Przydasie. Rozmowa z Markiem Krajewskim
Katarzyna Różniak: Cykl fotografii Pawła Błęckiego prezentowany niedawno na wystawie Życie przedmiotów w Lookout Gallery przypomina historię, od której zaczyna się książka W stronę rzeczy – historię przedmiotu, którego pierwotna funkcja została zapomniana. Czy może pan opowiedzieć co to było?
Marek Krajewski: To był obiekt, który znalazłem w mieszkaniu mojej babci. Nie znałem jego przeznaczenia. Prostopadłościan, który w środku miał małe kółeczka, a przez którego środek przechodził sznurek. Kiedy przeciągało się sznurek z jednej strony na drugą, te kółeczka się obracały. Przez jakiś czas była to ulubiona zabawka mojej córki, która odrzuciła wszystkie inne o bardziej oczywistym przeznaczeniu. Zwróciłem uwagę na ten obiekt dopiero wtedy, kiedy ona zaczęła się nim bawić, bo zauważyłem jaki jest dla niej fascynujący, tajemniczy, pociągający. Zrobiłem zdjęcie tego przedmiotu i szukałem przez wyszukiwarkę obrazów podobnych rzeczy. Okazało się, że jest to ostrzałka do żyletek. Taki obiekt charakterystyczny dla czasów przed epoką jednorazowości, kiedy tak prozaiczny obiekt, jak żyletka był wielokrotnego użytku.
W tej historii nowe znaczenie przedmiotowi nadaje dziecko, w naszej jest to artysta zwracający uwagę na przedmioty, które wyszły z użytku. Dlaczego nadawanie nowych znaczeń było tak istotne, że ta historia znalazła się w pierwszych zdaniach pana publikacji?
Posługiwałem się tym obiektem również na wykładach, żeby zademonstrować, jak przedmiot pozbawiony pamięci człowieka staje się rzeczą – przestaje być zrozumiały, trudno określić jego przeznaczenie. Dopiero pod wpływem pamięci ciała albo pamięci historycznej przedmiot ożywa i zaczyna być elementem społeczności, które tworzymy. Ten obiekt przypominał, że tak jak nie ma przedmiotów bez ludzi, tak nie ma ludzi bez przedmiotów – to jest związek symbiotyczny i zawsze muszą zaistnieć obydwa elementy, żeby mógł funkcjonować. Miałem też wrażenie, że to jest dobry wstęp pokazujący, że żyjemy w rzeczywistości, z której jesteśmy wyalienowani. Często nie znamy właściwości, funkcji, sposobów użytkowania najprostszych przedmiotów – potrzebujemy eksperta, przepisu, zakotwiczenia, instrukcji, aby nam pomogły ułożyć sobie relacje z przedmiotami. Bardzo mocno przyczynia się do tego projektowanie, które jest skoncentrowane na tworzeniu uwodzących, tajemniczych przedmiotów, z którymi nie wiadomo co zrobić. Są pociągającymi fetyszami, ale nie pozwalają lepiej zrozumieć świata, w którym żyjemy. Dlatego też część z nas ma poczucie, że jest on jest gdzieś obok nas, że jest zewnętrzny wobec nas samych. Poza tym, ta ostrzałka do żyletek to dobry przykład pokazujący, na czym polega zmiana, której dzisiaj doświadczamy. Pewne przedmioty są skazywane na zapomnienie dlatego, że pojawiają się ich odpowiedniki albo dlatego, że przestajemy praktykować pewne czynności, które były z nimi związane. Ratunkiem dla tego rodzaju wymierających obiektów jest przejście przez czyściec śmietnika i ponowny powrót albo przez działanie kolekcjonera czy muzealnika albo przez działanie artysty, który ten przedmiot znajduje i wskazuje jego nowy sens, nadaje mu nowy status.
W przypadku obiektów Pawła Błęckiego ważne są też miejsca, w których powstawały, jak piwnica w domu jego rodziców, w której zalegają duże ilości takich…
Klunkrów, jak się mówi po poznańsku.
U mnie w domu mówiło się „przydasie”.
