Rozpuszczanie: Król-Duch, Vova Kuznetsov i „Artyści z Krakowa”
Kuratorki z MOCAKu, jak same podkreślają, nie uczestniczą w życiu towarzyskim artystowskiego światka w Krakowie. Jednocześnie podsycają w sobie pewność, że ich projekt – pierwsza z serii wystaw poświęconych artystom dawnej stolicy – „był czymś, co wisiało w powietrzu”, a więc, volens nolens, w tej samej gęstej zawiesinie smogu i dymu tytoniowego, w której cały Kraków swe życie towarzyskie uprawia. Najgęściej od dymu bywa niekiedy u Magdy i Gawła Kownackich, w „kultowej” z uwagi na swą historię – a w szczególności jej związek z kurzeniem fajek – galerii F.A.I.T. Tam bywa się na wernisażach, a czasem i na afterach po wernisażach w MOCAKu (jak miało to miejsce po otwarciu wspomnianej powyżej wystawy). Tam dobrze się pali, rozmawia i pije; rozmawia – rzecz jasna, o sztuce (między innymi). Gdyby kuratorki z MOCAKu po(d)słuchały od czasu do czasu podobnych rozmów, być może wyczuliłyby się na pułapki, które czyhają na każdego, kto chciałby zajmować się „sztuką w Krakowie”.
Być może wystarczyłoby jednak poczytać Brzozowskiego, który już 110 lat temu diagnozował w tekście Król-Duch w Krakowie: „myśleć i tworzyć jest ogromnie łatwo – głosi estetyka krakowska – trzeba zapomnieć tylko, że myśli i wyobraźnia mają pozostawać w jakimkolwiek stosunku do rzeczywistości”. Autor Płomieni ironizował, oczywiście, w przywołanym fragmencie i miał ku temu dobre powody, które uważam – jak sam cytat – za wciąż aktualne: przede wszystkim „polityczny stupor” Galicji, jej przedziwny konserwatyzm, który w odwrocie od postępu i zmiany widzi najwyższą formę wolności. „Ach, wy, ludzie z Królestwa – szepnął krakowski przysięgły rzeczoznawca sztuki i literatury, jak wy nie umiecie oderwać się od rzeczywistości! Nawet w rzeczach sztuki nie umiecie być swobodni, nie umiecie oddać się wieczności” – relacjonował Brzozowski w 1906 roku.
Dzisiaj, kiedy miasta jak Warszawa i Poznań (a nawet Wadowice) przypatrują się działaniom ruchów miejskich i innych ruchów „zaangażowanych”, Kraków spowity mgłą wciąż pozostaje oddany zadumie, która nie pozwala angażować się w aktualność. Zarówno lewacy, jak i narodowcy wydają się pogrążeni w drzemce. Aktualność to żywioł ulicy, a tam – głosi mądrość krakowska, mądrość mieszczańska – na próżno szukać czegoś więcej niż gołębi, bezdomnych czy brudu. Kto myśli, że z którymkolwiek z tych trzech żywiołów da sobie radę, zwłaszcza po dobroci, ten grzeszy grzechem największym, czyli naiwnością. Bywało mimo to, że naiwność cieszyła się w Krakowie dobrą sławą, a zwłaszcza naiwność chłopska, naiwność na modłę Rousseau. Oczywiście, kochać chłopa to co innego niż „chcieć stać się chłopem”, wciąż jednak – czarowi jego uległ Kraków, czy przez samą naiwność, czy raczej z afekcji wobec kostiumu: nie wiadomo. Nie bacząc jednak na tego rodzaju subtelności, a najwyraźniej mając w pamięci chłopomanię i próbując pod jej osłoną przemycić dla Krakowa „aktualność”, Kownaccy sprowadzili niedawno chłopa z Wołynia.
