Prawda w mojej głowie chciałaby wygrać z pięknem. Rozmowa z Zuzą Krajewską
Bardzo ucieszyło mnie to, że punktem odniesienia dla Twojej wystawy w BWA Warszawa Przesilenie jest serial „Girls”, ważny dla mnie oraz dla dziewczyn z mojego pokolenia. Jakiego typu był on dla Ciebie inspiracją?
Bardziej niż inspiracją był dla mnie potwierdzeniem tego, co od roku wydarzało się w moim życiu. Mam na myśli zbliżenie do dziewczyn, i do dziewczyńskiego świata. „Girls” zaczęłam oglądać od tyłu, od drugiego sezonu. Potem obejrzałam pierwszy odcinek i nie mogłam opanować śmiechu. To było niesamowite. Serial zaczyna się od tego, że dwie dziewczyny śpią razem w łóżku, co zdarzało mi się przez ostatni rok dość często. Takie spanie z dziewczynami, które nie ma podtekstu seksualnego, ale jest wyrazem bliskości, też fizycznej.
Po obejrzeniu zdjęcia Primavera zdziwiło mnie jednak wyrafinowanie sytuacji, które przedstawia. Dziewczyna leżąca wśród płatków kwiatów? To nie zdarza się w życiu. Bohaterka „Girls” leżałaby raczej w wymiocinach.
Ależ to jest autentyczna historia! Dziewczyna w głębi fotografii to Rusłana. Wszystko, co leży na łóżku oraz wokół łóżka jest prawdziwe. Historia tego zdjęcia wydarzyła się naprawdę, jak zresztą wszystkich prezentowanych w BWA. Primavera to jest po prostu poranek po mojej imprezie urodzinowej. Rusłana jest gospodynią domową. Osobą, która sprząta u mnie i towarzyszy od dwunastu lat. Jest moją ukraińską siostrą. Nie przez więzy krwi, ale przywiązanie. Jest ze mną prawie w każdej istotnej chwili. Zdjęcia te są inscenizowane, ale w warunkach w których sytuacje albo się wydarzały, albo mogły się wydarzyć. Sala konferencyjna w której zrobiłyśmy Krąg kobiet to nie jest dokładnie ta sama sala. Mając świadomość, że pewne rzeczy nie są fotografowalne wybieram inne, ale zachowuje te same parametry. Krąg kobiet w którym ja uczestniczyłam był dużo większy, ponieważ brało w nim udział trzydzieści kobiet.
Czyli pierwowzorem historii Primavery jesteś ty i Rusłana?
Tak, w tym zdjęciu widać naszą bliskość. Ona patrzy z typową dla siebie troską na mnie. Rusłana zawsze tak na mnie patrzy! Między nami jest ogromna intymność i obustronne zaufanie. To jest taki trochę siostrzano – matczyny kontakt.
Dwie kobiety, jedna troszczy się o drugą?
Tak, ale w sytuacji, kiedy na co dzień jesteście zupełnie inne. Dwiema odrębnymi, na pozór nie stykającymi się bytami. Ja pewnie jestem skomplikowana i rozpuszczona w rusłanowym pojęciu. Między naszymi światami są ogromne kontrasty, ale świetnie się łączymy i rozumiemy.
Jaką opowieść kryje się za zdjęciem Histeria? Z Anastazją w wannie i jej towarzyszkami, które wyglądają jakby odgrywały kult nimfy.
Na zdjęciu widzimy oczyszczający rytuał. Anastazja po straszliwie trudnym emocjonalnie dla niej zdarzeniu, zadzwoniła do swoich trzech koleżanek i jednego geja, czyli po swoje cztery koleżanki (śmiech), żeby przyszły ją ratować. Posypały się telefony i smsy pełne rozpaczy, że nie da sobie rady i żeby natychmiast ktoś do niej przyszedł. To był moment cierpienia w którym totalnie potrzebujesz drugiej osoby. Zrobiłyśmy różne zdjęcia, w drastycznych pozach. Ona krzyczała, wstawała. Przypominało to poród. Odtworzyłyśmy to wszystko. Wybrałam akurat to zdjęcie, bo jest najspokojniejsze, najmniej porodowe, ale myślę, że palce Anastazji wczepione w krawędzie wanny mówią wszystko. W tych palcach jest tyle, że już nie potrzebowałam, żeby krzyczała. Chciałam złapać moment zawieszenia pomiędzy ekstremami.
Dlaczego nie zdecydowaliście się od razu dodać do zdjęć informacji, że są to rekonstrukcje i opisać ich historii? Dzięki temu zdjęcia zyskują i są ciekawsze.
Nie wiem. Zrobię to chyba zaraz! Jestem trochę niesfornym bytem, to wynika pewnie z tego, że za dużo pracuję. Nie mam tygodnia, w którym nie byłoby trzech sesji.
O co chodzi w figurze kręgu kobiet, w której brałaś udział? Krąg ze zdjęcia przypomina gest złączenia sił i wsparcia, podobny do tego, który widzimy u sióstr w zakończeniu filmu „Melancholia” Larsa von Triera.
