Oblicza perwersji i wybredne żarty. Gilad Ratman w Trafostacji Sztuki
W ciągu ostatniego roku program Trafostacji Sztuki w Szczecinie nabrał nieco spójności. Katalog najmłodszego pokolenia artystów zebrany został w cykliczne wystawy w ramach MEDIA LAB-u, gdzie prezentowana twórczość dwóch artystów zawsze spięta jest jakimś kluczem, czy to formalnym, czy tematycznym. Przestrzeń główną instytucji zaś zajęły duże wystawy zagranicznych artystów. Po dużej, zbierającej różne opinie, ale cieszącej się dużym zainteresowaniem publiczności wystawie Religo Nicoli Samoriego, przyszedł czas na Gilada Ratmana, który reprezentował Izrael na weneckim Biennale w 2013 roku.
Ratman zawładnął wszystkimi dużymi przestrzeniami wystawienniczymi instytucji. Po jednej z czterech monumentalnych instalacji na każdym piętrze, z czego jedna – umieszczona w piwnicy – powstała jako realizacja site-specific i swoją premierę miała właśnie w Szczecinie. Każda z tych czterech prac pokazuje inny wymiar jego artystycznej wrażliwości, choć technika i sposób działania są w każdym przypadku takie same. Warstwy znaczeń stosowanego medium, a także wysublimowana warstwa dźwiękowa są tym, co czyni twórczość Ratmana spójną i konsekwentną. Co jednak wcale nie oznacza, że nudną.
Rozpoczynając zwiedzanie Trafostacji zwyczajowo od hallu głównego, trafiamy na Five bands from Romania. Materiał wideo (12:22 min.) do projektu powstającego na przestrzeni czterech lat, stanowi jedynie 1/3 instalacji. Równie ważna jest tu warstwa dźwiękowa – dwa monumentalne ekrany ustawione zostały do siebie pod kątem około 150 stopni. Naprzeciw jednego z nich stanął „music box” – ciemne, wytłumione pomieszczenie z lustrem weneckim, skierowanym na wprost jednego z ekranów. Ratman osobiście towarzyszył kuratorom w procesie projektowania przestrzeni i to realizacja jego wizji była dla nich priorytetem. Ale zacznijmy od początku.
Do projektu artysta zaprosił pięć zespołów z Rumunii. Nie bez znaczenia jest zarówno kraj pochodzenia zespołów, jak i gatunek muzyki, którą wykonują. Ratman bowiem konsekwentnie penetruje najbardziej hermetyczne bądź lokowane na marginesach społecznej „normy” środowiska. Zaproszone przez Ratmana zespoły heavy metalowe wraz z nim i grupą technicznych udali się na wycieczkę. Tam muzycy zostali poinformowani o tym, że mają wykopać wielki dół w ziemi i… umieścić tam cały sprzęt nagłaśniający. Na jednym z ekranów w hallu obserwować możemy właśnie proces kopania i umieszczania pod ziemią sprzętu nagłaśniającego. Na drugim ekranie zaś widzimy pięć grup rozmieszczonych wokół na wpół zasklepionego otworu w ziemi. Zespoły muzyków, widziane ze znacznej odległości, zdają się być wierzchołkami, między którymi wykreślić można pentagram. Kable łączące instrumenty z podziemnym nagłośnieniem splatają się w ornamentalną wić. Odbywa się koncert dla podziemi. Słyszymy jedynie bardzo wytłumione, ciche dźwięki z głośników ukrytych za ekranami. Jesteśmy zdezorientowani.
Naprzeciw ekranu, na którym projektowany jest koncert „do ziemi”, stanął music box. W lustrze weneckim odbija się jego reprezentacja. Wchodząc do środka zaś słyszymy to, co słyszałaby ziemia. Nieco stłumione, zabrudzone dźwięki pięciu symultanicznych koncertów heavy metalowych.
