Stan nadzwyczajny. Rozmowa z Ewą Axelrad
Gdy zaprosiłem cię na wystawę Epidemic, odpisałaś w mailu, że za sam tytuł poszłabyś w ciemno. Skąd ta reakcja?
Rzuciłam to pół żartem, ale częściowo rzeczywiście, jako hasło wpisało się w obszar moich zainteresowań. Przede wszystkim mam tutaj na myśli projekt Plaga, który podejmuje temat strachu przed rozprzestrzeniającym się chaosem oraz temat kontroli społeczeństwa w sytuacjach nadzwyczajnych. A stan epidemii może uchodzić za idealną sytuację (z punktu widzenia aparatu władzy) do wdrażania dyscypliny w społeczeństwie. Poza tym interesuje mnie w tym kontekście pewna „zaraźliwość” rozprzestrzeniających się zamieszek, które w ostatnich latach są „zmorą” wielu rządów. Z kolei ta „zaraźliwość” łączy w sobie dwa tematy, które towarzyszą mi od kilku lat: higieny i prędkości. Epidemia to jakaś reakcja łańcuchowa, zjawisko szybko rozprzestrzeniające się. Hasło „epidemic” padło więc na dość podatny grunt. Choć oczywiście nie samo dosłowne rozumienie słowa „epidemia” okazało się tematem wystawy.
Działasz przede wszystkim w konkretnej przestrzeni, tworząc prace site-specific. Traktujesz przestrzeń w sposób aktywny, próbując również ukazać jej kontekst. Często to właśnie ona stanowi punkt wyjścia dla twoich realizacji. Czym jest dla ciebie przestrzeń i jak ją pojmujesz?
Uwielbiam płodne, zaczepne przestrzenie, bardzo mocno na nie reaguję. Realizacje, które wynikają z pracy z przestrzenią są pewną wypadkową jej charakteru i tematów, które we mnie siedzą. Ale przypomnij sobie, co się okazało, kiedy zaprosiłeś mnie do udziału w wystawie konkretnie z pracą site-specific. To była dla mnie nietypowa sytuacja, bo długo jeszcze nie znałam przestrzeni toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej. Na podstawie materiałów, które mi przesłałeś, nie widziałam tu nic, w co chciałabym się „wgryźć”. Za to kilka razy wspominałeś, że dużo da się w tej przestrzeni zbudować, przestawić itp. Tym samym najbardziej charakterystyczną właściwością wydała mi się jej mobilność. I od tej mobilności wyszłam. Mimo wszystko określiłabym tą pracę nie jako site-specific, ale show-specific.
Zanim przejdziemy do samej pracy, chciałbym jeszcze zapytać cię, jaką rolę pełni dla ciebie odbiorca? Czy na etapie projektu, pracując w danym miejscu, zwracasz uwagę na widza, zastanawiając się czy modyfikując koncepcję, właśnie pod kątem odbioru jej przez publiczność?
Zawsze. Jestem w pewnym sensie pierwszym widzem, więc „szyję na siebie”. W pracach, które są oparte na pewnego rodzaju „podróży” widza, czyli takich, gdzie trajektoria oglądu/uczestniczenia w pracy jest istotna, rozwijam ją, wyobrażając sobie oglądanie jej po raz pierwszy. Często zapraszam osoby z zewnątrz, aby „wypróbować” dany motyw, dowiedzieć się, co komu przynosi na myśl i potem poddać to analizie. Sztuka jest wymianą odczuć, myśli, dialogiem, więc nie ma sensu nie brać pod uwagę rozmówcy.
Twoje prace oparte są na pewnym napięciu. Są one mocno estetyczne, w jakimś stopniu perfekcyjne, ale nie wzbudzają przeżyć estetycznych. Wręcz przeciwnie – generują niepokój, co sprawia, że ta przyjemność patrzenia przechodzi w dyskomfort.
To napięcie towarzyszy mi od początku. Zależy mi na intensywności doświadczania sztuki. Nie mam tu na myśli koniecznie „głośnych” sytuacji. Chodzi raczej o „celność”; odpowiedni gest wymierzony w czuły punkt jest najmocniejszym przeżyciem. Takie przeżycie pozostawia po sobie głęboki ślad, który jest dla mnie szalenie ważny. Bardzo mi zależy na generowaniu pewnego powidoku, obrazu, który będzie się jeszcze długo odbijał czkawką. Wspomniałeś o przyjemności patrzenia przechodzącej w dyskomfort. Ciekawe jest to „przechodzenie”, bo formalnie nic się nie zmienia (oczywiście oprócz realizacji filmowych). W pewnym sensie jest tak, że fragmenty mogą być „przyjemne”, ale jak już je pododajesz, to często wynika z nich niekomfortowa całość.
To, co mnie najbardziej interesuje w twoich działaniach, to właśnie aspekty związane z zaburzaniem postrzegania, odrzucenie przyjemności na rzecz konfrontacji oraz pewne przeświadczenie o nierozdzielności obiektu sztuki od warunków jego istnienia (niezalezienie czy fizycznych czy kontekstualnych). Czy w tych działaniach manipulujesz widzem, który w galerii wciąż raczej jest przyzwyczajony do kontemplacji sztuki?
