Problem estetyzacji. Po co Katowicom street art?
Śląsk. Katowice. Jeden z tych gorących majowych dni, podczas których jeszcze trudniej przejść przez rozkopany do granic możliwości miejski rynek. Ma być lepiej, ładniej, czyściej, w końcu mają się pojawić deptaki, może nawet ścieżki rowerowe. Wszystko w budowie. Miasto się zmienia, tu coś wyburzą, tam coś nowego postawią. Wszechobecny szary pył, żwir i piach, komunikacyjny bałagan – taki jest koszt przebudowy i modernizacji miasta. No i wszystko pięknie, bo Katowice mają aspirację, mimo przegranej w staraniach o tytuł ESK, do bycia nowoczesnym i przyjaznym miastem. I to nie tylko dla mieszkańców, ale i dla szeroko rozumianego przemysłu kreatywnego. Czy to możliwe, że w regionie węgla i znacznego bezrobocia obudził się głód estetyzacji i potrzeby obcowania ze sztuką i kulturą współczesną?
Wiadomo, od dawna odbywają się tu znane festiwale: Ars Cameralis, przeniósł się z Mysłowic Off, jest i Tauron Nowa Muzyka (nota bene też przeniesiony z innego miasta – Cieszyna), są i teatralne Interpretacje. I jest Katowice Street Art Festiwal, który właśnie w ten upalny majowy dzień zorganizował w mieszczącej się właściwie w centrum wielkiej budowy galerii BWA dwudniową debatę Rozprzestrzenienie. Miała ona przyjrzeć się szeroko rozumianej sztuce w przestrzeni miejskiej. I bardzo dobrze, że impuls do podjęcia na szerszą skalę tego wątku wyszedł właśnie stąd. Bo Katowice, jak i cały Górny Śląsk upatrują w wspieraniu kultury szansy na powtórzenie efektu Bilbao. Jednak czy słusznie? Czy tym samym nie wpadają w kolejny modernistyczny mit? Takie właśnie myśli kotłowały mi się w głowie, gdy zmierzałam do BWA aleją Korfantego. Dlatego też nie chciałabym tu szczegółowo streszczać, co powiedzieli uczestnicy panelu, ale raczej przyjrzeć się temu, co owa debata może dać samemu festiwalowi oraz zmieniającemu się miastu.
Sama debata zbudowana była wokół trzech głównych osi: asymilacji sztuk przestrzennych, pytania o to, czy street art znajduje się poza oficjalnym obiegiem i o jego strategie oraz funkcjonowanie w przestrzeni miasta. Do udziału w dyskusji organizatorzy zaprosili Andrzeja Szczerskiego, Karolinę Plintę, Stacha Szabłowskiego, Joannę Stembalską, Cezarego Hunkiewicza, Mateusza Ściechowskiego, Mikołaja Iwańskiego i Piotra Sikorę. Co ciekawe, większość z nich na co dzień nie zajmuje się street artem, dzięki czemu dyskusja nie była hermetyczna, ale wskazała na pewne trudności znamienne dla tego rodzaju aktywności twórczej. Już sam problem pojawia się w momencie próby zdefiniowania tego, czym jest street art. Czy może być wszystkim tym, co znajduje się poza instytucjami sztuki, jak proponował Stach Szabłowski? I oczywiście, można by przyjąć taką definicję, ale czy np. Tęcza Julity Wójcik jest street artem, albo Palma na Alejach Jerozolimskich w Warszawie? Z kolei Joanna Stembalska i Cezary Hunkiewicz wskazywali bardziej na intencje artysty, czyli w przypadku street artu nielegalność powstających obiektów. W takim razie pojawia się tu kluczowe pytanie, czy prace powstające na zamówienie instytucji, festiwali, władz miasta są dalej street artem? Czy już samo umieszczenie obiektu artystycznego w przestrzeni publicznej szufladkuje go, jako przejaw sztuki ulicy? Czy może potrzeba tu czegoś więcej? Według Hunkiewicza kluczowa jest nie tylko forma, lub technika dzieła, lecz potencjał krytyczny pracy. I tu pojawia się pytanie, które dobrze znamy również z dyskusji o sztuce współczesnej. Czy władza dysponując środkami publicznymi ma prawo wpływać na proces produkcji artystycznej? Na ile sztuka powinna zachować swoją niezależność i autonomię?
Odnosząc to do street artu, dużo krytyków i kuratorów narzeka, że powstające podczas festiwali murale nastawione są głównie na estetykę. Ten zarzut wydaje się trochę nieuzasadniony, biorąc pod uwagę chociażby powstały w Katowicach mural Michała Wręgi i Daniela Kalińskiego, który wywołał znaczne protesty mieszkańców ulicy Drzymały. Rozpętała się wówczas dyskusja o to, co może znajdować się na muralach oraz o potrzebę podejmowania w tej kwestii konsultacji społecznych. Podobna sprawa miała miejsce w przypadku pracy Grzegorza Drozda i Alicji Łukasiak na warszawskiej Pradze, czy też w Krakowie przy okazji muralu BLU. Kwestie te wybrzmiały również na katowickiej debacie.
