Realny wpłw na zmianę. Festiwal Arteria 2015: Piąty Strzał
To był jeden z tych gorących wrześniowych dni, w których ostatnie dni lata uderzają z pełną mocą. Czułam, że jest potwornie gorąco, a mały czerwony autobus wyjechał właśnie z drogi szybkiego ruchu i spokojnym rytmem sunął przez wioski. Jedna płynnie przechodziła w drugą, ciężko było zauważyć w nich różnice. Podobne domki, odrapane płoty, gdzieniegdzie samochód zaparkowany przed rdzewiejącą bramą. Ot co, typowy polski krajobraz. Przyznam szczerze, że zawsze miałam mieszane uczucia co do Częstochowy. W mojej pamięci wryła się jako miasto, związane z wakacyjnymi wypadami z mamą na frytki lub po książki. Jeździłyśmy tam z pobliskiej miejscowości letniskowej, gdzie spędzałam wakacje jeszcze jako mała dziewczynka. Istniała jednak też druga strona medalu, silnie związana również z okresem wakacji – pielgrzymki. To one budziły mnie przez pierwsze dwa tygodnie sierpnia, przemierzając ulice sąsiednich miejscowości, które teraz przemierzałam busem. Jednak wracając do Częstochowy, byłam tam raptem kilka razy w życiu i gdy powiedziałam znajomym, że nie mogę się z nimi zobaczyć w najbliższy weekend byli zdziwieni celem mojej podróży. Zaraz pośpieszyłam z wyjaśnieniami. Nie, nie jadę NAGLE do klasztoru. Nie, nie żadna wycieczka. Jadę na Festiwal Sztuki Arteria. Nie wierzycie? No jak to? Ech…trudno, wsiadłam i pojechałam. Sposobności do odwiedzania Częstochowy miałam w życiu niewiele, poza wspomnianymi tu wakacyjnymi wypadami. W sumie zastanawiałam się nawet, na ile moje dziecięce wyobrażenia i wspomnienia ulegną rozmyciu po kontakcie z rzeczywistością?
Ktoś mógłby powiedzieć, że w zasadzie Częstochowa to Jasna Góra, ale z rozmów z Tomkiem Kosińskim i Martą Frej wyłaniał się zupełnie inny obraz. Nie pozostało mi nic innego tylko pojechać i to sprawdzić.
Zawsze, gdy myślałam o festiwalach sztuki albo uczestniczyłam w nich, miałam poczucie dyskomfortu. Z jednej strony towarzyszyła im aura otwarcia na przypadkowych odbiorców, z drugiej, chcąc nie chcąc, organizatorzy okopywali się we własnych twierdzach. Imprezy otwarcia, o których wiedziało jedynie wybrane grono, plakietki, kto jest kuratorem, a kto nie. Często po tego typu imprezach w mieście zostawały realizacje artystów, o które za bardzo nie miał kto dbać i do końca się z nimi identyfikować. Arterii całe szczęście udało się tego uniknąć. Gdzie tkwił sukces?
Zanim postaram się odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć o kilka miesięcy wstecz. Spotkaliśmy się wówczas z Martą i Tomkiem niby przypadkiem w Bytomiu, przed jednym z wernisaży w Kronice. Wielką zaletą tych imprez było to, że nigdy nie wiedziałeś kogo ze znajomych spotkasz. Oczywiście pojawiało się tam stałe grono, ale czasem niespodziewanie zjawiali się dawno niewidziani znajomi z drugiego końca Polski. Tomek zadzwonił do mnie tego dnia rano, pytając, czy będę, odpowiedziałam, że tak. Kilka godzin później siedzieliśmy przy kawiarnianym stoliku w Bytomiu i Tomek z Martą zaproponowali mi napisanie tekstu do katalogu podsumowującego zbliżającą się Arterię. Przypomniałam sobie tę rozmowę w małym busie, który właśnie wjechał do Częstochowy. Zawsze uważałam, że tego typu teksty powinny zawierać w sobie kilka niezbędnych elementów. Pierwszym bez wątpienia było odniesienie się do minionego festiwalu. Drugim, krótkie omówienie powstałych realizacji. Trzecim jakiś komentarz do tego, co się zdarzyło – postawienie ważnych i trudnych pytań, błyskotliwe rozwiązania, śmiałe tezy…Tylko tym razem miałam pewne wątpliwości, czy tak ciężki „gatunkowo” tekst pasowałoby do tego festiwalu? Okazało się, że odpowiedź przyszła już w pierwszych godzinach mojego pobytu w Częstochowie, ale wywróciła ona wszystko do góry nogami.
