Postkonceptualny ubaw Christiana Jankowskiego w warszawskim CSW
12 października 2011 roku w londyńskim Regent’s Park odbywały się targi sztuki współczesnej Frieze Art Fair, na których niemal zawsze coś przykuwa uwagę marszandów, snobów i mediów. Tym razem powodów ku temu dostarczyła wystawiona pod namiotem luksusowa łódź motorowa. Po prostu cacko, które zachwycało każdego, ale tylko niewielu mogłoby sobie na nie pozwolić. Łódź jak najbardziej użytkowa, ale jednak wystawiana w ramach targów sztuki współczesnej, taki über-kosztowny ready made. Swoim nazwiskiem firmował go Christian Jankowski, niemiecki artysta. Dla niego Londyn okazał się wyjątkowo łaskawy.
Jest 6 sierpnia 2012 roku, w najlepsze trwają Letnie Igrzyska Olimpijskie, miasto fetuje sukcesy kolejnych medalistów i niestety tylko polska reprezentacja nie daje zbyt wielu powodów do świętowania. Tego właśnie dnia los miał się do nas uśmiechnąć, oto w hali ciężarowców odbywa się finał w rwaniu i wyciskaniu ciężarów. Na platformę wchodzi Marcin Dołęga, z rywalizacji odpadli dwaj najwięksi rywale, Rosjanie. Jednak Dołęga ostatecznie nie podołał – zdobył „jedynie” brąz. Ciężarowiec się załamał, uznając, że do podnoszenia się nie nadaje, choć poświęcił mu niemal wszystko. Brytyjska stolica nie była dla niego łaskawa.
Te dwa wątki tylko pozornie są od siebie oddalone. W Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie trwa właśnie (do 25 sierpnia) indywidualna wystawa Christiana Jankowskiego Historia wagi ciężkiej. Tak oto na jednej arenie spotykają się polscy ciężarowcy i twórca wartej miliony dolarów łajby. Jankowski określany jest mianem jednego z najbardziej interesujących współczesnych twórców postkonceptualnych. Wydawać by się mogło, że sytuacja jest wyjątkowa: światowej sławy artysta, po raz pierwszy w Polsce, i to z przekrojem prac od lat 90. po ostatnią, wykonaną specjalnie na zamówienie CSW. Fantastycznie? Nie do końca.
Christian Jankowski może i jest interesującym artystą – w zgromadzonych na wystawie pracach przeprowadza krytykę obiegu sztuki od konceptu, przez systemy wystawiennicze, a na sprzedaży kończąc. Jednak pomysły, które wykorzystuje są oczywiste i mało intrygujące. Z jednej strony, niczym błazen na królewskim dworze, wytyka modele funkcjonowania sztuki, przedrzeźnia je; z drugiej – doskonale w takim obiegu funkcjonuje. Christian Jankowski demistyfikuje reguły rynkowego obrotu dziełami sztuki. Aranżuje telemarketową tandetną konferansjerkę, by pohandlować dziełami sztuki podczas targów w Kolonii (Telezakupy/Kunstmart TV, 2008) czy organizuje aukcję, na której aukcjoner z Christies licytuje własną garderobę. Ceny idą w tysiące, a człowiek zostaje goły i wesoły, taki upper-class striptiz w domu aukcyjnym (Rozbierz licytatora, 2009). Innym zjawiskiem, jakiemu przygląda się artysta, jest produkcja dzieł sztuki. Problem nie nowy – oto mistrz zlecający terminującym u niego podopiecznym wykonanie pracy, on na końcu składa tylko podpis. Współcześnie to już jest kwestia całych przedsiębiorstw, jak chociażby w przypadku Jeffa Koonsa i Demiana Hirsta.
Ci twórcy dzielą i rządzą na rynku sztuki, wiedzą jak grać i wygrywać w artystycznym Monopolu. Christian Jankowski postanawia przyjrzeć się i temu zagadnieniu. Zleca włoskiej firmie produkującej luksusowe jachty i łodzie motorowe wykonanie jednego egzemplarza wedle własnych wskazówek. Wyprodukowana łódź trafia na najważniejsze targi sztuki, Frieze Art Fair w Londynie (Sztuka najpiękniejsza na wodzie, 2011-2012). Szybko zyskuje nabywców, pada kolejny rekord cenowy tych targów. Jankowski w ten sposób odniósł się do próżności nabywców, zaoferował im dobro podwójnie luksusowe, dzieło sztuki i fantastyczną łódź.
