Rekonstrukcja Mistrza. Arno Gisinger w Galerii Asymetria
Właściciele galerii przy ulicy Jakubowskiej w Warszawie niewątpliwie mają rację, wspominając o aktualności proponowanej przez nich wystawy, która prezentuje część znanego już niektórym art-podróżnikom projektu Arno Gisingera. Austriacki fotograf, zainspirowany wciąż ważnym Walterem Benjaminem, podróżuje po Europie jego śladem i dokumentuje miejsca, o których myśliciel pisał nie tylko w swym najbardziej znanym dziele – Pasażach. Waga pracy Gisingera polegałaby z pewnością nie tylko na wizualnym pogłębieniu myśli Benjamina, ściśle związanej z aspektem ruchu i mobilności, ale też na wskazaniu, że to, co dzisiaj usiłuje się przedstawić jako tzw. kryzys migracyjny, nie jest bynajmniej zjawiskiem ani oryginalnym, ani tym bardziej pozbawionym własnej historii – a może i tradycji, nawet jeśli brzmi to cynicznie. Przecież tak samo niepewny skutków swoich podróży jest Benjamin, który wszędzie czuł się coraz bardziej obco i – co może warto dopowiedzieć – przekonany, że nie uda mu się wydostać z Hiszpanii, popełnił samobójstwo w trakcie ucieczki z kontynentu. Chociaż niemiecki filozof był raczej typem asekuranta niż radykała – w związku z czym jego zaangażowanie polityczne zawsze zatrzymuje się jakoś w pół kroku – Gisingerowi z rzadka udaje się przez dość prosty zabieg połączenia zdjęcia z cytatem z listu bądź książki filozofa powiedzieć to, czego sam Benjamin nie mówi otwarcie. Takie zresztą momenty rozziewu między Benjaminowską erudycją a buntowniczą iskrą wyzwalaną przez prace Gisingera są najciekawsze w całej wystawie. Jednocześnie pozostają niestety w zdecydowanej mniejszości, a Konstelację przeciąża bezkrytyczna lektura niemieckiego filozofa.
Samej ekspozycji dzieł austriackiego fotografa nie można odmówić nieoczywistej wierności wobec tego, co Benjamin pisał o pamięci i przypominaniu. Wydrukowane zdjęcia są w Asymetrii wywieszone właściwie w jednym spójnym przepływie i tworzą coś na kształt fryzu. Przecina on jak element architektoniczny kąty i załamania ścian, zostawiając jedynie przerwę na okna, i jednocześnie bardziej niż rząd dzieł przypomina fragment swojskiej tapety. W tej chałupniczości jest coś bardzo benjaminowskiego, przywodzi bowiem na myśl opisywaną przez filozofa przeszłość jako wytwór nieuformowanego jeszcze podmiotu, niezdolnego do kategorycznych rozróżnień – przeszłość, w której wszystko jest przeżywane w swojej totalności, a poszczególne elementy wyłaniają się na chwilę z wielką intensywnością, by zaraz potem z powrotem zniknąć. Jednocześnie tak wyeksponowane fotografie nie tracą swojej materialności, lecz wręcz ją zyskują, stają się bliskie i podatne na wpływy (chyba że tylko ja odbieram dewastację dzieł jako pociągającą) – tak jak wspomnienia, które bardziej niż rzeczywistość odzwierciedlają przecież nasze sądy na jej temat.
A jednak po ostudzeniu tych pierwszych, surowych skojarzeń same prace Gisingera nie są chyba w stanie podtrzymać zainteresowania odbiorcy. Owszem, zdjęcia są dość efektowne – wykonane z długim czasem naświetlenia dokładnie ostrzą każdy detal i na planie bliskim, i dalekim, a jednocześnie zamazują ludzi zbyt ruchliwych, by precyzyjnie oddać ich na obrazie. Dlatego większość fotografii przedstawia puste wnętrza lub wyludnione miasta, koncentrując się na przedmiocie i przestrzeni jako głównych aktorach. Niestety, dość bezmyślna estetyzacja Gisingera staje na przeszkodzie w uzyskaniu efektu, jakiego można by wymagać od pracy tego typu. Przecież jeśli chodziło o zrekonstruowanie miejsc z różnych powodów ważnych dla Benjamina, to raczej nie jako martwych scenografii do równie martwych filmów Petera Greenawaya czy – w wersji beztroskiej – Wesa Andersona, lecz aktywnych i dynamicznych splotów przestrzeni i życia społecznego, w jakich są zanurzone. Nie bez powodu to właśnie antropologiczne opisy organicznych relacji między ludźmi a przestrzenią – tak różne w każdym z miejsc opisywanych przez Benjamina, od Moskwy po Ibizę – biją na głowę wanna-be-literackie fragmenty opisów przyrody, by przywołać termin, który w moim liceum miał oddawać torturę czytania Nad Niemnem. Tymczasem fotografie Gisingera mumifikują przestrzeń, odbierając jej jakąkolwiek możliwość mówienia o rzeczywistości – wydaje się ona podejrzanie sztuczna, upozowana, choć nie do tego stopnia, by tę stylizację zdemaskować i sproblematyzować. Artysta wydaje się wierzyć w możliwość wyłuskania z miejsca jego prawdziwej istoty, nie zauważając jednocześnie, że po pierwsze, jeśli istota ta istnieje, to raczej wytwarza się w dynamicznych i nietrwałych relacjach z zamieszkującym ją człowiekiem, i po drugie, że wszelkie zabiegi towarzyszące sztuce w odwiecznej wyprawie po „Prawdę” jedynie przesłaniają ją kolejnymi zasłonami estetyzacji.
