Reprezentacja U36, czyli przemoc, wigwam i łzy millenialsów
Jakie są Spojrzenia 2017? Z dwóch najlepszych tematów – seks i przemoc – pierwszego jest mało, ale za to drugiego pod dostatkiem. Wichry historii najnowszej rozwiały widma zombie-formalizmu. Na wystawie jest konkret: kije bejsbolowe, koktajle Mołotowa, ciężkie trzonki od sztandarów oraz płaczący millenialsi. Większość tej przemocy i łez to symboliczne figury i obrazy, ale w trakcie przygotowań do wystawy jeden strzał padł naprawdę i w dodatku był celny, trafiony został artysta. Napięcie podnosi dodatkowo wisząca na „Spojrzeniach” reprodukcja portretu Stefana Żeromskiego pędzla samego Eligiusza Niewiadomskiego. Na szczęście jego obecność nie jest jeszcze symptomem dobrej zmiany w Zachęcie ani prób jakiś mrocznych rewizji historycznych na odcinku malarzy wyklętych; artysta-zabójca występuje poza konkurencją, już choćby dlatego że nie spełnia regulaminowanego kryterium bycia under 36.
*
– Jak postrzegasz obecną scenę sztuki w Polsce i jak siebie na niej sytuujesz? – pyta Dorota Monkiewicz, kuratorka wystawy artystów nominowanych do Spojrzeń – Nagrody Deutsche Bank.
– Jest bardzo fajnie. Nie narzekam, bo i po co? – odpowiada Przemysław Branas.
Czy piątka nominowanych wiarygodnie reprezentuje obecną scenę sztuki w Polsce, o której Branas twierdzi, że jest na niej „bardzo fajnie”?
Rzeczywiście, po co i na co miałby narzekać Branas? O nagrodę w Spojrzeniach ubiega się tylko pięcioro artystów i on jest jednym z nich; już sama nominacja to dobry punkt w art-CV. Oczywiście, mogłoby być jeszcze fajniej. Wyobraźmy sobie na przykład, że PKO Bank Polski robi konkurs, w którym wskazuje kto jest najbardziej wartościowym niemieckim artystą u schyłku młodości. Polskie banki nie interesują się jednak sztuką niemiecką, a tymczasem w Polsce taką nagrodę przyznaje bank międzynarodowy o wybitnie narodowej nazwie. Przyznaje póki co, bo jeszcze przed wakacjami Reuters donosił, że Deutsche Bank zbiera się do wyjścia z naszego kraju; dekolonizacja Polski postępuje, chcemy tego czy nie. W dziedzinie sztuki nie należałoby sobie tego wyzwolenia za gorliwie życzyć, bo Spojrzenia są nagrodą ważną, tym bardziej, że właściwie jedyną, która naprawdę liczy się w kategorii do 36 lat.
Na razie jednak mamy jeszcze Spojrzenia, więc cieszmy się nimi. Tylko czy jest się z czego cieszyć? Czy piątka nominowanych wiarygodnie reprezentuje obecną scenę sztuki w Polsce, o której Branas twierdzi, że jest na niej „bardzo fajnie”?
*
Dwa lata temu na Spojrzeniach nie było fajnie, tylko nudno. Właśnie upadała III RP, liberalny porządek trzeszczał w posadach. Tymczasem artyści wytypowani na najciekawsze latorośle pokolenia trzydziestolatków odlatywali w formalizmy. Grzeczność, anemia i salonowość tej sztuki wydawały się rażąco nieadekwatne do gorącej atmosfery, która panowała wszędzie tylko nie na wystawie; pisałem o tym wówczas w „Dwutygodniku”. Jak się okazuje, nie byłem w tej opinii osamotniony. Dorota Monkiewicz w kuratorskim komentarzu do tegorocznych Spojrzeń również zauważa formalistyczne odchylenie poprzedniej edycji, a przełom polityczny 2015 roku nazywa wręcz „armagedonem”. „Otwierana obecnie wystawa konkursowa – pisze Monkiewicz – jest okazją do postawienia pytania, czy wydarzenia ostatnich dwóch lat wywarły wpływ na sztukę młodych artystów, przynajmniej z perspektywy jurorów nominujących do wystawy”.
Szukaliśmy głosów polemicznych, artystów, którzy bardziej interesują się światem w ogóle niż światem sztuki, propozycji niosących raczej dyskursywną treść niż ciążących w stronę abstrakcyjnych spekulacji.