Też ładnie…
Możemy powiedzieć, że znajdując przedmioty, które niedawno wyszły z użycia Błęcki zajmuje się archeologią w mikroskali. Studiował też archeologię i tytułując ten cykl użył pojęcia z tej dziedziny. Termin „życie przedmiotów” funkcjonuje również w socjologii?
Tak, to pojęcie wprowadził Igor Kopytoff, ale jest też rozwinięta gałąź archeologii nazywana śmieciologią (garbology) stworzona przez amerykańskiego badacza Williama Rathje, zajmująca się właśnie grzebaniem w śmietniku, i to nie śmietniku średniowiecznym, ale właśnie na współczesnych wysypiskach. Rathje na podstawie tych wykopalisk identyfikował przede wszystkim wzorce konsumpcyjne obowiązujące kilka dekad wcześniej. Działanie Pawła Błęckiego jest natomiast nieco inne, bo to na czym on pracuje to właściwie nie jest śmietnik. Chyba dobrym słowem jest użyte przeze mnie wcześniej określenie czyściec. Takie miejsce, w którym przedmioty mają ambiwalentny status, jeszcze nie wiadomo co się z nimi wydarzy- już się nimi nie posługujemy, ale już się ich częściowo pozbyliśmy, choć ich do końca nie wyrzuciliśmy, bo może się kiedyś na coś przydadzą… Takie właśnie „przydasie”. Obecność śmietnika, czyśćca, sklepu, muzeum, fabryki, domu wskazuje na to, że przedmioty żyją w tym sensie, iż cyrkulując pomiędzy tymi kontekstami zmieniają swój status, rodzą się i umierają, odradzają na nowo.
Miejsca do których sięga Paweł Błęcki to piwnice albo parapety z zalegającymi stertami drobnych przedmiotów, z których konstruuje „totemy”. Twierdzi, że nie tyle buduje obiekt, co odprawia pewnego rodzaju obrzęd pogrzebowy, rytuał nadający znaczenie i rangę przedmiotom. Z zapomnianych i pozbawionych funkcji rzeczy powstaje coś o statusie na pograniczu obiektu sakralnego i dzieła sztuki. W przypadku takich przedmiotów wyjątkowo akceptujemy fakt, że one mają na nas wpływ. Czy istnieje zasadnicza różnica między tym jak traktujemy przedmioty z obydwu kategorii?
W porządku publicznym obiekt święty aktualizuje wspólnotę, jest potrzebny do tego, żeby ona się zebrała i doświadczała siebie jako pewnej całości. Ten obiekt jest zwykle bardzo mocno włączony w rytuał, wtedy ma najsilniejszą moc oddziaływania. Rytuał nie może się bez niego obejść, ale to jest też moment, w którym następuje przypomnienie o tym czym jest ten obiekt, aktualizacja jego sensu i znaczenia. Wydaje mi się natomiast, że obiekty kultowe w porządku codziennym, takie, jak łańcuszek z krzyżykiem powieszony na szyi, zbliżają się w swoim statusie do zwykłych obiektów, takich jak np. ulubiona filiżanka. Pełnią podobną rolę, przypominając o tym, że pewne istotne elementy życia nie ulegają przekształceniom, a więc o tym, że mamy pewną ramę, do której możemy się odnieść, stałe punkty orientacyjne, które określają kim jesteśmy. Z perspektywy tej tezy prace Pawła Błęckiego są bardzo ciekawe, bo gest podnoszenia obiektu codziennego do rangi obiektu sakralnego, tak naprawdę odzwierciedla status tych przedmiotów właśnie w porządku potocznym, codziennym. One nie są tak spektakularne jak obiekty kultowe, natomiast wypełniają moim zdaniem bardzo podobną rolę. Tak samo jest w religijności typowo ludowej, która nie jest oparta na głębokiej wiedzy eschatologicznej, ale raczej na praktykowaniu, repetycji, niezmienności.. Nasze codzienne rytuały są więc bardzo podobne w swojej logice, ale też w konsekwencjach, do ludowych praktyk religijnych.
Wydaje się, że jednym z aspektów tej pracy było wskazanie na równy status ludzi i przedmiotów w sieciach zależności, w których wspólnie funkcjonujemy poprzez odprawianie rzeczom zarezerwowanego dla człowieka obrzędu pogrzebowego. W jaki sposób może przejawiać się ta równorzędność ludzi i przedmiotów?
