Prosimy nie kupować. Dom Mody Limanka w Muzeum Sztuki w Łodzi
Jo Spence była feministyczną, radykalną fotografką, która w Thatcherowskiej Wielkiej Brytanii tworzyła zjadliwe, poruszające, a często też szokujące społecznie, zaangażowane fotografie, będące komentarzem do groteskowej sytuacji politycznej. Pokazywała systemowe, zaplanowane gnębienie całych klas społecznych, narażonych na biedę, patologię, dziedziczone z pokolenia na pokolenie bezrobocie, społeczną degrengoladę, choroby, alkoholizm, brak opieki medycznej, brak mieszkania.
W słynnej pracy Najdoskonalszy produkt kapitalizmu (w hołdzie Johnowi Hartfieldowi) Spence sfotografowała się gdzieś w małomiasteczkowej Anglii, przed witryną sklepu noszącego ślady kryzysu, z szyldami reklamującymi tanie loty i tandetną suknię ślubną. Artystka trzyma tabliczkę z napisem „Wezmę (prawie) każdą pracę”. To nawiązanie do pracy Heartfielda z 1931 roku, która odnosiła się do kryzysu ekonomicznego weimarskich Niemiec. Tych samych, które wkrótce po tym pogrążyły się w mrokach faszyzmu. Spence odnosiła się do mniej mrocznych, ale równie przygnębiających czasów, kiedy w Wielkiej Brytanii było 3 mln bezrobotnych, rosła przestępczość, homofobia i rasizm. Bieda rozwalała rodziny i demoralizowała całe społeczności.
Piszę o tym wszystkim, bo Najdoskonalszy produkt kapitalizmu jest jedyną pracą Spence w kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi. Teraz praca ta została przeniesiona jako hasło na tiszercie przez Dom Mody Limanka, który właśnie otworzył w Łodzi wystawę Nowa kolekcja. To tytuł dwuznaczny: wystawa DML jest nie tylko prezentacją kolekcji własnej, ale także pierwszą odsłoną Prototypów, serii wystaw, na których zaproszeni artyści mają reinterpretować kolekcję łódzkiego muzeum. DML spełnia to założenie z naddatkiem.
Nigdy nie czuję się tak bardzo paniusiowato i nieadekwatnie, jak wtedy, kiedy przyjeżdżam do Łodzi na wystawę w Muzeum Sztuki. Żeby w piątkowy lutowy wieczór dostać się do muzeum z niedawno odbudowanego, bombastycznego dworca Łódź Fabryczna, muszę przejść przez kilkanaście rozwalonych ulic, potknąć się kilka razy i o mały włos nie wpaść w dziurę w chodniku, ugrzęznąć w błocie, bo akurat trwają kolejne rozkopy, minąć dwadzieścia pięć sklepów monopolowych, osiemdziesiąt Żabek, sklepów „wszystko po pięć złotych”, pustych, zbankrutowanych i nieremontowanych od lat lokali, chiński bazarek z badziewiem, muszę natknąć się kilkukrotnie na grupkę pijanych dresiarzy, którzy coś za mną krzyczą, a przy okazji przemarznąć potwornie, bo akurat tego dnia postanowiła wrócić zima, w końcu – dobić do znajdującego się tam ni w pięć, ni w dziewięć absurdalnego centrum handlowego Manufaktura, tudzież do białej, eleganckiej fasady starego muzeum przy Więckowskiego.
Hajp na DML jest taki, że mogliby oni pokazać w Muzeum kupę ścinków, a i tak odnieśliby sukces. Jest to jednak hajp całkowicie zasłużony.