Tak się składa, że Spojrzenia 2017 oglądam właśnie z perspektywy nominującego do wystawy jurora (miałem zaszczyt zasiadać w ciele nominującym wraz z Pauliną Ołowską, Piotrem Lisowskim, Piotrem Stasiowskim, Ewą Łączyńską-Widz, Magdą Kardasz i Stanisławem Rukszą). Podczas obrad dyskutowaliśmy, czy oprócz dopalania kariery i zasilenia konta najlepszego artysty / najlepszej artystki, da się realnie wykorzystać tę nagrodę do wzmocnienia wartości, które na scenie sztuki pożytecznie byłoby podkreślać. Oczywiście kiedy przychodzi co do czego, każdy ma o tych wartościach trochę inne wyobrażenie, ale generalnie i w większości zgadzaliśmy się, że edycja 2017 powinna wyglądać inaczej niż poprzednia. Że w kontekście Spojrzeń sensownie jest premiować postawy i praktyki, które przekraczają problematykę czysto artystyczną. Szukaliśmy raczej głosów polemicznych, artystów, którzy bardziej interesują się światem w ogóle niż światem sztuki, propozycji niosących raczej dyskursywną treść niż ciążących w stronę abstrakcyjnych spekulacji. Nikt przy tym nie upierał się, że postawy zaangażowane są szczególnie reprezentatywne dla sceny sztuki U36. Przeciwnie, jej rysem jest raczej dystans wobec bezpośredniego zaangażowania, nie mówiąc o zajmowaniu wyrazistych politycznych stanowisk. W grę wchodzi tu obawa przed śmiesznością, o którą w polu sztuki politycznej jest rzeczywiście łatwo, a także lęk przed wpadnięciem w nieszczęsne koleiny sztuki krytycznej, która dla młodych artystów jest trudna do przyjęcia choćby z przyczyn pokoleniowych. Uważaliśmy jednak, że właśnie ze względu na tę swoistą niewyraźność i letniość młodej sceny tym bardziej warto wyróżnić artystów, którzy mimo wszystko zajmują postawy wyraziste i są w stanie unieść weryfikację swojej twórczości nie tylko na polu sztuki, lecz również, a nawet przede wszystkim, poza nim.
Intencje mieliśmy więc, jeżeli nie jak najlepsze, to w każdym razie sprecyzowane. A wyszło jak zwykle? Opuszczając obrady miałem poczucie, że jak zwykle skończyło się na kompromisie – ale na takim, z którym da się żyć, a nawet da się na jego bazie przygotować nieobojętną wystawę. To już właściwie był problem Doroty Monkiewicz, odpowiedzialnej za wykuratorowanie pokazu nominowanych. A jednak, z uwagi na rozmytą, ale przecież niezaprzeczalną współodpowiedzialność za tegoroczne Spojrzenia, byłem pełen podszytej niepokojem ciekawości, jak nasze jurorskie wybory zostaną zweryfikowane w surowej próbie Zachętowskich sal.
*
Miałem okazję się przekonać, że podczas montażu wystawy w Zachętowskich salach panowała koleżeńska atmosfera. Jak to w środowisku artystycznym, w którym wszyscy znają się, lubią i są ze sobą na „ty”. Można było niemal zapomnieć, że to nie klasyczna wystawa zbiorowa ani nie praca zespołowa, tylko pokaz artystów, którzy konkurują ze sobą o wysoką nagrodę pieniężną. Na szczęście 60 000 zł to za mało, żeby ludzie zaczęli na siebie patrzeć jak na rywali, wilkiem – nie mówiąc o skakaniu sobie do gardeł. Nie zmienia to faktu, że Spojrzenia są w realu raczej sekwencją indywidualnych popisów niż spójnym dyskursem; po ten ostatni trzeba sięgnąć do tekstu kuratorskiego. My tymczasem przyjrzyjmy się samym popisom.