Volodymyr Kuznetsov – autor wystawy Kiedy śpisz – to artysta urodzony w Łucku, w połowie lat siedemdziesiątych. Żeby stało się jasne: w zdaniu o „chłopie z Wołynia” więcej było uszczypliwości wobec krakowskich widzów niż wobec samego artysty, Łuck leży bowiem – w istocie – na Wołyniu, trudno zaprzeczyć, zaś kontekst chłopski sam nasuwa się na myśl kiedy zerknie się na dotychczasowe realizacje artysty, w których powtarza się m.in. motyw ludowego powstania. Jego wystawa w F.A.I.T.-cie składa się z dwóch sporych murali. Jeden przedstawia grupę postaci nachodzących człowieka we śnie. Drugi – wnętrze Sali plenarnej polskiego sejmu, umajone alegorycznymi akcentami w stylu Twardowskiego na kogucie, krzyża i półksiężyca. W kuratorskim tekście Hubert Gromny pisze o „zaangażowanym” wydźwięku prac: „obrazy polityków przewijają się przed naszymi oczami, ale my nie możemy ich otworzyć obezwładnieni przygniatającym klatkę piersiową ciężarem i przerażeni poczuciem bezwolnego spadania w otchłań”. Krakowska wystawa Kuznetsova nawiązuje wprost do bieżących wydarzeń politycznych w Polsce – w tym do nocnych prac parlamentu, których przebieg zaskoczył ukraińskiego artystę. W odpowiedzi na zasłyszane w Krakowie wiadomości postanowił on w ostatniej chwili zmienić koncepcję przygotowywanej już od dawna wystawy i zaproponować improwizowane murale-interwencje.
Kownaccy zafundowali więc krakusom, jak nic, aktualność, za to opakowaną po krakowsku, z dyskretnym ornamentem w stylu młodopolskim, ku zadowoleniu młodych intelektualistów zroszoną pachnidłem post-zależnościowym – i to zroszoną tyleż z przekorą („ironicznie”), co z pojednawczym optymizmem – a w dodatku kokardą w barwach unijnych przystrojoną. Zdało się to wszystko na niewiele. Żebyście, czytelnicy, widzieli jak Vova wznosi na wernisażu rozciągniętym już w noc głęboką toast, toast cokolwiek natchniony i polityczny, lecz ze spojrzeniem wątpiącym i rozczarowanym. Wyobraźcie sobie zwątpienie człowieka, który wręcza znajomym wybrany pieczołowicie (a może w porywie emocji, jednakże nie bez powodu) prezent, ten jednak zostaje przyjęty z obojętnością. „Dziękuję”, klepnięcie po plecach, „jaki praktyczny prezent”, „ale chodź już się napić, nie gadaj, noc przecież nie trwa wiecznie”.
Piliśmy zatem, a mnie zrobiło się żal Vovy. Nie powiedziałem jednak nic, piłem dalej i wymieniałem uwagi na przykład o tym, że choćby nie wiem co się działo w polityce, pod naporem poprawności politycznej or else „art world się sam wyżywi” – gdzie jak gdzie, ale w Krakowie to przecież jasne: żadne z naszego miasta galeryjne zagłębie, lecz mimo to wszyscy ciągniemy jakoś od pierwszego do pierwszego, nie ma co nawet narzekać. Tak polityczny optymizm zlewał się nie do odróżnienia z najpodlejszym cynizmem, a całkiem świeże murale dosychały jeszcze na ścianach.
Kilka godzin wcześniej w Galerii Szara Kamienica miało miejsce otwarcie przeglądu zorganizowanego z okazji konkursu Fundacji Grey House. W towarzyszącym wystawie tekście Piotr Sikora pisał: „w czasie chłodnego formalizmu potrzebny jest […] żywioł, co rozpali umysły i poniesie zarzewie sztuki daleko poza jej granice”. Zabawne, że płomień realnie zagrażający „chłodnemu formalizmowi” zapłonął tamtego wieczoru gdzie indziej, tj. na wystawie Kuznetsova. Pomimo temperatury tej propozycji ukraińskiemu artyście można, oczywiście, zarzucić wiele – np. kłopotliwie banalne przedstawienie „duszy polskiej” poprzez konfrontację pana Twardowskiego z księżycem o dwuznacznej wymowie (li to księżyc Twardowskiego, li to ten od muzułmańskich uchodźców?), a na domiar złego także z krzyżem i Szałem Podkowińskiego; przedstawienie to tym bardziej kłopotliwe, że wykonane przez artystę „z zewnątrz”, którego ironia ma inny wydźwięk od autoironii rodowitego Polaka. Ponadto, podszyta jest autentyczną wściekłością – tą wściekłością ulicy, pełną pretensji wobec aktualności, której Galicja, zupełnie jak w czasach Brzozowskiego, nie rozumie, lecz którą potrafi niezawodnie rozpuścić. „Działanie Krakowa – głosi Król-Duch w Krakowie – jest szybkie i niechybne”. Rozpuszczać, rozpuszczać w dymie!
