Powrót to nie jest wdzięczna rzecz. „20 MG OK” Anny Niesterowicz w Fundacji Galerii Foksal

W oglądaniu wystaw jest coś większego niż samo oglądanie. Jest obecność. A zatem nie obejrzenie kilku obrazków w Internecie. Nie rozmowa z artystką, do czego Anna Niesterowicz mnie zachęciła i czemu pewnie w trakcie pisania tej recenzji ulegnę. A także nie, nie i nie przeczytanie tekstu kuratorskiego, aby tę obecność przyćmić, aby obecność w sobie zdezaktualizować, aby w samym sobie chęć mówienia z siebie – dla bezpieczeństwa – zabić.
Musi być na świeżo. Obecność łatwiej wywołać z zaskoczenia. Dlatego przed wystawą wiem tyle, że Anna Niesterowicz znowu wystawia. O czym? Wystawa nazywa się 20 MG OK, jest o lekach i odbywa się w Fundacji Galerii Foksal. Ja chcę pisać o sztuce, sztukę Niesterowicz z grubsza śledzę, prywatnie jej sekunduję i nie odżegnuję się od tej sympatii. Umawiamy z redakcją tekst, wizyta dojdzie do skutku.
I tak zaczyna się błogosławiona obecność.
Pierwszy raz oczywiście nie zdążam, co tylko wzmaga poczucie obecności. Spóźniam się przez przedłużającą się wizytę w Mood Scent Barze, butiku z perfumami. Od roku i od czasu kryzysu męskiego jestem umiarkowanie wkręcony w światek perfum. Wizytę notabene polecał kiedyś krytyk z „Szumu”. Jestem poniekąd usprawiedliwiony. Ubrana w fartuch kobieta opowiada o zapachach piwa, lasu, stali, stadionu, by po chwili przejść do filozofii perfum. Mówi w końcu (czekałem na to), że perfumy należy traktować jak sztukę i już wtedy wiem, że jej z pozoru oryginalny idiom sprzedażowy słyszałem nie raz, nie w sklepach z perfumami, ale właśnie w galeriach, gdzie próbowano mi podobne wynalazki jak perfumy o smaku piwa wcisnąć jako wielką i nową rzecz. Możliwe. Możliwe też, że I don’t get it.
Nic to.






Jeszcze lepiej jest pod samą Fundacją Galerii Foksal. Jest po osiemnastej, więc zamknięte. Całuję klamkę, ale też poruszony tym spacerem czuję, że obecność trwa. W mroku wieczoru dostrzegam, jak jasne światło bije z okien wystawowych galerii i kładzie się jasną łuną na ścianach bloków wokół, wzdłuż ulicy i na chodniku. Jeśli ta historia jest o lekach, to światło na górze daje wrażenie sali operacyjnej. Jakby potrzebowali tam tego światła, aby znaleźć jakąś dawno zagubioną rzecz w czyimś ciele; a może kręcili film i imitując światło najbardziej słonecznego dnia w roku, długo szukali tego jednego pogodnego oblicza na twarzy, które zapewni obrazowi powodzenie? Zza szyby na piętrze widać tylko zagadkowy napis „20 MG OK”.
Kolejnego dnia przychodzę wcześniej. Wduszam przycisk, sezam się otwiera. Rozświetlają się światła galerii i skupiam się, sam jeden na wystawie Niesterowicz.
Czuję domowe zacisze, widzę łazienkę, codzienne zmagania, spojrzenie w lustro, spojrzenie we własną głowę, czy już jestem OK, czy „wychodzę”. Depresję przeżywałem ze dwa razy, wiem o czym mowa. Myślę, że wielu wie.
I tu trzeba powrócić do deklaracji z początku tekstu. Otóż wystawa to czysta obecność. Co najpierw, przez oczy, oznacza zaproszenie dla ciała, aby to ono rozgościło się w przestrzeni i mogło w końcu poczuć coś innego niż zwykle. Tu od samego początku atakuje prosty, poniekąd studencki, temat. Jako pierwszy widzi się trójwymiarowy napis ustawiony na postumencie, a wykonany z blistrów fluoksetyny. Leku na depresję. I cała ta wystawa – jak było widać już zza szyby – jest o leku, a właściwie o tym, jak jedna mała pastylka (tu chyba dwie, podwójna dawka), ustawia życie psychiczne.
Jest biało, jasno, lekarsko. Dopiero po tym, gdy przyciągnęły mnie błyski blistrów, zaczynam się rozglądać. Tuż obok rzeźby, na płaskiej sklejkowej planszy zawieszony jest większego formatu prostokątny papier, a na nim odbity i powiększony napis z blistrów, który widziałem wczoraj z ulicy. To wielka, niemal radosna deklaracja, ustawiona twarzą do miasta: „20 MG OK”. I jeszcze: „zapiski z PTSD”.
Bo tak Niesterowicz opowiada o małym szczęściu. O dobrze dobranych lekach. To śmieszy, a w każdym razie śmieszyłoby dziesięć lat temu, gdy problem zdrowia psychicznego był wstydliwy i można byłoby go uwolnić albo zdetonować takim śmiechem – z kogoś, nigdy z siebie. Obecnie w wielkomiejskiej klasie średniej umiejętne dobranie leków można brać za sukces podobny zakupowi nowego auta czy dziecka w drodze. Ania (aż mam ochotę pisać o niej familiarnie, ludzko, człowieczo) cieszy się jak dziecko. Najpierw przez te wielkie szyby obwieszcza to światu (wykorzystując całe to światło) prostym przekazem – 20 MG OK – a potem wciąga chętnych do tego sztucznego raju, który powstał na górze.