Fashion antyfasztowski
Pamiętacie butik z modnymi garniturami i inną wyczesaną galanterią od Clemens en August, który Paulina Ołowska urządziła w Zachęcie w ramach swojej indywidualnej wystawy? To było w 2014 roku; niby niedawno, a jednak czasy się zmieniły. Ciuchy od Clemens en August, przeważanie czarne, świetnie nadawały się dla kuratorek i kuratorów, w każdym razie tych zamożniejszych. Na Spojrzeniach Łukasz Surowiec też urządził w Zachęcie stoisko z ubraniami. Ba! Te ubrania również są czarne, a jednak to już inny asortyment. Autorska linia Black Bloc to stroje dla anarchistów; wygodne dresowe spodnie, bombery, swetry, marynarki, oczywiście chusty do zasłaniania twarzy i kominiarki. Outfit można uzupełnić na miejscu o podstawowe akcesoria: kije bejsbolowe dostępne w kolorach tęczy, palniki, koktajle Mołotowa (po prawdzie tylko puste butelki ze szmatką; gasoline is not included), oraz dobrze leżące w dłoni kostki brukowe. Prawdziwi anarchiści mogą tu się ubrać i wreszcie nie tylko być prawdziwymi anarchistami, lecz również na takich wyglądać. Anarchiści malowani mogą podkręcić stylizację. Na jakich warunkach? To klucz do symbolicznego wymiaru projektu. W sklepiku Surowca płaci się punktami. Można je otrzymać „poprzez dostarczenie do księgarni Zachęty dokumentacji (w formie cyfrowej bądź analogowej) potwierdzającej udział w strajkach, protestach przeciwko wszelkim formom władzy”. Surowiec wylicza punktowane przedmioty oporu, takie jak protesty przeciw wyzyskowi, rasizmowi, faszyzmowi i homofobii, a także w obronie miejsc pracy, w obronie mniejszości i przeciw eksmisjom. Kto nie brał udziału w takich zdarzeniach, ten może po prostu nabyć punkty za pieniądze. Anarchistyczny wizerunek będzie trochę pozerów kosztował; w sklepiku nie jest tanio.
Krytyczny potencjał projektu Surowca znosi jego tautologiczna, konceptualna natura; bojówkarska ikonografia rezonuje z duchem czasu, ale to tylko głuche echo.
Z piątki nominowanych Łukasz Surowiec zdawał się najlepiej wpisywać w tęsknoty niektórych nominujących (na przykład w moje) za sztuką, która nie cofa się przed krytycznym zaangażowaniem i potrafi stanąć w ostrym sporze ze status quo, również politycznym. W pewnym sensie Surowiec spełnił te oczekiwania, a nawet je przerósł, rozpoczynając w galerii handel bejsbolami, brukowcami i kominiarkami dla zadymiarzy. Ale w innym sensie nie spełnił ich, robiąc paradoksalnie najbardziej artystowski projekt na całej wystawie. Ten antyfaszystowski fashion jest czymś w rodzaju odzieży patriotycznej à rebours. Przymierzając czarne kostiumy, można podumać nad mechanizmami lajfstajlizacji i komercjalizacji zaangażowania i idealizmu; ale sztuka i sama fomuła przygotowanego na wystawę projektu mają co najmniej równie wielką moc neutralizacji subwersywnych gestów. Krytyczny potencjał projektu Surowca znosi jego tautologiczna, konceptualna natura; bojówkarska estetyka rezonuje z duchem czasu, ale to tylko głuche echo.
Drągi i penetracja (kamizelki)
Z kijami bejsbolowymi Surowca dobrze komponują się ciężkie styliska od flag, drągi ułożone przez Ewę Axelrad w sinusoidę, podobną do tej, jaką kreśli ktoś wymachujący dziarsko sztandarem. Niektórzy mogli widzieć tę pracę niedawno na solowej wystawie artystki w Muzeum Współczesnym Wrocław. Sam koncept wydaje się trochę zgrubny. Uruchamiany przez instalację ciąg skojarzeń: flaga – plemienne emocje – drzewce – pała – przemoc – jest dość oczywisty. Na szczęście praca nie jest jednak tylko ciągiem skojarzeń, lecz para-rzeźbiarskim zdarzeniem w przestrzeni, a Ewa Axelrad to artystka o wysokich formalnych kompetencjach. Instalacja ma agresywną ekspresję, siłę, jest w niej zaklęty ruch; złowieszczy wymiar kompozycji został osiągnięty, kije naprawdę mocno (symbolicznie) grzmocą widza po głowie. Równie kompetentnie zrobiony i równie złowieszczy jest film, w którym Axelrad pokazuje penetrację kamizelki kuloodpornej. Nie chodzi przy tym o zwykły sprzęt, tylko o transhumanistyczną bio-zbroję, rekwizyt, który mógłby pojawić się w jednym z filmów Cronenberga. Kamizelka wygląda jak była zrobiona nie z kewlaru lecz z ciała, a chłodne studium przemocy skręca pod koniec projekcji niespodziewanie lecz inspirująco w mocno erotyczną stronę.