W swojej książce nie starałem się udowadniać, że nie ma różnicy pomiędzy nami a przedmiotami, ale pokazać, że my i przedmioty funkcjonujemy w nierozerwalnym związku, relacji oraz, że tego rodzaju powiązanie jest czymś, co zarówno mnie stwarza, jak i stwarza przedmiot. Na tym polega właśnie ta równorzędność pomiędzy ludźmi, a przedmiotami. Mnie jako człowieka, jako przedstawiciela konkretnego kręgu kulturowego, środowiska, czy też jako niepowtarzalnej osoby nie byłoby gdyby nie obiekty. By rozumieć siebie i siebie doświadczyć musimy dysponować jakimś obiektem, który nas reprezentuje, wobec którego możemy się określić. Takim obiektem może być Bóg, jakaś transcendentna osoba, albo inna jednostka, ale bardzo często jest to właśnie materialny przedmiot, który na co dzień weryfikuje to kim jestem. Wobec niektórych obiektów jestem nieporadny, inne są zrośnięte ze mną i moją biografią, uruchamiają wspomnienia, niektóre mnie irytują i uważam je za zbędne, ale wszystkie one są mi potrzebne jako przedmioty, z którymi jestem powiązany relacjami, które mnie ustanawiają. Nie mam problemu z przyznaniem przedmiotom sprawczości, to mi się wydaje całkiem oczywiste. Pani i ja też funkcjonujemy w pewnej sieci ludzko-przedmiotowej i ta rozmowa jest możliwa dzięki temu, że nie dygoczemy z zimna, widzimy siebie nawzajem, pani ma scenariusz tej rozmowy i dyktafon, wygodnie siedzimy, jest stół, który nas łączy itd. Dlatego też bardzo mi odpowiada idea sprawczości pojawiając się u Alfreda Gella. Ten antropolog, zajmujący się między innymi sztuką, był świadom, że ludzie nie są jedynymi aktorami, którzy posiadają władzę, a więc zdolność do działania. Przeciwnie, przyjmował on, iż władza się przemieszcza od jednego obiektu do drugiego. Raz ja jestem sprawczy prowadząc samochód, a raz ten samochód, kiedy odmawia mi posłuszeństwa, raz sprawczy jestem ja pisząc na komputerze, ale w tej samej chwili sprawcze jest też to urządzenie, bo pozwala mi przeprowadzić ten zamiar, zezwala na to i mi w tym pomaga.
Jakie są pana zdaniem powody zwrotu ku materialności? Jakby pan uzasadnił, skąd się ten ruch dzisiaj bierze?
Najprostsza odpowiedź to wskazanie, że nasze relacje z obiektami materialnymi się zepsuły. Kiedyś były oczywiste, regulowane przez tradycję, obyczaj, ale gdy pojawił się system kapitalistyczny głównym powodem do wytworzenia przedmiotu stał się zysk, efektywność, a regulacje o charakterze kulturowym, obyczajowym, tradycyjnym zaczęły mieć mniejsze znaczenie. Dlatego staliśmy się bezradni wobec przedmiotów – brakuje bowiem ramy regulującej nasze relacje z nimi. Wydaje mi się, że w pewnym momencie zauważyliśmy też, że straciliśmy coś, co można nazwać doświadczeniem własnego ciała. Bardzo wiele z działań, które podejmujemy jest odcieleśnionych. Bardzo wiele czynności takich jak rozmawianie, robienie zakupów, zarządzanie, opieka nad dzieckiem polega na siedzeniu przed ekranem i używaniu bardzo ograniczonego zakresu naszej cielesności. A przecież nie poznajemy świata tylko w sposób rozumowy: świat ma ciężar, zapach, ma swoją konsystencję, jest gęsty, chropowaty, albo gładki. Doświadczanie tych wszystkich własności jest bardzo ważne, żeby świat rozumieć. Niektórym z nas tej kompletności doświadczeń brakuje i próbujemy ją odzyskać, co dobrze widać w powrocie do hand-made, DIY, rynkowo zagospodarowanych kursów prostych czynności- gotowania, uprawy roślin, układania ubrań w szafie czy rąbania drewna..