Myślę, że każda realizacja, która wchodzi z widzem w dialog jest jakiegoś rodzaju manipulacją. „Manipulacja” ma raczej pejoratywny wydźwięk. W fizycznym sensie można powiedzieć, że rzeczywiście wymuszam pewne sytuacje na widzu: musi do pracy dojść w taki a nie inny sposób, poczuć taki zapach a nie inny, zanim zobaczy następną część. Można by niektóre takie zabiegi nazwać „programowaniem”. Każda decyzja o tym, co gdzie się znajdzie w przestrzeni i jak to obejrzymy, mogłaby zostać tak nazwana. Kurator robi dokładnie to samo, opowiada historię przez kolejność i aranżację prac. Reżyser montuje film tak, abyś jedne informacje filtrował poprzez te zobaczone poprzednio. Oczywiście film jest utworem linearnym, oglądanie wystawy jest znacznie bardziej swobodnym doświadczeniem. W internecie mogę sobie oglądać dane prace w takiej kolejności w jakiej chcę, a do galerii idę, aby oddać się danej aranżacji.
Na wystawie Epidemic zaproponowałaś obiekt wykony z gumy. Z tym materiałem chyba jeszcze nie pracowałaś?
Nie, to pierwszy raz. Guma jest mi bliska, pachnie mi Górnym Śląskiem, przez swoją formę wydaje się obca, ale w dotyku znajoma. Ot, taka nieszlachetna czarna guma. Tyle, że ilość, z jaką mamy tu do czynienia działa jeszcze swoją masą, bo to jednak te osiemset kilogramów. Do tego jest druga guma, ta do żucia. Ona stanowi dla mnie jeszcze nowszą sytuację, bo angażuje zmysł smaku. Zależy mi na tym aby ta wystawa była przeżuwana. Przeżuwanie w skali mikro i makro. Jedna praca przeżuwa ciebie, jedną przeżuwasz ty. W żuciu pojawia się nowy dla mnie sposób penetracji widza, bo żując coś równocześnie jakiś procent tego wchłaniasz. Poza tym tu znów ciekawy jest dla mnie ten aspekt nieszlachetności. Do tego oczywiście dochodzi cały rząd autotematycznych kwestii, jakich dotyczy ta wystawa, ale to już zostawię tobie.
No właśnie w przypadku twojej instalacji, tej w skali makro, mamy do czynienia z dwoma gumowymi pasami, tworzącymi rodzaj zamkniętej taśmy, trochę jak taśma fabryczna. W jakimś stopniu wyznaczają one środek przestrzeni wystawy, dając efekt, na którym nam zależało, wewnętrznego mechanizmu wystawy. Ostatecznie jest to najbardziej „epidemiczna” przestrzeń wystawy, ale sam mechanizm wydaje się nie działać, będąc trochę… sflaczałym…
…tak jakby „złapał gumę”. Myślałam o tym jako o takim „stanie nadzwyczajnym”, w którym to przypadku miejsca często zmieniają swoje przeznaczenia. Wszystko stoi. Została jednak jakaś nadwyżka, trochę tak jak druty telefoniczne w lecie rozluźniają się pod wpływem ciepła. Początkowo bardzo zależało mi na zamkniętym obiegu, który jak gdyby stanął na chwilę, ale być może zaraz wróci do pracy. Wchodzisz w tą pracę jak przez kurtynę. Jeśli patrzysz na to jak na taśmę fabryczną, to teoretycznie powinna ona przenosić coś z jednej strony na drugą, pewnie taka byłaby jej funkcja, gdyby nie to, że teraz stoi i można przez nią przejść.
Ale może zacznie się ruszać? Tego tak naprawdę nie wiemy, czy też nie możemy stwierdzić jednoznacznie, wchodząc tam pierwszy raz…
Niby tak, kiedy przeciskasz się przez tą ciężką gumową „kurtynę” po raz pierwszy i lądujesz na tym pasie, to rzeczywiście można mieć takie poczucie. Jednocześnie mam świadomość, że obecność bardzo ścisłych przepisów BHP odzwyczaiła nas już od brania pod uwagę takiej potencjalności. No, bo „kto by na to pozwolił!”. W ogóle uważam, że przepisy BHP, w niektórych krajach posunięte już trochę do absurdu, w dużym stopniu kastrują wiele doświadczeń sztuki. I to nie znaczy, że chodzi o to aby robić prace „niebezpieczne” dla widza ale o to, aby pozostawić mu więcej wyobraźni.
Ten być może niesprawny mechanizm jednak poprzez swoją skalę i mocno sensualny charakter, bo przecież pachnie, brudzi i trzeba się przez niego przeciskać czy chodzić po nim, silnie absorbuje uwagę. Trochę również przytłacza. Wcześniej użyłaś określenia, że jest to praca show-specific, jak to rozumiesz?
Przygotowując tą pracę bardziej skupiłam się na temacie i konstrukcji wystawy niż na samej przestrzeni CSW. Już w samym punkcie wyjścia ta wystawa dotyczy jakiegoś stanu nadzwyczajnego (epidemii), odtwarzania scenariusza do filmu (jak w Epidemic Larsa von Triera), jakiejś pętli, obiegu bez wyjścia. W haśle „epidemic” wszystko już jest. Stąd taka oszczędna forma pokazanych prac. Równocześnie zabierając kontekst wystawy może okazać się zbyt oszczędna, stąd show-specific ma tutaj sens.
OD REDAKCJI: Rozmowa przeprowadzona przez Piotra Lisowskiego publikowana jest dzięki uprzejmości CSW Znaki Czasu w Toruniu i przeprowadzona została z okazji wystawy Epidemic.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Ewa Axelrad, Tymek Borowski, Izabela Chamczyk, Mateusz Kula, Jan Manski, Arek Pasożyt, Liliana Piskorska, Joachim Sługocki, Izabela Tarasewicz, Natalia Wiśniewska
- Tytuł
- Wystawa
- Epidemic
- Miejsce
- Centrum Sztuki Współczesnej Znaku Czasu w Toruniu
- Czas trwania
- 27.09.2013 - 26.01.201
- Osoba kuratorska
- Piotr Lisowski
- Fotografie
- Tytus Szabelski
- Strona internetowa
- csw.torun.pl