Najciekawsze młode galerie w Polsce
Mogłoby się wydawać, że po bezprzykładnym boomie polskiej sceny galeryjnej – z kulminacją w postaci Warsaw Gallery Weekend – nastał czas stabilizacji. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat powstały najsilniejsze galeryjne marki, a część galerii na dobre zadomowiła się w obiegu międzynarodowym. Jednocześnie dokonała się centralizacja rodzimego życia galeryjnego, które niemal w całości skoncentrowało się w Warszawie. Nie powiodła się próba stworzenia sceny galeryjnej poza stolicą: z Poznania galerie uciekły, we Wrocławiu próby takiej nawet nie podjęto, z kolei w Krakowie hegemonię utrzymali starzy gracze, którzy zaczynali jeszcze w latach osiemdziesiątych: Zderzak i Starmach (na podobną pozycję nie zdołała wybić się Art Agenda Nova, a kolejne młode galerie szybko upadały). Rzecz jasna, stabilizacja sceny ściśle wiąże się z wielkością rodzimego rynku sztuki. Wydaje się, że jego gwałtowny rozrost, związany z zawodową ekspansją pokolenia dzisiejszych 40- i 50-latków (w znacznej mierze w szeroko pojętym przemyśle reklamowym i korporacyjnym), którzy swoją pozycję budowali w okresie transformacji ustrojowej – mamy już za sobą. Można wręcz uznać, że obecnie galerii jest więcej niż kolekcjonerów chętnych w nich regularnie kupować – lub pułap ten zostanie wkrótce osiągnięty. Mimo to kierunek aspiracji galerii powstających na przestrzeni ostatnich kilku lat był jasny – Warszawa, WGW, Zachód.
Z naszego materiału wynika, że obraz ten właśnie zaczął się komplikować. Trudno jeszcze wyrokować, jak głęboka jest to zmiana, jednak faktem pozostaje, że scena galeryjna przekształca się na naszych oczach. W konsekwencji zarysowany powyżej model rozwoju traci na aktualności, a nowa scena galeryjna zdaje się posiadać własną, wewnętrzną dynamikę. Spróbujmy uchwycić jej charakter.
Po pierwsze, na 21 galerii, które opisujemy – tylko sześć mieści się w Warszawie. W przypadku nowych galerii analogowa kartografia przestaje mieć znaczenie, a faktyczną mapą stają się media społecznościowe. To one stanowią główny kanał komunikacji – nie tylko ogólnopolski, ale także transnarodowy. Stąd być może materialna lokalizacja w centrum nie jest już tak ważna. Po drugie, z tych 21 jedynie sześć ma ambicje komercyjne (Wschód, Henryk, Marta Shefter Gallery, Aristoi, Rodríguez Gallery, Galeria Miłość), jednak, co ciekawe, nie znajdziemy wśród nich galerii zorientowanych na malarstwo; galerzyści ewidentnie testują mniej oczywiste sposoby na rynkową obecność (performans, mozaikowy program, a nawet lekcje rysunku jako źródło utrzymania galerii). Po trzecie, galerie chętnie zakładają artyści (Potencja, Dwie Lewe Ręce, Stroboskop Art Space, Miejsce przy Miejscu). Jeżeli dodamy do tego fakt, że są to najczęściej miejsca spoza Warszawy, możemy dojść do wniosku, że artyści nie chcą czekać, aż sprofesjonalizowane stołeczne galerie – a więc także ostrożne, działające z pewną strategiczną głębią – pochylą się nad ich twórczością. Po czwarte, zwraca uwagę znaczna liczba przestrzeni nastawionych na eksperyment, zakładanych w niecodziennych lokalizacjach (często prywatnych), spontanicznie reagujących za zmiany pulsu naszego życia artystycznego (Różnia, XS, ROD, Nie Zastawiać!, Łęctwo). Po piąte, pojawiają się placówki związane z lokalnymi ośrodkami akademickim, które jednak wyraźnie wykraczają poza formułę galerii przyuczelnianej (Obrońców Stalingradu 17, Oficyna, :SKALA).
Trudno oczywiście powiedzieć, ile z omawianych przez nas placówek ma zamiar się sprofesjonalizować, to znaczy podążyć śladem komercyjnych graczy (stabilny skład artystów, stała siedziba w możliwie dogodnej lokalizacji, targi itp.). Z pewnością sukces kilku warszawskich galerii – także finansowy – może skłaniać do takiej polityki. Z drugiej strony wydaje się, że mamy do czynienia z sytuacją autentycznego fermentu, a galeria znowu staje się przede wszystkim przestrzenią cyrkulacji myśli, a dopiero później (jeżeli w ogóle) – obiegu kapitału. Zresztą nawet te przestrzenie, które nie kryją, że chcą uczestniczyć w rynku, robią to na swój sposób, eksperymentując z formatami wystawienniczymi i żonglując rozmaitymi artystycznymi idiomami (Henryk, Marta Shefter Gallery, Miłość, Raczej). Niezwykle ciekawie prezentują się także przestrzenie niezależne: wywodząca się ze środowiska teatralnego i tanecznego XS, warszawska Różnia, której tempo i żywotność powinny zawstydzić niejedną galerię mainstreamową, czy radykalnie antyrynkowe poznańskie Łęctwo.