Dobrze przeżyta obecność zawsze rodzi opowieści. Ten moment naciśnięcia okrągłego guzika do drzwi galerii – jawi się jak film, moment w filmie średniej klasy, kiedy bohater przeżył już pociąg do magicznej tabletki (już został zwabiony napisami z piętra), która ma zmienić jego życie, już zdecydował. Teraz chce oglądać, chce przeżywać, american way of life. Teraz zaczyna się opowieść o tym, co w środku.
I tak moje ciało machinalnie wraca do drzwi pomieszczenia, gdzie od teraz będzie automatycznie przesuwać się wzdłuż ścian przed ciągiem odbitek generowanych techniką monotypii na tym zrównoważonym haju. Na wszystkich z nich widzimy postać (czasem w towarzystwie drugiej). To nikt inny niż zmagający się ze swoim losem bohater.
Odbitki zawsze są jednobarwne, czasem w kolorze, a sama opowieść jest bardzo rozmyta, wystrzępiona (niektóre usunięto z rzędów prac), ale ewokująca stany psychiczne, z którymi mierzy się bohater, a właściwie – o język warto dbać – bohaterka, alter ego artystki. Zresztą, odnośnie języka, odnotujmy to, w Hollywood jest klasyczna książka Hero’s Journey Josepha Campbella. W kontekście wystawy Niesterowicz, przez troskę o feminatywy, można by powiedzieć: Heroin’s Journey. Tyle że heroina ma w sobie dwuznaczność. Ni to bohaterka, ni narkotyk. I podobnie tutaj. W opowieść o kolejnym przeżyciu wpleciona jest zawsze dawka fluoksetyny. To klasyczne przygody z Campbellowskiej analizy: wyzwania, spotkania z mentorem, pierwsze potyczki, wewnętrzne jaskinie itd. Wszystkiego, co tworzy etapy historii do rozwiązania: „do żyli (żyła) długo i szczęśliwie”, do „20 MG OK”.
Obrazki tonują i mnie. Czuję domowe zacisze, widzę łazienkę, codzienne zmagania, spojrzenie w lustro, spojrzenie we własną głowę, czy już jestem OK, czy „wychodzę”. Depresję przeżywałem ze dwa razy, wiem, o czym mowa. Myślę, że wielu wie. Mimo szpitalnego światła galerii czuję w tym raczej domowość, intymność przeżyć, którą afirmuje ta ilość mikrogramów.






Pobudzone ciało ciągnie dalej. Przestrzeń white boxu ograniczona jest trzema pierzejami sklejkowych płyt, na odwrociu jednej z nich jest ten wielki napis, że właśnie OK, że żyję (leki na depresję zawsze mają przecież samobójstwo w tle). Co jest na pozostałych dwóch odwrociach? Nic. To samo. Kolejny raz postać, w kolejnym układzie. Obecność nie ma w sobie nic z puenty. Dopiero opowieść, którą opowiadamy, ją ma. Ale opowieść jest możliwa tylko, jeśli przeżyjemy. Jeśli będziemy obecni. A to oznacza wiele prób, chaosu, szukania. Subtelnie, cicho, podskórnie, Niesterowicz przechodzi przez tę próbę.
Obecność nie ma w sobie nic z puenty. Dopiero opowieść, którą opowiadamy, ją ma. Ale opowieść jest możliwa tylko, jeśli przeżyjemy.
Na końcu powinienem zrobić jeszcze dwie rzeczy. Pogadać z artystką, bo jestem ciekaw, co ona o tym wszystkim sądzi i przywołać w ogólnym zarysie historię mariażu sztuki i leków. Tu mam tylko dwie myśli. Od czasów Damiena Hirsta i jego wystawy Pharmacy (1992) – skończyło się w ogólnym dyskursie myślenie o lekach jako eliksirze kreatywności. Niesterowicz jest obok tej rozmowy. Poniekąd mówi o cudownym proszku, ale przywracającym normalność. Co za degradacja! W tym sensie ta minimalność sztuki ma swoje uzasadnienie, gdzieś już to widziałem. Kilka lat temu była fajna wystawa o wychodzeniu z nałogu – Adama Rzepeckiego w galerii Dawida Radziszewskiego – kilka pomalowanych na czarno tektur, kilka książek. Powrót to nie jest wdzięczna rzecz, a zarazem najwdzięczniejsza.
Operacja lekarska, operacja w środku głowy, którą teraz artystka odtwarza w chirurgicznym świetle wystawy, się udała. Słowo „OK” z tej perspektywy jest zaledwie znakiem przestankowym, który pozwala na kolejną opowieść. Do zobaczenia na kolejnej wystawie. Wieczorami Niesterowicz, jak sama powiedziała, włącza opowieści science fiction (i wyobraźnia ma swoje miejsce), układa elementy, z których tworzy postaci i robi żelowe odbitki. Przywraca obecność.
Wojciech Albiński – Miłośnik sztuki
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Anna Niesterowicz
- Wystawa
- 20 MG OK
- Miejsce
- Fundacja Galerii Foksal
- Czas trwania
- 19.02–29.03.2025
- Fotografie
- Marek Gardulski
- Strona internetowa
- foksalgalleryfoundation.com/exhibition/anna-niesterowicz-20-mg-ok