Festiwal Arteria jest w sumie zaprzeczeniem wszystkiego, co kojarzy nam się z festiwalami sztuki, przy czym jest także spełnieniem marzeń każdej osoby, która organizuje tego typu wydarzenie. Dlaczego, zapytacie? Otóż odpowiedź jest prosta. Arteria jest totalnie niefestiwalowa i przez to wciąga jak najlepszy film, mimo że pozostaje wciąż niezwykle kameralnym wydarzeniem.
Gdy cofam się wspomnieniami do tych wrześniowych dni, przypominają mi się głównie rozmowy, które odbywaliśmy wieczorami czy w ciągu dnia. Atmosfera rodem z wakacyjnego kurortu trwała przez cały czas festiwalu. Uczestnicy przechadzali się spokojnym krokiem po mieście, ktoś robił zdjęcia, ktoś inny oddawał się błogiemu czerpaniu przyjemności z promieni słońca. Garstka zaproszonych artystów, uczestników paneli i przedstawicieli lokalnych fundacji oraz stowarzyszeń wtopiła się w miasto, ale ich działania na te kilka dni stały się nieodłącznym elementem miejskiego krajobrazu. O co w tym wszystkim chodziło?
Od lat 80. XX wieku Grzegorz Kowalski prowadził w swojej pracowni działania ze studentami o tytule „Obszar wspólny, obszar własny”. Ciekawe, że ta refleksja służąca do pracy artystycznej, stała się niejako czymś, co określiło tegoroczną Arterię. Od samego początku nie chciałam w tym tekście powtarzać tego, co działo się w Częstochowie. Wrażenia, odczucia, emocje, są niezwykle ulotne i żadne ich zapisanie nie pozwala oddać klimatu indywidualnego doświadczenia. Chciałam przede wszystkim powiedzieć, że tegoroczna Arteria nauczyła nas wielu bardzo ważnych rzeczy. Tomek z Martą są szalonymi entuzjastami, ich zapał i oddanie sprawie udzieliło się nam wszystkim podczas tych dni. Wracając z Częstochowy myślałam, że przecież nie ma rzeczy niemożliwych. W Arterii nie są najważniejsze działania artystyczne, chociaż stanowią jej istotę. Najważniejsza jest bardzo prosta rzecz – relacje pomiędzy ludźmi. Częstochowski festiwal jest tu blisko, na ulicy, którą mieszkańcy przemierzają do sklepu, a organizatorzy wieczorem siedzą w klubach, gdzie każdy może do nich podejść i porozmawiać. I co najważniejsze – Arteria nie stwarza bariery, mówi prostym językiem, zrozumiałym dla każdego. Nie generuje niepotrzebnych dyskursów, ale powoli uczy nas, odbiorców, odpowiedzialności za to, co się dzieje. Właśnie to działanie w skali mikro, zaledwie na kilku ulicach, placu, chodniku, może mieć realny wpływ na zmianę w myśleniu mieszkańców o swoim otoczeniu. Dlaczego? Bo Arteria mówi ich językiem za pomocą narzędzi i intuicji, którą wypracowały środowiska sztuk wizualnych. I chyba, za tę lekcję, chciałam przede wszystkim podziękować Marcie i Tomkowi.
Marta Kudelska – kuratorka, krytyczka sztuki. Członkini Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Na co dzień pracuje w Katedrze Kultury Współczesnej w Instytucie Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego. W praktyce kuratorskiej i badawczej interesuje się zagadnieniami związanymi przede wszystkim relacjami sztuki współczesnej z magią, grozą, okultyzmem i ezoteryką, ale także strategiami kuratorskimi, młodą sztuką i refleksją wokół instytucji sztuki.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Zuzanna Sokołowska, Bogna Burska, Katarzyna Górna, Mateusz Kluczny, Dorota Hadrian, Stanisław Ruksza, Zuzanna Janin, Joanna Wowrzeczka, Mikołaj Iwański, Izabela Kowalczyk, Dorota Głowacka, FRiKO, Grupa Restauracja Europa, Szymon Motyl, Marcin Polak, Artur Żmijewski
- Wystawa
- Festiwal Arteria Piąty Strzał
- Miejsce
- Częstochowa
- Czas trwania
- 09-13.09.2015
- Osoba kuratorska
- Marta Frej, Tomasz Kosiński
- Strona internetowa
- arteria.kulturoholizm.pl
- Indeks
- Additive Manufacturing Solutions Anna Cieplak Anna Pluta Arteria Artur Żmijewski Bogna Burska Dorota Głowacka Dorota Hadrian Festiwal Arteria FRiKO Grupa Restauracja Europa Izabela Kowalczyk Joanna Wowrzeczka Katarzyna Górna Krzywe Nogi Lord & the Liar Marcin Polak Marta Frej Mateusz Kluczny Mikołaj Iwański Stanisław Ruksza Stowarzyszenie Yava Szymon Motyl Tomasz Kosiński Zuzanna Janin Zuzanna Sokołowska