Czy taki a nie inny obraz najmłodszej sceny galeryjnej wynika – paradoksalnie – z nasycenia rynku i pewnej rutyny galeryjnego fachu, która w końcu dopadła i polską scenę? Czy młodzi artyści poczuli, że pukanie do drzwi warszawskich galerii jest bezskuteczne? Czy pokolenie urodzone pod koniec lat osiemdziesiątych i już w latach dziewięćdziesiątych podchodzi do rynku z większym sceptycyzmem niż ich starsi koleżanki i koledzy? Czy widoczne ożywienie Krakowa i Poznania wynika z faktu, że Warszawa stała się za ciasna na kolejne galerie? Jakkolwiek by nie było, wydaje się, że nowa scena galeryjna bardziej przypomina tę z lat osiemdziesiątych niż tę, która urosła po roku 2000. Podobnie jak w ostatniej dekadzie PRL-u, więcej w niej różnorodności, spontaniczności, zmienności, ryzyka, niepewności, a mniej – rynku.
Ile z tych miejsc zamieni się w tradycyjne galerie komercyjne? Ile upadnie (lub w naturalny sposób zgaśnie)? Ile zamieni się w fundacje nastawione na program badawczy? Czy Warszawa znowu zassie najciekawsze placówki? Zanim poznamy odpowiedzi na te pytania, zapraszamy do lektury naszego krótkiego przewodnika po najmłodszych polskich galeriach. (JB)
Katowice
Dwie Lewe Ręce
Katowicka galeria założona przez malarza Macieja Skobela. Jak na młodą galerię ma już poważny, bo trzyletni staż, a wbrew nazwie z powodzeniem organizuje kolejne wystawy i całkiem sprawnie prosperuje. No, może prosperowała, jako że od kilku miesięcy znajduje się w zawieszeniu, choć nie permanentnym.
Galeria wynosi się aktualnie z niepozbawionej uroku, ale i trochę klaustrofobicznej piwnicy pod sprzedającym śląskie gadżety sklepem Geszeft, gdzie umościła się na początku działalności. Odbywały się tam przede wszystkim indywidualne wystawy młodych artystów z katowickiego środowiska, jak Szymon Szewczyk, Kamil Kocurek i Mikołaj Szpaczyński, a po pewnym czasie także zapraszanych przedstawicieli innych ośrodków – w Dwóch Lewych Rękach mieli swoje ekspozycje między innymi Paweł Śliwiński, Kama Sokolnicka i Mateusz Szczypiński.
Dość intensywny rytm wystawienniczy zapewnił galerii widoczność, a obrany profil przy okazji dobrze rymował się z programem tamtejszego BWA, zapewniając przestrzeni założonej przez Skobela silną pozycję. Wyprowadzka spod Geszeftu zbiegła się w czasie z przybyciem do Katowic cieszyńskiej galerii Szarej, wobec której Dwie Lewe Ręce będą musiały się odnaleźć po reaktywacji. Jak dotąd nie wyklarowała się jeszcze nowa formuła działania – ciągle trwają poszukiwania nowego lokalu. W międzyczasie Dwie Lewe Ręce organizują wystawę Miłosza Wszołka w zaprzyjaźnionej katowickiej galerii Nie Zastawiać. (PP)
ul. Gustawa Morcinka 23-25, Katowice
facebook.com/dwielewerece
Nie Zastawiać!
Druga niezależna galeria w Katowicach. Istnieje nawet nieco dłużej niż Dwie Lewe Ręce, bo od 2012 roku. Przyczajona na lokalnym podwórku, nie zdobyła szerszego rozgłosu poza Katowicami, trzymając się studencko-punkowego rysu.
Galerzyści z Nie Zastawiać! chętnie podkreślają swój brak zainteresowania grantami i instytucjonalnym wsparciem, ciułając środki własnymi sposobami. Organizują imprezy, koncerty, slamy poetyckie. Udało im się też pozbierać po wyjątkowo niefortunnym wydarzeniu, nawet jak na standardy młodych galerzystów, jakim było zalanie poprzedniego lokalu.
Jak to w Katowicach, program galerii skupia się głównie na niewyczerpanych pokładach zdolnych lokalsów (jeszcze jako student miał tu wystawę Mateusz Hajman), choć nie da się ukryć, że w większości jednak mniej zdolnych niż w zaprzyjaźnionych Dwóch Lewych Rękach. (PP)
ul. Stanisława 5a, Katowice
facebook.com/galerianiezastawiac
Kraków
Aristoi
Gnieżdżąca się w niewielkim lokum w Krakowie przy ulicy Sołtyka komercyjna galeria Aristoi to jedno z tych miejsc, gdzie fizyczne ograniczenia z powodzeniem przekuto w wyróżnik, a nawet atut. Tamtejsze wystawy bywają pokazami świeżych prac, które nie zdążyły jeszcze uleżeć się w pracownicach, lub też luźnymi appendiksami do większych wystaw prezentowanych artystów w innych instytucjach.
Do pierwszej kategorii należało Future Nostalgia Kornela Janczego, którego kompozycje wyewoluowały do formy prezentowanej na Intermarium Piotra Sikory i Łukasza Białkowskiego. Makiety Janczego to kawałki świata spowitego nadgniłą trawą i wyłożonego polbrukiem, fragmenty konstrukcji w stanie niedookreślonego zawieszenia, jakby budowy i rozkładu jednocześnie. W drugiej grupie mieści się świetna wystawa Marty Sali, na głowę bijąca dużą i monotonną ekspozycję w nowosądeckim BWA Sokół. Na kameralnej wystawie w Aristoi znalazło się wszystko to, co leżało na wizualnych i emocjonalnych biegunach tekstylnego cyklu prac Sali, czyli kompozycje radośnie krzykliwe i radykalnie szkicowe.