Gisinger chyba w ogóle wziął sobie do serca dziewiętnastowieczną ideę fotografii jako niezakłamanego okna na świat. Dowodzi tego choćby wyczyszczenie lokalizacji z wszelkich przejawów życia. Innym dowodem byłoby fotografowanie właśnie tych miejsc, o których pisał Benjamin. Kiedy na wystawie zapytałem, jak dosłownie zostało potraktowane zadanie odtworzenia Konstelacji, liczyłem, szczerze mówiąc, na odpowiedź, że to raczej wariacja na temat licznych podróży Benjamina niż dokładna rekonstrukcja, i poczułem rozczarowanie, usłyszawszy, że jest odwrotnie. Do teraz – choć od wizyty w Asymetrii minęło już trochę czasu – uważam to posunięcie za tyleż konformistyczne, co po prostu jałowe. Czy nie ciekawsze byłoby szukanie Benjamina tam, gdzie go nie było, wpisywanie filozofa w miejsca, o których nigdy nie pisał? Tym bardziej, że taka przekora jest jakoś związana z jego filozofią, w której jedna prawomocna narracja ustępuje pola wielu przeciwstawnym prądom i napięciom. W przypadku Konstelacji gwoździem do trumny okazują się naniesione na fotografie cytaty z Mistrza, które wypadło mi skomplementować na początku, w większości wypadków nie tworzą one bowiem żadnej twórczej szczeliny, z której mogłoby się wyłonić coś autorskiego. Widz z łatwością i przyjemnością godzi się na zaproponowane przez Gisingera połączenia, ponieważ wydają się najłatwiejsze. A dlaczego nie łączyć w poprzek? Dlaczego nie przepisywać cytatów wbrew intencjom autora? Cóż, może zwyciężyło zamiłowanie do porządku…
Jeśli użyć chyba najbardziej wyświechtanego konceptu Benjamina, czyli aury charakteryzującej przede wszystkim dzieła sztuki, chociaż także – i to chyba swoją drogą ciekawsze przypadki – krajobrazy czy widoki w ogóle, należałoby powiedzieć, że Gisinger wykorzystuje ten koncept dość pokracznie. Zamiast napięcia między tym, co bliskie, a tym, co dalekie, między powierzchnią a głębią oraz uchwytnością a niepamięcią w Asymetrii mamy fotografie, które co prawda dwoją się i troją, aby oczarować wizualnym efektem, ale jednocześnie przez te wszystkie starania stają się niemożliwie płaskie, bo właściwie owe próby są jedynym, co na zdjęciach widać. I chociaż nie można odmówić tym zdjęciom precyzji w przedstawianiu ani dopracowania w wykonaniu, nie taki jest chyba sens sztuki, która ma być w jakiś sposób interwencyjna, pokazywać przecięcia przeszłości i teraźniejszości i uzupełniać obie historie. Tymczasem Konstelacje to bardziej kalka – przerysowana co prawda z bardzo szacownego wzoru, jednak wciąż tylko kalka.
Aleksander Kmak – filmoznawca, krytyk i redaktor. Jego zainteresowania ogniskują się na przecięciu kultury wizualnej, filozofii, historii sztuki i współczesnego kina. Stale współpracuje z „Szumem”, „Czasem Kultury” i „Kinem”, publikował także m.in. w „Kwartalniku Filmowym”, „Widoku” i „Ekranach”. Laureat II i III nagrody w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2022, 2023). Kocha Doktora Faustusa, język japoński i swojego psa.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Arno Gisinger
- Wystawa
- Konstelacja Benjaminowska
- Miejsce
- Galeria Asymetria
- Czas trwania
- 30.04-30.06.2016
- Strona internetowa
- www.asymetria.eu