Jednak dziś to ja czuję się najmniej glamour i najbardziej żałośnie, ponieważ trwa wernisaż Domu Mody Limanka. Na wejściu stoi więc kolejka młodych, pięknych ludzi w najlepszych ubraniach, która bardziej przypomina kolejkę na Wixapol, Brutaż albo voguegingowy Bal u Bożeny niż wernisaż sztuki. A ja się w ogóle na to nie przygotowałam. A chyba powinnam, bo DML to w końcu nie tylko artyści i projektanci, ale także posiadający tysiące followersów influencerzy na Instagramie: projektant Tomasz Armada, odpowiedzialny głównie za stylizację i grafikę, fotograf Kacper Szalecki, malarka i performerka Sasa Lubińska oraz projektantka i feministyczna influencerka Dominika Ciemięga. Wszyscy bardzo różni, ale też zdolni do niebywałego kolektywizmu i współpracy, co od razu widać przy tak dużym przedsięwzięciu, jakim jest wystawa w Muzeum Sztuki. Tytułowych prototypów było sto kilkadziesiąt, a szycie trwało kilka miesięcy non stop. Bez wzajemnej pomocy, wsparcia i położenia wszystkich rąk na pokład takiej wystawy po prostu nie dałoby się zrobić.
Tłumek przygotowuje mnie na wrażenia, które zastanę w środku. Najlepiej oddać je tak: podczas wyprzedaży w H&M czy Zarze klienci orientują się nagle, że znaleźli się w jakimś socjalistycznym Vitkacu. Tak się czułam na wystawie DML. Na inspirowanych pracami z kolekcji Muzeum Sztuki strojach widnieją metki z napisem „prosimy nie kupować”. Dla fashion victims sytuacja jak z koszmarnego snu. Jak zakaz wchodzenia do ZOO w Muminkach albo zakaz jedzenia słodyczy dla Alicji, która przeszła na drugą stronę lustra do Krainy Czarów. Nie wolno konsumować! Tylko tym razem zaporowa nie jest cena, a kontekst. DML, który przygotował bardzo profesjonalną kampanię modową swojego podseksowanego na potrzeby wystawy „brandu”, postanowili iść dokładnie na przekór oczekiwaniom i stworzyć coś doskonale bezużytecznego i antyrentownego.
Tłumek więc z wyraźnym szmerem rozczarowania, ale też szaleństwem typowym dla pierwszego dnia sezonu wyprzedaży, zdzierał z wieszaków, mierzył i oczywiście strzelał też selfie. Zgodnie z planem: DML stworzyli strefę przymierzalni i selfie, aby goście mogli od razu szerować swoje wizerunki na Instagramie. Hasztag Limanki był dla ułatwienia od razu nadrukowany na lustro. Hajp na DML jest taki, że mogliby pokazać w Muzeum kupę ścinków, a i tak odnieśliby sukces. Jest to jednak hajp całkowicie zasłużony. DML jak prawie nikt z młodych polskich artystów instynktownie czuje współczesność z jej nachalnym utowarowieniem i wręcz pornografią młodości i buntu, a Tomasz Armada, główny projektant, zrozumiał, że moda jest po prostu branżą, jednym z największych przemysłów na świecie, czymś, co najbardziej nakręca konsumpcję i produkcję, oraz prawdopodobnie najbardziej, obok produkcji mięsa, przyczynia się też do zniszczenia środowiska, powiększania się różnic między bogatymi a biednymi, rozwarstwienia społecznego, utowarowienia wizerunków i zamiany „ja” w rzecz pożądającą innych rzeczy.