Pewną ciekawostką w Aristoi jest obecność w trójosobowym składzie galerzystów jednego specjalisty od sztuki nowożytnej, dzięki czemu do oferty galerii ma dołączyć sztuka dawna. Po kilkumiesięcznej wystawienniczej stagnacji, Aristoi powróci wkrótce z wystawą Justyny Mędrali. W kolejce czeka też dawno niewidziany, zajmujący się ostatnio głównie aranżowaniem wystaw cudzych Mateusz Okoński. (PP)
ul. Sołtyka 9/2, Kraków
facebook.com/aristoi
Henryk
Najprężniej działająca młoda galeria w Krakowie. Jeśli akurat jesteście w tym mieście i macie ochotę wybrać się na jakiś wernisaż, istnieje duże prawdopodobieństwo, że akurat coś się dzieje w Henryku. Galeria współpracuje z bardzo młodymi artystami, a w pewnym sensie także wannabe artystami, prowadząc szkołę rysunku przygotowującą do uczelnianych egzaminów wstępnych. Na niej opierał się od początku model finansowania Henryka i opiera się nadal, choć od niedawna miejsce to funkcjonuje także jako regularna galeria komercyjna.
Intensywna działalność Henryka spowodowała też pierwsze oznaki zadyszki – ostatnia zbiorowa wystawa podopiecznych galerii ujawniła niebezpieczną tendencję młodych artystów do popadania w łatwą manierę, a niektórzy z nich mentalnie tkwią w późnych latach 60. i jakoś wciąż nie mogą doszlusować do współczesności. Gdy niedostatki wychodzą na wierzch, galerzysta i kurator większości wystaw, Aleksander Celusta, dwoi się i troi maskując je dowcipem, a wściekle nudne prace równoważąc rozbudowanymi scenografiami. Ostatnio nawet wyłożył galerię słomą i zapętlał w niej utwór Wolność zespołu Boys.
Słowa tuzów disco-polo Celusta chyba wziął sobie do serca, jako że w Henryku zapanuje niebawem wolność i swoboda. Mocno autorski program ulec ma rozszczelnieniu. Jak dotąd galerię odwiedzili postinternetowi poeci z Rozdzielczości Chleba, teraz otwiera się ona także na artystów i kuratorów z innych miast – w przyszłym roku zawitać ma tutaj między innymi Tomek Pawłowski z wystawą duetu Polen Performance. W planach jest także wydanie serii artbooków – krótko mówiąc ma się dziać jeszcze więcej. (PP)
ul. Wrzesińska 4/1, Kraków
facebook.com/tenhenryk
Marta Shefter Gallery
W odróżnieniu od lwiej części młodych galerii, Marta Shefter Gallery założona została przez dwie bardziej doświadczone galerzystki, Martę Błachut i Lucynę Shefter. O ile pozostałe inicjatywy borykają się nieraz z problemami materialnymi godnymi pozytywistycznej powieści, Marta Shefter wręcz przeciwnie – ze swoimi wystawnymi bankietami w ogrodzie i w mieszkaniu po bracie kardynała Dziwisza (ach, Kraków) wygląda na lokalnej galeryjnej mapie jak moskiewski oligarcha pośród biednych chłopów.
Możliwości nie idą na marne, Marta Shefter ma ambicje międzynarodowe i to szeroko zakrojone. Już jako galeria skupiona na performansie stanowi rodzynek, jednak w odróżnieniu od chociażby poznańskiej galerii Raczej nie koncentruje się na performerach polskich, ale sprowadza do Krakowa przedstawicieli środowiska nowojorskiego, gdzie mieszkała jedna z jej założycielek. Na dodatek jak dotąd są to przedstawiciele azjatyckich mniejszości z Nowego Jorku.
Inauguracyjna wystawa prezentowała strzępki archeologii performansu, czyli dokumentację działań Tehchinga Hsieha. Trwające pełny rok akcje, polegające na przykład na zamknięciu się w klatce przy jednoczesnym niemówieniu, nieczytaniu i niepisaniu budzą pewien respekt swoimi surowymi założeniami i posągową postawą artysty, ale także zajeżdżają formaliną. Na szczęście po tym przyszła kolej na świetną wystawę Ewy Zarzyckiej, opartą na gawędzie artystki o Drohobyczu, pełną melancholii i typowej dla Zarzyckiej lekkości i humoru. Oraz na małżeństwo Shinoharów, którzy całe swoje życie zamienili na kampowy, hucznie epigoński performans ocierający się o art brut. Marcie Shefter nie brakuje pomysłów i ambicji, w tym królestwie białych sal i pleksiglasu przydałoby się tylko trochę więcej luzu i zadziorności. (PP)
ul. Jabłonowskich 6, Kraków
facebook.com/MartaShefterGallery
Księgarnia | Wystawa, Fundacja Razem Pamoja
Lokal prowadzony przez Bartosza Przybył-Ołowskiego i Kamila Kuitkowskiego. Galeria pracuje tu na fundację Razem Pamoja, ale kierunek tej zależności bywa też odwrotny. Spektakularnym osiągnięciem w dwuletniej historii Księgarni | Wystawy jest jej rozplenienie się na trzy kontynenty i miasta celowo odległe od globalnych centrów sztuki. Pierwsza siostrzana galeria Księgarni | Wystawy funkcjonuje od dłuższego czasu w jednym z kenijskich slumsów, druga właśnie rodzi się powoli w Indonezyjskiej Yogyakarcie.