Murale są bardzo często wykorzystywane zarówno przez władze miejskie jak i samorządowe, jako jeden z elementów ich kampanii wizerunkowej. I bądź co bądź ta tendencja jest bardzo widoczna w samych Katowicach. Wraz ze staraniami o tytuł ESK 2016 na fasadach kamienic i obdrapanych ścianach zaczęły się pojawiać wielkoformatowe malowidła. Stały się one niejako synonimem bardzo powierzchownej rewitalizacji miasta, bo niestety trudno mówić o jakiejś znacznej poprawie jakości życia przez pojawienie się kolejnego elementu dekoracyjnego. Jednak zdaniem Andrzeja Szczerskiego ta estetyzacja może w dłuższej perspektywie odnieść pozytywny skutek. Na co wskazywał również Mikołaj Iwański, który podkreślał, że artyści powinni przede wszystkim współpracować z mieszkańcami, a nie samą architekturą. Dzięki kolektywnym działaniom street art mogą wyłamać się z kliszy łatwej estetyzacji narzuconej przez władzę. Dlatego tak ważna jest współpraca z mieszkańcami, włączenie ich w proces powstawania samego dzieła i tylko wówczas jest to relacja partnerska. A nie kolejny przejaw odgórnej władzy. Zdaniem Iwańskiego jest to najgorsza opcja z możliwych, bo wówczas powstały obiekt postrzegany jest jako coś obcego i może ulec łatwemu zniszczeniu. W tym procesie jest również ważna świadomość samego artysty, który jak podkreślał Iwański, powinien skupiać się nie tyle na samym procesie tworzenia obiektu, ale na nazywaniu problemów, jakie trawią społeczność, z którą współpracuje w danym momencie.
Dlatego tym bardziej interesuje mnie ewentualny rozwój festiwalu w tą stronę w kolejnych edycjach. Bo oczywiście duże realizacje, kolejne gwiazdy street artu wykonujące swoje murale w Katowicach to ważny element wizerunkowy, ale powinien być on podparty tzw. pracą u podstaw. Mogłoby się to opierać na włączaniu do współpracy innych podmiotów tak, aby wspólnie wspierać długofalowe procesy. Dużym plusem jest więc współpraca festiwalu w zeszłym roku z mieszczącym się na Załężu Domem Aniołów Stróżów czy tegoroczna z Centrum Zimbardo na Nikiszowcu. Oczywiście pytanie o granicę pomiędzy wypowiedzią artystyczną a działaniem czysto społecznym, pojawia się samo. Szczerski, jako jeden z pozytywnych przykładów, wskazał działania Pawła Althamera na Bródnie, które faktycznie integrowały ze sobą mieszkańców. I tutaj znów pojawia się problem, który wszyscy dobrze znamy z poletka sztuki zaangażowanej. Po co w rzeczywistości powstają te prace? Co realnie zmieniają? Kto jest ich faktycznym adresatem? Władza, która cieszy się z nowego wizerunku? Czy nowa wielkomiejska młodzież, która uczestniczy w rowerowych wycieczkach i robi sobie urocze selfie? A może jednak zmieniają życie, zmęczonych szarą rzeczywistością mieszkańców?
Bez wątpienia takie miasta jak Katowice potrzebują street artu, ale rozumianego jako ciąg działań, które przez sztukę aktywizują lokalną społeczność. Oczywiście podczas debaty poruszono jeszcze wiele innych wątków. Uczestnicy zastanawiali się nad kwestiami urynkowienia sztuki ulicy, jej nieobecności w głównym obiegu oraz nad potencjałem relacji street art – sieć internetowa. Jednak wychodząc z BWA mój wzrok skierował się mimowolnie w stronę kolejnego katowickiego placu budowy- tzw. Strefy Kultury. Wokół niej powoli zaczyna się toczyć kolejna miejska dyskusja. Ta wielka inwestycja pokazuje doskonale, w którą stronę zmierza polityka kulturalna miasta. Tak, Katowice chcą być wielkie architekturą, chcą wielkich budowli, wielkich instytucji, które przyciągną tłumy turystów z całego świata… Tylko co z treścią, która ma wypływać z tych miejsc? Dlatego tak ważne były obecne w BWA głosy o świadomym oddolnym działaniu.
Są to oczywiście wątki dotyczące bardziej złożonego zagadnienia, jakim jest obecność każdego rodzaju sztuki w przestrzeni miejskiej. Nie mniej jednak, jest to kwestia, którą organizatorzy tego typu imprez powinni przemyśleć i poddawać dalszej dyskusji, tym bardziej że w tym roku festiwal zyskał nowego dyrektora artystycznego – Marcina Gołębiewskiego. Pozostaje śledzić kolejne edycje festiwalu, by sprawdzić czy to co wypracowano podczas tych dwóch dni, zostanie przekute w realne działania. Bo to od organizatorów w dużej mierze zależy, czy street art stanie się kolejnym miłym i ładnym elementem, czy aktywnym narzędziem domagającym się zmian w codziennym życiu metropolii i miast.
Rozprzestrzenienie. Funkcjonowanie street artu w przestrzeni publicznej wraz z jego jednoczesną (nie) obecnością w zakresie krytyki artystycznej, debata w ramach Katowice Street Art Festiwalu, BWA Katowice, 22-23.05.2014.
Uczestnicy: Andrzej Szczerski, Stach Szabłowski, Karolina Plinta, Joanna Stembalska, Cezary Hunkiewicz, Mateusz Ściechowski, Mikołaj Iwański, Piotr Sikora. Moderacja: Piotr Sarzyński.
Marta Kudelska – kuratorka, krytyczka sztuki. Członkini Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Na co dzień pracuje w Katedrze Kultury Współczesnej w Instytucie Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego. W praktyce kuratorskiej i badawczej interesuje się zagadnieniami związanymi przede wszystkim relacjami sztuki współczesnej z magią, grozą, okultyzmem i ezoteryką, ale także strategiami kuratorskimi, młodą sztuką i refleksją wokół instytucji sztuki.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Tytuł
- Katowice Street Art Festiwal
- Czas trwania
- 16-25.05 2014
- Osoba kuratorska
- Marcin Gołębiewski, Michał Kubieniec
- Strona internetowa
- katowicestreetartfestival.pl