Nowoczesny, dynamiczny, transgresyjny. Władysław Hasior w Miejskim Ośrodku Sztuki
Władysław Hasior jest artystą, który niebezzasadnie może urastać do rangi jednego z poważniejszych wyrzutów sumienia polskiej historii sztuki nowoczesnej. Z Hasiorem mieliśmy do niedawna problem, wynikający – jak to bywa najczęściej – z niedostatku krytycznej refleksji nad naszym bądź co bądź dziedzictwem narodowym. Hasior jest artystą zbyt poważnym i wybitnym, by zbyć go milczeniem, a zarazem zbyt, chciałoby się powiedzieć, anachronicznym, by bezproblemowo wprząc go do dzisiejszego dyskursu historyczno-artystycznego. Jest on, krótko mówiąc, zaległą pracą do odrobienia; postacią czekającą na ponowne odkrycie.
Istotnie, Hasior nie pozwala się zignorować – i nie ma najmniejszego powodu, by tak czynić. Wybitny uczeń mistrza Kenara w słynnym zakopiańskim liceum plastycznym i równie wybitny uczeń równie wielkiego mistrza Wnuka w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych (a trzeba dziś przypomnieć, że obie te szkoły dawały kiedyś najlepszą edukację artystyczną). Zarazem wybitny artysta, który potrafił całą tę przyswojoną spuściznę przepracować i przekroczyć. Z tej transgresji brała się siła jego dojrzałej wizji i niegdysiejsza pozycja artysty kultowego. Hasior bowiem w sposób zadziwiająco sprawny i artystycznie owocny potrafił przejść od rzeźby do asamblażu i rozmaicie ujmowanych działań intermedialnych, przestrzennych, scenograficznych, monumentalnych. Tylko ten jeden gest winien sytuować go w centrum polskiej refleksji nad sztuką nowoczesną. Ale nadto jego twórczość stanowi bardzo interesujący mariaż jeszcze w innym wymiarze. Z jednej strony w swym wyjściu poza ograniczające granice medium Hasior musi się jawić jako twórca przekraczający modernizm. Z drugiej zaś swe realizacje opatrywał komentarzem ze wszech miar modernistycznym: podejmującym problemy istoty sztuki, procesu twórczego, poznania czy tłumaczonych egzystencjalnie relacji ze światem… Oto splot znaczeń, które domagają się krytycznego rozbioru i analizy.
Planując wystawę, Ewa Tatar zdecydowała, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. I właściwie miała rację. Jeżeli wiadomo, że Hasior zostawił po sobie bogaty komentarz do własnej twórczości, to kuratorka bardzo skrzętnie korzysta z tego materiału. Często oddaje głos artyście i tylko tam, gdzie to niezbędne, daje informacje kontekstowe, które równoważą niekiedy nieznośny patos rzeźbiarza.
Tymczasem w obiegowej opinii Hasior pozostaje artystą znanym powierzchownie: jako autor słynnych „sztandarów”, intermedialnych obiektów z pogranicza rzeźby i tkaniny artystycznej, oraz niekonwencjonalnych, scenograficznie rozbudowanych pomników, takich jak Organy (1966). Co gorsza, zastygła figura Hasiora po 1989 roku nie miała szczęścia do odczytań, które pozwoliłyby zdynamizować ten uproszczony obraz. W latach 90. zarzucano mu gloryfikowanie PRL-owskiej ideologii (np. przywołane Organy miały podtytuł Pomnik dla poległych w walce o utrwalenie władzy ludowej). Po roku 2000 największa wystawa artysty także nie przyniosła radykalnej reinterpretacji jego dzieła. Władysław Hasior. Europejski Rauschenberg (MOCAK, 2014) raczej utrwalił mit artysty i, jak wskazuje tytuł, zupełnie niepotrzebnie włączył go w logikę hierarchicznych odniesień do „wielkich nazwisk” z Zachodu.
Na szczęście od kilku lat Hasior jest przedmiotem nowo rozbudzonego zainteresowania naukowego i kuratorskiego. Muzeum Tatrzańskie 2018 ogłosiło rokiem artysty, a decyzja ta była pośrednim rezultatem wcześniejszych monografii, kalendariów i antologii (2011, 2014, 2015) poświęconych rzeźbiarzowi; Muzeum wydaje również unikalny magazyn „NOT.FOT.”, w całości poświęcony Hasiorowemu Notatnikowi fotograficznemu – czwarty numer tego periodyku właśnie się ukazuje. Wystawa pokazywana obecnie w Miejskim Ośrodku Sztuki w Gorzowie Wielkopolskim interesująco wpisuje się w to nowe ożywienie. Władysław Hasior. Wyobraźnia poetycka, jedna z najważniejszych ekspozycji w tym sezonie MOS, stanowi także ciekawą próbę zmierzenia się z historią Ośrodka, który ma w swej kolekcji duży zbiór prac mistrza.
Ta relacja została zresztą włączona w przestrzeń wystawy. Na jednej ze ścian sali głównej, gdzie mieści się pokaz, znajdują się prześwity, przez które można dostrzec wąską galerię. O ile tam jest wystawa stała, tu mamy tę czasową. Tam Hasior oficjalny, znany, reprezentatywny, tu – efemeryczny, pokazany od kuchni, różnorodny i w ruchu. Tam potężne asamblaże, tu ledwie kilka sztandarów, głównie jednak fotografie, niewielkie obiekty i przede wszystkim prace na papierze, w tym niemal kameralne kolaże i rysunki. Słowem, Hasior odświeżony!