Krakowska galeria ma już bogatą historię wystaw na koncie, w tym kilku bardzo udanych. Wśród nich znajdują się klasyczne galeryjne pokazy, przede wszystkim projektu fotograficznego Joanny Piotrowskiej zrealizowanego w Kenii. Zdarzały się też bardziej outsiderskie projekty, jak Muzeum Europeistyczne intrygującego artysty-amatora Andrzeja Karonia, jednej z barwnych postaci skupionych wokół Księgarni | Wystaw. Warto też odnotować próby ożywienia środowiska młodego performansu pod egidą IAMESH Secret Collective, animowane między innymi przez Adama Grubę i Justynę Górowską.
W tej chwili galeria ma ambicje zacieśnienia współpracy ze środowiskiem „Le Monde Diplomatique”, po tym jak pierwotna próba uczynienia z tego miejsca także pewnego centrum intelektualnego zakończyła się mizernie. Przykładem działań zmierzających w tym kierunku jest choćby wystawa poświęcona uchodźcom połączona z panelami dyskusyjnymi. (PP)
ul. Józefińska 9, Kraków
facebook.com/ksiegarniawystawa
Potencja
Cyryl Polaczek, Karolina Jabłońska i Tomasz Kręcicki, czyli malarski dream team z Krakowa i ich dość efemeryczna jak dotąd galeria. Cenią ich profesorowie Akademii, wystawia Zderzak, mają więc wszelkie predyspozycje do szybkiego zdziadzenia. Na przekór tym znakom trzymają się mocno prowadząc własną przestrzeń wystawienniczą.
Potencja orbituje wokół budynku Telpodu, dawnych zakładów elektronicznych na Zabłociu, mekki niezależnych inicjatyw Krakowa. W jednej z tamtejszych przestrzeni odbyła się bardzo dobra, gęsta wystawa Karoliny Jabłońskiej. Jabłońska sprawnie żonglując formatami w dusznej, małej salce, skontrastowała stłoczone na jednej ścianie małe obrazki wykonane za pomocą czarnego spreju z wielkoformatowymi, barwnymi olejami na płótnie i wyskakującymi z sufitu i podłogi czarnymi, reliefowymi rzeźbami. Malarze z Potencji mają też ambicję wykroczenia poza dobrze opanowaną działkę. Z neofickim zapałem zorganizowali więc wystawę o kosmitach z dużą ilością elektroniki, a nawet dymów, buchających wokół stołu ze sztucznym ciałem szarego ufoludka. Póki co Potencja wraca do dobrze znanego medium – właśnie odbywa się świetna wystawa jednej z gwiazd młodego polskiego malarstwa, Martyny Czech, znanej z tego, że wygrała Bielską Jesień i maluje ludzi, których nie lubi. Jako że artystycznie jest jej po drodze zwłaszcza z Jabłońską, jest nadzieja, że malarze-galerzyści z Krakowa nie skończą także jako jej modele. Co więcej, Potencja właśnie poszerzyła się o drugi lokal, z witryną, w nieco bardziej widocznym miejscu. Przynajmniej na pół roku. Jeśli ostatecznie podryfuje w obecnym kierunku, ma szansę stać się ogólnopolskim hegemonem w branży dobrego, młodego malarstwa, jako że galerie w rodzaju Leto koncentrują się na formacji nieco starszej, a wśród rówieśników Potencja praktycznie nie ma konkurencji. (PP)
ul. Józefińska 34a, Kraków
facebook.com/Potencja
Widna
Przestrzeń związana z wydawnictwem Museolab,prowadzonym przez Michała Bratko i Kingę Nowak. Wystawa tej ostatniej, kuratorowana przez Magdalenę Ujmę, to jak dotąd najciekawsze wydarzenie w niedługiej historii Widnej. Nowak co prawda wpisuje się w niezbyt porywający nurt nawiązywania do historii awangardowej abstrakcji, ale jako malarka z wyczuciem materiału, koloru i przestrzeni potrafi jeszcze zbudować na tym gruncie coś ciekawego. Dobrego wrażenia po malarsko-rzeźbiarskich geometrycznych pracach Nowak nie udało się zatrzeć nawet wystawiającemu po niej Mateuszowi Kuli, czyli krakowskiej odpowiedzi na Tomasza Kozaka. Po kilku wystawach bilans wychodzi na plus, pozostaje czekać na rozkręcenie bardziej intensywniej działalności. (PP)
ul. Grzegórzecka 31, Kraków
facebook.com/WidnaMuseolab
Poznań
Łęctwo