Pierwsza (i ostatnia) krew na Spojrzeniach
Natura Spojrzeń prowokuje artystów do zrobienia popisowej pracy, małego opus magnum. Trzeba z tym uważać; na wyprodukowanie super-pracy jest budżet, ale i mało czasu – i łatwo przy tym przesadzić. Oglądając film, który Przemysław Branas zrealizował na wystawę konkursową, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że widzę artystę, który właśnie wpadł w tego rodzaju pułapkę. Branas skomponował koronkową alegorię, nakręconą w jednym mistrzowskim mastershocie, którego nie powstydziłby się Antonioni. W długim ujęciu zmieściło się wszystko: Eligiusz Niewiadomski i zabójstwo prezydenta Narutowicza w Zachęcie, sale Zachęty jako plener, figury władzy instytucjonalnej reprezentowane przez dyrektorkę Hannę Wróblewską oraz kuratorkę Dorotę Monkiewicz, a także statysta przywołujący postać tureckiego radykała, z ręki którego zginął w Ankarze rosyjski ambasador Andriej Karłow – podobnie jak Narutowicz, zastrzelony na otwarciu wystawy. Kulminacyjnym momentem tego „żywego obrazu” jest zaś reenactment legendarnego performansu Shoot Chrisa Burdena. W roli Burdena występuje Branas. Strzelano do niego ze śrutu, ale i tak, podobnie jak Burden, skończył w szpitalu. Poświęcenie performera budzi respekt, ale cała praca – wątpliwości. Jaki jest najlepszy kontekst dla aktualnej i erudycyjnej wypowiedzi artystyczno-politycznej, którego może dostarczyć Zachęta? Branas, jak wzorowy uczeń, udziela prawidłowej odpowiedzi. Zachęta-Narutowicz-Niewiadomski-zabójstwo-przemoc-czyn-performance-performanowanie przemocy-Chris Burden-strzały w galeriach-krew na wersnisażach-rosyjski ambasador zastrzelony w tureckim muzeum – to wszystko splata się ze sobą aż za dobrze, tak mocno, że wchodzi zaciśnięty na siłę supeł. Kunsztowny węzeł trzeba przyznać, ale co właściwie mielibyśmy z nim zrobić? Gdybym szukał przykładu aktualnego artystycznego akademizmu, film Branasa nadałby mi się w sam raz. Nie ma się tu do czego przyczepić – z wyjątkiem powieszonej naprzeciw projekcji reprodukcji portretu Stefana Żeromskiego pędzla samego Niewiadomskiego (oryginał znajduje się w Nałęczowie i był, jak się dowiedziałem, niewypożyczalny z powodów konserwatorkich). Wcześniej widzieliśmy ten obraz na ekranie, jako rekwizyt w inscenizacji Branasa; jego obecność na żywo wymowy całej pracy może nie zmienia, ale jest interesującą ciekawostką – pęknięciem w zbyt jak na mój gust spoistym monolicie całego przedsięwzięcia.
Gdzie jest Honorata Martin?
Martin znów okazuje się mistrzynią w skracaniu dystansu między sztuką i życiem (i śmiercią). Receptą na wybitną pracę okazuje się nadanie życiu formy; to prosty przepis, ale mało kto potrafi go zrealizować.
Dwa lata temu, ziewając dyskretnie na formalistycznych Spojrzeniach, myślałem sobie: „gdzie jest Honorata Martin, kiedy najbardziej jej potrzeba?”. No więc tym razem Honorata Martin jest w gronie nominowanych. Prace Axelrad, Surowca i Branasa, z ich kijami, kominiarkami, kamizelkami kuloodpornymi, strzelaniem, i brukowcami układają się niemal w spójną wystawę tematyczną o ponowoczesnej przemocy w politycznym kontekście. Martin operuje w innym obszarze i w innej poetyce. Stawia w Zachęcie wigwam, zbudowany z dobytku jej niedawno zmarłej babci – przedmiotów, które przed chwilą były częścią czyjegoś życia, a teraz zmieniły się w osierocone graty. Meble, narzuty, nieotwarte puszki konserw, zapasy leków, oldskulowa rakieta tenisowa, ładne, ale zepsute parasolki, obrazy, fotografie, garnki, pokrywki, bibeloty – wszystko staje się budulcem do tego namiotu, schronienia, pomnika, memoriału. Wigwam jest duży; myślę sobie, że to musiało być nieźle zagracone mieszkanie i Honorata to potwierdza. Opowiada, że usiadła w mieszkaniu babci i wzięła do budowy tylko rzeczy, które z tego jednego punktu widzenia znalazły się w zasięgu jej wzroku. Praca jest zaskakująco piękna; przywodzi na myśl dramat uchodźców, choć przecież z pozoru jest o czymś wręcz przeciwnym: o życiu ludzi osiadłych, o obrastaniu przedmiotami i ich zbędności kiedy ten, kto je zgromadził, umiera – o innym wygnaniu i innym nomadyzmie. Martin znów okazuje się mistrzynią w skracaniu dystansu między sztuką a życiem (i śmiercią). Receptą na wybitną pracę okazuje się nadanie życiu (i śmierci) formy; to prosty przepis, ale mało kto potrafi go zrealizować.
