„Origins” Justyny Górowskiej w galerii lokal_30
Historia, którą chcemy opowiedzieć, jest o skórze. O skórze w której żyjemy i skórze, która, potrzebuje skóry. O dwóch metrach kwadratowych warstwy, która grzeje, chroni, oddziela. Stanowi granicę między tym co na zewnątrz i wewnątrz, co jest jednocześnie tu i tam, ale też rozsadza kategorię miejsca. Jest jak idealnie skrojony kombinezon, który z czasem naciąga się, marszczy i pęka. Potem już chyba tylko jest, nie ma do czego przylegać.
Ta historia jest też o naskórkowości. Zaczyna się w latach 20. XX wieku albo jeszcze wcześniej, u progu rewolucji. Narodzinom nowego człowieka, postulatom wolności i równości towarzyszyć ma nowa sztuka. Specyficzne związanie estetyki z etyką, rewolucji społecznej z artystyczną. Konstruktywizm prostych środków i przestrzennych funkcji. Nowa sztuka ma kształtować nieburżuazyjne gusta i nasycać ideologią socjalizmu proletariackie masy. Rodzi się w cieniu cywilizacji przemysłowej, w oparach kapitalizmu, systemu, którym od czasu do czasu wstrząsają wybuchy społecznego gniewu. Ta atmosfera pełna podskórnych napięć może być odbiciem współczesności, tarć i rozdźwięków związanych z postępem technologicznym i globalnymi konfliktami wciągającymi w swoją orbitę rasę, płeć i społeczne klasy.
100 lat później nikt nie widzi rewolucyjnego potencjału w abstrakcji. To dekoracja, wypreparowana forma zombie, powłoka odseparowana od wnętrzności i egzystencjonalnych bebechów, która dobrze wygląda na ścianie. Najlepiej w nowomieszczańskim wnętrzu, które bardziej niż mieszkanie przypomina hotel.
W latach 20. XXI wieku niemal każdy aspekt życia ma swój odpowiednik w przestrzeni wirtualnej. Ciało weszło w epokę postwarzy, w której twarz jest tylko strukturą i jako taka może zostać zastąpiona inną część ciała. To skóra znaczy. Sztuczna inteligencja koduje jej kolor, płeć, etniczne i społeczne pochodzenie. Ma to swój aspekt komercyjny – wyznacza target kampanii reklamowych – ale i biopolityczny, związany z kontrolą, egzekwowaniem prawa i inwigilacją. Algorytm, który stoi za oprogramowaniem komputera reprodukuje uprzedzenia, jest rasistowski, homofobiczny i seksistowski, a zbierane prze niego dane zasilają kapitał, nie tylko globalnych korporacji, ale też chińskiego rządu i sztabu wyborczego Trumpa. Nasza widoczność, nawet jeśli pozorna, podporządkowana mikro reżimom, siłą rzeczy legitymizuje struktury tego wykluczenia.
Formalizm zombie wraca. Origins to rodzaj komputerowej gry, której przestrzeń wypełnia skóra i konstruktywistyczna abstrakcja – przykurzona i trącąca myszką forma, którą próbujemy wypełnić ciałem. Wewnątrz niej spaceruje widz-avatar, postać bez płci i rasy, która nakłada maskę i wchodzi w interakcję z obiektami. Jej rzeczywistość nawet jeśli jak wąż zrzuca właśnie skórę, to jej tkanka wciąż jest polem podskórnej i permanentnej wojny. Zmienia się skóra świata, pisze Tadeusz Peiper, ale nie świat, i nie uprzedzenia skrzętnie ukryte pod płaszczykiem politycznej poprawności i neoliberalnego ładu. Origins wskrzesza utopię i wyciąga trupy z szafy. Ale też przygląda się skórze, która wciąż powleka się nowym. I tropi jej unerwienia. Mikroskopijne korytarze dokądś. Avatar jest i nie ma go w tej przestrzeni, która każdym gruczołem ciała krzyczy: dotknij mnie.
***
Wystawa na warsztat bierze historię polskiego konstruktywizmu, w tym zapomnianą twórczość Henryka Wicińskiego i jego nigdy niezrealizowane projekty teatralne. Punktem wyjścia jest wizjonerski projekt konstruktywistycznej sceny, ale też kostiumy sprowadzające abstrakcje do „zmysłowych struktur wzroku”, zaprojektowane na potrzeby spektaklu „Trójkąt i koło” w eksperymentalnym Teatrze Cricot. Dla awangardowego rewolucjonisty scenografia miała działać jak abstrakcyjny obraz – organiczna machina budowana za pomocą prostych figur geometrycznych i wyabstrahowanych plam światła. Aktor był częścią tej maszynerii, marionetką, której ciało zapada się w agresywnej materii, prowadząc spojrzenie widza do wnętrza. Wicińskiemu zależało na uwolnieniu emocji, psychosomatycznym czuciu i zapętlającym się odczuciu podmiotowości. Prezentowane kolaże powstały na podstawie skanów twarzy zaproszonych do projektu osób – ich skóry o różnych odcieniach i pigmentacji, która stała się materią abstrakcyjnej kompozycji, nie tylko historycznym frankensteinem, ale też kolektywnym ciałem. Innymi słowy ciałem, które zachowując indywidualność ciał z których powstało, dzięki konstruktywistycznej formie, działa jak jedna skóra i staje się medium społecznej polifonii. Wybraną abstrakcję można nakładać na twarz w formie cyfrowej maski, która uniemożliwia rozpoznanie etniczności, a co za tym idzie pozwala na manipulowanie algorytmem. To ciało nałożone na inne ciało staje się tym samym subwersywną wyrwą w wirtualnym systemie, na który wszyscy jesteśmy skazani. Dziś bardziej niż zwykle.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Justyna Górowska
- Wystawa
- Origins
- Miejsce
- lokal_30, Warszawa
- Czas trwania
- od 30.04.2020
- Osoba kuratorska
- Anna Batko
- Fotografie
- dzięki uprzejmości galerii lokal_30
- Strona internetowa
- theorigins.site