Galeria zlokalizowana na Łazarzu funkcjonuje na uboczu poznańskiego środowiska młodej sztuki. Galeria powstała w 2014 roku z inicjatywy Przemysława Sowińskiego, który prowadzi ją sam. Łęctwo to galeria niekomercyjna, całkowicie niezależna i finansowana z kieszeni galerzysty-entuzjasty. Jak deklaruje sam Sowiński, program Łęctwa jest kształtowany przez spontaniczne sytuacje lub jest wynikiem doraźnych problemów i zainteresowań. Jakiego typu mogą być to zainteresowania, wskazuje choćby ostatnia wystawa w Łęctwie, czyli Nic nigdy z tego nie będzie. Tytuł wystawy nawiązuje do słów Przemysława Kwieka (to, czy je faktycznie wypowiedział, jest faktem spornym), a pokaz poddawał wątpliwość entuzjazm towarzyszący rynkowemu obiegowi sztuki. Wydaje się też znamienne, że to manifest przekonań Sowińskiego, który wypowiada się z dużym dystansem na temat rynku i ani myśli skręcać w stronę działalności komercyjnej. Zależy mu za to zdobyciu publiczności mniej zżytej z sztuką, czego wyrazem takie projekty jak Ściana, zrealizowany razem z Krystianem TRUTHem Czaplickim, Pawłem Susidem i Agnieszką Grodzińską dla ogrodu społecznościowego. W tym roku galeria funkcjonowała w nieco mniejszym tempie, ale wraz z nowym rokiem wystaw ma być ponoć więcej. Na pewno szykuje się indywidualna wystawa Pawła Szostaka. (KP)
ul. Łukaszewicza 1, Poznań
facebook.com/lectwo.galeria
Raczej
Wydawało by się, że performans spod znaku Jerzego Beresia i Zbigniewa Warpechowskiego nie znalazł sobie następców w młodym pokoleniu artystów, ale nie jest to do końca prawda. Dzięki takim miejscom jak Galeria Raczej klasyczny performans, czy też może sztuka performance, w Polsce ciągle ma się dobrze. Prowadzona przez Łukasza Trusewicza i Agnieszkę Szablikowską-Trusewicz galeria działa od 2011 roku, a w 2014 przeniosła się do większej przestrzeni Perfexu (działającego niegdyś jako kawiarnia Hortexu). Program Galerii Raczej wynika z faktu, że sam Trusewicz jest performerem. Oprócz sztuki akcji w galerii organizowane są także wystawy, spotkania czy koncerty, a galerzyści chętnie nawiązują zagraniczne kontakty czy to poprzez współpracę z zagranicznymi festiwalami performance i targami sztuki, czy to poprzez programy rezydencyjne. Co zaś do wyboru artystów, często są to reprezentanci starej gwardii (np. Janusz Bałdyga, Zbigniew Warpechowski), ich spadkobiercy średniego pokolenia (Anna Kalwajtys) czy też stali bywalcy festiwali performance, jak Kamil Guenatri. Od 2016 roku galeria prowadzi własny program rezydencyjny, działający w ramach programu Łazarz – Otwarta Strefa Kultury. (KP)
ul. Głogowska 53
facebook.com/galeria.raczej
Rodríguez Gallery
Przyjęło się uważać, że Poznań nie jest zbyt przyjaznym miejscem dla sztuki, ale opinii tej przeczą coraz to nowe inicjatywy galeryjne podejmowane w tym mieście. W 2015 roku w stolicy Wielkopolski otworzyła się galeria Rodríguez, założona przez Agatę i Carlosa Rodríguezów. Galeria zaprasza artystów młodych lub średniego pokolenia, zarówno z Polski, jak i innych krajów – Hiszpanii, Korei, Japonii czy Czech. Dosyć często u Rodríguezów pojawia się fotografia (wystawy Alicji Dobruckiej, Jakuba Jasiukiewicza czy Keke Vilabeldy), ale już niedługo otworzy się tam na przykład wystawa malarstwa Doroty Buczkowskiej. Rodríguez Gallery ma ambicje komercyjne: jeździ na targi (np. Swab w Barcelonie), pojawiła się też na ostatnim Warsaw Gallery Weekend (z konceptualną wystawą Pepa Vidala). Pewnym minusem jest brak konkretnego profilu – na dobrą sprawę nie wiadomo, co wyróżnia galerię Rodríguezów od szeregu innych młodych galerii i raczej trudno powiedzieć, żeby tym wyróżnikiem była deklarowana przez galerzystów chęć współpracy z artystami i kuratorami. Należy jednak docenić ich kulturotwórcze ambicje, które w tym mieście są akurat bardzo potrzebne. (KP)
ul. Wodna 13/4
facebook.com/Rodriguezgallery
Oficyna
Offowa przestrzeń mieszcząca się w opustoszałej kamienicy na Wildze często gości studentów poznańskich intermediów (a także ich znajomych). Założona została przez street artowca Noriakiego i studenta intermediów Jakuba Borkowicza, który odpowiada za program miejsca, a zarazem jest najemcą mieszkania (Noraki podnajmuje od niego pokój). Oficyna ma punkowy charakter, czasem odbywają się tu wystawy, a czasem imprezy rave obficie wspomagane różnego typu używkami. Na co dzień jest to pracownia Borkowicza, w której pracuje od dwóch lat. Od roku mają tam miejsce wydarzenia nie tylko towarzyskie, ale i artystyczne, a w październiku rozpoczął się tam bardziej profesjonalny cykl pt. Radość nie wieczność, który jest współfinansowany przez Urząd Miasta. W ramach tego „sezonu” planowanych jest 10 wydarzeń. (KP)