W kolejnych prezentowanych pracach jest już mniej snobizmu, artysta schodzi na ziemię, by pochylić się nad sztuką dostępną masowo. Powszechnie wiadomo, że największa ilość podrabianych towarów produkowana jest w Chinach: nie tylko koszulki, czapki, buty i perfumy, ale nawet sztuka. W mieście Dafen działa wielu kopistów, to niemal specjalizacja tego miasta. Arcydzieła światowego malarstwa w wykonaniu chińskich kopistów trafiają do sklepów z wyposażeniem wnętrz i supermarketów. Dla Jankowskiego działalność kopistów stała się tematem pracy Chińscy malarze (2007-2008). Wykonali oni serię tandetnych do bólu obrazów przedstawiających malarstwo wiszące na ścianach budowanego w Dafen muzeum. W innej pracy, Żywe rzeźby (2007), tematem są tzw. buskersi, którzy na ulicach turystycznych miast stoją nieruchomo, udając pomniki. Jest Che, rzymski legionista, a nawet jedna z surrealistycznych postaci z obrazu Salvadora Dali. I o ile na żywo możemy mniej lub bardziej docenić wykonanie kostiumu i determinację w nieruszaniu się, o tyle w momencie kiedy owe figury przerobione zostają na statyczne rzeźby i pokazane w galerii – wzbudzają śmieszność i są kompletnie obojętne. To tak jakby wybrać się do Nowej Soli i odwiedzić warsztaty produkujące gipsowe figury. Od luksusowego dzieła sztuki do luksusowej tandety, ambiwalencja kategorii dzieła sztuki, rozumiem, ale nie wybrzmiewa to zbyt wyraźnie. Christian Jankowski sprawnie żongluje problemami, które dotykają sztukę we współczesnym obiegu: pozyskiwanie sponsorów, udział w biennale, recenzje krytyków… Zleca napisanie recenzji nieistniejącej pracy i korkuje ją w butelce (Recenzja, 2012), rozmawia z włoskimi telewizyjnymi jasnowidzami o swoim powodzeniu na Biennale w Wenecji (Telemistica, 1999) – niestety, pięć telewróżek to pięć odrębnych opinii. Odpowiadając na zaproszenie prestiżowego magazynu o sztuce „Texte zur Kunst”, by zaprojektować okładkę do 23 numeru, pozyskuje pieniądze od sponsorów. Poważni sponsorzy i poważne pismo – a tu Jankowski przegrywa forsę w kasynie (wychodząc z założenia, że sztuka to ryzyko) i ostatecznie loga sponsorów na okładce wykonuje pieczątką z ziemniaka (Grając pieniędzmi sponsorów, 1996).
Jak na pierwszą wystawę w Polsce, nie mogło zabraknąć jakiegoś mocnego akcentu – i faktycznie, tytułowa praca wykonana została specjalnie na wystawę. To mocny materiał: wieloelementowa instalacja zaraz na początku pokazu. O co chodzi? Christian Jankowski spotyka polskich ciężarowców i stawia przed nimi karkołomne zadanie: mają podnieść wybrane warszawskie pomniki. Zaproszona grupa sportowców stanęła w szranki nie tylko z ciężarem fizycznym obiektów, ale również z historią. Ich zmagania z pomnikiem Ludwika Waryńskiego, Syrenki z Rynku Starego Miasta, Williego Brandta czy Małego Powstańca zarejestrowane zostały na filmie, któremu towarzyszy profesjonalny komentarz sportowo-dziennikarski. Zuch chłopaki unoszą Waryńskiego i Syrenkę, ale przegrywają w konfrontacji Williem Brandtem i Reaganem. Nagraniu wideo towarzyszy seria czarno-białych zdjęć ukazujących jedno ujęcie z konfrontacji z poszczególnymi pomnikami. Całość zamyka zestawienie wagowego ekwiwalentu monumentów w postaci ciężarów nakładanych na sztangi. Wysiłek ciężarowców naprawdę imponuje. To najciekawsza praca pokazana na wystawie, prawdziwie przewrotna, dowcipna i czasami poruszająca monumentalność historii. Postkonceptualna krytyka, jaka przyświeca pracom Jankowskiego, może i zwraca uwagę na obłudny świat współczesnej sztuki. Jednak podana w większym natężeniu przestaje przykuwać uwagę i nie wywołuje już refleksji, lecz szczere rozbawienie. A może o to ostatecznie chodziło?
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Christian Jankowski
- Wystawa
- Historia wagi ciężkiej
- Miejsce
- Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa
- Czas trwania
- 08.06-25.08.2013
- Osoba kuratorska
- Ewa Gorządek
- Fotografie
- Bartosz Górka