NA DOBRY POCZĄTEK: 5-19 stycznia 2015
PASZPORTY 2014. 13 stycznia odbyła się gala rozdania Paszportów Polityki. W tym roku w kategorii Sztuki wizualne skład nominowanych artystów zdominowali mężczyźni. Spośród trzech kandydatów do nagrody – Normana Leto, Pawła Bownika i Jakuba Woynarowskiego – laury przypadły temu ostatniemu. Woynarowski został wyróżniony za oryginalne łączenie praktyki artystycznej z warsztatem historyka sztuki oraz za ciekawą aranżację Pawilonu Polonia na Biennale Architektury w Wenecji. Nie bez przesady można powiedzieć, że rok 2014 należał do niego, co podkreślił jeszcze przyznany Paszport. Tego, rzecz jasna, mu gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.
ŚCIANKA W SZTUCE POLSKIEJ. Po kilku miesiącach doczekaliśmy się konferencji programowej w CSW Zamek Ujazdowski. Jednak ci, którzy spodziewali się obiecywanego w czerwcu spotkania z nową dyrektorką Małgorzatą Ludwisiak, zapowiadanego jako wspólna debata o przyszłości Zamku przy udziale OFSW, mogli poczuć się zawiedzeni. Wtorkowa konferencja ograniczała się do zaprezentowania planów wystawienniczych CSW na najbliższy rok, w dużej mierze znanych już wcześniej i będących dokończeniem programu ustalonego jeszcze za kadencji Cavallucciego. Podczas konferencji wystąpili dyrektorka Małgorzata Ludwisiak, wice dyrektor Jarosław Lubiak (który przeniósł się do Warszawy z Łodzi razem z Ludwisiak) i kuratorzy: Ewa Gorządek, Stach Szabłowski, Kaja Pawełek i Anna Ptak. Zaproponowane przez dyrekcję innowacje są niewielkie – Ludwisiak obiecuje utworzenie osobnego programu poświęconego działalności Wojciecha Krukowskiego i Akademii Ruchu, w planach ma także zmianę identyfikacji wizualnej instytucji. To ostatnie widoczne było zresztą już na konferencji, której sztywna formuła (nie można było zadawać pytań, co niejako przeczy nowemu hasłu CSW pt. Otwarty Zamek) została nadbudowana efektowną mikroarchitekaturą w postaci dwóch ścianek z hasłem CSW się zmienia, na tle których nowa dyrektor pozowała po konferencji. Najwyraźniej Małgorzata Ludwisiak, nie chcąc na razie zbyt wiele zmienić w CSW, stawia przede wszystkim na jego poprawę wizerunkową, opierając się na swoich doświadczeniach z Muzeum Sztuki w Łodzi, gdzie była dyrektorką od spraw promocji. Jednak czy wraz z nowym logo i typografią przyjdą głębsze reformy, przekonamy się zapewne na konferencji za rok.
POEZJA I DZIKOŚĆ SERCA. 9 i 10 stycznia w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie odbyła się trzecia edycja Dwubiegunowych Spotkań z Performance Body Slang. Impreza prowadzona przez Artiego Grabowskiego zdążyła już zdobyć dwuznaczną sławę, głównie dzięki bokserskim wyczynom prowadzącego. W tym roku Grabowski postawił na bardziej subtelne działania, sprzyjające kontemplacji i wyciszeniu. Do udziału w Spotkaniach zaprosił siedmiu artystów (Franziskę Baumann, Marka Chołoniewskiego, Mehdi Farandola, Nicola Frangione, Kamila Guenatri, Helge Meyer, Matthewa Silvera) i zespół Concrete Underpass. Znaczna część akcji performerów oscylowała wokół kwestii języka i dźwięku, a łączył je poetycki, lekko melancholijny nastrój. Mocnym zakończeniem performansowego weekendu były żywiołowe wystąpienia Matthewa Silvera i rockowy koncert Concrete Underpass. Ten pierwszy, wcieliwszy się w rolę oszalałego proroka, zmusił całą salę do wspólnego tańca miłości. Jak się okazało, jego najwierniejszym kompanem był sam Arti Grabowski…
POWRÓT JÓZEFOWICZ. W piątek 16 stycznia w Zamku Ujazdowskim otworzyła się wystawa Katarzyny Józefowicz Habitat prezentująca twórczość artystki z ostatnich 25 lat. Pokazano dziesięć obiektów, z których każdy jest osobnym mikroświatem wykonanym autorską techniką: cierpliwie (miesiącami, a czasem latami) z fragmentów gazet i kartonów. Dawno niewystawiane prace przyciągnęły sporo zainteresowanych osób. Ilość przybyłych gości spowodowała liczne przepychanki w wąskich przejściach między bardzo delikatnymi pracami. Mamy nadzieję, że wszystkie niezwykle pracochłonne obiekty przetrwały wernisaż. Dla osób, które nie miały jeszcze okazji zetknąć się z pracami artystki, odwiedzenie wystawy może być ciekawym doświadczeniem (warto również zwrócić uwagę na dobre zaaranżowanie i wyeksponowanie prac). Pozostali nie będą raczej zaskoczeni, ponieważ Józefowicz nie wprowadziła znaczących zmian w formule swojej twórczości.
