Powrót turysty. Dawida Radziszewskiego awantury w Krakowie
Zafundował nam ostatnio Dawid Radziszewski niezłą porcję wrażeń. Najpierw „sensacyjka” w postaci przeprowadzki do Warszawy, następnie – głośna wystawa Powrót do domu w Krakowie, zorganizowana przy wsparciu Fundacji Sztuk Wizualnych. Jak można się domyślić, nabita od znamienitych nazwisk artystów-celebrytów, wystawa w dawnym klasztorze Koletek wywołała u jednych zachwyt, a u innych dosyć intensywną, zaprawioną elementem środowiskowym nadkwasotę.
Kwaśność sytuacji akurat nie dziwi i trzeba chyba przyznać rację Przemysławowi Chodaniowi, który wysmażył na łamach Obiegu wściekłą recenzyjkę, mieszającą wystawę Radziszewskiego z błotem. Fakt, nie ma chyba nic gorszego, niż warszawka (do tego pseudo), która śmie szarogęsić się po królewskim grodzie Kraka. Z drugiej strony jednak, nie wiem, czy warto aż tak bardzo się wściekać i czy przypadkiem nie zakrawa to na walkę z wiatrakami. W końcu wystawa sama w sobie aż tak zła nie była, a wszelkie oczekiwania krytycznej postawy wobec warszawskiego galernika są chyba nieuzasadnione. O Dawidzie Radziszewskim przecież wiemy tyle, że „w trampkach już nie chadza”, co jest oczywiście metaforycznym określeniem jego kuratorskiej postawy, której daleko do młodzieńczych wybryków z galerii „Pies”. Także w Krakowie Radziszewski daje nam świadectwo swojego przywiązania do filozofii white cuba: w meliniastych z lekka wnętrzach klasztoru postawił białe ścianki i zadbał o estetyczną prezentację prac. Przy okazji, potrafił jednak wykorzystać atuty ciekawej architektury tego miejsca, sięgając często po dosyć efekciarskie chwyty: tak to było choćby w klasztornej kaplicy, przeznaczonej na prace Marcina Maciejowskiego (w jednej z obiegowych recenzji określoną zastanawiająco jako „kaplicę Maciejowskiego”), gdzie prace zostały podświetlone dodatkowymi reflektorami, tak więc każdy zwiedzający uzupełniał ścianę kaskadą własnych cieni. Równie starannie było także w klimatycznym pokoju z pracami Janka Simona czy w salce prezentującej kowboja Łukasza Jastrubczaka i grafiki Mikołaja Moskala.
Jak przystało na dawnego poznańskiego awanturnika, Radziszewski oplata wystawę wokół tematu włóczęgi po Krakowie bladym, mocno skacowanym świtem. Pokazane w Koletkach prace mają więc oddawać nastrój pijackiego delirium (np. pod postacią rozdwajającego się słońca Agnieszki Polskiej), zaprawionego mrocznymi pejzażami o często surrealnym charakterze (jak to jest choćby u Pawła Książka czy Tomasza Kowalskiego). W tle pojawia się oczywiście Kraków, jednak ten w najbardziej przewidywalnej postaci (smok wawelski, chochoł). Urocze są także vintage’owe akcenty w ekspozycji, jak stare projektory wyświetlające z głośnym furkotem filmy Wilhelma Sasnala i Łukasza Jastrubczaka. Nastrój wystawy jest więc trochę pocztówkowo-turystyczny, co zapewne może trochę niecierpliwić co poniektórych autochtonów, spragnionych może bardziej odświeżających wizji niż tych „zza szkła butelek”.
W zasadzie jednak, temat przewodni wystawy wydaje się właściwie pretekstem do pokazania kilku przyjemnych prac uznanych artystów – a wszystko pod patronatem spółki Angel Wawel, która w klasztorze Koletek zamierza wybudować luksusowe apartamentowce. Z tego powodu hasło „Powrotu do domu” pewnie samo w sobie jest niegłupie (po ciężkiej krakowskiej nocy, miło będzie zapewne wypocząć w jednym z takich anielskich apartamentów). Można więc potraktować Powrót do domu jako udaną promocję bogatego dewelopera; z drugiej strony jest w tym wydarzeniu coś kapryśnie złośliwego, szczególnie jeśli rozpatruje się wystawę pod kątem ciągle kulawego życia artystycznego w Krakowie. I choć pewnie niektórzy będą się upierać, że przecież w Krakowie zawsze się coś dzieje (albo chociaż, jak to obiecuje Bunkier Sztuki, już wkrótce „będzie się dzieło”), trudno nie zauważyć, że Kraków tak czy siak nadal kisi się we własnych, ciężkich sosach. Wreszcie jednak, po długim oczekiwaniu wielkie wydarzenie nadeszło – jak się okazuje, chwiejnym krokiem podchmielonego turysty, który zgubił najwyraźniej drogę do własnego hostelu. Paradoksalnie, trudno chyba o bardziej krytyczny komentarz względem królewskiego miasta.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Rafał Bujnowski, Łukasz Jastrubczak, Tomasz Kowalski, Marcin Maciejowski, Bartek Materka, Krzysztof Mężyk, Mikołaj Moskal, Agnieszka Polska, Paweł Książek, Wilhelm Sasnal, Janek Simon, Jakub Julian Ziółkowski
- Wystawa
- Powrót do domu
- Miejsce
- Angel Wawel, ul. Koletek 12, Kraków
- Czas trwania
- 13.04-05.05.2013
- Osoba kuratorska
- Dawid Radziszewski