W oparach tytoniu rozpływa się więc polityczność Kuznetsova podobnie jak sława czy dobre imię Spółdzielni Goldex Poldex, o którą pytają wciąż ludzie przyjeżdżający do Krakowa z zewnątrz, niekoniecznie związani bezpośrednio z polskim światkiem sztuki: „a z Goldexem co, istnieje jeszcze?”; zasłyszałem także – „a na tej wystawie w MOCAKu to dlaczego nikogo z okolic Goldexu?”; to drugie pytanie bardzo mi się spodobało. Odpowiedzi jest co najmniej kilka: pierwsza dotyczy tego, że „ci z okolic Goldexu” rozjechali się po warszawach, a kuratorki lokalnego muzeum chciały postawić na artystów zamieszkałych w Krakowie. Druga z możliwych odpowiedzi dotyczy diagnozy, którą kuratorki stawiają, a ta dotyczy domniemanej apolityczności krakowskich twórców urodzonych w latach osiemdziesiątych. Trzecia głosi wreszcie, że Goldex funkcjonuje dzisiaj w krakowskiej pamięci jako rozciągnięte w czasie wydarzenie towarzyskie, kuratorki z MOCAKu tę sferę życia artystów deklaratywnie zaś ignorują. Inna pamięć, polityczna, nie należy zaś ani do Krakowa (względnie: „krakówka”), ani do zdystansowanych wobec jego knajpianego życia kuratorek. Rozpuszczanie trwa tutaj w najlepsze. Poszukiwania „prawdziwych artystów krakowskich”, a zwłaszcza prawdziwych malarzy (a.k.a. „gdzie podział się Krzysiu Mężyk”). Zachowawczy sprzeciw wobec wyrachowanego formalizmu: tego, który najlepiej sprzedaje się – wiadomo – w Warszawie (no bo gdzie indziej). Pseudo-poststrukturalistyczny bełkot w tekstach towarzyszących wystawom otwieranym tylko na jeden wieczór (i sporadycznie ten sam bełkot w teatrach).
Po dość niezręcznym toaście Kuznetsova pomyślałem sobie, że trzeba zadośćuczynić mu jakoś za doświadczenie tego krakowskiego „rozpuszczania”. Stąd pomysł na niniejszy felieton, jakkolwiek i on jest niezręczny, jakiś-taki „obok Vovy”, Volodymyra w gruncie rzeczy jeszcze bardziej rozpuszczający – tymczasem jego wystawa ma wszelkie znamiona udanej: niekonwencjonalna pod względem formalnym, a przy tym jak najbardziej komunikatywna; interesująca jako „przeszczep” politycznej estetyki z kraju, w którym ta rozwija się w najlepsze, i to w istotnym z perspektywy historycznej momencie; wreszcie – tym razem proszę potraktować to sformułowanie jako komplement – wybitnie „aktualna”. To jedna z tych wystaw, które dają do zrozumienia, że Magda i Gaweł Kownaccy myślą poważnie o prowadzeniu galerii offowej, której jedynym celem nie jest zarabianie pieniędzy i w której z zasady można „pozwolić sobie na więcej” (choćby i kosztem zarzutów o „naiwność” lub „zły smak”). To dzięki takim miejscom nawet w najcięższych czasach „art world się sam wyżywi”. Jak ujął to mój znajomy, „kolejny F.A.I.T. zawsze można założyć; są takie okresy, kiedy wyrastają takie jak grzyby po deszczu”. W związku z powyższym więcej F.A.I.T.-ów Krakowowi życzę (w bieżącym sezonie sam natrafiłem już na dwa grzyby, które polecam uwadze: „Henryka” na Wrzesińskiej oraz „Aristoi” na Sołtyka).
Arkadiusz Półtorak – Kulturoznawca, kurator i krytyk sztuki; pracuje w Katedrze Performatyki na Wydziale Polonistyki UJ. Współzałożyciel niezależnej przestrzeni dla sztuki i muzyki współczesnej „Elementarz dla mieszkańców miast” w Krakowie. Absolwent De Appel Curatorial Programme, prezes Sekcji Polskiej AICA w kadencji 2023-2026. Autor książki „Konkretne abstrakcje. Taktyki i strategie afirmatywne w sztuce współczesnej” (IBL PAN 2020).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Volodymyr Kuznetsov
- Wystawa
- Kiedy śpisz
- Miejsce
- F.A.I.T.
- Fotografie
- Dorota Milewicz
- Strona internetowa
- www.fait.pl