Na pierwszym piętrze stanęła instalacja Multipillory. To praca, która być może najdobitniej prezentuje charakterystyczne cechy twórczości Ratmana: zacieranie granicy między mediami i manipulowanie nimi, a także hermetyczne, nieco groteskowe poczucie humoru. Punktem wyjścia dla tej pracy były dwa zjawiska: makiety w wybranym stylu z otworami na głowy, służące turystom do fotografowania się, oraz średniowieczne narzędzie tortur, jakim są dyby, gdzie notabene także wkłada się głowę. Wchodząc do ciemnej przestrzeni widzimy przedziwną drewnianą konstrukcję. Z jednej strony – niezrozumiałą z początku plątaninę drewnianych listew i półek. Z drugiej – płaską powierzchnię, na której wyświetlana jest projekcja wideo. Film, który wyświetlany jest na makiecie jest niczym innym jak rejestracją tejże makiety, w której wcześniej wycięte były otwory na głowy. Po sfilmowaniu, otwory zostały przysłonięte, tak aby na gładkiej powierzchni można było wyświetlić projekcję.
Otwory w makiecie były za małe, by pokazać przez nie uśmiechniętą twarz, zamiast tego ściśnięte głowy zwisają z wycieńczenia jak z dyb. Po chwili obraz zaczyna się przesuwać – zaczynamy widzieć skraj makiety i jej drewnianą konstrukcję, której niezrozumiała z początku forma teraz staje się jasna. Dzięki niej ludzie mogą znajdować się na różnych poziomach i wystawiać głowy przez otwory w makiecie lasu deszczowego. Zatarcie granicy między tym, co widzimy na ekranie, a tym, co możemy dotknąć – czyli artefaktu, który pozostał po zarejestrowanych kamerą działaniach wideo – jest tak duża, że można stracić poczucie rzeczywistości. Czy to makieta się przesuwa, czy obraz makiety?
Kiedy kamera wykonała już pełen obrót, widzimy drugą stronę makiety. Na półkach konstrukcji stłoczeni są ludzie. Klęczący i wypinający gołe lub półgołe tyłki. W sposób śmieszny czy ośmieszający? Ktoś ma na sobie rozciągnięte majtki, ktoś tylko zrolowane nad kostkami skarpetki. Pośladki gładkie i jędrne, inne obwisłe i naznaczone starczym cellulitem. Wiele poziomów reakcji może wywołać ta praca: zdziwienie, śmiech, zmieszanie, niezrozumienie i sprzeciw, lub oszołomienie i zachwyt. Dla mnie najdoskonalszym aspektem Multipillory jest iluzja, jaką tworzy. Jej zaskakujące podanie w wątpliwość materialności, czy jednoznaczności medium.
By dotrzeć do 588 project, trzeba pokonać czarny korytarz. Inaczej niż w przypadku Five bands from Romania, tutaj ekrany przylegają do siebie jak zgięta pod kątem około 150 stopni kartka papieru. Przedziwne, czasem złowieszcze, czasem obciachowo folkowe dźwięki kreują zmienną, niepewną i nierozpoznaną atmosferę. Nie znając kontekstu podziwiamy abstrakcyjne obrazy zbiorników pełnych błota i ostrych jak brzytwa ujęć wilgotnych krajobrazów. Choć jeszcze nie znamy anegdoty, podświadomie odbieramy sygnały. Wiemy, że musi chodzić o seks, o metaforę stosunku, być może perwersyjnego, nietypowego. Wilgotna roślinność, flety zawieszone na drzewach, błoto sączące się stróżkami, kropelkami z dziurek fletów. Dźwięk chrapliwych oddechów i dźwięku instrumentów. Napięcie narasta, z fletów wylewa się coraz więcej płynu. Rytm dźwięków i zmieniających się obrazów, coraz większa ilość błota wylewającego się z fletów – wszystko to zdaje się być substytutem stosunku seksualnego. Teraz zaś jesteśmy świadkami jego ostatecznej fazy – orgazmu. Końcowy obraz: z wypełnionego błotem po brzegi kadru wynurza się mnóstwo oblepionych mazią głów.