ul. Różana 21/13
www.facebook.com/klaroliar0
:SKALA
Kolejne nowe miejsce na artystycznej mapie Poznania. Działająca w przestrzeniach zajmowanych niegdyś przez sklep z bronią, :SKALA jest inicjatywą współtworzoną przez redakcję „Czasu Kultury” i Katedrę Intermediów UAP. Stąd pierwszymi rezydentami tego miejsca byli Piotr Bosacki, Mateusz Sadowski i Adrian Kolarczyk, absolwenci i młodzi pracownicy tejże uczelni. :SKALA to być może jeszcze nie Stereo 2, ale można przypuszczać, że to właśnie tutaj będzie można zobaczyć w najbliższym czasie wytwory nowej szkoły poznańskiej, czyli wychowanków Jarosława Kozłowskiego czy Leszka Knaflewskiego. Na szczęście, bo w penerskim Poznaniu trochę bieli, zimnego post-konceptualizmu i specyficznej, powściągliwej emocjonalności zawsze się przyda. (KP)
ul. Św. Marcin 49a, Poznań
facebook.com/galeriaskala
Szczecin
Obrońców Stalingradu 17
Akademia Sztuki w Szczecinie działa już od kilku lat, co sprawia, że w mieście tym rośnie zapotrzebowanie na przestrzenie wystawiennicze, w których studenci tej uczelni mogliby pokazywać swoje prace. Takim miejscem jest Obrońców Stalingradu 17, efemerycznej galerii zainicjowanej w czerwcu 2015 roku na potrzeby studentów Wydziału Malarstwa i Nowych Mediów AS. Galeria mieści się na pierwszym piętrze opustoszałej, XIX-wiecznej kamienicy i nie ma określonego profilu, a nawet oficjalnej nazwy (ta obecna to po prostu adres). Odbywają się tu wystawy indywidualne (np. Anity Mikas czy Grzegorza Bożka) i zbiorowe (Młodzi o Polsce, Obrońcy 2016 – jak można się domyślić, była to wystawa dyplomów AS). W tym tygodniu otworzyła się tam z kolei wystawa Material message, będąca finałem mail-artowego projektu Olgi Dziubak. Obecnie galeria zaczyna coraz częściej akcentować swoją niezależność od AS, a opiekunowie miejsca zaprzeczają o jego statusie galerii studenckiej, project roomu czy nawet galerii sztuki jako takiej. Jest to więc „jakieś” miejsce do wystawiania sztuki w Szczecinie, nie do końca wiadomo jakie, ale zawsze jakieś. (KP)
ul. Obrońców Stalingradu 17, Szczecin
facebook.com/Obroncow-Stalingradu-17
Toruń
Miłość
Działająca od 2014 roku Galeria Miłość jest ostatnią nadzieją artystycznego Torunia, w którym życie toczy się pomiędzy CSW Znaki Czasu prowadzonym przez Wacława Kuczmę i Galerią Sztuki Wozownia (dyrektorka: Anna Jackowska). Miłość powstała z inicjatywy duetu Natalia Wiśniewska (artystka) i Piotr Lisowski (kurator), którzy zapraszają do współpracy artystów młodego lub średniego pokolenia. Galeria jest prywatna, i jak deklarują jej właściciele, ma charakter przestrzeni eksperymentalnej, gdzie „sztuka pozostaje produktem ubocznym relacji oraz przesiąknięta jest kontekstem codzienności”. Klucz doboru artystów i artystek nie jest do końca klarowny, ale w repertuarze dominują kobiety (w Miłości pokazy indywidualne miały m.in. Karolina Żyniewicz, Lilianna Piskorska i Katarzyna Malejka), a wątkiem powracającym przy okazji kolejnych wystaw jest krytyka instytucjonalna. Najlepszym przykładem takiego podejścia do sztuki była wystawa Twarda spacja samej Natalii Wiśniewskiej, gdzie w roli unikatowych dzieł sztuki wystąpiły takie obiekty jak łopata obszyta czarną skórą czy książka z dwoma grzbietami. Produkcja ironicznych dzieł-fantomów może co prawda zastanawiać w przypadku artystki, która dopiero co założyła galerię, ale cóż – żyjemy w końcu w post-artystycznych czasach. Podobną postawę zaprezentował też np. Norbert Delman, który zaaranżował w galerii strzelnicę, podejmując tym samym temat przystosowania obronnego jednostki funkcjonującej w trudnym środowisku (społecznym, ale i sztuki).
