Ręczna robota (za ścianą). Nowe prace Wojciecha Bąkowskiego w Galerii Stereo
Wojciech Bąkowski nie może spać. A jak już zaśnie, nawiedzają go majaki. Bezsenność szarga nerwy, ale pogłębia życie wewnętrzne. Bąkowski czerpie z tych pokładów materiał do sztuki – i to już od dawna. Nowa wystawa artysty nazywa się Wybudzenie z abstrakcji, ale tytuł jest zwodniczy. Bąkowski nie do końca się obudził – choć również mocno nie zasnął. Porusza się po tym samym terytorium, na którym widujemy go od lat, a może nawet od samego początku. To obszar wielkością odpowiadający mniej więcej jaźni artysty; jego granice wyznacza cienka linia między jawą a snem. Bąkowski penetruje wciąż te same rewiry, choć za każdym razem trochę inaczej. Czy wciąż interesująco?
Bąkowski jest artystą, na którego nową wystawę czeka się jak na nową EP-kę muzyka, którego słucha się od lat – i wszelkie podobieństwa są tu zamierzone i nieprzypadkowe. Stereo otworzyło solówkę swojego flagowego artysty w Boże Ciało – i wśród ruin gentryfikowanego przez deweloperów Domu Słowa Polskiego pojawiły się grube tłumy. W niejednej instytucji publicznej taka frekwencja zostałaby odnotowana w raportach ewaluacyjnych w rubryce „sztos”. Fakt, w Warszawie trwał wtedy mini sezon ogórkowy i nie bardzo było dokąd pójść, ale to nie tłumaczy przecież do końca wielkiego pikniku, który miał miejsce na śródmiejskich gruzach, przed kameralną galerią Stereo, której niewielką kubaturę Bąkowski dodatkowo pomniejszył, poszerzając mentalną przestrzeń wystawy kosztem tej fizycznej. Czy zatem wyjaśnienie tkwi w popularności Serca miłości? Tej hipotezy nie da się ot tak odrzucić; mamy przecież do czynienia z rzadkim przypadkiem polskiego artysty, którego wizerunek nie mieści się w ramach art worldu i zahacza o marginesy wprawdzie, ale jednak wyobraźni masowej.
Bąkowski torował sobie drogę do miejsca, w którym obecnie znajduje się w sztuce przede wszystkim filmami, a także elektrycznie zasilanymi instalacjami. Tymczasem teraz pokazuje plastykę, ręczną robotę. Ten zwrot plastyczny nie zaczął się wczoraj, Bąkowski od kilku sezonów wystawia coraz więcej rysunków w klasycznych technikach.
W tym kontekście nie powinno być właściwie zaskoczeniem, że Bąkowski, jeszcze przed chwilą oglądany na ekranach kin w kreacji Jacka Poniedziałka, przygotował wystawę antyspektakularną i akinematografczną. Artysta torował sobie drogę do miejsca, w którym obecnie znajduje się w sztuce przede wszystkim filmami, a także elektrycznie zasilanymi instalacjami. Tymczasem teraz pokazuje plastykę, ręczną robotę. Ten zwrot plastyczny nie zaczął się wczoraj, Bąkowski od kilku sezonów wystawia coraz więcej rysunków w klasycznych technikach. Na Wybudzeniu są dwie prace rysowane węglem i dwie malowane czernią akwarele na papierze. Ten kwartet uzupełnia para niewielkich naściennych realizacji, o których Stereo pisze, że jest to „kompletne »nie wiadomo co«– rzeźba, asamblaż, malunek, rysunek? (wszystko na raz?) – zupełnie jak sen”. I rzeczywiście, obiekty te, zbudowane z grubo malowanego akrylem kartonu, są ewidentnie makietami przestrzeni, w których rozgrywają się marzenia senne i/lub epizody z życia wewnętrznego; oglądamy modele zwichrowanych pokoi o nieeuklidesowej geometrii, w których pstryczek-elektryczek może być większy od drzwi, okienna klamka jest większa od człowieka, przedmioty nie rzucają cienia, za to na ścianach pojawiają się cienie tego, czego nie ma.
Bąkowski jest między innymi, a może nawet przede wszystkim, poetą. W filmach przemawiający z offu głos autora-narratora precyzyjnie organizował odbiór i wyobraźnię widza. Związek słowa i obrazu – nazywanie tego, co widać i obrazowanie tego, co się myśli/mówi – to były sprężyny, które napinały narrację Bąkowskiego, choć sabotowały jednocześnie międzynarodową karierę artysty, miłośnika Białoszewskiego posługującego się polszczyzną praktycznie niemożliwą do wiernego przetłumaczenia. Czy zamilknięcie Bąkowskiego zsynchronizowane jest z ruchem w stronę łatwiej zrozumiałych międzynarodowo wizualnych idiomów? To miałoby sens, bo trochę nie wiadomo, co jeszcze Bąkowski mógłby osiągnąć w Polsce. Już dawno został laureatem nagród, które były do wygrania, sprzedał prace do kolekcji odpowiednich instytucji, a jego życie stało się kanwą filmu biograficznego. Lokalnie bardziej znany już nie będzie, a kto nie przekonał się do jego sztuki do tej pory, ten zdania nie zmieni. Nie stanie się to w każdym razie pod wpływem Wybudzenia z abstrakcji; wystawa jest przede wszystkim dla fanów (raczej poprzednich wystaw artysty niż Serca miłości czy Niwei), z którymi Bąkowski rozumie się bez słów. O tych przeżyciach w pokoju, za oknem którego świeci trójkątny księżyc, i w którym fasady bloków nakładają się na tekstury ścian w przedświtowej bezsennej godzinie, Bąkowski mógłby nakręcić kolejną animację z voice overem, ale nie musi. Z nie nakręconego filmu pozostaje tylko odtwarzana w tle wystawy ścieżka dźwiękowa, cztery rysunkowe kadry oraz dwie asamblażowe scenografie – i jeżeli jest się osłuchanym z językiem Bąkowskiego, to w lot chwyta się tę opowieść, choć artysta nie wypowiada ani jednej kwestii.
