„Polski badziew” – o „Wannie z kolumnadą” Filipa Springera
Jeśli Wannę z kolumnadą Filipa Springera zaczniemy czytać od końca, natrafimy na tekst Andrzeja Stasiuka, który właściwie zaprzecza idei książki i zawartym w niej Reportażom o polskiej przestrzeni. Stasiuk zaczyna posłowie od stwierdzenia, że „jednak lubi brzydotę swojego kraju”, a potem następuje wyliczanka tych dzikich i nieujarzmionych estetycznie elementów rodzimego pejzażu, które konsekwentnej krytyce poddaje Springer. Niczego innego po autorze Dukli nie można by się było spodziewać, bo przecież właśnie to, co tak drażni Springera, jest od dwudziestu przeszło lat materią, z której Stasiuk lepi swe powieści, opowiadania i eseje. Przypomniała mi się przy tej okazji odbyta sześć lat temu podróż przez słowacką część Bieszczad i dojmujące wrażenie nudy tamtejszego krajobrazu. Granice przekroczyłem w Barwinku (niedaleko Dukli właśnie) i po krótkim postoju w Medzilaborcach (zobaczyć wodę kapiącą ze stropu do ocynkowanego wiadra w muzeum Andy Warhola – bezcenne…) ruszyłem w kierunku Ukrainy do miejscowości Ubla, aby zatoczyć potem koło i wjechać z powrotem do Polski w Radoszycach. I po tych kilku godzinach dojmującej monotonii, oglądanej przez szybę samochodu, zobaczenie pierwszego ogrodowego krasnala po polskiej stronie, pierwszego seksistowskiego banneru z roznegliżowaną blondynką, która przytula się do kanalizacyjnej rury, pierwszego pomnika JP II oraz pierwszego wiejskiego kościoła przypominającego swą bryłą kurę siedzącą na grzędzie – wszystko to szalone, kiczowate i przegięte – wywołało we mnie poczucie ulgi, że… wreszcie jestem u siebie.
Oczywiście wiejski, czy też zurbanizowany krajobraz, którego użytkownikami jesteśmy, nie powstaje wyłącznie dla takich wizualnych (bo nie estetycznych przecież) subiektywnych odlotów. W swoich reportażach Springer precyzyjnie odsłania mechanizmy, które wpływają na taki, a nie inny kształt rodzimej przestrzeni. Sprzyjają temu procederowi ewidentne luki w prawie oraz nagminne łamanie przepisów już istniejących. O skali zjawiska decydują nie tylko zarabiane przy tej okazji duże pieniądze, ale też obojętność czy bierność większości osób, których dotykają negatywne skutki suburabanizacji, „banneryzacji” przestrzeni publicznej, dogęszczania zabudowy śródmiejskiej czy samowoli budowlanych. Istnieje jakiś swoisty konsensus społeczny umożliwiający tego rodzaju działania, w którego tle majaczy odrzucony w 1989 system gospodarki centralnie sterowanej i akceptacja dla reguł noeliberalnego modelu kapitalizmu, o czym jednak expressis verbis Springer nie pisze. W swojej książce o polskiej przestrzeni pomija też dwa kluczowe zjawiska, które kształtują krajobraz rodzimych miast, a mianowicie budownictwo kościelne (nazywane czasem złośliwie, ale i trafnie „sacro-polo”) oraz architekturę obiektów korporacyjnych, czyli wizualne przejawy realnej władzy – symbolicznej i finansowej.
Teksty Filipa Springera jak zwykle nieźle się czyta (lepiej, gdy jest to klasyczny reportaż, nieco gorzej, gdy autor Wanny z kolumnadą próbuje swych sił w formie eseistycznej), a ich uzupełnieniem w omawianej publikacji są zdjęcia w całkiem pokaźnej liczbie dziewięćdziesięciu dziewięciu sztuk. Taki zestaw mógłby właściwie funkcjonować jako osobna wypowiedź wizualna (bo fotograficzne albumy oscylują często wokół takiej właśnie ilości obrazów), jednak w przypadku książki Springera, zamieszczone w niej obrazy pełnią li tylko, i ze zmiennym powodzeniem, rolę ilustracji do tekstu. Weźmy na przykład reportaż Klejnot w koronie, którego lekturę wspominam najcieplej, gdzie jako leitmotiv pojawia się informacja o topornej obecności tytułowego „klejnotu” czyli Hotelu Gołębiewski w oglądanym z różnych miejsc krajobrazie Karpacza, tyle tylko, że… na załączonych do tekstu fotografiach w ogóle tego nie widać (w zestawie znalazły się za to zdjęcia z Krynicy Górskiej i Szklarskiej Poręby). Od strony wizualnej Wanna z kolumnada niestety przeważnie leży na łopatkach. I, o ile fotografie zamieszczone na początku książki jeszcze jako tako się bronią, to im dalej w las, tym nudniej i mniej ciekawie.
Polski krajobraz z kolumnadą i wanną, z blokową pastelową, z grodzonymi osiedlami szeregowców na suburbiach, z bannerami i siatkami w każdym możliwym miejscu oraz (pominiętymi w książce Springera) fallusami korpobiurowców oraz religijnymi sanktuariami z wodotryskiem, to właściwe samograj do skonstruowania ciekawej pod względem wizualnym narracji. I nie chodzi mi o obrazkowy ekwiwalent zachwytów Andrzeja Stasiuka, które podszyte są jednak dość konserwatywnym sposobem myślenia, lecz o wypowiedź, która ma charakter analityczny i krytyczny zrazem. Przychodzą mi teraz do głowy projekty, gdzie autorzy używają fotografii do mówienia rzeczy ważnych, lecz konstruując swe narracje, nie zaniedbują atrakcyjności wizualnej poszczególnych kadrów, by przywołać Suburbia Mexicana Alejandro Cartageny czy Petrchemical America Richarda Misracha.
Przeglądając po raz pierwszy jeszcze w księgarni Wannę z kolumnadą niejako automatycznie pomyślałem o Elżbiecie Dymnej i Marcinie Rutkiewiczu oraz ich albumie Polski Outdoor (z drugim z autorów Outdooru Springer rozmawia w rozdziale poświęconym reklamie zewnętrznej). Zastosowana w książce Dymnej i Rutkiewiczaswoiście „subwersywna” metoda pokazywania rzeczy byle jakich i nudnych w nudny oraz byle jaki sposób, stanowczo się nie sprawdza! Warstwa ilustracyjna – ciekawych i pomysłowych, jeżeli tylko pozostaniemy na poziomie słowa – Reportaży o polskiej przestrzeni Filipa Springera, to swoiste potwierdzenie, że nie warto iść tą drogą!
Przypisy
Stopka
- Osoby autorskie
- Wojciech Wilczyk
- Tytuł
- "Polski badziew" - o "Wannie z kolumnadą" Filipa Springera
- Indeks
- Filip Springer Wojciech Wilczyk