Planując wystawę, Ewa Tatar zdecydowała, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. I właściwie miała rację. Jeżeli wiadomo, że Hasior zostawił po sobie bogaty komentarz do własnej twórczości, to kuratorka bardzo skrzętnie korzysta z tego materiału. Często oddaje głos artyście i tylko tam, gdzie to niezbędne, daje informacje kontekstowe, które równoważą niekiedy nieznośny patos rzeźbiarza. Na ogół działa to tak jak powinno: widz nie czuje się zagubiony i pozostawiony sam sobie, a zarazem może pozostać blisko egzystencjalnej refleksji Hasiora. Mimo że ta ostatnia bywa poetycko zawiła, to jednak całość zanadto nie ciąży w odbiorze.
Zgoda, że Hasior opisywał swoje zdjęcia w kategoriach uniwersalizujących, co z dzisiejszej perspektywy nie jest tak pociągające jak sam materiał wizualny. A ten wciąż robi duże wrażenie i, być może, pozwala znaleźć inny klucz do interpretacji Hasiora, wskazując na wyłom w nieco anachronicznej refleksji artysty o sztuce. Należy chyba podjąć myśl kuratorki, że Sztuka plebejska to w istocie projekt tożsamościowy, który analizuje PRL i jego mechanizmy awansu społecznego.
Dobre wrażenie robią wczesne rysunku i kolaże Hasiora – prace, które, trzeba przyznać, nieczęsto stawia się na pierwszym planie w jego oeuvre. Owszem, zdarza się, że są to na poły szkolne studia, odsłaniające solidny warsztat. Ale przeważnie ukazują one dużą zdolność syntezy (np. Czarny niedźwiedź, 1952–1955) i wyczucie koloru (Geometryczne krajobrazy, z tego samego okresu). Zwłaszcza niemal abstrakcyjne, sylwetowe pejzaże z lat 50. dają odświeżającą perspektywę, gdyż pozwalają w innym, bardziej kameralnym medium zobaczyć te cechy, które w latach 60. i 70. będą wyróżniać równie syntetyczne asamblaże, o równie ekspresyjnym działaniu koloru.
Jeśli wychodzimy od prac na papierze, to drugim obliczem wystawy są liczne fotografie – chyba największa rewelacja całego pokazu. Owszem, zdjęcia Hasiora nie stanowią dziś novum dla historii sztuki i cieszy fakt, że – o ile wiem – coraz częściej przywołuje się je jako ważną cześć jego dorobku. Z Notatnika fotograficznego na szczególną uwagę zasługuje cykl Poezja przydrożna, rozwijany długo i w zmiennych czasach, bo od lat 70. do 90. Hasior-fotograf-dokumentalista pokazuje się w nim nie tylko jako artysta intermedialny i uważny obserwator rzeczywistości, lecz także – jako twórca świadomy znaczeń nawarstwiających się w kulturze wizualnej. Jak słusznie podkreśla Tatar, chodzi tu o wydobycie najszerzej rozumianych komunikatów propagandowych: i tych odgórnych, państwowych lub kościelnych, i oddolnych, pozostawianych przez tzw. „zwykłych ludzi”. W tym metodycznym namyśle nad polską ikonosferą, nad jej formą i jej zapętlonymi treściami, jest wiele z pracy socjologa.
Analogicznie, fotografią socjologiczną (a taki trop podsuwa nam się na wystawie) można nazwać cykl Sztuka plebejska. To, jak pisze Tatar, „realistyczny zapis przejawów zmian w stylu życia modernizującego i urbanizującego się społeczeństwa, podbity nieco sentymentalnym opisem”. Zgoda, że Hasior opisywał swoje zdjęcia w kategoriach uniwersalizujących, co z dzisiejszej perspektywy nie jest tak pociągające jak sam materiał wizualny. A ten wciąż robi duże wrażenie i, być może, pozwala znaleźć inny klucz do interpretacji Hasiora, wskazując na wyłom w nieco anachronicznej refleksji artysty o sztuce. Należy chyba podjąć myśl kuratorki, że Sztuka plebejska to w istocie projekt tożsamościowy, który analizuje PRL i jego mechanizmy awansu społecznego.
Dzięki tego rodzaju tropom interpretacyjnym zapomina się o Hasiorze jako postaci pomnikowej. Twórcy kanonicznych dzieł, „europejskiego Rauschenberga”, wypiera znacznie mniej pompatyczna wizja artysty intermedialnego. Oto Hasior dynamiczny, który eksperymentuje, podąża w wielu kierunkach, rozpoczyna i porzuca wątki. Wyobraźnia poetycka to wystawa zbyt kameralna, by mogła przynieść koherentną reinterpretację dzieła autora sztandarów. Tego wszakże nie można od niej wymagać, zważywszy na fakt, że nie stoi za nią muzeum, lecz miejski ośrodek sztuki o ograniczonych zasobach. W granicach dostępnych możliwości dostaliśmy dobrze skrojony pokaz, który robi apetyt na więcej. A to aż nadto.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Władysław Hasior
- Wystawa
- Władysław Hasior. Wyobraźnia poetycka
- Miejsce
- Miejski Ośrodek Sztuki w Gorzowie Wielkopolskim
- Czas trwania
- 26.10–9.12.2018
- Osoba kuratorska
- Ewa Tatar
- Strona internetowa
- mosart.pl