Galeria mieści się w starej kamienicy przy ulicy Mostowej. Piętro wyżej znajduje się letnia rezydencja właścicieli Miłości, z dostępem na dach, skąd podziwiać można toruńską panoramę. Goście zostający w galerii do długich godzin nocnych mogą liczyć na poczęstunek pożywną zupą i towarzystwo mieszkającego na górze kota (jak również właścicieli mieszkania). (KP)
ul. Mostowa 7/2a, Toruń
facebook.com/galeriamilosc
Warszawa
ROD
Realny Obszar Działań (w skrócie ROD) to projekt wystawienniczy realizowany przez Magdalenę Łazarczyk i Łukasza Sosińskiego na Rodzinnych Ogródkach Działkowych przy ulicy Kinowej w Warszawie. Nie każdy może tam dotrzeć, ponieważ właściciele działki nie prowadzą oficjalnej strony ani Facebooka, ograniczając się do zaproszeń mailowych dla przyjaciół i wybrańców. Jednak biorąc pod uwagę, że każdy wernisaż w ROD przybiera formę rodzinnego grilla, na którym zostaniesz poczęstowany piwem i karkówką, jest to w zasadzie zrozumiałe. Do dyspozycji artystów jest tu mały domek, przemieniony na środku w umiarkowanie sterylną galerię i urokliwy ogródek z drzewami owocowymi. Projekt wystartował w listopadzie 2014 roku wystawą Gizeli Mickiewicz. Współpracował także – co ciekawe – z inną instytucją ulokowaną na działkach, czyli prowadzonym przez Łukasza Jastrubczaka i Małgorzatę Mazur Centrum w Szczecinie. Projekt ROD-u zaplanowany był na 12 odsłon i teoretycznie ostatni jego odcinek odbył się w listopadzie 2015 roku – była to wystawa Jana Szewczyka. W praktyce jednak galeria istnieje nadal, w tym roku odbyły się tam na przykład wystawy kolektywu Silverado (Marta Hryniuk, Maciej Nowacki i Marta Węglińska) i Charlie Malgat, która zaprosiła gości ROD-u do spaceru po Księżycu, możliwym dzięki goglom VR. (KP)
Różnia
Warszawa, zdominowana przez duże instytucje i galerie komercyjne, nie może pochwalić się wieloma galeriami typu off-space. Chlubnym wyjątkiem jest tu Różnia, działająca od kwietnia tego roku. Galeria mieści się w mieszkaniu na Mokotowie, jej właścicielką jest Anna Sidoruk (przez przypadek Ania jest także sekretarz redakcji „Szumu”), a głównym teoretykiem Karol Komorowski, młody fotograf. Wernisaże w Różni zwykle trwają cały dzień i kończą się w kuchni. Program galerii ma charakter postinternetowo-formalistyczny – czasem pokazuje się tu zachowawcze malarstwo Małgorzaty Widomskiej, a czasem postbrandingowe i metronarodowe prace Stacha Szumskiego. Nie brak także bardziej żartobliwych wydarzeń, jak choćby wystawa Jakuba Glińskiego, w całości stworzona z różnego rodzaju odpadków i śmieci. Różnia to jednak nie tylko wystawy – Sidoruk i Komorowski mają ambicję prowadzić galerię jak dom kultury, stąd np. odbywające się tam od czasu do czasu seanse filmowe. Galeria prowadzi także swoje wydawnictwo – do tej pory opublikowała własnym sumptem książkę Piszę na żywo, jak żywo?, zawierającą zapis happeningu automatycznego i Wypierdalaj ze sztuki Karola Komorowskiego, który jest zapisem dyskusji bliżej nieokreślonych osób, rozmawiających wspólnie o realiach artystycznych w Polsce. Obie te publikacje trącą neoficką wiarą w eksperyment literacki i właściwie są nie do czytania. To jednak rozczulające, że w XXI wieku ktoś ciągle wierzy w moc literatury awangardowej spod znaku Brunona Jasieńskiego. Estetycznym wyróżnikiem Różni jest boazeria, którą pokryte jest całe mieszkanie, a drewniane osłonki na kaloryfery stanowią mocny akcent w przestrzeni wystawienniczej. Brakuje tylko jeleniego poroża. (KP)
Mokotów, Warszawa
facebook.com/rozniagallery
Stroboskop
Jednym z nielicznych warszawskich artist-run-spaces jest Stroboskop, galeria w garażu prowadzona przez artystę-kulturystę Norberta Delmana, Agnieszkę Delman, Franka Buchnera i Janka Słoniewskiego. Otwarta w maju galeria mieści się na Ochocie i jak na razie odbyły się tam dwa wydarzenia: pokaz krótkich filmów z cyklu Mono, organizowany w różnych krajach Europy, oraz wystawa post-internetowego malarstwa Jagody Dobeckiej. Trudno więc powiedzieć, żeby galeria tętniła życiem, ale ponoć jest to wina remontu na podwórku, przy którym mieści się galeria. Jak jednak zapowiada sam Delman, już niedługo otworzy się kolejna wystawa, planowane są także trzy następne. (KP)
ul. Siewierska 6, Warszawa
facebook.com/Stroboskop
Wschód
lokalizacja zmienna
Piotr Drewko i jego artyści z braku własnego kąta uczynili treść i modus operandi galerii Wschód. Co prawda od czasu ostatniego WGW galeria zyskała lokalizację w Warszawie, jednak w zamyśle nie jest to siedziba stała. Może i dobrze, bo o ile na gościnnych występach Wschód czuje się jak ryba w wodzie, u siebie przypomina rybę w zbyt małym akwarium.