Na Wybudzaniu z abstrakcji największą nowością jest część wystawy, do której widz nie ma dostępu. To siódmy element pokazu, na pierwszy rzut oka wyglądający jak kolejna oprawiona w ramkę praca wisząca na ścianie. Ramka okazuje się jednak oknem, przez które zaglądamy do miejsca za ślepą ścianą.
Mówi się, że nie ma nic nudniejszego, niż opowiadanie snów. To prawda, chociaż nie do końca. To samo można przecież powiedzieć o opowieściach na temat tego, czego człowiek doświadcza na jawie. Sny i życie na jawie łączy to, że kiedy spojrzy się na nie w szerszej perspektywie, jedno i drugie jest zupełnie bez sensu. Nieprzypadkowo Bąkowski robi swoje wizje z prozaicznych materii, z codzienności oraz z chamsko malowanej akrylem tektury. W życiu wewnętrznym nie ma nic nadzwyczajnego, liczy się nie przedmiot opowiadania, tylko język, którym się opowiada. To brzmienie tego języka rezonuje w świadomości widza, dzięki czemu w pozornie narcystycznych, wręcz autystycznych raportach z życia wewnętrznego Bąkowskiego odbiorca odkrywa nagle echo własnych doświadczeń; właśnie poprzez to echo sztuka artysty potrafi czasem zadziałać z piorunującą siłą. Dlatego, choć Bąkowski nie rewolucjonizuje swojego imaginarium ani ikonografii, to jednak cały czas eksperymentuje z nowymi sposobami ich komunikowania. Na Wybudzaniu z abstrakcji największą nowością jest część wystawy, do której widz nie ma dostępu. To siódmy element pokazu, na pierwszy rzut oka wyglądający jak kolejna oprawiona w ramkę praca wisząca na ścianie. Ramka okazuje się jednak oknem, przez które zaglądamy do miejsca za ślepą ścianą – przestrzeni, którą Stereo nazywa „sąsiadem” i „równoległym bytem” wystawy. Ten widmowy „sąsiad” przypomina miejsca, które Bąkowski lubi kreować węglem na papierze; to trochę pokój, a trochę ulica i zajezdnia tramwajowa, przestrzeń, w której obowiązują równolegle różne skale wielkości; człowiek jest tu jednocześnie liliputem i Guliwerem, przebywa symultaniczne wewnątrz i na zewnątrz. W imię wzmocnienia efektu Bąkowski pogrąża większość pokoju za ścianą w mroku, żeby można było ujrzeć gdzie właściwie kończy się to oniryczne miejsce. Nie jest jednak wystarczająco ciemno, aby nie dostrzec, że wizualność Bąkowskiego zostaje w tej realizacji wystawiona na ryzykowny test. To, co na rysunku czy asamblażowej makiecie pozostaje w sferze umowności animującej wyobraźnię widza, w skali 1:1 staje się dosłowne i niebezpiecznie balansuje na granicy scenografii, w której nic się dzieje. Fantomowy obraz za ścianą jest fantomowy tylko połowicznie. I w połowie udany – w tym sensie, że ciekawy, ale tylko potencjalnie.
Siłą rzeczy, połowicznie udana jest i cała – podzielona na pół – wystawa. Dla fascynatów sztuki Bąkowskiego, do których, co tu kryć, sam się zaliczam, to jest wbrew pozorom dobra wiadomość. Artysta, którego stać na ryzyko, może być pogrążony we własnych snach; Bąkowski nie śpi jednak, a jego imaginarium wciąż posiada ukryte za ścianami pomieszczania, do których póki co ledwo udało się zajrzeć. Na razie nic się tam jeszcze nie dzieje, ale mam przeczucie, że w przyszłości zdarzy się niejedno.
Stach Szabłowski – krytyk sztuki, kurator i publicysta. Autor koncepcji kuratorskich kilkudziesięciu wystaw i projektów artystycznych. Publikuje w prasie głównego nurtu, w wydawnictwach branżowych i katalogach wystaw. Współpracuje m.in. z magazynem SZUM, Przekrojem, dwutygodnik.com. i miesięcznikiem Zwierciadło.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Wojciech Bąkowski
- Wystawa
- Wybudzenie z abstrakcji
- Miejsce
- Galeria Stereo, Warszawa
- Czas trwania
- 31.05–21.07.2018
- Strona internetowa
- galeriastereo.pl