaszem Jastrubczakiem spotkałyśmy się osobno; poprosił o czas do namysłu, ale bardzo szybko dostałyśmy precyzyjny plan. To było dla nas trochę zaskakujące. Wydaje mi się, że to widać na wystawie, że nowe rzeczy są mocno osadzone w poprzedniej twórczości, ale jednocześnie są jej interesującym rozwinięciem – jak malarski w swojej gęstości wydruk Tymka Borowskiego czy nowy film i obiekty Piotra Bosackiego.
W przypadku Spojrzeń widz ma do czynienia z sytuacją w której poznawanie obrazu dokonuje się przez montaż wielu motywów, symptomów, idei. Czy w takiej sytuacji obraz wciąż ma pole do swobodnego i niezakłóconego działania ?
ELW: Absolutnie się zgadzam, że ma! Tylko osobną kwestią jest jak działa i na kogo? Jestem przekonana, że wszystkie prezentowane prace działają bardzo mocno, ale każda inaczej.
JS: To formalnie wyrafinowane prace, mówiące o ważnych sprawach: o życiu, sztuce, śmierci w erudycyjny, metaforyczny, ale jednocześnie lekki sposób. Moim zdaniem złożoność obecnych na wystawie obrazów tworzy spójną całość.
A czy artyści zaskakują?
JS: Racze intrygują.
ELW: Według mnie intrygują bardziej niż zaskakują, ale Tymek Borowski zaskakuje.
Czym? U Borowskiego przecież cały czas bardzo widoczna jest swoboda w eksperymentowaniu z różnymi formami i konwencjami, surrealistyczna poetyka czy zapożyczenia z malarstwa.
ELW: Choćby rozmiarem po prostu. To jest największa do tej pory zrealizowana praca Tymka Borowskiego. Ma format 425 x 850 cm. Oczywiście można to trywializować – format pracy jako kategorię, ale jednak ma to bezpośrednie przełożenie na odbiór tej pracy. I tutaj wielu nasuwały się wymiary „Bitwa pod Grunwaldem” Matejki. Dla przypomnienia „Bitwa pod Grunwaldem” ma 426 cm x 987 cm. Jak już jesteśmy przy wymiarach obrazów. To ciekawostka jest taka, że projekcja filmu Łukasza Jastrubczaka jest dokładnie w formacie obrazu „Biczowanie” Piero della Francesca, który jest ulubionym malarzem Łukasza. To wszystko wiąże się z akcją filmu Łukasza Jastrubczaka, który kręcony był we Florencji.
JS: Intrygują niedopowiedzeniem i przewrotnością. O każdej pracy można snuć opowieści, opowiadać anegdoty, wyjaśniać – a i tak autorzy mają wystarczająco dużo miejsca, żeby jakąś woltę wywinąć i powiedzieć, że to akurat nieważne, trzeba/można iść w zupełnie innym kierunku.
W historii Spojrzeń medium jakim jest fotografia była wyraźnie pomijana. Chwilowa zmiana nastąpiła w 2005 roku kiedy nominowani zostali Grzeszykowska i Smaga
ELW: Do tej edycji Spojrzeń nominowany był Bownik, który zajmuje się wyłącznie fotografią. Wśród finalistów zdjęcia robią również Karolina Breguła i Łukasz Jastrubczak. Jasne, że również w tej edycji miło byłoby mieć dobrą fotografię, rzeźbę czy malarstwo. Byli tacy, którzy mówili „znowu samo wideo”. Ale ideą tego konkursu nie jest szeroka prezentacja młodej polskiej sztuki, wszystkich jej pól. Właściwie w obecnej formule Spojrzeń nie ma możliwości zapobiegania temu samemu medium. Wszystko zależy od osób nominujących i potem osób, które wybierają finalistów.
JS: Nie podejrzewam spisku… kiedy wybiera się przez głosowanie, to trzeba się liczyć z niespodziankami. Wśród tegorocznych nominowanych był Bownik. Osobiście byłabym za zwiększeniem liczby nominowanych artystów na pierwszym etapie – nawet przy finale ograniczonym do 5 osób. Byłaby szersza pula do wyboru; procedura by się może skomplikowała, byłoby więcej dyskutowania, uzasadniania itd. Wyobrażam sobie, że gdybym miała nominować nie dwie lecz np. pięć osób, to moja oferta byłaby bardziej zróżnicowana i na pewno fotografia by się tam znalazła. A gdyby to miała być tylko jedna kandydatura, to już nie byłabym tego taka pewna.
Nominacja nominacją, ale artystów, którzy aktywnie używają medium, jakim jest fotografia, brak. Na Spojrzeniach dominuje wideo, formy przestrzenne, kolaże. Staram się odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego fotografia wydaje się być traktowana jako medium peryferyjne.
JS: Czy to jest pytanie natury ogólnej? Bo sytuacja „spojrzeniowa” jest jednak determinowana przez nominujących krytyków i to do nich należałoby kierować takie pytanie. A ogólnie, to usytuowanie na peryferiach wcale nie jest takie złe; ma się wtedy dystans i/lub energię, żeby zmieniać istniejący porządek rzeczy.
ELW: Ja z kolei nie zgodzę się, że jest medium peryferyjnym. W kontekście Spojrzeń – tak. W kontekście ogólnym – wystawy fotografii są najliczniej odwiedzane. Fotografie są najczęściej kupowane przez kolekcjonerów. Siła przekazu fotografii jest wciąż najmocniejsza.
Magazyn Dwutygodnik.com napisał, że tegoroczna edycja obyła się bez kuratorskiej arogancji a prace pokazywane były z oddechem.
JS: Chyba wypada się zgodzić?
ELW: Biorąc pod uwagę, że byłyśmy dwie, to jest to zdrowy bilans.