Wideo rejestruje praktyki fetyszystów błotnych, grupy osób, które doznają spełnienia poprzez tonięcie w błocie. Ratman natknął się na nich przez przypadek, a dowiedziawszy się o skali zjawiska, postanowił nakręcić o tym film. Piękna forma, ostre i poetyckie zarazem obrazy natury, abstrakcyjne ujęcia wybrzuszających się i opadających fałd błota złożyły się na estetycznie intrygujący i piękny obraz. Oglądając wideo ponownie i znając już kontekst, odnajdujemy typowe dla artysty przewrotne poczucie humoru, a ujęcia drzew i potoków stają się dla nas metaforą narządów płciowych. Możemy nawet poczuć się oszukani: coś, co przed przeczytaniem ulotki wydawało się tak piękne i wysublimowane, w rzeczywistości jest zapisem dziwnych i niezrozumiałych z punktu widzenia normy społecznej praktyk seksualnych.
W sterylnie białej przestrzeni piwnicy znalazła się ostatnia z czterech prac Ratmana. Ma ona o tyle duże znaczenie, że powstała jako realizacja site-specific, specjalnie na zamówienie Trafostacji. Na instalację złożyły się projekcje wideo, efekty dźwiękowe o skrupulatnie rozplanowanej lokalizacji i synchronizacji oraz obiekty-artefakty, czyli drony, które są bohaterami tej przestrzeni. Tytułowy Sword, czyli rój dronów będący przedmiotem pracy, ma za zadanie imitować stadne zachowania szarańczy. Wściekły rój złapany został w pułapkę styropianowego labiryntu, który został przez artystę specjalnie zbudowany. Jego ściany na naszych oczach rozpadają się pod precyzyjną linią lasera. Przeróżnym ujęciom, widzianym zapewne z perspektywy „oczu” mechanicznej szarańczy, towarzyszy jak zwykle w przypadku Ratmana wysublimowana warstwa dźwiękowa. Źródła dźwięku rozlokowane zostały w różnych punktach, tak, aby wzajemnie tworzyły nieco chaotyczną, choć nadal wysublimowaną kakofonię dźwięków.
Także i w przypadku tej pracy nie zabrakło typowego dla artysty poczucia humoru. W labiryncie zostały powycinane prostokątne otwory, w których zobaczyć możemy męskie stopy w grubych zrolowanych skarpetach i filcowych kapciach. To właśnie oni sterują cyber-rojem. Ze wszystkich zaprezentowanych w Trafostacji prac Ratmana, ta jednak wydaje mi się najsłabsza, nawet pomimo tego, Sword to praca multisensoryczna, oddziaływająca na zmysły za pomocą wielu bodźców. Z powodu swojego opresyjnego charakteru, powinna łapać atencję odbiorcy, czy chociażby wywoływać zdezorientowanie. W porównaniu jednak do pozostałych prac, ta jest po prostu nudna. Sama idea alegorii cyfryzacji i komputeryzacji życia jest zaś banalna. Ponadto w gruncie rzeczy minimalistyczna forma, surowość i wręcz kliniczna czystość instalacji wydały mi się nieco nienaturalne. Tak jakby budynek Trafostacji przygniótł pełną egzystencjalnego i estetycznego brudu wrażliwość artystyczną Ratmana.
Mimo tej nieco nijakiej końcówki, Four works zaliczyć można do wydarzeń udanych. Warto zauważyć, że Trafostacja zdaje się działać coraz lepiej, choć mówiąc szczerze, cieszy już sam fakt istnienia takiej instytucji w Szczecinie – mieście dwóch galerii handlowych i afrykańskiej wioski w Muzeum Narodowym. Szczecin z miasta bez tradycji i sztuki współczesnej, a nawet bez branżowej księgarni, czy niesieciowej kawiarni powoli staje się interesującym ośrodkiem kulturalnym. Wystawa Ratmana pokazała z kolei, że TRAFO wydaje się mieć ambicje instytucji o standardzie europejskim. Czy utrzyma ten poziom?
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Gilad Ratman
- Wystawa
- Four Works
- Miejsce
- Trafostacja Sztuki
- Czas trwania
- 14.06-28.08.2015
- Osoba kuratorska
- Sergio Edelsztein
- Fotografie
- Adam Słomski, Paweł Smoliński, Uwe Walter
- Strona internetowa
- trafo.org