MIROSŁAWY NA PATELNI. Piątkowy wernisaż Józefowicz w CSW miał barwną konkurencję – o godzinie 18 w Warszawie na placu przy wejściach do Metra Centrum, określanym popularnie jako „patelnia”, galeria Sandra oraz stowarzyszeni z nią artyści (w dużej mierze wywodzący się z pracowni Mirosława Bałki) zorganizowali godzinny pokaz performance. Przygotowane przez artystów akcje miały zdecydowanie bekowy charakter, co skądinąd pasowało do panującej na patelni jarmarcznej atmosfery. Część performerów starała się otworzyć jaźń publiczności na nowe wymiary postrzegania – Witek Orski zasiadł na placu i pogrążył się w lekturze, przypominając przechodniom, że nie tylko szczurzy wyścig się liczy, Ada Karczmarczyk w stroju śniegowego bałwanka proponowała przechodniom masaż rozgrzewający, Piotr Grabowski wykonywał taniec wojenny (który wypadł jednak dość statycznie), a Michał Huszcza przewodził wycieczkom do Człowieka z Przyszłości przechadzającego się po peronie metra. Wieczór na patelni był też okazją do osobliwych manifestacji autotematycznych. Dominka Olszowy razem z Tomaszem Mrozem, przebrani za ciasteczkowe ludziki, odegrali scenę malowania pierniczkowego aktu w pracowni; w tym samym czasie Maria Toboła wraz z towarzyszącą jej aktualnie Marią Kozłowską urządziły akcję puszczania bąków, które próbowały podpalić (ponoć jednak wyszło słabo, bo wcześniej zjadły za mało fasolki po bretońsku). W krzakach nad placem ukrył się Grzegorz Bagiński, który w dość odpychający sposób próbował sprzedać gościom swojej kryjówki wideo z najnowszego pokazu Victoria Secret. Słowem – działo się. Spontaniczny, zorganizowany bez opieki instytucjonalnej pokaz z pewnością cieszy i jest miłym przerywnikiem pomiędzy sztywnymi wernisażami. Wzruszająca była także postawa profesora Bałki, obserwującego cyrkowe wyczyny swoich uczniów z niezmienną powagą i kamienną miną. Nie wątpimy, że tego wieczora na patelni to on właśnie był osobą, która dostrzegała w prezentowanych pomysłach głębszy sens.