Czym innym jest ten powrót dla humanistyki, dla nauk społecznych, bo one przez długi czas nie zauważały świata materialnego. Oddały go naukom przyrodniczym, materiałoznawstwu, inżynierom, skupiając się na człowieku rozumianym w odcieleśniony sposób. Powrót do materialności można więc potraktować jako Derridiański kłopotliwy suplement, a więc jako przypomnienie pewnego wypartego lub zapomnianego fragmentu rzeczywistości, które sprawia, że w zupełnie inny sposób zaczynamy rozumieć człowieka i świat. To „zupełnie inaczej” oznacza w tym przypadku rezygnację z antropocentryzmu i uznanie w obiektach materialnych obiektów niezbędnych do tego, byśmy mogli stawać się ludźmi i praktykować nasze człowieczeństwo.
Nazywa pan zwrot ku materialności projektem etycznym. Czy pan postuluje zmianę sposobu postępowania ludzi wobec przedmiotów?
Zachodnia kultura i humanistyka bardzo dużo zrobiły na rzecz dostrzeżenia Innego. Dostrzegły w nim samego siebie, kogoś bardzo podobnego do siebie, nie zaś tylko przedmiot, obiekt działań kolonizacyjnych, ewangelizacyjnych itd., ale kogoś kto przynależy do naszego porządku. Wykonując ten ruch zaczynamy mieć wobec Innego zobowiązania moralne. Jeżeli jest podobny do nas, to powinniśmy traktować go jak tych, którzy są nam bliscy. Wydaje mi się, że ten sam ruch można wykonać w stosunku do rzeczy. Jeżeli zauważamy ich podstawową czy wręcz fundamentalną rolę w budowaniu porządku kulturowego, społecznego, to wydaje mi się, że trudniej jest nam je traktować w sposób, który próbuje nam narzucić rynek, czyli myśleć o przedmiotach wyłącznie jak o ekscytujących, sprawiających przyjemność nowościach. Rynek nakazuje nam nie myśleć o konsekwencjach działań, które wobec przedmiotu podejmujemy. Chodzi więc o to, byśmy zapomnieli o kwestiach ekologicznych, etycznych, o wyzysku, nierównościach, które wiążą się z produkcją, ale też używaniem przedmiotów. Chodzi też o to, byśmy nie widzieli w rzeczach relacji społecznych, których są one efektem i tych, które powstają, gdy zaczynamy ich używać. Rezultatem postulatu etycznego, o którym mówimy miałoby być przede wszystkim uwidocznienie tych relacji, a co za tym idzie budowanie ich w sposób bardziej odpowiedzialny.
Pomyślałem teraz, że taki postulat może wydawać się naiwny, bo ludzkie działanie jest możliwe właśnie dzięki temu, że jest nierefleksyjne. Nasze codzienne życie jest pełne automatyzmów, działamy skutecznie, bo nie zastanawiamy się nad każdą rzeczą. Z drugiej strony wydaje mi się jednak, że powinniśmy myśleć o rzeczach w kontekście politycznym – ich używanie ma zawsze wpływ na Innych. Powinniśmy dostrzegać w obiektach pośredników w relacjach z Innymi. I to jest istota tego postulatu etycznego.
Warto podkreślić, iż łatwo jest pomylić realizację tego postulatu z tzw. muzealizacją. Zjawisko to pojawia się dziś, a więc w momencie kiedy nie jesteśmy pewni, co będzie w przyszłości. Jeżeli tego nie wiemy staramy się zachować wszystko, dosłownie wszystko, każdy z możliwych obiektów, nadając mu ten specjalny status obiektu kontemplacyjnego, czegoś co przenosi pamięć o przeszłości. Zjawisko to wcale nie wynika z tego, że mamy do obiektów rosnący szacunek, że doceniliśmy ich rolę. To raczej strategia obrony przed straceniem czegoś, co może kiedyś okazać się ważne, a więc bardzo egoistyczna strategia dostosowania do życia w niezrozumiałym, splątanym świecie. Dlatego też traktuję prace Pawła Błęckiego jako stawiające niezwykle istotne pytanie o to, kto powinien decydować o muzealizowaniu, czyli unieśmiertelnianiu rzeczy, a więc w istocie o to, kto powinien zarządzać zbiorową pamięcią. W tym kontekście ten cykl jest niezwykle subwersywny jako bardzo prywatna strategia zapamiętywania, przypominania idąca w poprzek ideologicznym hierarchiom ważności.