Płacz
Po zamknięciu obrad jury, spośród nominowanych artystów najmniej wierzyłem w Agatę Kus, choć muszę przyznać, że jej twórczość znałem też po prostu powierzchownie. Tymczasem obrazy artystki nie tylko wypadają w Zachęcie świetnie, lecz również znakomicie robią samej wystawie. Gdyby chcieć streścić serię prac, którą Kus namalowała na konkurs, możnaby powiedzieć, że są to obrazy o millenialsach i ich „problemach pierwszego świata”. Takie opowiedzenie tego malarstwa nie oddaje jednak całej złożoności i wieloznaczności konceptów, którymi posługuje się artystka. Maluje przeważanie ze zdjęć, uwieczniających jej znajomych, sceny z imprez, balang i życia codziennego. W sensie czysto warsztatowym Kus nie jest na pewno najzdolniejszą malarką swojego pokolenia; malarsko mogłoby się tu więcej dziać, ale artystka nadrabia to z nawiązką umiejętnością budowania obrazów posiadających symboliczną głębię i nieszablonową narracyjną konstrukcję. Świetna Lacrimosa nadaje się jak ulał na ikonę tegorocznych Spojrzeń; Bohater tego przedstawienia to milennials, hipster, kompozytor, chłopak z gitarą, który płacze nie łzami, lecz kroplami do oczu, polegując na rozgrzebanej pościeli z Ikei. Dawno nie widziałem tak interesującego i aktualnego obrazu.
*
Łukasz Surowiec powiada w rozmowie z Dorotą Monkiewicz: „Jedną z bardziej krytycznych opinii jaką ostatnio usłyszałem jest, że moje projekty wciąż pozostają w paradygmatach klasycznie rozumianej sztuki”. Surowiec deklaruje się jako postartysta; sztuka przyszłości to postsztuka. Ale to jeszcze nie ten moment; sztuka ze Spojrzeń nie jest postartystyczna. Wręcz przeciwnie – na tej wystawie kwiat polskich artystów po trzydziestce zdaje się dobrze czuć w klasycznych instytucjonalnych estetykach i strategiach. Na poziomie języka i poetyki prace nominowanych są w sumie dość tradycyjne, preinternetowe. Oglądamy artystów zajętych innymi problemami niż namysł nad kondycją samej sztuki; na Spojrzeniach odbywa się celebracja treści, tematu, artefakty są tu znów medium, a nie podmiotem dyskursu. Braku energii tym Spojrzeniom, pełnym zarówno politycznego, jak i egzystencjalnego niepokoju nie można odmówić. Porażek też nie da się zignorować, ale jak powiada Przemysław Branas, nie będę narzekał – bo i po co?
Stach Szabłowski – krytyk sztuki, kurator i publicysta. Autor koncepcji kuratorskich kilkudziesięciu wystaw i projektów artystycznych. Publikuje w prasie głównego nurtu, w wydawnictwach branżowych i katalogach wystaw. Współpracuje m.in. z magazynem SZUM, Przekrojem, dwutygodnik.com. i miesięcznikiem Zwierciadło.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Ewa Axelrad, Przemek Branas, Agata Kus, Honorata Martin, Łukasz Surowiec
- Wystawa
- Spojrzenia 2017 – Nagroda Deutsche Bank
- Miejsce
- Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa
- Czas trwania
- 08.09–12.11.2017
- Osoba kuratorska
- Dorota Monkiewicz
- Strona internetowa
- zacheta.art.pl