MAFIA BARDZO KULTURALNA. Sztuka rzadko kiedy trafia na pierwsze strony mainstreamowej prasy, ale ostatnio, dzięki Monice Małkowskiej, polskie środowisko artystyczne znów jest w centrum zainteresowania – niestety, nie w pozytywnym sensie tego słowa. Redaktorzy weekendowego wydania „Rzeczypospolitej” w ubiegłym tygodniu postanowili poświęcić sporo miejsca na spiskową krytykę sztuki i teatru (ten drugi był analizowany z perspektywy rzekomo istniejącego w nim homolobby). Z tej okazji Monika Małkowska, w Rzepie od dłuższego czasu funkcjonująca marginalnie, mogła dać wreszcie upust swoim poglądom na sztukę współczesną. Przy okazji roztoczyła przed czytelnikiem barwną teorię spisku elit kulturalnych, które przejęły władzę nad sztuką, stawiając na kolaborację z rynkiem i politykę wykluczeń. Oberwało się zarówno kuratorom i pracownikom instytucji kulturalnych, jak i samym artystom – wyrachowanym i sięgającym po łatwe sztuczki. Z kolei krytycy (czyli sama Małkowska) zostali ukazani jako grupa bezsilnych i zmarginalizowanych pionków. W tekście nie pada zbyt wiele nazwisk. Autorka, ograniczając się do żonglerki skojarzeniami i uogólnieniami, buduje ten frapujący swą alternatywnością obraz rzeczywistości. Gdyby to była kolejna filipika na jej facebookowej stronie, można by na to przymknąć oko. Sprawa nabiera jednak powagi przez to, że mamy do czynienia z okładkowym artykułem w prasie wysokonakładowej (na tekst błyskawicznie odpowiedział MSN). Jak to się ma do dotychczasowej strategii Małkowskiej, która gorzej lub lepiej, ale jednak starała się przybliżać publiczności sztukę współczesną – pozostawiamy bez komentarza. Z tej roli Małkowska przedzierzgnęła się w stronniczkę opozycji spod znaku Whielkiego Krasnala. I znów, jest to fakt tyle komiczny, co zastanawiający, ponieważ dowodzi jak głęboko podzielone jest polskie środowisko artystyczne i że konflikt ten, pomimo przemian kulturowych i rotacji pokoleniowych, nie słabnie, a wręcz przeciwnie – zdaje się narastać.
SAMOTNA SPRAWIEDLIWOŚĆ. Spiskowy dyskurs rozwija się w najlepsze nie tylko na łamach „Rzeczypospolitej” – zwyczajowo już przodują w nim autorzy „Arteonu”. Ostatni newsletter, który trafił do naszych skrzynek redakcyjnych przykuwał uwagę – redakcja „Arteonu” postanowiła podsumować miniony rok w sztuce, przy okazji wytaczając swoje działa przeciwko sztuce współczesnej. I tak, redaktor Karolina Staszak w artykule Nagród racja bytu pyta, czym jest aktualnie wartość w sztuce i z niesmakiem odkrywa, że artyści współcześni wolą kreować fikcyjne światy (fałszywe obrazy rzeczywistości) niż poszukiwać prawdy; Michał Haake w recenzji Postępu i higieny wytyka Andzie Rottenberg płytkość refleksji o roli katolicyzmu w Polsce; Justyna Żarczyńska pastwi się nad sztuką lat 90., która niejako wyśmiewała osoby chore i jednostki wykluczone, a Sławomir Marzec, sprowokowany książką Karola Sienkiewicza Zatańczą ci, co drżeli, opisuje ponure konsekwencje polskiej sztuki krytycznej. Z jego tekstu najbardziej podoba nam się jedno z pierwszych zdań: „Książki Sienkiewicza nie czytałem i czytać nie będę”. Lektura „Arteonu” jest tyleż irytująca, co smutna: ze znajdujących się tam tekstów jasno wynika, że współcześni artyści i kuratorzy to kuglarze, którzy zrobią wszystko, żeby oszukać publiczność, wcisnąć jej bubla, upokorzyć i wyśmiać. Najwyraźniej w oczach naczelnej Karoliny Staszak świat sztuki składa się jedynie z jednostek na wskroś wyrachowanych i podstępnych, a kłamstwo przenika z każdego kąta sali galeryjnej. Szczerze współczujemy jej takiego oglądu na artystyczną rzeczywistość – jako jedyna sprawiedliwa musi być straszliwie samotna. Na pocieszenie przygotowaliśmy dla niej mały prezent – propozycję następnej okładki „Arteonu”, którą prezentujemy poniżej:
TRAFOSTACJA POŚWIĘCONA. „Arteon” przestrzega czytelników przed sztuką, tymczasem szczecińska Trafostacja Sztuki próbuje się wkupić w łaski publiczności i duchownych. W minioną sobotę, 17 stycznia, w galerii otwarto wystawę Nicola Samoriego Religo. Pochodzący z Włoch Samori posługuje się klasycznym warsztatem malarskim i rzeźbiarskim. Tworzy ekspresyjne prace odwołujące się do sztuki sakralnej renesansu i baroku. Otwarcie jego wystawy było dla Trafostacji okazją do rozpoczęcia współpracy ze znajdującym się naprzeciwko tej instytucji kościołem pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty. Samori przygotował jeden obraz, który zostanie na stałe umieszczony w przestrzeni kościoła – jest to wizerunek Marii Magdaleny w akcie pokuty. Natomiast dzień po wernisażu, przed debatą o twórczości artysty odbyło się poświęcenie galerii. Osoby gustujące w bardziej awangardowej sztuce lub nieskore do religijnych manifestacji mogły się czuć w Trafostacji trochę dziwnie, ale odwiedzająca galerię publiczność (tłumnie w dniu wernisażu!) wydawała się zachwycona – co akurat nie dziwi, ponieważ prace Samoriego są efektowne i stosunkowo łatwe w odbiorze. Jeśli jednak wierzyć zapewnieniom załogi, jest to jedyna wystawa tego typu w Trafostacji w tym roku. Warto także nadmienić, że wystawę otwierał sam Mikołaj Sekutowicz, właściciel spółki Baltic Contemprary, który najwyraźniej już przejął stanowisko dyrektorskie po Constanze Kleiner. A więc hurra, Trafostacja ma dyrektora… Czy to oznacza, że wkrótce będzie miała także program?
