„Powidoki” Andrzeja Wajdy. Hołd Strzemińskiemu, hołd postawie oporu
„Nasza przyszłość nigdy nie była bardziej nieprzewidywalna, nigdy nie byliśmy tak bardzo uzależnieni od sił politycznych, którym nie można ufać, że będą postępowały z wymaganiami zdrowego rozsądku i własnego interesu – sił, które oceniane za pomocą norm minionych stuleci zdają się wcielać czyste szaleństwo”, zauważała latem 1950 roku Hannah Arendt. Dalej we wstępie do pierwszego wydania Korzeni totalitaryzmu filozofka odnotowywała, że współczesny jej czas tuż po wojnie określany jest przez chaos, poczucie wykorzenienia i bezdomności oraz doświadczenie podstawowe – własnej bezsilności. To moment oczekiwania na trzecią wojnę światową, znaczony przez galopujący rozkład tego, co znane i czemu udało się jakimś cudem przetrwać. „Ta chwila oczekiwania podobna jest do ciszy – pisała Arendt – która nastaje, kiedy gaśnie wszelka nadzieja”[1].
Właśnie temu ułamkowi historii, współczesnemu dziełu Arendt, poświęcony jest ostatni film Andrzeja Wajdy – Powidoki (2016). Jego akcja toczy się od końca grudnia 1948 do końca grudnia 1952 roku, a jego bohaterem Wajda uczynił jednego z fundatorów polskiej i międzynarodowej awangardy, wybitnego artystę i teoretyka, męża Katarzyny Kobro – Władysława Strzemińskiego.
[1] Hannah Arendt, Korzenie totalitaryzmu 1, tłum. Daniel Grinberg, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2008, s. 9.