Niespełniona obietnica. „Artony” Jana Smagi w Rastrze
Artony Jana Smagi to kameralna wystawa, która dotyka problemów znacznie większych od niej samej. W analitycznym geście powrotu do kanonicznych prac Włodzimierza Borowskiego Smaga pyta nie tyle o ich historyczne znaczenia, ile o to jak widzieć je obecnie, jak, patrząc na Artony świeżym spojrzeniem, „przekroczyć obiektywizm postrzegania i wkroczyć na powrót w obszar sztuki” – świat, w którym, cytując dalej komentarz kuratorski, „obraz determinuje kształt rzeczywistości, nie odwrotnie”. Pytanie, innymi słowy, dotyczy granic wolności współczesnych autorskich użyć tego, co zdążyło już zastygnąć w klasycznych odczytaniach, a stawia się je z wyostrzeniem uwagi na siłę przyzwyczajeń do wizualnych klisz i potencjał ich rozbijania. Pytanie jest więc intrygujące. Ale odpowiedzi rozczarowują.
Oglądane z bliska, Artony Smagi ukazują fragmenty Artonów Borowskiego: ich ostentacyjną amorficzność, czasem wyblakłe, a czasem krzykliwe kolory, połyskliwe i wówczas nowoczesne, dziś pospolite materiały.
Artony Smagi domagają się uważnej lektury, gdyż są wynikiem złożonych operacji na materiale źródłowym. Oto rzeczowy opis tych działań: „Sześć wybranych przez fotografa Artonów zostało poddanych obsesyjnej dokumentacji fotograficznej. Smaga wykonał ponad 30 tysięcy zdjęć detali obiektów Borowskiego. Każda z fotografii została następnie wydrukowana i przycięta do kształtu rombu o wymiarach 6 x 2 cm. Wyklejone na płytach aluminiowych, tworzą gęsty, migotliwy wzór, przypominający materiały tkane z wielobarwnych skrawków i odpadów tekstylnych”. Te z kolei tworzą monumentalne kompozycje, pionowe prostokąty niemal ludzkich rozmiarów, ujęte w grube, srebrne ramy, zawieszone niewiele nad podłogą, w równych odstępach i z zachowaniem rygorystycznej symetrii: trzy kolażowe fotografie po każdej stronie sali podzielonej na środku szerokim przejściem do dalszej części galerii.
Oglądane z bliska, Artony Smagi ukazują fragmenty Artonów Borowskiego: ich ostentacyjną amorficzność, czasem wyblakłe, a czasem krzykliwe kolory, połyskliwe i wówczas nowoczesne, dziś pospolite materiały, w tym plastik. Ukazując tandetny wymiar tych prac, przypominają, jak źle się one starzeją. Ale przede wszystkim – przypominają o tym, co nie ulega upływowi czasu: o radykalnie antymodernistycznym wymiarze projektu Borowskiego. Artony (1958–1963) stanowiły najkonsekwentniejsze rozwinięcie dążeń całej grupy Zamek, zerwanie z modernistycznym obrazem, rozumianym za Greenbergiem jako (niemal wirtualna) płaszczyzna ograniczona ramą, na rzecz obrazu-przedmiotu, obiektu, który problematyzuje własną materialność, morfologię, strukturę. Organiczne kształty zaprzeczające prostokątowi płótna, postduchampowski montaż nieartystycznych przedmiotów, plastik odsuwający dyskursy estetyki, nadto elementy świetlne i kinetyczne – wszystko to były wybory, które programowo czyniły z Artonów zaprzeczenie „dzieła sztuki”, tego konserwatywnego tworu, uparcie wskrzeszającego wszystkie mity modernizmu: oryginalności, warsztatu, artysty-geniusza i jego ekspresyjnego gestu…
Nie sposób nie dostrzec, że fotografie Smagi są urzekające wizualnie, a nawet więcej – w szczegółach są przemyślnie zaaranżowane tak, by powoływały odbiór na prawach estetyki.
Ale Artony Smagi zdają się właśnie uruchamiać inne, by nie powiedzieć przeciwstawne Borowskiemu, konotacje. Romby zdjęć pieczołowicie wycinane i wyklejane na obszernej płycie przywołują na myśl misterne rękodzieło i kategorię warsztatowej maestrii. Przede wszystkim jednak im bardziej oddalamy się od Artonów – a ich rozmiar i sposób ekspozycji od razu prowokują tradycyjny ogląd z dystansu – tym lepiej widzimy odejście od oryginalnych Artonów. Nie sposób nie dostrzec, że fotografie Smagi są urzekające wizualnie, a nawet więcej – w szczegółach są przemyślnie zaaranżowane tak, by powoływały odbiór na prawach estetyki. Fragmenty odznaczające się kolorystycznie (żywy błękit na tle beży; czerwień na tle szarości) rozłożone są równomiernie, tworzą fotograficzny deseń, istotnie wyglądają niczym migotliwy wzór. Niektóre z kompozycji, zwłaszcza może ta utrzymana w szarościach o wyrazistej fakturze, które rozbijają szarpane plamki czerwieni i bieli, przypominają nawet dripping painting Pollocka, a skojarzenie z abstrakcją lat 40. i 50. wzmacnia dodatkowo monumentalizm fotografii i niezmiernie klasyczna ekspozycja. Oto paradoks: na antymodernistycznych Artonach zbudowano prace muzealne i zamknięte w typowym white cube’ie.
Praca Smagi – zaprezentowana tak, a nie inaczej – wpisuje się w aktualny profil Rastra, galerii, która przeszła długą drogę od ulicy Hożej do pobliskiej Wspólnej, od zwykłego mieszkania na piętrze kamienicy do eleganckiej przestrzeni wystawienniczej, od gry w piłkarzyki do ekskluzywnych, niskonakładowych wydawnictw Raster Editions. Można rzec, że Smaga proponuje widzom – mówiąc słowami Barthesa – przewrotną i perwersyjną „lekturę rozkoszy”, rozkoszy, której źródłem jest transgresja lub pęknięcie systemu reprezentacji. Sama procedura działania jest interesująca, ale, koniec końców, rozbicie Borowskiego w geście analizy doprowadziło do złożenia go tak, by pokazać, iż nawet najbardziej subwersywny gest artystyczny nieubłaganie ulega uklasycznieniu i konserwacji. Prawda znana i bez tej złożonej operacji. Rozbicie ustalonej wizualności Artonów, wprowadzenie ich na powrót w obszar sztuki, przekroczenie obiektywizmu postrzegania – wszystko to w przypadku Artonów wydaje się obietnicą nęcącej propozycji artystycznej, która, ostatecznie, nie została spełniona.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Jan Smaga
- Wystawa
- Artony
- Miejsce
- Galeria Raster
- Czas trwania
- 19.11.2016 - 28.01.2017
- Strona internetowa
- rastergallery.com