DML kumają to i mają w małym paluszku, a zarazem są po prostu czwórką młodych ludzi mieszkających w Polsce, którzy próbują utrzymać się z tego, co kochają i zrozumieć rzeczywistość wokół siebie. Wystarczy spojrzeć na ich Instagramy: sztuka poszczególnych członków DML najczęściej oscyluje wokół realizmu magicznego. Queerowe, wystylizowane zdjęcia Kacpra Szaleckiego, zaczarowujące codzienną rzeczywistość; wielkoformatowe płótna Sasy Lubińskiej, nawiązujące do malarstwa gotyckiego, które ktoś niechętny mógłby nazwać kiczem, ale które widziane na żywo mają siłę podobną do Modzelewskiego i Sobczyka z lat 80.; ciało-pozytywne wpisy Dominiki Ciemięgi, jej akceptacja siebie, radość i odważne stylizacje – jak dla mnie jest ona najbardziej przekonującą twarzą tzw. selfie-feminzmu (jeśli takowy jeszcze istnieje). No i Armada: balansujący między konceptualnym podejściem do mody, chęcią wyśmiania narcyzmu współczesnych mediów, odważnie grający ze swoją nieheteronormatywną cielesnością, gotowy zagubić się między uwierzeniem w plastikową rzeczywistość sukcesu a jej krytycznym odrzuceniem. DML miotają się artystycznie, może jeszcze nic naprawdę dobrego nie wyprodukowali. Jednak plastikowatość mieszająca się ze wzniosłością i pochwała kiczu dużo lepiej opisują sytuację, w jakiej się dziś znaleźliśmy niż szlachetny minimalizm i konceptualizm à la lata 70. Limankowcy powinni nadal badać rzeczywistość na chybił trafił, po omacku, popełniać błędy, a dzięki temu – uczyć się.
Pozostają przyziemne problemy ekonomiczne: mimo pierdyliarda wywiadów w mediach, nikt DML nie płaci, chociaż z ich pięciu minut sławy korzystają media i ich właściciele. DML pragną tworzyć, odkrywać dla siebie nowe aspekty samej sztuki i mody, a nie tylko cedzić szyderę z lajfstajlu, z przemysłu modowego, kręcić bekę z „Vogue”, z luksusu i blingu. Rozumieją jednak, że na razie rynek, hajp i szpan są kapitałami w artworldzie i fashion worldzie, które oczywiście kochają ich przede wszystkim za „autentyczność”. To nie przypadek, że pisma w rodzaju „F5” czy „Vogue” zaczęły interesować się Armadą i spółką po jego kolekcji mody sarmackiej albo dumnie prezentującej jego małomiasteczkowe korzenie i atrybuty polskości, których projektant całkiem słusznie kompletnie się nie wstydzi, a nawet je celebruje. Jednak nie łudźmy się, że moda na disco polo, małomiasteczkowość i „wiejskość” jest czymkolwiek więcej, niż tylko chwilową zajawką, zabawką i rozrywką, która za pięć sekund zmieni się w coś innego. I wtedy, co DML doskonale wie, skończy się medialna uwaga.
Na wystawie jest właściwie każdy aspekt łódzkiej kolekcji: awangardowy, zaangażowany, feministyczny, modernistyczny, ale w lekkiej, sparafrazowanej za pomocą współczesnego fast fashion formy – zamiast tradycyjnych podpisów na ścianach, zabawne deskrypcje prac znajdowały się na przyszpilonych do ubrań metkach.
DML o tym wie, dlatego gra o znacznie wyższe stawki. Gra o sztukę przez duże S, o piękno, o autentyczność, ale na własnych zasadach. Zdaje się to pokazywać wybór przeznaczonych do przeróbek prac. Jest tu Kobro i Strzemiński, jest Fangor i jego ikoniczne Postaci, zarówno jako sukienka kosmopolitycznej elegantki w okularach, jak i workwearowy niebieski kaftan przodowniczki pracy – jak się dowiedziałam, jedyny ciuch, który ktoś ukradł podczas wernisażu! To dwie strony projektu Dom Mody Limanka, który kocha glamour i modę, ale jest też zdecydowanie lewacki w poglądach. Przykładem przeniesienie na ciuchy ulicznego ogłoszenia o pracę, które Elżbieta Jabłońska kilka lat temu zleciła do wyhaftowania – za przeciętną stawkę godzinową – odnalezionej autorce anonsu. Limankowcy przenieśli pracę Jabłońskiej na typowy „radykalny podkoszulek”, z całą ambiwalencją, jaka temu towarzyszy. Ale to ciągle społeczny sprzeciw przeciwko biedzie i wyzyskowi. DML są więc świadomi utowarowienia buntu i politycznego radykalizmu, choć jednocześnie w ich podejściu nadal jest za dużo buńczuczności, chęci prowokowania. Na przykład na wernisaż przyszli ubrani-przebrani za obsługę Zary, w typowych minimalistycznych czarnych i białych koszulach, z tym że kupili je wcześniej w TK Maxxie, zachowując przy tym metki, które dumnie prezentowali, gdyż następnego dnia planowali ciuchy oddać do sklepu. Mam nadzieję, że to nie tylko tani żart, ale przede wszystkim próba radykalnej, ironicznej obrony kolektywu przed staniem się perfekcyjnym produktem kapitalizmu – obrony wspomnianego „ja”.
