Matka umiera wiele razy. Aneta Grzeszykowska w Rastrze
W teorii i praktyce psychoanalitycznej D.W. Winnicotta, wybitnego brytyjskiego lekarza pediatry, klinicysty oraz praktykującego psychoanalityka, głównym obszarem badawczym stała się relacja niemowlę-dziecko-matka. W historii i rozwoju myśli psychoanalitycznej lat 60. Winnicott zapisał się terminem „obiekt przejściowy”, który w moim odczuciu może stać się kluczem do interpretacji, analizy oraz głębszego zrozumienia najnowszego cyklu prac Anety Grzeszykowskiej Mama.
Obiekt przejściowy to w wielkim skrócie coś, co pozwala niemowlęciu, a potem dziecku, na stopniową separację od obiektu pierwotnego, jakim jest pierś matki. Każdy rodzic z pewnością pamięta z wczesnej fazy rozwojowej własnych dzieci rożki kocyków ssane z zapamiętaniem, ukochane zabawki, misie bądź lale, których zniknięcie lub zagubienie powoduje tragiczne skutki (przy czym wybuchy płaczu i histerii należą do objawów najłagodniejszych).
O ważności obiektów przejściowych świadczy także fakt, że wielu dorosłych przechowuje tego typu obiekty jako rzekome pamiątki z dzieciństwa, jedynie podświadomie czując ich wagę i doniosłą rolę, jaką odegrały w ich życiu te często powycieranie, po wielokroć zszywane, ratowane, operowane, wypłowiałe i zniszczone do cna przytulaki.
„Zapoczątkowanie relacji z obiektem to rzecz złożona. By mogło do niego dojść, otoczenie musi umożliwić dziecku zapoznanie się z obiektem, i musi to zrobić w taki sposób, by dziecko ten obiekt tworzyło. […] Dziecko zaczyna w ten sposób ufać swej zdolności tworzenia obiektów i tworzenia realnego świata”[1]. Separacja poprzez obiekt przejściowy, znów mówiąc w wielkim skrócie, jest nam potrzebna do ukształtowania, odseparowania i wypreparowania osobowości własnej – nie tylko do odróżnienia tego, co wewnętrzne od tego co zewnętrzne, ale do możliwości funkcjonowania w rzeczywistości. „Obiekt przejściowy i zjawiska przejściowe zapoczątkowują dla człowieka to, co odtąd zawsze będzie dla niego ważne, mianowicie neutralny obszar doświadczenia, który nie jest kwestionowany”[2].
Macierzyństwu towarzyszy przede wszystkim lęk o własne dziecko. Lęk ten jest doświadczeniem nieprzekładalnym – nie są w stanie zrozumieć tego rodzaju lęku osoby nieposiadające dzieci, ponieważ wykracza on znacznie poza to, co mieści się w polu pojęciowym odpowiedzialności za drugiego człowieka. Tego lęku nie da się porównać z żadnym innym, nie da się go wyeliminować, przeczekać czy oswoić. To lęk, który towarzyszy relacji rodzic-dziecko od początku do końca. Zdaję sobie sprawę, że powyższe zdania brzmią jak truizm i wykluczają z kręgu potencjalnych odbiorców wystawy Mama ludzi bezdzietnych, ale niestety tak jest. Bezdzietni, powiedzmy to sobie brutalnie, mogą jedynie odbić się od tematu, bo ta grupa lękowa jest dla nich zamknięta.
Co gorsza, lęk w relacji rodzic-dziecko działa w obie strony. Dziecko tak samo jak dorosły boi się utraty/straty/śmierci matki. Nasze życie, zwłaszcza w prymarnym typie relacji matka-dziecko, polegającej na całkowitej zależności w okresie niemowlęctwa i wczesnej fazie dzieciństwa (do ok. 5-6 roku życia), jest próbą oswojenia tego lęku. Po raz pierwszy matka umiera dla dziecka, kiedy po prostu wychodzi z pokoju czy znika z pola widzenia. Z punktu widzenia dziecka, które nie rozumie kategorii czasu, każdorazowe zniknięcie matki równa się jej śmierci (odwracając: obecność równa się życiu). Mechanizm jest prosty: matka znika z pola widzenia – matka umiera. Matka wraca w pole widzenia – znowu żyje. Pierwszym etapem oswajania tego podstawowego lęku u dziecka jest właśnie praca dziecka z obiektem przejściowym.
Osobą, która zainicjowała powstanie składającego się z 50 fotografii cyklu Mama jest córka artystki, Franciszka. Po ostatniej wystawie prezentowanej w Sopocie w 2017 roku, na potrzeby której Grzeszykowska zamówiła hiperrealistyczny model samej siebie (głowa plus tors), rzeźba (rekwizyt/obiekt) trafiła do przestrzeni domowej. Córka artystki pewnego dnia zaczęła rzeźbę czesać – ten czuły gest łączący potrzebę troski, opieki oraz zabawy zwrócił uwagę artystki i stał się punktem wyjścia do dalszych eksperymentów z obiektem-matką.
Cykl Mama zwraca uwagę na specyfikę i wyjątkowość samej relacji matka-córka. Dla każdej córki matka jest początkowo obiektem, wzorem i tworzywem jednocześnie. Sytuacje ze zdjęć nie są wymyślone. Tak właśnie nasze córki używają nas, matek, w swojej codziennej praktyce stawania się kobietami.
