Roberto Matta w Muzeum Narodowym w Krakowie
Roberto Matta był człowiekiem-instytucją: myślicielem, aktywistą i społecznikiem, dla którego malarstwo było tylko jedną z form wyrażania zaciekawienia światem. Wystawa Człowiek i wszechświat w krakowskim Muzeum Narodowym prezentuje obszerny fragment jego malarskiej twórczości, czyli prace od lat 1950. do roku 2000, na dwa lata przed śmiercią artysty.
Nazywać Mattę artystą „nieszablonowym” lub „kontrowersyjnym”, czy „wszechstronnym” to używać dyżurnego truizmu zarezerwowanego dla osób określanych dziś w historii sztuki mianem „klasyków”. Artystów, którzy zyskali uznanie jeszcze za życia, ich prace znajdują się w liczących się publicznych kolekcjach, a konteksty w jakich się poruszali ledwo dają się zamknąć w opasłym tomiszczu wyczerpującej monografii. I jak to zwykle z takimi twórcami bywa, Mattę przez całe życie chciano zaszufladkować: najpierw w ramach surrealizmu (i ta łatka „ostatniego wielkiego surrealisty” ciągnie się za nim po dziś dzień), potem podczepiając go pod amerykański ekspresjonizm abstrakcyjny (na emigracji w Nowym Jorku, działał jako wykładowca i wpłynął na artystów tworzących później tzw. szkołę nowojorską).
Tymczasem wyobraźnia Matty, podlewana intensywnie teoriami z zakresu geometrii nieeuklidesowej, nakazywała mu zawsze myśleć „out of the box”, co w symboliczny sposób widać na pokazywanych na wystawie obrazach z drugiej połowy lat 1950., na przykład w Enlevons les cartes (Zbierzmy karty, 1957) lub The Unthinkable (Nie do pomyślenia, 1957). W tej serii płócien Matta zmagał się z zagadnieniami budowania przestrzeni (z wykształcenia był architektem) oraz malował traumę Europejczyków po II wojnie, szukając związku emocji z geometrią (ten temat pojawił się również w pierwszych pracach z początku kariery). Płótna z tamtych lat zapełniają maszyny-roboty budujące lub demontujące sześcienne figury. Klimat obrazów nieuchronnie odsyła do filmów z gatunku science-fiction z kultowym Matriksem na czele. Z perspektywy czasu można uznać, że Matta nawiązał nieświadomy duchowy romans z Philipem K. Dickiem (twórcą opowiadań science-fiction, m.in. Blade Runnera), który z kolei wykorzystywał technokratyczne wizje przyszłości do opowiadania o kondycji człowieka w połowie XX wieku.
Na wystawie w krakowskim muzeum można odnieść wrażenie, że słychać pracę namalowanych maszyn, ponieważ skąpanej w ciemnościach ekspozycji towarzyszą wydobywające się z głośników pojedyncze odgłosy zgrzytania, kapania oraz ich echa. Prawdopodobnie chciano wprowadzić rodzaj muzycznej narracji, który dobrze kontrastowałby się z napięciem z obrazów. Być może jest to również muzyczna wariacja na temat odgłosów wydawanych przez tytułowy „wszechświat”. Takie wzmocnienie przekazu wypada niepotrzebnie efekciarsko, ale na szczęście nie psuje przyjemności z oglądania.
Matta przywiązywał dużą wagę do osobistego odbioru swojej sztuki, jednocześnie uważając się za artystę, który nie maluje abstrakcji tylko syntezę obserwowanej rzeczywistości. Nie przepadał za udzielaniem wywiadów, nie sporządzał również notatek ze swoich przemyśleń. Chciał żeby jego sztuka broniła się sama. Pewnie dlatego istnieje zaledwie garść cytatów-aforyzmów, które przytacza się na okoliczność pisania o jego twórczości. Na przykład: „Ciekawi mnie to, co nieznane, pracuję by odczuwać zdziwienie”. Lub: „Malarstwo znajduje się jedną nogą w architekturze, a drugą w snach”. Mój ulubiony (całkiem na czasie) cytat pochodzi z jednej z ostatnich rozmów przeprowadzonych z Mattą w 2003 roku dla magazynu Tate etc., gdzie stwierdził: „Opór jest w każdym z nas. Opierać się to znaczy być poetą i żyć nieprzerwaną metaforą. W praktyce oznacza to, że zawsze trzeba mówić i robić inaczej niż wszyscy”. Te słowa wypowiadał nie tylko jako artysta, ale również jako negator współczesnej kultury „kopiuj-wklej”.
Co istotne, Matta w ogóle lubił myśleć o sobie jako o osobie, która świadomie pozostaje na uboczu, aby mieć lepszy widok na wszystko, co dzieje się wokół. W 1966 namalował autotematyczną serię Oślepiający banita, składającą się z pięciu płócien. W Muzeum Narodowym są one prezentowane w oryginalnej przestrzennej aranżacji, przypominającej poliptyk zapełniony organicznymi kształtami ni to zwierząt, ni to robotów, na jaskrawym tle krwistej czerwieni, jasnej żółci i intensywnej zieleni. Jak na „ołtarz” przystało dzieło zawiera w sobie rodzaj „programu duchowego”: górne części symbolizują żywioł ziemi, środkowy obraz odwołuje się do wizji przyszłości, z kolei lewa część przedstawia archetyp artysty-wizjonera, czyli samego Matty. Kompozycja instalacji został zaaranżowana tak by odtwarzała kształt wspomniany motyw otwartego kubiku z obrazów z lat 50. (oryginalna hiszpańska nazwa brzmi: El cubo abierto), który był dla niego symbolem tego, że myślenie ogranicza nasze codzienne postrzeganie rzeczywistości. Oglądający miał mieć wrażenie, że znajduje się obrazie. Niestety Banitę niefortunnie ustawiono w Muzeum na podwyższeniu na wzór prawdziwego ołtarza więc praktycznie nie sposób mu się dokładnie przyjrzeć.