Na wystawie jest jeszcze feministyczny body art, są „landartowe” sukienki Teresy Tyszkiewiczowej, jest beka z zabiegów upiększających i kapitalistycznego przymusu pokazywania swojego jędrnego ciała w postaci sportowego stanika Przyśpieszający biust, ale jest też absurdalny włochaty stanik inspirowany pluszowymi instalacjami duetu Kijewski/Kocur. Jest właściwie każdy aspekt łódzkiej kolekcji: awangardowy, zaangażowany, feministyczny, modernistyczny, ale w lekkiej, sparafrazowanej za pomocą współczesnego fast fashion formy – zamiast tradycyjnych podpisów na ścianach, zabawne deskrypcje prac znajdowały się na przyszpilonych do ubrań metkach.
Dlatego niech nie zwiedzie kogokolwiek moja nihilistyczna wyliczanka łódzkich patologii na początku tekstu: Łódź jest po prostu perfekcyjnym odbiciem patologii polskiego kapitalizmu, ale też Limankowcy to rozpoznają, identyfikują się z tym i nie wyobrażają sobie siebie w żadnym bardziej uładzonym miejscu. Ja też, szczerze mówiąc, zupełnie ich sobie tam nie wyobrażam. Są zbyt inteligentni, zbyt kreatywni, żeby osiąść w jakichś magazynach czy firmach modowych, ich miejsce zdecydowanie jest w sztuce i modzie rozumianej jako sztuka albo krytyczne haute couture. DML zrobiło wystawę o tym, jak w schyłkowych czasach kapitalizmu nie „sprzedać duszy”, jakkolwiek kiczowato i staromodnie miałoby to zabrzmieć. DML o coś chodzi, ich młodzi fani to czują, wiedzą, że nie powinni nabierać się na hajp drogiego badziewia z MISBHV, na post soviet chic, modę na biedę i cały ten szajs. I dlatego pchali się przez trzy godziny do Muzeum tak, że podobnie jak w Zarze lub H&M zamknięcie trzeba było ogłaszać przez megafon.
Agata Pyzik – dziennikarka i krytyczka sztuki, publikuje teksty o tematyce politycznej, artystycznej, muzycznej i kulturalnej. Zajmuje się artystyczną i kulturalną historią Europy Wschodniej końca XX wieku pod wpływem socjalizmu i wschodzącego, neoliberalnego kapitalizmu. Autorka 2 książek: historii zimnej wojny Poor but Sexy (2014) i memuaru Dziewczyna i pistolet (2020). Jej teksty ukazywały się w Szumie, Dwutygodniku, „The Wire”, „The Guardian”, „Artforum”, „frieze” i in.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Dom Mody Limanka
- Wystawa
- Dom Mody Limanka. Nowa Kolekcja
- Miejsce
- Muzeum Sztuki w Łodzi, ms1
- Czas trwania
- 22.02–21.04.2019
- Osoba kuratorska
- Maria Morzuch
- Strona internetowa
- msl.org.pl