Zdjęcia do cyklu trwały rok – nietrudno skojarzyć cykl powstawania zdjęć z cyklem natury – życie i śmierć funkcjonują w cyklu Mama na zasadzie pętli. Fotografią otwierającą i zamykającą serię jest zdjęcie, na którym obiekt-matka leży owinięty w czarną folię pod bujną, uginającą się od białego kwiecia jabłonką. Śmierć wiosną może wydać się okrutna, ale jest rewersem witalności i sił życiowych samego dziecka, które kontynuuje dalszą pracę z obiektem. Animowany przez córkę obiekt-matka przechodzi przez cały cykl życiowy – na kolejnych kadrach widzimy proces odwijania rzeźby, staranne mycie, zabiegi kosmetyczne, nakładanie makijażu, zabawę (szminka, papierosy), naśladownictwo (zdjęcie, na którym i matka i córka mają założone te same peruki), stopniowe podszywanie się pod obiekt-matkę, w końcu jej stopniowe zastępowanie (zdjęcia, na których córka użycza matce brakujących części ciała, takich jak własne nogi czy ręce), aż po wywózkę obiektu-matki nad jezioro i jego zatopienie/spławienie.
Dla niektórych widzów, zapewne przez fakt pracy dziecka z hiperrealistycznym obiektem, zdjęcia z najnowszego cyklu Grzeszykowskiej mogą wydać się szokujące, kontrowersyjne, perwersyjne czy wręcz odpychające, żeby nie powiedzieć dziwaczne lub podejrzane. Tymczasem warto uświadomić sobie jak dziecko podchodzi do pojęcia śmierci. Z jednej strony śmierć jest całkowicie zintegrowana, z drugiej całkowicie abstrakcyjna. Kiedy zapytałam moją córkę, czy wie, co to jest śmierć, zapytała, o którą śmierć mi chodzi i czy właśnie teraz umieram, skoro o to pytam. W takim kontekście w cyklu Mama nie ma nic z kontrowersji – jest to intymny obraz/zapis procesu oswajania lęku przed śmiercią. Dzieci nie są w stanie uwierzyć w jej realne istnienie. Pytania w rodzaju: „Mamo, czy ja kiedyś umrę?”, „Czy ty kiedyś umrzesz?”, „Czy wszyscy kiedyś umrą?”, „Mamo, gdzie ja byłam, kiedy mnie nie było”, po stwierdzenia w rodzaju: „Mamo, ja nie umrę” – są codziennością każdego rodzica.
Na potrzeby tego tekstu pokazałam cały cykl fotografii mojej 6,5 letniej córce (na wystawie możemy zobaczyć 25 zdjęć). Nie była zdziwiona, nie kwestionowała samych sytuacji, nie zdziwiły jej żadne praktyki i działania starszej o rok Franciszki. Pytań padło kilka: „Mamo, czy to jest prawdziwa mama Franciszki?”; „Dlaczego ta mama nie ma rąk ani nóg?”; i trzecie, w moim odczuciu najważniejsze: „Mamo, czy z tą mamą można zrobić wszystko?”.
Cykl Mama zwraca uwagę również na specyfikę i wyjątkowość samej relacji matka-córka. Dla każdej córki matka jest początkowo obiektem/wzorem/tworzywem jednocześnie. Sytuacje ze zdjęć nie są wymyślone. Tak właśnie nasze córki używają nas, matek, w swojej codziennej praktyce stawania się kobietami. Najpierw to nam malują paznokcie, myją włosy, szminkują usta, macają piersi i zerkają w waginy, po to, by po kilku latach umieć to przeprowadzić na własnych ciałach. W takim ujęciu uważam ten cykl za odkrywczy, bo ten rodzaj intymnej zależności nie tylko rzadko jest tematem sztuki, ale nie funkcjonuje również w formie pogłębionego dyskursu społecznego. Nie bójmy się również tego, że w tę relację wpisana jest późniejsza, zwykle brutalna negacja obiektu – „zabijanie” matki jest konieczne i niezbędne – jest konsekwencją procesu stawania się.
Dzieje się to wielokrotnie, właśnie poprzez zabawę. „Właśnie w zabawie, i tylko w zabawie jednostka – dziecko lub dorosły – może być twórcza i używać całej swej osobowości; a tylko będąc twórczą jednostka odkrywa swoje self”[3].
Oczywiście strategia twórcza artystki idzie dalej. Po raz pierwszy Grzeszykowska usuwa się całkowicie, w swoim zastępstwie używając kopii samej siebie. Po raz pierwszy też to ona staje po drugiej stronie obiektywu, utrwalając kolejne etapy separowania się własnego dziecka od obiektu-matki. Znacząca jest także decyzja, aby prace umieścić nie w przestrzeni samej galerii, ale na piętrze – w obszarze roboczym, prywatnym, na co dzień niedostępnym dla uczestników. Taka decyzja w moim odczuciu podkreśla i zwraca uwagę na sam proces utrwalony i zapisany na zdjęciach.
Mama to wystawa kontemplacyjna i bardzo intymna – do samodzielnego przeżywania, służąca refleksji na temat fundamentalnej relacji, której nie da się wymazać/zaprzeczyć/zastąpić. Nawet w obszarze sztuki.
Monika Powalisz – scenarzystka, pisarka, autorka powieści „Ósme ciało”, członkini grupy „Mateczki”.
[1] D.W. Winnicott, Procesy dojrzewania i sprzyjające środowisko. Badania nad teorią rozwoju emocjonalnego, Wyd. Imago, Gdańsk 2018., s. 73.
[2] D.W. Winnicott, Zabawa a rzeczywistość, Wyd. Imago, Gdańsk 2011., s. 36.
[3] Tamże, s. 83.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Aneta Grzeszykowska
- Wystawa
- Mama
- Miejsce
- Galeria Raster, Warszawa
- Czas trwania
- 25.05–14.09.2019
- Strona internetowa
- rastergallery.com