Krąg to powrót do plemiennych, rytualnych oczyszczających zgrupowań. Ćwiczeń polegających na zbliżaniu się, otwieraniu się na siebie. Połączenie energii kobiecej i wszystkiego co ona generuje. To było dla mnie coś nowego, ponieważ rzadko robię tak bogate w szczegóły zdjęcia. Moja praca właściwie tego nie wymaga, zresztą nie interesuje mnie inwentaryzacja przestrzeni. To są brutalne obrazy, łazienka jest brzydka. Są estetyczne, ale niektóre nie są przyjemne. Ja tego na co dzień nie robię, nie fotografuję kuchni w boazerii, starych łazienek i normalnych ludzi. Dlatego to było dla mnie coś wyjątkowego. Medium, które wykorzystywałam też było dla mnie wyjątkowe, ponieważ prawie nie używałam oświetlenia. Światło było naturalne, długie czasy naświetlania. Naprawdę świetnie się pracowało przy tych fotografiach, one wymagały maksymalnego skupienia. To było ekstra. Nie było tak jak zwykle. Z Bartkiem Wieczorkiem jesteśmy mocno wytresowani, jesteśmy szybcy. Tutaj była kontemplacja.
Skąd się wziął pomysł na rekonstrukcje?
Rekonstrukcje zaczął mój tata. Kiedyś miałam poważny wypadek samochodowy na wale we wsi nomen omen Piekło, pod Malborkiem. Uszkodziłam sobie wtedy rękę i bark, ale tak naprawdę byłam o krok od śmierci. Samochód minął drzewo, przewrócił się i zatrzymał na skraju wału, wyleciałam przez okno w dół. Zresztą wszyscy byliśmy wtedy nieźle poturbowani. Mój ojciec ma specyficzne poczucie humoru, którym rozbraja traumatyczne sytuacje. Dla niego nie ma tematów tabu. Rok temu zaproponował, żebyśmy z okazji moich urodzin pojechali odtworzyć wypadek we wsi Piekło. Mam nawet dokumentację z tej wycieczki. Kazał mi się położyć w rowie, do którego wpadłam i ustawić się tak jak w chwili wypadku. On fotografował mnie, a całą tę sytuację dodatkowo fotografowała moja siostra. Przyjechałam z tą rekonstrukcją do Warszawy i zaproponowałam Bartkowi Wieczorkowi, żebyśmy odtwarzali ważne dla nas wydarzenia. Przesilenie wpisuje się w tą konwencję. Zrobiłam rekonstrukcję ważnych momentów kobiecych spotkań, nie tylko moich. Z całej serii Przesilenia, tylko dwie historie nie są moje. Przy tym projekcie okazało się coś niesamowitego: jak już wchodzimy w grzebanie w siebie i obrazy, które mamy w sobie, a które niekoniecznie muszą być ładne, to otwiera się wciągająca kraina. Musiałam samą siebie przywoływać do porządku „Wracamy! Teraz robimy ładnie!”, żeby normalnie pracować przy komercyjnych projektach. Prawda w mojej głowie chciałaby wygrać z pięknem.
Opowiadasz o kobiecości. W takim razie jaka jest ta współczesna kobiecość?
Ostatnio byłam już o to pytana i o kryzys męskości.
Może zostawmy teraz męskie kryzysy.
Ale te dwa stany jakoś się w sobie odbijają. Znam mnóstwo świetnych samotnych dziewczyn. Całe szczęście to nie jest status na trwałe im przypisany. Myślę, że zbliżenie się kobiet teraz wynika z tego, że w ogóle, jako ludzie lubimy być ze sobą blisko. Współczesność nam w tym przeszkadza. Iluzje kontaktów, które daje facebook, czy ilość pracy, jaką wykonujemy, bez wytchnienia intensywnie się eksploatując. To wszystko oddala ciebie od ciebie. Brakuje wśród młodych ludzi zgrupowań, które generował np. kościół. Doświadczeń wspólnotowego transu. Mam na myśli poczucie, że nie jesteś sama. Niezmiernie ważne, dające bezpieczeństwo. Tracisz je odcinając się od świata. Myślę, że wiele takich mechanizmów przebiega nieświadomie, w trybach współczesnej egzystencji, narzucającej wysokie tempo i ogromną ilość pracy. A przecież musisz być silna, musisz zarabiać, być ciągle młoda, ale też odpowiedzialna. Płakanie dzisiaj nie jest ok. Cynizm jest ok. Wszyscy znamy te truizmy, że nowoczesność wyjaławia. Jest chaosem.
Czy w takim razie kobiecość dzisiaj jest fajna? Bo słuchając tego co teraz mówisz można w to zwątpić, a przecież w Twoich zdjęciach widać wolność dziewczyn. Nawet jeżeli bywa ona bolesna, to jest przecież nie do przecenienia.
Kobiecość jest świetna. Myślę, że jest obecnie najbardziej pełna i wygodna. Masz otwartych wiele dróg, masz wybór. Masz obsłużone ciało, tabletki, kremy, slow food, metro, wygodne ubrania, łatwo się żyje. To, że model rodzinny się zmienia, albo że zmagamy się ze schematem rodziców, dziadków, środowiska to standard. Mnie przeraza teraz inna rzecz. Starość. Gdzieś zniknęła. Nie ma jej w mediach. Jestem tym przerażona. Nie ma żadnej admiracji, szacunku do starych ludzi. A czas traktuje wszystkich tak samo.
Zofia Krawiec — Autorka książek „Miłosny Performans” i „Szepczące w ciemnościach”. Absolwentka filozofii i kulturoznawstwa. Mieszka w Warszawie.
Więcej