Zastanawiam się czy historia przedmiotu, który pana zainspirował i przedmiotów inspirujących Pawła Błęckiego może być przykładem sposobów radzenia sobie z tym samym problemem, spostrzeżeniem, rodzajem fascynacji materialnością naukowca pracującego w ramach znanych swojej dziedzinie metod badawczych i artysty, który właściwym sobie sposobem badania rzeczywistości musi poszukiwać odpowiedzi w polu sztuki.
Sztuka zawsze miała funkcję otwierania czarnych skrzynek, zestalonych znaczeń i sensów, ale też przywracania tego, co wyparte przez społeczeństwo, co przez nie zapomniane, również w odniesieniu do naszych relacji z przedmiotami. Z drugiej strony porządek społeczny może istnieć o ile większość z nas zawęża możliwe sposoby używania obiektów materialnych do pojedynczego sposobu ich wykorzystywania. Porządek kulturowy może istnieć o ile w krześle widzimy krzesło i raczej na nim siadamy, niż używamy go jako stołu albo broni. Wydaje mi się, że to co jest najważniejsze w sztuce pod jej względem społecznym to fakt, że ona doprowadza do rozszerzenia tego bardzo wąskiego sposobu widzenia rzeczywistości, bo to prowokuje zmianę, ale też wskazuje na źródła ograniczeń dla naszej wolności. Często ją tracimy, bo wybieramy bezpieczeństwo, które daje nam funkcjonowanie w samozrozumiałym świecie, a więc w takim, w którym postrzegamy obiekty materialne tak, jak nakazuje nam porządek.
Jak różne są pana zdaniem sposoby, którymi posługują się sztuka i nauka?
Wydaje mi się, że tutaj zasadniczej różnicy nie ma. Często błędnie myślimy o nauce jako takiej działalności, która realizuje się w pewnym reżimie prawdy, procedur, metodologii. Tak jest pewnie z jednej strony, ale z drugiej strony podobnie jak w sztuce ogromną rolę odgrywają wyobraźnia, umiejętność transgresywnego myślenia, intuicja, zewnętrzne impulsy, które do nas docierają. Problemem, z którym się borykamy jest raczej fakt, że doprowadziliśmy do ufundowania tak głębokich podziałów dyscyplinarnych i tak wysokiego stopnia specjalizacji, że tracimy z oczu tego rodzaju podobieństwa.
W tym kontekście chciałam zapytać o to w jaki sposób pan w swoich tekstach posługuje się przykładami z pola sztuki. Czy one pojawiają się w takiej roli w jakiej pojawiłby się np. cytat naukowy z innego badacza?
Te przykłady mają dla mnie fundamentalne znaczenie, dalece wyrastające poza rolę ilustracyjną czy ornamentu ubarwiającego wywód. Większość rzeczy, które napisałem, jest inspirowana bardzo konkretnymi dziełami artystycznymi. Przykłady, które się pojawiają we wstępach poszczególnych rozdziałów zawsze były punktem wyjścia do ich napisania, impulsem do zobaczenia czegoś czego wcześniej nie widziałem. Przyznaję, że bardzo instrumentalnie traktuję sztukę. Bez niej nie mógłbym pracować, ona jest główną inspiracją dla tworzenia tekstów naukowych. Nauczyłem się też jednak, że nigdy nie da się tego robić na siłę. To musi przyjść w sposób spontaniczny, dlatego też prace, które przywołuję to nie są szczególnie powszechnie znane dzieła, ale raczej takie, na które się natknąłem szukając czegoś innego, a które mnie jakoś zafascynowały, które okazały się…
Pobudzające?
Właśnie. Może taka powinna być rola sztuki.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Paweł Błęcki
- Wystawa
- Życie przedmiotów
- Miejsce
- Lookout Gallery
- Czas trwania
- 10.12.2015 – 2.01.2016
- Osoba kuratorska
- Katarzyna Różniak
- Strona internetowa
- lookoutgallery.pl