PTASIA MELANCHOLIA. Dwa dni przed wernisażem w Trafostacji kuratorka Aurelia Nowak otworzyła wystawę Mateusza Choróbskiego w Zonie Sztuki Aktualnej. To już druga wystawa artysty w Polsce w tym roku – pierwsza otworzyła się na początku stycznia w białostockim Arsenale. Wystawy w Białymstoku jeszcze nie widzieliśmy, jednak możemy powiedzieć coś o edycji szczecińskiej. Wystawa Niebieski ptak okazała się przejmującą opowieścią o zagubionym w sobie artyście, któremu nie udało się zrobić kariery w Nowym Jorku (skąd Choróbski niedawno powrócił). Pouczający charakter wystawy zdaje się świetnie pasować do otaczającej galerię Akademii Sztuki, szczerość autora wzrusza. A przy okazji, czyż nie jest to wystarczający dowód na to, że artyści czasem potrafią mówić prawdę?
KUROSAWA ZMARTWYCHWSTAŁY. Pozostając przy temacie zapomnianych, wykluczonych lub niedawno nawróconych, trzeba wspomnieć o otwarciu wystawy Coś taki spicniały? Józefa Tomczyka Kurosawy w Galerii Miasta Ogrodów (Katowice, 9 stycznia). Kurosawa, znany głównie jako nieledwie maskotka grupy Ładnie i model na krakowskiej ASP, zmarł w 2006 roku, pozostawiając po sobie skromny zbiór pamiątek: rysunki, amatorskie obrazki, recenzje wystaw kompanów z grupy oraz wiersze. Na wystawie w Katowicach, kuratorka Marta Kudelska podjęła się przypomnienia dorobku Kurosawy, najwyraźniej zakładając, że… a zaraz, właściwie to po co? Przedstawianie Kurosawy jako zapomnianego artysty i teoretyka jest raczej wątpliwe, a jego rzekomy dorobek artystyczny nie wychodzi poza ramy aktywności podejmowanej w stanie upojenia. Cel takiej wystawy pozostaje dla nas zagadką, choć niewykluczone, że może mieć ona związek z komercyjnymi zakusami krakowskiej galerii Nova, która swoje wpływy roztacza także na katowickie Miasto Ogrodów.
VILLA TORONTO. Pracowicie i pomyślnie w nowy rok weszła galeria Raster, która od 16 do 23 stycznia gości w Kanadzie, doglądając kolejnej edycji projektu Villa Raster rozpoczętego w 2006 roku. Ideą rastrowej Villi jest samoorganizacja artystyczna galerii z miast, które leżą poza światowymi centrami sztuki, jak Nowy Jork czy Berlin. Dlatego też jedna z edycji odbyła się Rejkiawiku, inna w Tokio. Imprezy te nie są pomyślane jako targi, a raczej spotkania środowiskowe, na które, oprócz wystaw, składają się także akcje artystyczne i koncerty. W Villi Toronto oprócz Rastra uczestniczy jeszcze 18 galerii, w tym takie galerie jak Zero czy Art Metropole. Jak wynika ze zdjęć nadesłanych redakcji, Rastrowi znów udało się ożywić krytykowaną za lenistwo i konformizm scenę komercyjną.