W tym dziele przegląda się praca Alfreda Lenicy zainstalowana pod sufitem w hallu głównym naprzeciwko wejścia na wystawę Matty. Polski artysta spotkał się z Chilijczykiem w jego ojczyźnie w 1973 roku, kiedy to Matta pełnił funkcję attaché kulturalnego i z zaangażowaniem wspierał socjalistyczny rząd oraz prezydenta Allende. Kiedy kilka miesięcy później Pinochet w krwawy sposób przejął władzę, a Mattę wydalono z kraju, Lenica namalował kipiący agresywnymi kolorami i formami cykl Chile, Chile. Zareagował spontanicznie i empatycznie, co zresztą odpowiadało jego myśleniu o malarstwie jako o „notatniku myśli”. W jeden z obrazów wkomponował nawet chaotycznie wycinki z gazet (np. W Chile zabójcy działają w nocy) poplamione czerwoną farbą niczym krwią.
Seria Oślepiający Banita jest w zasadzie jedyną tak silnie osobistą w całej karierze Matty. Na wystawie można zobaczyć jeszcze namalowane pod koniec życia intymne On croit que je suis né (Ponoć się urodziłem) z 1999 roku: dynamiczne czarno-białe płótno, którym próbował rozprawić się z dziwnym momentem przychodzenia na świat bez świadomości tego wydarzenia.
Zresztą twórczość Matty cała zanurzona jest w świecie ambiwalentnych uczuć-monolitów takich jak miłość, namiętność, złość, rozpacz, itp. Zainteresowanie emocjami oraz górnolotnie mówiąc „kondycją współczesnego człowieka” stawia go w jednym rzędzie razem z innymi europejskimi egzystencjalistami jak na przykład Samuel Beckett w teatrze (Czekając na Godota, 1949), Jean Paul Sartre w literaturze, a w Polsce chociażby Jerzy Andrzejewski (Bramy Raju, 1960). Nawet w sytuacjach kiedy Matta wykorzystywał malarstwo do komentowania aktualnych wydarzeń politycznych (Wejście jest przy wyjściu, 1971, namalowane przy okazji strajku robotników w Sochaux) lub historycznych (Les Roses sont belles, 1951, obraz zainspirowany procesem małżeństwa Rosenbergów, czy Burn, Baby, Burn, 1965, jako sprzeciw wobec bombardowania napalmem w Wietnamie) – tak naprawdę portretował emocje swoich współczesnych.
We wspomnianych już obrazach-morfologiach z początku kariery kładł grube warstwy farby na płótno i rozprowadzał je suchym pędzlem lub szpachelką. Tak powstała seria krajobrazów mentalnych, które wyrażały uczucia i stany psychiczne jak rozpacz, radość, ból czy namiętność. Deszczowego lata 1938 roku Matta i jego przyjaciel Gordon Onslow Ford (również surrealista) spędzali całe godziny na czytaniu i analizowaniu pism rosyjskiego filozofa Piotra Uspieńskiego, który pisał o sposobach rozwoju samoświadomości. To inspirowało ich do malowania, a tamte „ćwiczenia z myślenia” zaważyły na całej twórczości Matty. Pięćdziesiąt lat później, we wspomnianym wywiadzie dla Tate artysta powiedział: „Od dawna wiem i rozumiem, że geometria nie jest częścią wyobraźni i psychiki większości ludzi”.
Prawdopodobnie pod wpływem tych refleksji obrazy Matty w latach 80. wyzwalają się z gorsetu geometrii. Stają się bardziej swobodne formalnie, zyskują na ekspresji i drapieżności. Artysta rozwija koncepcję przestrzeni estralnych (cykl estralny, rujowy, płodny), maluje eksplozje, atomy, komórki. Wprowadza postaci nawiązujące do kultur prehistorycznych i starożytnych (przez wiele lat zbierał sztukę prekolumbijską, afrykańską, z Oceanii i basenu Morze Śródziemnego). Maluje postaci centaurów (Le Centaur du Soleil, 1981) i figury przypominające cykladzkie rzeźby idoli (Bacchanteros, 1981). Niektóre z obrazów z ostatnich dwudziestu lat twórczości nawiązują tematyką i stylem do pierwszych krajobrazów mentalnych. Można więc powiedzieć, że „nieustająca metafora” wedle, której chciał żyć artysta – domknęła się.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Roberto Matta
- Wystawa
- Matta i wszechświat
- Miejsce
- Muzeum Narodowe w Krakowie
- Czas trwania
- 13.07-29.09
- Osoba kuratorska
- Marga Paz
- Strona internetowa
- www.muzeum.krakow.pl