Wschód szczególnie chętnie gości w bytomskiej Kronice, gdzie zaczynał od zbiorowej wystawy Trzaski, krążącej wokół tematu pejzażu dźwiękowego przestrzeni, a gdzie aktualnie trwa kolejna grupowa ekspozycja o nieco wydumanym tytule Fakt niezajścia pozostaje (podobne tytuły to zresztą kolejna specjalność galerii). Objazdowy charakter galeryjnego projektu Drewki pozwala mu na zachowanie dużej elastyczności – jak dotąd udaje się utrzymać różnorodność kolejnych projektów, od bardziej monumentalnych, jak zeszłoroczne Co z rzeczami, którymi nie chcę się dzielić w Domu Słowa Polskiego, po znacznie mniej widowiskowe, wyciszone, jak Powolny upadek podróży Mateusza Choróbskiego, ponownie w Kronice. Choróbski przy tej okazji podjął się demaskowania finansowych mechanizmów obiegu sztuki i tego, co można nazwać ideologią przestrzeni wystawienniczej. W pewnym sensie Wschód jest więc właściwe unikatową antygalerią, zdarza mu się bowiem uprawiać krytykę instytucjonalną w cudzych instytucjach.
Drewko ma także ambicje międzynarodowe – grono siedmiorga polskich artystów, z którymi współpracuje, ma się poszerzyć o artystów zagranicznych, a jeden z artystów Wschodu, Piotr Skiba, miał już pod jego egidą wystawę w Mediolanie. (PP)
ul. Żelazna 43a, Warszawa
facebook.com/wschodgaleria
XS
Nazwa galerii, czy też może tego eksperymentalnego miejsca około-wystawienniczego, bierze swoje źródło z niewielkiej przestrzeni jaką dysponuje XS. Jak to jednak w życiu bywa, często mniej znaczy więcej, tak więc w XS odbyło się już wiele wystaw i wydarzeń o charakterze performatywnym. Założona rok temu przez reżysera Wojtka Ziemilskiego i choreografkę Marię Stokłosę na warszawskim Mokotowie galeria łączy różne środowiska artystyczne – sztuk wizualnych, teatru i tańca. Różnorodny program XS tworzy kilka osób – oprócz Ziemilskiego i Stokłosy także Joanna Turek prowadząca Fundację Badań Przestrzeni Publicznej TU. Pomysły często realizowane są tu szybko, na fali entuzjazmu. XS ma stanowić odskocznię od zwyczajowego, obciążonego procedurami trybu działania instytucji artystycznych. Niewielki rozmiar przestrzeni inspiruje także zapraszanych przez XS artystów. Mateusz Choróbski i Anna Orłowska przygotowali tu Sklep przymuzealny, w którym można było zakupić muzealne pamiątki odnoszące się do kwestii postkolonialnych, a Michał Slezkin stworzył wystawę-grę Rzeczpospolita XS. Jest to także ciekawy format do działań performatywnych – każdy artysta działający w XS musi uwzględnić bliskość widowni. W przestrzeni przy Narbutta odbywają się też wykłady i inne wydarzenia o charakterze edukacyjnym, także te skierowane do dzieci. I żeby tego było mało, w tym mini-domu kultury odbywają się rezydencje artystyczne, jak do tej pory dedykowane sztuce i internetowi. (KP)
ul. Narbutta 27a, Warszawa
facebook.com/xs
Wrocław
Miejsce przy Miejscu
Galeria Miejsce przy Miejscu działa pod egidą Ośrodka Postaw Twórczych – wrocławskiej instytucji kultury prowadzonej w w dużej mierze przez samych artystów. Z tych względów Miejsce przy Miejscu także pozostaje pod opieką artysty, Łukasza Rusznicy, który heroicznie pracuje tam w pojedynkę: układa program, kuratoruje i sprząta. Siłą rzeczy program galerii odzwierciedla zainteresowania i charakter tego wrocławskiego bon-vivanta: jako fotograf Rusznica zaprasza do galerii fotografów, dobierając ich w kluczu artystyczno-emocjonalnym. W galerii Miejsce przy Miejscu wystawiają więc fotografowie, z którymi, jak mówi sam Rusznica, jest on w stanie nawiązać jakiś rodzaj porozumienia i zaufania (czyli: nie zaprasza na wystawy artystów, których uważa za chujów). Jeśli do takiego porozumienia nie dojdzie, szanse na współprace są raczej nikłe, nawet jeśli prace są dobre. W zasadzie jest to dość zrozumiała metoda, warto jednak podkreślić, że Rusznica jest otwarty na eksperymenty i nie definiuje fotografii w sztywny sposób. W galerii mieli swoje wystawy tacy artyści jak Dawid Misiorny, Franek Ammer, Lena Dobrowolska czy Marta Zdulska. Chodzi więc o młode pokolenie foto-hipsterki. Na pokazywanych w galerii pracach dominują sentymentalno-ironiczne ujęcia dziwnych ludzi, liści palmowych, krzaków oświetlonych fleszem, relacji z podróży (swojskich lub egzotycznych). (KP)
Plac Strzelecki 12, Wrocław
facebook.com/MiejscePrzyMiejscu
Jakub Banasiak – historyk i krytyk sztuki, czasami kurator. Adiunkt na Wydziale Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich warszawskiej ASP. Redaktor naczelny magazynu krytyczno-artystycznego „Szum” (z Karoliną Plintą), członek zespołu redakcyjnego rocznika „Miejsce”. Ostatnio opublikował monografię Proteuszowe czasy. Rozpad państwowego systemu sztuki 1982–1993 (2020).
WięcejKarolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPiotr Policht – historyk i krytyk sztuki, kurator. Związany z portalem Culture.pl, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie i „Szumem”. Fanatyk twórczości Eleny Ferrante, Boba Dylana i Klocucha.
Więcej