Malarstwo, które wyszło z ram. „Nowe rzeczy” Sławomira Pawszaka w galerii Dwie Lewe Ręce
Sławek Pawszak niejednokrotnie podkreślał, że jego sztuka nie zabiera głosu w sprawach innych niż sztuka. Jego działalność artystyczna skupia się na rozwijaniu i eksplorowaniu malarskiego medium. Artysta konsekwentnie wybiera abstrakcję. Pozostawia odbiorcę sam na sam z niefiguratywną, nieprzedstawiającą kompozycją malarską i niełatwym zadaniem kontemplowania niejako samej formy, której treść, w razie potrzeby nazwania, należy określić samemu. Trochę jak w piosence Hey: „Jeśli chcesz usłyszeć słowa, to sam je sobie wymyśl”. Pawszak tak dalece abstrahuje od werbalnego przekazu, że nie nazywa swoich prac, a jedna z jego wystaw nosiła tytuł (zaczerpnięty z Bernharda) „Słowa wszystko szmacą”.
Podobna strategia towarzyszy obiektom, które pokazał w katowickiej galerii Dwie Lewe Ręce w ramach wystawy Nowe rzeczy. Pawszak był jak dotąd zdeklarowanym malarzem – całkowicie (poza paroma niewinnymi wycieczkami w stronę trójwymiarowych obiektów i filmu) oddanym swemu medium. Czy to więc jakiś zwrot? Nie, raczej nie. Małe rzeźby (w przeciwieństwie do nierzadko ogromnych płócien malarza) są utrzymane w tym samym, rozpoznawalnym stylu co obrazy. Niekiedy wręcz do złudzenia przypominają kompozycje znane z jego obrazów. Jakby wyszły mu z płótna i uzyskały dodatkowy, trzeci wymiar.
Dzięki owemu trzeciemu wymiarowi nieco bliżej im do figuracji. Tym razem na pewno jest możliwe ponazywanie części elementów, z których te przestrzenne kompozycje się składają. Widać włosie pędzla, bombki choinkowe, nakrętki, tektury, szpilki. I tak jak jego obrazy nie powstają ex nihilo (artysta jawnie i wprost czerpie z rzeczywistości, bo maluje ze zdjęć), tak rzeźby są zlepkiem materialnych odpadków codzienności malarza i detali dekoracyjnych. Obiekty przy okazji pokazują warsztat malarza od kuchni, bo w dużej mierze składają się z przedmiotów, przy pomocy których powstają jego obrazy – szablony, przez które sprejuje czy kliny do rozciągania płótna.
W sztuce Pawszaka rzeźba czy obraz to nośniki transmitujące niewerbalne treści, które mogą istnieć autonomicznie, nie muszą wspierać się słowami. Choć tym razem historia inspiracji opowiedziana przez artystę działa na zasadzie interpretacyjnego tropu. Pawszak nazywa obiekty wymiennie stroikami. Twierdzi, że postanowił je zrobić pod wpływem obserwacji konwencjonalnych stroików, które stoją zazwyczaj na biurkach recepcji prywatnych klinik, korporacji lub hoteli. Mają za zadanie ozdabiać przestrzeń, ale zarazem są uosobieniem złego gustu, kiczu i brzydoty. Pawszak odpowiada na nie swoimi stroikami – misternymi, zręcznie utkanymi kompozycjami przestrzennymi. Grają tu barwy, kształty, faktury. Paradoksalnie, prace również rozczulają demonstracyjną niedoskonałością, zamierzonym natłokiem motywów, który jednak nigdy nie przeradza się w przeciążenie. Pawszak wykazuje się dużą subtelnością w doborze detali. Niemalże każdy obiekt zwieńczony jest sznureczkiem, antenką lub piórkiem. Wykorzystuje elementy w konwencjonalnie rozumianej estetyce postrzegane jako obciachowe, niewyjściowe. Chwilami obiekty przypominają chałupnicze dokonania majsterkowicza-entuzjasty, który z chęcią użyje słoika po dżemie, szczęśliwy, że znalazł dla niego zastosowanie. Artysta trawestuje w ten sposób korporacyjne, biurowe rozumienie piękna i naigruje się z jego unifikujących reguł.
Obiekty-rzeźbki Pawszaka w kontakcie wywołują dużą przyjemność estetyczną. Mają niewątpliwy walor dekoracyjny. Zostały utrzymane w intensywnych, nasyconych barwach. Są pełne żywotnej energii, można zaryzykować określenie – radosne. Bo w przeciwieństwie do stroików biurowych zdeterminowanych sztywną konwencją, antystroiki Pawszaka zostały stworzone z dużą dozą luzu, chwilami wręcz dezynwoltury. Artysta wykorzystuje elementy z różnych porządków. Bawi się efektem przeładowania. Obok zbitej bombki pojawiają się fragment kratki, sznurka, kapsle czy kolorowa tektura. Sporo tu też elementów geometrycznych, których ułożenie przywodzi na myśl rzeźby modernistyczne. Każdy z osobna obiekt jest odrębną opowieścią, mikroświatem złożonym z zestawionych ze sobą znalezisk i zróżnicowanym pod względem materiałów, faktur, kolorów.
Poza wymiarem estetycznym, wyjściowym skojarzeniem, jakie budzą stroiki, jest ich powiązanie z kulturami tradycyjnymi, ich przesiąknięcie treścią religijną lub magiczną. Jeden z obiektów to, ni mniej ni więcej, totem ułożony z plastikowych kapsli. Kolejny do złudzenia przypomina ołtarzyk. W kulturach tradycyjnych to przedmioty, w drugiej zaś kolejności obrazy/wizerunki, stawały się fetyszami. To rzeczom przypisywano właściwości magiczne. Tym bardziej znaczące wydaje się uzyskanie przez sztukę Pawszaka trzeciego wymiaru, jej materializacja. Współczesne świeckie stroiki kompletnie utraciły powiązanie ze sferą duchową. Ich funkcja ogranicza się jedynie do strojenia, dekorowania. W postreligijnych obiektach artysty można dostrzec melancholię za utraconą metafizyką, niezgodę na płaską, powierzchowną materialność. Magiczna symbolika wskazuje na to, że nie są to obiekty czysto fizyczne i w pełni wytłumaczalne, że kryje się w nich przeczucie pewnej tajemnicy lub choćby tęsknota za nią. Jest to nowy wątek w twórczości Pawszaka.
Wystawa Sławomira Pawszaka w Galerii Dwie Lewe ręce wypada bardzo dobrze, ale woła o nieco bardziej wyszukany lub choćby bardziej nośny poznawczo tytuł niż Nowe rzeczy. Zwłaszcza, że tym razem to nie kolejny rozdział malarskiej abstrakcyjnej opowieści Pawszaka, a być może odrębny rozdział jego twórczości.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Sławomir Pawszak
- Czas trwania
- 14.11-31.12.2014