Z bunkra. Wojciech Albiński o serii bajek Małego Klubu Bunkra Sztuki
Z tego miejsca chciałem na początku podziękować mamie i tacie za kupowanie książeczek, gdy byłem mały i nie wiedziałem, co czytać. Dziękuję im również za książki, które były ich, stały nieco wyżej, ale mogłem do nich sięgnąć ręką – jak Życie po Życiu Raymonda Moody’ego i inne, nieco mniej poważne w tonie rzeczy (popularna seria formatu kieszonkowego Szczęśliwa Siódemka – ale to już później, jak mi ręka urosła). To dlatego dziś gdy widzę Chrystusa, widzę go nie inaczej niż w wydaniu Bohaterów Nowego Testamentu (wersja komiksowa) i za każdym razem cieszę się, że jest kolorowy, ma tło, mówi w dymkach i nie kojarzy mi się wyłącznie z kościołem, ale także z dzieciństwem.
Pisząc zaś ten malutki hołd, po cichu mam nadzieję, że sam zasłużę na podobne oklaski od moich dzieci. Do stojących za ścianą bajek dołączyłem właśnie kolejnych kilkanaście książeczek. Udało mi się to zrobić za darmo, nieco pokątnie, a w zamian, jako jedyną zapłatę, muszę napisać z nich recenzję, którą zresztą, jakbym się ubrał w taki koncept, mogę wydębić od moich dzieci (że to dzieci powinny recenzować dziecięce książki). Uważam jednak, że transakcja mi się opłaca, książeczki są ciekawe, tekst jakoś idzie, przy okazji da się załatwić sprawę rodzinną i warto spróbować samemu.
Otóż bajki przyszły do mnie z krakowskiego Bunkra Sztuki i wszystkie należą do jednej serii – Małego Klubu Bunkra Sztuki. Mają podobny format, płytę z audiobookiem na końcu i przede wszystkim, jak napisane na okładce każdej z nich, są picture bookami, a więc tworzą całość z grafiką. Mimo to seria dzieli się na dwie części – jedna z nich to bajki antydyskryminacyjne Magdaleny Stoch (na przykład Myszka Franciszka nie ma ogonka, ale sobie radzi), druga większa – to pełen przegląd młodej polskiej literatury uzupełniony o ilustracje znanych grafików i malarzy. Dlatego też przyjemnie było dostać je w komplecie. Mamy tu cały parnas młodej polskiej literatury, podzielony na nurty, rejestry i tak jak na górze, u dorosłych, tak i w dole u dzieci – wszędzie jest korespondencja i to samo spojrzenie.
Jeśli Bargielska pisze „kobieco” w swojej dorosłej prozie, nie inaczej jest w książeczce Marcin i pełnia w zoo (symbolika lunarna, etc.). Oczywiście kobieco pisze też Sylwia Chutnik, ale już sam tytuł Przygody Vendetty potwierdza, że znowu będzie tu raczej mowa o sile (tą książeczkę polubiły najbardziej moje córki, tato, ha ha, brzmiało jeszcze dwa dni później, chomik w głowie, chomik, wyobraź sobie, miała chomika w głowie). A do kompletu jest jeszcze Małgorzata Rejmer z bajką Dziewczynka ze światła; Joanna Bator i Krzysztof Łukasiewicz, jeśli dalej się trzymać podziału na męskie/kobiece – z najbardziej neutralną płciowo bajką – Las latających wiewiórek.
Po drugiej stronie są Łukasz Orbitowski ze smutną historią Dzieci z jeziora (przypomniały mi się opowiadania Flannery O’Connor o samobójczych religijnych utonięciach dzieci) i, idąc tropem wodnym, książeczka Jakuba Żulczyka o przyjaźni – Zdarzenie nad strumykiem; zaraz potem kawałek osobistej mitologii Szczepana Twardocha Dom na polach o jego własnych dzieciach zaglądających w studnię „czasu”.
Gdzieś nad tym wszystkim są rezolutne, pisane niejako technicznie bajki antydyskryminacyjne Magdaleny Stoch: Magiczny las i Historia Myszki Franciszki, które swoistą ezoterykę symbolicznych opowieści o własnych duchowych przemianach dorosłych pisarzy potrafią przedstawić w skali dziecięcego doświadczenia. I być może dlatego te bajki, poza Vendettą, podobały się moim dzieciom najbardziej.
Dodam tylko, że dla mnie najprzyjemniejszy w odbiorze był Sławomir Shuty z bajką Kopciuszek idzie na wojnę, czyli historia kołem się toczy, może dlatego, że wszystko tam zostało podane jako bajka dla dorosłych (postacie z bajek się buntują, powstaje Niezawisła Republika Bajek, zmieniają się losy postaci, akcje Disneya lecą w dół, kto jak nie Shuty?).
Każda z bajek ma jednak zawsze drugiego autora. Jest nim ilustrator. Wpisany w jeden kwadratowy format druku stara się podbić ducha opowieści. Co doskonale udaje się Olafowi Brzeskiemu w Dzieciach z jeziora – z nerwową, niebieską kreską postaci z jeziora, Joannie Pawlik w Dziewczynce ze światła – gdzie koncept pozytyw/negatyw doskonale podnosi wrażenie z tekstu i Dorocie Buczkowskiej w tekście Marcin i pełnia w zoo z subtelnymi, delikatnymi przedstawieniami napotkanych w zoo bohaterów. Las latających wiewiórek ilustrowała Magdalena Starska, Zdarzenie nad strumykiem Agata Bogacka, Dom na polach Rafał Bujnowski, Magiczny las – Przemek Czepurko, Kopciuszka – Agnieszka Piksa. Ciekawie budują także klimat Przygód Vendetty mroczne akwarele Mikołaja Małka, i pięknie dopełniające się z typografią w Historii Myszki Franciszki obrazki Marty Ruszkowskiej.
Właśnie, typografia. Obwoluty książeczek głoszą, że oprawa graficzna ma uwrażliwiać dzieci na estetykę. I choć czasem mamy przed sobą wzorowe połączenia estetyki z tekstem, czasem ze względu na nieczytelną czcionkę przyjemność z czytania znika (Magiczny las), a zaczyna się dukanie rodziców, którzy z wrażliwością próbują odczytać niejasny tekst.
To jednak bez znaczenia.
Książeczki i tak wyróżniają się na całym dziecięcym rynku wydawniczym. I to nie tylko na tle oferty Olesiejuka czy innych lukrowanych purchli, ale również w porównaniu z wszystkimi autorskimi wydawnictwami książki dziecięcej. Jest w nich coś, czego brak w doskonale przygotowanej i sprofilowanej książce z Muchomora czy Dwóch Sióstr.
Dorosłą wrażliwość – literacką i plastyczną – która musi się ułożyć z dziecięcym światem. To ciekawe doświadczenie, patrzeć jak świat dorosłych – nie tyle maleje, co oczyszcza się i krystalizuje, by pokazać się jako krótka historyjka z bajki dla dzieci.
Nie wiem, co z tego wezmą moje dzieci. Zresztą, jak oddzielić ten wpływ od miriad cząsteczek światła, myśli i uczuć, codziennie pukającymi do ich zmysłów? Mam jednak pewność, że będzie to ważne – podobnie jak moje wrażenia z własnych książeczek z dzieciństwa. To dlatego, poza tym że poprosiłem Bunkier, aby przysłał mi książeczki do recenzji, zacząłem kupować na Allegro wydania bajek, które zaczytałem i zniszczyłem we własnym dzieciństwie. Na Państwa miejscu zakrzątnąłbym się przynajmniej wokół Bunkra. O ich bajkach o dziwo mało się pisze, może rozchodzą się wolniej, a są ładne i miło je mieć.
–
OD REDAKCJI: W 2014 roku wokół książek z Serii Małego Klubu Bunkra Sztuki odbędzie się m.in. szereg działań performatywnych współtworzonych przez dzieci, artystów wizualnych, muzyków, twórców teatralnych i filmowych. Powstaną spektakle, słuchowisko oraz film.
Wojciech Albiński – Miłośnik sztuki
WięcejPrzypisy
Stopka
- Wydawnictwo
- Mały Klub Bunkra Sztuki
- Strona internetowa
- bunkier.art.pl